GREEN LANTERN REBIRTH
Scenariusz: Geoff Johns
Rysunki: Ethan Van Sciver
Pamięta ktoś jeszcze bohatera srebrnej ery, Hala Jordana? John Stewart, Guy Gardner, Kyle Rayner to spójrzmy prawdzie w oczy jego namiastki. Odpowiedzialny za nowy kierunek Zielonej Latarni Geoff postanowił przywrócić do życia podstarzałego herosa ? stąd w tytule słowo rebirth (pol. odrodzenie). Tak! Dla mnie jedynym, słusznym członkiem korpusu jest właśnie ten osobnik, którego pragnę kiedyś ujrzeć w rewelacyjnym, wysoko budżetowym filmie.
?Emerald Twilight?, autorstwa Rona Marza zbudził sprzeciw wielu fanów. Kyle Rayner został ostatnią Zieloną Latarnią. Próbowano przywrócić komiksom postać Jordana i w Final Night scenarzyści poświęcili jego życie, by następnie w miniserii ?Day of Judgment? z 1999 został wybrany na nowego nosiciela bóstwa, ducha zemsty - The Spectre. Te próby spełzły na niczym. W 2004 anulowano serię z Spectre, komiksy Green Lantern sprzedawały się bardzo źle. Wstrzymano dotychczasową serię na numerze 181 i zatrudniono Geoffa Johnsa, który zajął się projektem o nazwie ?Green Lantern: Rebirth?. Czy rezurekcja była słuszna i udana? Przekonajmy się.
Jak już wspomniałem po pamiętnej aferze z Parallaxem (tak, tym samym z filmu z 2011 roku) Jordan stał się widmem opętanym przez ducha zemsty Spectre. Zło, które wyrządził Hal dla wielu było i jest zbyt wielkie, by jego winy mogły zostać odkupione. Teraz wspomniany duch zemsty wymierza sprawiedliwość według własnego skrzywionego idealizmu. Ziemianin może się temu tylko przyglądać (bardzo to w swoim zamyśle przypomina Ghost Ridera). Ale czy aby na pewno on jest odpowiedzialny za zniszczenie korpusu Zielonych Latarni, ten kobieciarz i pilot o dobrym sercu? Komiks wyjaśnia, co tak naprawdę stało się z Jordanem. Jego duszę zamieszkuje nie tylko Spectre, ale i Parallax, który przetrwał i ukrył się w jej wnętrzu. Cała intryga sprzed kilku lat w komiksach ? Hal Jordan jako superzłoczyńca ? zostaje w ciekawy i akceptowalny sposób wyjaśniona.
Moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu komiksu było proste ? przytłaczające i wiarygodnie osadzone w komiksowej konwencji znanego uniwersum wytłumaczenie przeszłych złych uczynków Hala Jordana i przywrócenie go do życia w jeszcze lepszym stylu na długi czas nie pozwoliło mi dostrzeć jakiekolwiek wady. Wznowienie przygód najpopularniejszego członka międzygalaktycznego korpusu zaliczam do najlepszych komiksów z tego uniwersum. Geoff wiedział co zrobić i jak to zrobić. Znał odpowiedzi i rozwiązania. Przebiegle w tę aferę wplótł jednego z podlejszych i najbardziej niebezpiecznych łotrów kosmosu Sinestro. Ciekawe są interakcje członków korpusu z członkami Justice League. Wiele jak zwykle do powiedzenia ma Batman. I tu zaczynają się drobne i mniej drobne błędy.
Zwrócenie się Zielonych Latarni przeciw superbohaterom Ziemi dodało całości pieprzyku i uwiarygodniło fabularne wyjaśnienie powrotu Jordana. Można też wreszcie zrozumieć jak silni i niebezpieczni nawet dla Supermana są wojownicy władający pierścieniami woli. Jednakże wkrótce, potem gdy ujawnia się Parallax ciężko mi uwierzyć, że garstka zielonych pokonałaby uosobienie strachu w walce, a JL patrzyłoby biernie na rezultat. Niby jest to wyjaśnione, ale kompletnie tego wyjaśnienia nie kupuję. Nie przepadam również za joined universe?ami i crossoverami. Lubię, gdy superbohater jest jeden i ma swoją galerię przeciwników, gdy dochodzą kolejni robią się problemy typu, czemu nie pomógł mu Batman, gdzie, wtedy był Superman? Takie komiksy wymagają przemyślenia, dobrej egzekucji, a przede wszystkim perfekcyjnego wyczucia. Według mnie ten element w Rebirth jest nierówny. Ozdobą tej opowieści jest walka dwóch odwiecznych rywali, która jak to z tymi dwoma bywa nie może znaleźć swojego finału.
