Nocturnal Breed "Napalm Nights"
Przeczesując Internet w poszukiwaniu piękna, miłości i przyjaźni można natrafić na ciekawe rzeczy. Mnie zawiało aż do skutej lodem Norwegii, gdzie w Oslo odnalazłem chyba jeden z lepszych, tegorocznych albumów: Nocturnal Breed ?Napalm Nights?.
Okładka kojarzy mi się z połączeniem okładki albumu Sodoma ?M16? z filmem ?Pluton? ? plus na wejście.
Pierwsze, co rzuca się w ?uszy? pod rozpoczęciu odsłuchu to specyficzny wokal. Przypomina mi on jakiś perwersyjny mariaż wysokich nut Halforda z Judas Priest, z brudnym charczeniem Joela Grinda z Toxic Holocaust. Momentami słychać też echa Toma Angelrippera, co akurat jest miłym smaczkiem biorąc pod uwagę, iż album zawiera kawałek, z którego szatany z Sodom byłyby dumne, ale o tym później.
Świetna jest tutaj praca gitar oraz perkusji. Obie partie łoją aż miło, a solówki gitarowe są szybkie, chwytliwe i agresywne. Co do stylu gry, to bywa szybko, jak w kawałku ?Speedkrieg?, ale są też nieco wolniejsze utwory, jak tytułowe ?Napalm Nights?, które swoją wymową świetnie oddaje duchotę, beznadzieję i brud wojny. Jak wspomniałem: Sodom byłby dumny, a każdy osłuchany w gatunku z łatwością zanuci zaraz po tym utworze ?Napalm In The Morning?.
Ten album to prawdziwe cacko. Łączy w sobie cechy thrash metalu lat 80?tych, co ucieszy z pewnością każdego fana, oraz brudnej, norweskiej, blackmetalowej smoły, którą czasami słychać w stylu gry oraz brzmieniu wokalu.
Warto się z tym zapoznać, bo mimo początkowo lekko odpychającego wrażenia, to kawał świetnego thrash, nie biorącego jeńców!
Ocena? 8/10
POLECAM!
3 Comments
Recommended Comments