Gdzie Adol rozjeżdża wszelką opozycję i łamie kolejne parę serc.
To tyle jeśli chodzi o szóstą odsłonę cyklu Ys. Sukces tej odsłony ożywił serię i ułożył podwaliny pod następne gry - dosłownie: Ys: The Oath in Felghana oraz Ys: Origin korzystają z tego silnika, poprawiając i ulepszając mechanikę, a Ys VII i Ys Celceta oferują bardzo zbliżoną mechanikę.
Fabularnie Ys VI jest dość ciekawy - jedną warstwą jest sztampowa przygoda Adola: Adol rozbija się, traci ekwipunek i levele, rozkochuje w sobie lokalną piękność (wyjątkowo sztuk dwie), po czym wpada niczym kłoda pod nogi najnowszemu Złoczyńcy planującemu Podbić Świat. Jednocześnie tu i ówdzie przeziera druga warstwa narracji, budowana od czasu pierwszej części, najpierw nieśmiale, potem coraz odważniej - mowa o worldcrafingu. Świat Adola ma zaskakująco przemyślaną, ale podawaną w małych porcjach historię - to co stało się kiedyś, co robili i gdzie się podziali Eldeen, co się stało (i nadal dzieje: czarna perła, Napishtim, Galbadan...) z ich artefaktami, a także z drugiej strony, co teraz poczynają ludzie, jakie są potęgi i z kim trzeba się liczyć. W YsVI Adol spotyka (no, powiedzmy) trzecią w serii przedstawicielkę Eldeen, jest także powiedziane, co się stało z wieloma z jej rasy i skąd czerpali swoją moc (skrzydła występują u pracujących z Clerią/Emelas), wiemy też, że Adol w ciągu pięciu poprzednich gier namieszał tyle, żeby przykuwać uwagę coraz potężniejszych osobników.
Gameplay Ys VI natomiast o ile był solidny, to nie porywał - system itemów nieco psuł dynamikę, szczególnie starć z bossami, używanie sword skilli było raczej uciążliwe, niz przyjemne, a elementy platformowe wybitnie wkurzały (RUINS OF AMNESIA). Wszystko zostało ulepszone w następnej według lat wydania odsłonie serii - Ys: The Oath in Felghana... którą zobaczycie już wkrótce
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.