Rebirth to dobry moment, żeby zacząć czytać te komiksy, wpleciono weń wiele wyjaśnień i przypomnień tego co się wcześniej stało. Każdy, kto ma minimalną wiedzę świata DC (słyszał o Batmanie, Wonder Woman, Supermanie i JL) może rozpocząć przygodę z Green Lantern. W bogatym i różnorodnym uniwersum DC, gdzie można odnaleźć ambitne i wielokrotnie doceniane arcydzieła komiksu bez trudu znajduje się opowiadania komercyjne, które jak ta seria przemawiają do wyobraźni i nie szukają na siłę głębi tylko ruszają z kopyta serwując dynamiczną narracje. Wiele się dzieje i dzieje się szybko. Mnogość postaci z jakimi radzi sobie autor budzi respekt. Czas ?antenowy? i rozdzielenie wątków tak, aby każdy miał swój moment może i momentami odrobinę kuleje, ale można na to przymknąć oko. Kilka efektownych walk, wspaniała intryga, wiele wyjaśnień i nadanie nowej głębi Halowi to ewidentne plusy. Rysujący się portret Jordana na nowej ścieżce życia z premedytacją i odwagą przeniósł wreszcie jego przygody w XXI wiek. Postać niegdyś oskarżana o dwuwymiarowość, nawet wśród fanów Green Lantern teraz stała się już bez najmniejszych wątpliwości najlepszą z całej zgrai facetów w zielonych mundurkach. Nie mam nic przeciwko Johnowi Stewartowi i innym, ale żaden heros nie miał tylu ziemskich wcieleń jednocześnie.
Jest jeszcze jeden problem z ?Odrodzeniem?. Parallax tak potężny przeciwnik, którego nie mogli pokonać nawet strażnicy galaktyki, ojcowie korpusu zostaje pokonany przez 5 latarników i żaden z nich nie zwiódł bestii zbyt blisko słońca, co akurat uważam za dobre rozwiązanie. Historia w zbyt małym stopniu skupia się na Oa i latarnikach, czasem zbyt dużo jest ziemskich herosów. Jakkolwiek rozumiem wątek Coast City to zaognienie fabuły mogło się odbyć na Oa, nie Ziemi w słynnej siedzibie JL (zwana wieżą obserwacyjną baza orbituje niedaleko planety jak pozostałe satelity), chociaż to ciekawe miejsce lepiej dla narracji i przyszłych numerów byłoby pokazanie Oa i wplecenie rezurekcji Hala Jordana w założenie korpusu latarników na nowo. A tak mamy szemrane wyjaśnienia z drugiej ręki.
Ethan Van Sciver reprezentuje w dogłębny sposób amerykański styl rysowania komiksów. Jest na wskroś amerykański i bardzo dobrze! Kanciaste postaci z wielkimi muskułami to już norma, jej brak wywołałby u mnie szok poznawczy. Jego prace w komiksie i poza nim przyciągają wzrok, zwłaszcza pojedyncze prace z Batmanem. W obrazkowych historiach dał nam Batmana z pierścieniem woli, poza stronami komiksu pokazał mrocznego rycerza z Venomem. Wkład jaki włożył w to wydanie widoczny jest "gołym okiem". Jego styl stał się synonimem przywrócenia światu jednego z większych superbohaterów srebrnej ery, a same rysunki symbolem tożsamym z Rebirth.
Album w udanym stylu odnawia serię Green Lantern, w pewnym sensie restartując wszystko. Sam korpus wznawia działalność i Kilowog znowu może szkolić kadetów. Następne wydania przywracają kolejnych wrogów i sprzymierzeńców. Projekt Geoffa można udać zatem za udany, świadczą o tym nie tylko dobre wyniki sprzedaży komiksów. Najważniejszą i najlepszą ze zmian jest niewątpliwie postać Jordana, jej wzbogacenie i pogłębienie. Wracający do łask bohater słabego i przede wszystkim rozczarowującego filmu zasługuje na porządną adaptację. Kto wie, może kiedyś...
Jeśli chcecie zobaczyć jak Batman dostaje w papę to polecam serdecznie.
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze