Skocz do zawartości

Moja racja jest najmojsza!

  • wpisy
    44
  • komentarzy
    499
  • wyświetleń
    64227

Gajdzińskie Pamiętniki cz. 6


Amdarel

1550 wyświetleń

Japanese_girl_fukuoka_sayaka_23la.jpg

Obowiązki zajmują nam znaczną część życia. Jednak byłoby ono nudne i frustrujące bez odrobiny rozrywki. Japończycy mimo bycia niezwykle zapracowanymi i obowiązkowymi ludźmi, także od nich nie stronią. Warto omówić te, które także wybrednemu gaijinowi przypadły do gustu.

Zacznijmy od odkrycia, które ucieszyło moją duszę gracza. W Japonii salony gier są ciągle żywe! Jako, że do tej pory wspominam niewielkie budki wypełnione automatami, które niegdyś zrzeszały graczy od kilkuletnich brzdąców (którym w pierwszej połowie lat 90' byłem) po dorosłych facetów, z radością udałem się do jednego z takich "game center" w niewielkim centrum handlowym w mojej miejscowości.

Game_Center_Prizes.JPG

Pierwszy zaskoczeniem była jego wielkość. Biorąc pod uwagę, że Togane daleko do Tokio, Kyoto czy choćby stolicy mojej prefektury - Chiby, oczekiwałem raptem kilku automatów na krzyż. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że na miejscu jest ich około setki. I choć większość miejsca zajmowały gry hazardowe czy automaty wyławiające nagrody, trudno było narzekać na nudę.

Pierwszym co przykuło moją uwagę była zasłonięta budka z zombie namalowanymi na ścianach. Gdy weszliśmy do środka okazała się to gra na 1-2 osoby. Każdy z nas siadał przy swoim pistolecie, którymi mógł celować do przeciwników. Warto zaznaczyć, że gra mimo bycia typowym przedstawicielem dawno wymarłego w Polsce gatunku "celowniczków" przypominających czasy House of the Dead czy Virtua Cop, potrafiła podnieść ciśnienie. A to za sprawą możliwości wybrania grafiki 3D (okulary obok każdego ze stanowisk), wibrujących siedzeń czy podmuchów generowanych w krytycznych momentach. Spróbujcie usiedzieć spokojnie gdy wypadające z znikąd zombie wypluwa kwas w waszym kierunku a wy nie dość że macie wrażenie, że zaraz wgryzie Wam się w gardło to jeszcze czujecie coś na twarzy.

21125716-taiko-video-game-ryan.jpg

Następną wartą uwagi grą były... bębny. A konkretnie taiko drum video game. Kolejna pozycja dla 1 lub 2 graczy mechanika przypomina nieco perkusję z guitar hero (którego odmiany były także dostępne i co najlepsze pozwalały pobawić się w zespół na 2 gitary i rzeczoną już perkusję - niestety brak zachodnich hitów). Celem gry jest odpowiednie uderzanie w bębny (zarówno membranę jak i krawędzie). Wbrew pozorom niezwykle wciągające oraz trudne. Przynajmniej z punktu widzenia causalowych graczy, bo japońskie dzieciaki nie miały z tym czy jakąkolwiek inną grą żadnego problemu. Takiego zawodowstwa jakie widziałem wykonaniu każdego z obserwowanych tam graczy (poza nami oczywiście) nie powstydziliby się John Bonham czy Ringo Star.

Po tych atrakcjach musieliśmy nieco dać naszym palcom ochłonąć. A nie ma na to lepszego sposobu niż położyć je na... kierownicy. W tym celu udaliśmy się do automatów z Mario Cart. O ile poprzednie gry stawiały na współpracę, to w wyścigach jak wiemy zwycięzca może być tylko 1. Podrzucanie sobie bananów czy rzucanie grzybkami nigdy nie przestaje sprawiać satysfakcji. Co ciekawe, po wybraniu swojego avatara, gra robi zdjęcie naszej twarzy, w którym możemy dopasować się do wybranego bohatera. Dzięki temu możemy zobaczyć swoje oblicze z nieśmiertelnymi wąsami i czapką hydraulika (w niektórych wypadkach efekt idealnie obrazowałby słowa rodziców "Takich Panów unikaj!") czy grzybkiem na głowie.

Na sam koniec zdecydowaliśmy się zażyć nieco ruchu. Co ciekawe jedynym automatem nie różniącym się od europejskiej wersji był "air hockey", czyli gra którą można gdzieniegdzie znaleść i w Polsce. Podczas gry zwróciliśmy uwagę na długą kolejkę w której stały jedyne dziewczyny. Dla nikogo nie było zaskoczeniem, co tak przykuło uwagę żeńskiej części japońskiej młodzieży. Była to oczywiście budka robiąca purikury, czyli popularne w Japonii specjalne zdjęcia. Co w nich takiego niezwykłego? Po pierwsze efekt możemy uzyskać od ręki w formie naklejki, normalnej fotografii czy nawet breloczka. Po drugie i najważniejsze, po wykonaniu zdjęcia możemy je edytować nakładając na nie masę specjalnych efektów. Tak wyglądają przykładowe dzieła:

purikura-eye-enhancer-two.jpg

Purikura_birthday_pictures_by_Shiya.jpg

A tu sam automat:

800px-Cacao_Pixel_Purikura_Machine.jpg

Salon gier zamyka się jednak o 20. Co robić później o ile jest się w wieku, który uprawnia do późnego powrotu do domu? Odpowiedź może być tylko jedna - karaoke!

Przed przyjazdem do Japonii nigdy nie byłem fanem karaoke. W Polsce jest ono urządzane w pubach, gdzie po pierwsze musimy słuchać jęków obcych ludzi, po drugie czekać wieczność aż wreszcie DJ puści "nasz kawałek" (a jak na złość my akurat wtedy jesteśmy w toalecie czy na papierosie). Po trzecie i najważniejsze, jeśli nie jesteśmy posiadaczami dobrego głosu, średnio mamy ochotę ośmieszyć się przed obcymi ludźmi. Zwłaszcza że 5 min temu sami narzekaliśmy "na tę skrzekliwą podpitą dziewczynę".

Japońskie karaoke jednak różni się całkowicie. Japończycy jako naród lubiący prywatność nie zdzierżyliby wygłupiania się przed obcymi ludźmi. Dlatego też, w kraju kwitnącej wiśni są specjalne kluby karaoke, w których po uiszczeniu odpowiedniej opłaty (zwykle nieco ponad 1000Y od osoby) dostajemy własny pokój, ze sceną, maszyną do karaoke, bezprzewodowymi konsolami do wyboru i mikrofonami. Dzięki temu możemy śmiało puścić wodze fantazji (zwłaszcza po paru drinkach) i wydzierać się przez całą noc do mikrofonu z naszymi przyjaciółmi, nie obawiając się pozwu o zwrot kosztów za laryngologa i psychologa od innych gości przybytku.

karaoke-purple.jpg

Dodatkową atrakcją w niektórych takich klubach jest też fakt, że w ramach uiszczonej opłaty możemy korzystać także z innych sprzętów. Nie ma więc przeszkód by w momencie gdy zaboli nas gardło pograć chwilę w bilard czy tenisa stołowego. Warto także zaznaczyć, że każdy gość dostaje szklankę i może do woli korzystać z dyspozytorów z napojami bezalkoholowymi (za procentowe trzeba płacić osobno, chyba że weźmie się droższą wersję wieczoru czyli nomihodai), kawą i herbatę umieszczonych w holu. To wszystko sprawia, że jest to idealny wybór by spuścić nieco pary przed powrotem do codziennych obowiązków. Z czym niewątpliwie, patrząc na ilość tych klubów, zgadzają się sami Japończycy,

13 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Fajne te japońskie kluby karaoke. Ale obawiam się, że u nas by się nie przyjęły. Znaczy, pewnie by się przyjęły, ale długo nie wytrzymały. Zaraz by wszystko zdewastowano a to, co by ocalało, by skradziono...

Cóż, ostatnio psycholog na okresówce mi wypomniała, że moja chorobliwa nieufność + śmiałość + cynizm = niezdolność do pracy z ludźmi :]. Już przez chwilę się bałem, że nie uzyskam jej orzeczenia...

Link do komentarza

Na pewno musiałyby być dodatkowe fundusze na ochronę takiego obiektu. Uważam jednak, że problemy z utrzymaniem się miałby z innych powodów - ogromna ilość osób która chodzi regularnie na karaoke jest między 20 a 30 rokiem życia. M.in. dlatego, że Japończycy rzadko robią imprezy w domu ze względu na cienkie ściany i sąsiadów. W Polsce ta grupa wiekowa raczej niechętnie wydawałaby 30-40 złotych na karaoke. Jest też nieco inne poczucie prywatności - u nas ludzie w tym wieku wręcz lubią się lansować w klubach i obnosić ze swoim głupim niekiedy zachowaniem czy kasą.

Link do komentarza

To może teraz wpis koncentrujący się tylko i wyłącznie na Japonkach ^^?

Tak swoją drogą polecam dla ciekawych obchodów po Japonii relację Krzysztofa Gonciarza, który właśnie tam przebywa i swoją wycieczkę relacjonuje na YT. Dobra wiem, że to mało profesjonalne i go pewnie dużo osób nie lubi i można znaleźć lepsze rzeczy na YT zapewne, ale jak dla mnie robi to bardzo fajnie i przyjemnie mi sie ogląda. Link: http://www.youtube.com/user/wybuchajacebeczki

  • Upvote 1
Link do komentarza

Dzięki za informację. Muszę przyznać, że sprawnie i interesująco zrobiona seria. Pomysł z robotem dającym kwiatki Japonkom 8 marca przesympatyczny ;)

Chociaż szczerze przyznam - zazdroszczę budżetu na próbowanie nowych rzeczy, jakim to obaj panowie dysponują ;) No i niestety mnie jako gaijinowi na wizie studenckiej ,railpassy nie przysługują - chlip :(

Link do komentarza

Właśnie też zaskoczył mnie naprawdę ciekawie zrealizowany obchód bo panowie adają się pokazywać wszystko co mijają po drodze i chociaż trochę odbiega od naszej kultury :). Gonciarza kojarzę jeszcze z tvgry.pl (kiedyś jeszcze przyjemnie mi się to oglądało) i chociaż nie przepadam za jego komediową serią (bo Ask That Guy With The Glasses bardziej do mnie trafia), filmiki o Japonii są świetne. Dla kogoś kto nigdy nie był i w najbliższym czasie się nie wybierze, trochę dołujące, ale tym bardziej dobre.

No, wiem jak to bywa ze studentami, a Japonia zapewne najtańszym miejscem nie jest.

Mam pytanie. Pewnie już o tym gdzieś pisałeś (na pewno), ale albo mi to umknęło, albo ślepota się nasila, albo jeszcze co innego: studiujesz Japonistykę, po prostu jesteś na studiach w Japonii, jesteś z wymiany czy co? Bo strasznie mnie to ciekawi :).

Link do komentarza

Gonciarza też kojarzę, parę(naście) jego filmików gdzieś widziałem, ale nigdy wielkim fanem nie byłem. Ta seria jednak jest naprawdę fajna. Sam z niej spisałem kilka rzeczy "to do" ;) Mam nadzieję, że salamandra będzie lepsza od nato - tego czegoś miałem okazję spróbować kilka miesięcy temu i jest naprawdę... złe.

Do Japonistyki mi trochę daleko. Skończyłem Ekonomię a wyjechałem z drugiego kierunku (Logistyka ze specjalizacją IT). Do Japonii trafiłem trochę przypadkiem, bo o stypendium dowiedziałem się w ostatniej chwili na wykładzie do wyboru, który akurat traktował o aspektach robienia biznesów w Japonii. Na szczęście tutaj zapewnili nam aż 4 możliwe grupy zaawansowania Japońskiego, więc są zarówno początkujący jak ja, osoby które będąc np. na MSG chodziły gdzieś na kursy i trochę liznęły, jak i ludzie z Japonistyki, którzy celują w N2-N1.

Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o tym stypendium (albo wyjechać samemu) to wyszukaj sobie "Mizuta Scholarship" ;)

Link do komentarza

O kosztach pisałem co nieco w jednym z poprzednich wpisów. W ramach tego stypendium są 3 opcje:

- Pokrywają Ci mieszkanie z rachunkami, dostajesz stypendium 50 000 Yenów/mies, fundują bilet, nie płacisz za czesne.

- Mieszkanie + rachunki + czesne.

- Mieszkanie + rachunki + połowa czesnego.

Koszty zależą od tego jak żyjesz, na ile często zwiedzasz czy imprezujesz, ile jesz. Generalnie znam osoby, którym jako tako wystarcza ok 1000-1200 zł (30-35 tys.), znam takie dla których i 50 tys to mało. Sam mieszczę się zwykle w tych 50 tys.

Wielu młodych Japończyków pracuje na pół etatu, ale wśród moich znajomych Europejczyków, którzy są tu na wymianie (nie zaś na stałe na studiach) nie kojarzę takowych. Bez znajomości Japońskiego raczej na to nie ma szans, a poza tym wymaga to dość sporo formalności z tego co się orientuję. Jedyna forma zatrudnienia jaką moi znajomi otrzymali to bezpłatne praktyki w swoich ambasadach (MSZ nie zwraca nawet kosztów dojazdu).

Na pewno przed wyjazdem musisz liczyć się z jednym sporym kosztem - dodatkowym prywatnym ubezpieczeniem na cały rok. Bez niego nie polecam wyjeżdżać, bo ubezpieczenie Japońskie pokrywa tylko 70% kosztów leczenia. Jak Ci się trafi grypa czy ukruszony ząb to spoko, koszty Cię nie zabiją, ale w razie czegoś poważniejszego, to te 30% i tak sięga tysięcy... dolarów.

Jakbyś miał jeszcze jakieś dokładniejsze pytania to zapraszam na priv ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...