Komiksy, tak jak i gry komputerowe stopniowo wychodzą z nerdowskiego getta, nie są już wykpiwane na każdym kroku i powoli tworzy się nawet literatura quasi naukowa, która porusza zagadnienie komiksu od nieco innej strony. Powstają poważne prace zarówno o komiksie amerykańskim ( np nie tak dawno wydana u nas Historia Marvel Comics), jak i rodzimym ( Historia Polski w Komiksowych kadrach, czy Krótka historia sztuki komiksu w Polsce). Pozycje te skupiają się jednak na samym komiksie, występujących w nim motywach, czy archetypach, nieco inaczej jest z prezentowaną tu pracą Łukasza Kowalczuka. Tm-Semic to poprawiona wersja jego własnej pracy magisterskiej, skupia się w niej przede wszystkim na funkcjonowaniu wydawnictwa u progu przemian ustrojowych, opisuje niszę na rynku w jaką wskoczyło dawne Codem i co było ostatecznym powodem upadku Tm-Semic (Fun Media). Swoją pracę autor popiera licznymi cytatami osób szalenie istotnych dla branży komiksowej, najczęściej odwołuje się oczywiście do wypowiedzi Marcina Rusteckiego i Arkadiusza Wróblewskiego. Czy warto wydać parę groszy na pracę, która mniej niż samymi komiksami para się ekonomiom i sposobem funkcjonowania wydawnictwa? Zdecydowanie tak.
Pierwsza część tej ciekawej pracy wspomina o korzeniach komiksów superbohaterskich i wydawaniu ich w Polsce już... przed wojną, co bardzo istotne autor daje nam dużo odsyłaczy i niemal kompletną bibliografie, więc jeśli jakiś wątek nas zainteresuje, a uznamy, że był opisany zbyt pobieżnie, to łatwo możemy doszukać się tego i owego w innych pozycjach. W tym swoistym wstępie możemy poczytać o komiksowych molochach, bądź też mniejszych projektach, jak również standardach na obcych rynkach i odniesieniu ich do stacji w Polsce. Tak poglądówka pozwala nawet laikowi, który książkę czyta z powodów ekonomicznych, wsiąknąć i zrozumieć co wydawało TM-Semic i jakie miało to znaczenie dla polskiego rynku. Dalej autor pisze o PRL-owskich komiksach piracko przedrukowywanych, bądź przerywanych, a także o bojkotowaniu ich przez władze. Pojawiają się tu tytuły o jakich słyszało niewielu, wydawane bez licencji (Superman 50 Lat), przerysowywane (Daredevil), bądź drukowane niemal całkowicie legalnie (Elektra). Dopiero po nakreśleniu sytuacji autor odsyła nas do początków istnienia Codem/Tm-Semic/Fun Media.
Dalej mamy już czystą ekonomię, autor skupia się na funkcjonowaniu wydawnictwa, jego kooperacji ze Szwedami (która jak twierdzą niektórzy była jedną z przyczyn upadku wydawnictwa). W pracy możemy poczytać o zwykłych problemach edytorskich, walką z Polską administracją, usterkami technicznymi, czy też narzucaniem pewnych tytułów przez ,,siły wyższe". Bardzo interesująca jest kwestia kontaktu z Marvelem (lata 90!), przyjazdu Stana Lee do Polski, czy też sympatii jaką Rusteckiego darzyli zachodni edytorzy. Dalej autor wymienia nam najstarsze, najdłuższe, najlepiej sprzedające się i ogólnie z różnych powodów ,,naj" pozycje. Obok takich sław jak X-Men, Batman, Punisher, czy Siperman, pojawia się Alf, Power Rangers, czy Barbie, co nieźle obrazuje ówczesną wszechstronność Tm-Semic. Niestety kolejne akapity, to już anatomia powolnego upadku wydawnictwa, coraz to nowe wydawnicze buble i załamanie rynku, doprowadziły do przemianowania firmy na Fun Media, a ostatecznie do jej upadku. Oczywiście autor nie pomija naśladowców takich jak Wizuale, Manzoku, czy Mandragora,przy okazji analizując takżeich działania pod kątem ekonomicznym.
Co do samej pracy, czyta się ją naprawdę przyjemnie, jest napisana prostym językiem, aczkolwiek brzmiącym na tyle profesjonalnie, by dalej uznawać książkę za stadium naukowe . Każdy znajdzie tu coś dla siebie, to zarówno skrócona historia komiksu, jak i socjologiczna próba odszukania jego fenomenu, jak również obraz funkcjonowania i upadku jednego z większych wydawców lat 90. Ja osobiście bardzo książkę polecam, zwłaszcza jeśli badacie komiksową historię może się wam przydać, wszak poza samą treścią, mamy tu naprawdę obszerne odsyłacze i bibliografię. Ciężko mi powiedzieć do kogo skierowany jest ten tytuł, komiksiarze będą zachwyceni, ludzie z żyłką dziennikarską też znajdą coś nie coś, tak jak i domorośli biznesmeni
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze