Skocz do zawartości

Moje Fado

  • wpisy
    348
  • komentarzy
    1406
  • wyświetleń
    470626

Na wiedźmińskim szlaku (Znowu!) - "Wiedźmin 2: Zabójcy Królów" oraz "Sezon Burz"


bielik42

2652 wyświetleń

Na wiedźmińskim szlaku. Znowu - Wiedźmin 2 Zabójcy Królów/Sezon burz

20111213210645.jpg

Wiedźmin 2: Zabójcy Królów (Edycja Rozszerzona)

Nie jest tajemnicą, że nie tak dawno temu (zaledwie 3 miesiące) ukończyłem pierwszego Wiedźmina głównie po to, żeby móc się nacieszyć niejaką ?ciągłością? tej serii i zagrać w kontynuację na wyrobionym wcześniej zapisie. W ten sposób kończyłem wcześniej sagę Mass Effect, która również dała mi wiele frajdy. Tym razem moje podejście do ?Wiedźmina 2? było, bagatela, czwarte. I wiecie co? Skusiłbym się na piąte.

Druga część ?Wiedźmina? wyszła w 2011 roku, czyli 4 lata po pierwszej części. Sytuacja tworzenia pierwszych przygód zabójcy potworów nadaje się na osobny film dokumentalny, a jej wynik zaskoczył zapewne samych twórców ? spod ich rąk wyszło dzieło krwiste, klimatyczne i diabelnie satysfakcjonujące ? sam bawiłem się przy tej produkcji setnie, choć grafika miała swoje korzenie w wydanym w 2002 roku ?Neverwinter Nights?. Do drugiej części CDProjekt Red już nie potrzebowało korzystać z czyjegoś silnika ? stworzyli sobie własny. Strona graficzna to jednak nie wszystko.

z7695372X,Wiedzmin-2.jpg

Jeżeli jakimś cudem nie wiecie, kim jest tytułowy Wiedźmin, to już was informuje, że to najemny zabójca potworów. W tej konkretnie grze kierujemy książkowym (czyli wywodzącym się z twórczości imć Sapkowskiego) wiedźminem ? mistrzem Geraltem z Rivii, co to córkę króla odczarował, w burdy międzynarodowe się wplątał i pół kontynentu przemierzył, by się z wrogiem zmierzyć i uratować ukochaną. Geralt jest więc typowym bohaterem fantasy ? umie walczyć, umie gadać, umie kochać i umie filozofować. No i go lubimy, bo w sumie podejmuje dosyć moralne decyzje, a w swym zawodzie kieruje się kodeksem, a nie chęcią zysku, co wyklucza u niego funkcjonowanie jako najemny zbir. To właśnie z nim walczyliśmy z Salamandrą w okolicach Wyzimy, on powrócił do życia i nim interesuje się tajemniczy Dziki Gon. Co taki człowiek-orkiestra porabia w drugiej części swych komputerowych przygód?

the-witcher-2-screenshot-12.jpg

Zwyczajnie sobie chrapie, ot co! Poczciwy sen z powiek spędzają mu koszmary o Dzikim Gonie, więc niestrudzony łowca drapieżców wstaje, by powitać poranek wojny ? od zakończenia pierwszej części minęło nieco czasu. Geralt został zatrudniony przez króla Temerii ? Foltesta, jako nietypowy ochroniarz. Stało się tak, bowiem w zakończeniu poprzedniej części wiedźmin ochronił króla przed atakiem zabójcy. Naszemu białowłosemu niezbyt podoba się praca ?Szczęśliwego talizmanu?, gdy na świecie krążą inni wiedźmini i inne potwory, ale pobyt na dworze uprzyjemnia mu towarzystwo rudowłosej czarodziejki Triss Merigold, czyli jego ?nieco więcej niż? najlepsza przyjaciółka. Obecnie Wiedźmin, król, czarodziejka i cała armia biwakują pod murami pewnego zamku, należącego do byłej kochanki króla. W środku są królewskie dzieci (niby bękarty, ale jednak nie), więc Foltest rusza za nimi niosąc śmierć i pożogę. Tuż obok stąpa ponury wiedźmin. Sytuacja nie trwa jednak długo, bowiem pod koniec prologu ginie pewna ważna osobistość, o zabójstwo zostaje oskarżony sam Geralt, a w sytuację wplata się jeszcze autentyczny smok i tajemniczy wiedźmin. Zabójca potworów postanawia uciec z lochu przy pomocy dowódcy ?Błękitnych Pasów? ? Vernona Roche?a, a następnie trafia do Flotsam ? miejsca, gdzie splatają się szlaki handlowe. Wtedy też zaczyna się prawdziwa zabawa.

the-witcher-2-assassins-of-kings-pc-1298020777-108.jpg

W szczegóły fabularne nie wnikam zbytnio, gdyż cenię sobie moich czytelników, a wierzcie mi ? zdradzanie fragmentów historii to najgorsze, co mogłoby się przytrafić chętnym do zagrania w Wiedźmina 2: Zabójców Królów, wszakże fabułą Wiedźmin stoi ? i tak powinno zostać. Kontynuacja wprowadziła bardzo wiele zmian pod względem mechaniki i rozgrywki, lecz fabularny trzon pozostał niewzruszony: to wciąż historia mroczna, brutalna i przejmująca. Geralt dąży do swych celów nie tylko z powodów osobistych (udowodnienie niewinności), lecz w końcu także i politycznych, choć przecie się nimi brzydzi. Podróż wiedźmina obejmuje niemal wszystkie zapalne punkty na całym kontynencie, a jego decyzje często wpłyną na wygląd mapy świata, co jak dla mnie jest dosyć satysfakcjonującą nowinką, biorąc pod uwagę fakt, że w poprzedniczce decydowaliśmy tylko kto zginie. Fabuła wyrosła na niezwykle opasły twór, lecz podana została sprawnie, prosto i funkcjonalnie, dzięki czemu nawet jeżeli graczowi nie będzie się chciało czytać wszelkich wpisów w dzienniku, to i tak powinien zostać zorientowany ?kto, gdzie i dlaczego?. Za klarowność należy się plus, a także za fakt, że większość naszych wyborów nie jest podzielona na ?dobre? i ?złe? ? zawsze będzie jakaś szkoda, przez co często cierpimy przez nasze decyzje. Ogólnie zaś sprawa wygląda tak: do wyboru mamy dwie ścieżki, nieco podobne do tych z poprzedniczki. Pierwszą jest podążanie z Rochem i pomoc jego ?Błękitnym Pasom?, albo wspomożenie sprawy Scoia?tael i ich kontrowersyjnego przywódcy ? Iorwetha. Decyzja z kim udać się w dalszą podróż zmienia nasz cel w II akcie, a także i wszystkie questy. Obie strony mają swoje racje, ale jak dla mnie strona ?ludzka? jest dużo ciekawsza, choć mniej kolorystyczna.

the-witcher-2-assassins-kings-pc-e3-screens-1.jpg

Jeżeli przed ?Wiedźminem 2? mieliście do czynienia z serią ?Mass Effect? to szybko jasne się dla was stanie, od kogo czerpią pomysły twórcy przygód białowłosego ? podobnie jak w powoli obrastającej w tytuł ?kultowa? trylogii ME tak i tu deweloperzy skupili się na wyeksponowaniu historii i świata kosztem integracji we własną postać. I tak zminimalizowany został ekwipunek (choć i tak więcej tu zbroi niż w poprzedniczce), czyli nie bawimy się już w okienko z kratkami, lecz w przystosowane do padów okno z przegródkami, które jak dla mnie wymaga zbyt częstego klikania. Przez to rzadko zaglądamy do ekwipunku i nie troszczymy się zbytnio o zebrany złom, zwłaszcza że większość pieniędzy da się zarobić, a potrzebnych rzeczy znaleźć. Sens ?lootowania? (czyt. ? zbierania wszelkiego śmiecia i opychania go w mieście) został tu zręcznie ukryty, gdyż gracz potrzebuje pieniędzy przede wszystkim do: składników alchemicznych (o alchemii dalej), składników rzemieślniczych (o craftingu poczytacie dalej) i wreszcie schematów broni, zbroi, mikstur, petard i pułapek. Wszelkie wspomniane rzeczy przydadzą się bowiem w jednym z najważniejszych elementów gry, czyli?

wit10b.jpg

? w walce. Geralt nie bez przyczyny dźwiga na plecach dwa miecze: srebrny (na potwory) i żelazny (też na potwory, tylko częściej dwunożne). Zniknęły znane z poprzedniczki style walki, a zastąpił je w całości rozwój bohatera. Gdy Geralt dobywa miecza rozpoczyna się walka, a jak będzie wyglądała to już zależy od gracza i jego wyborów. Pierwszym wyborem jest pójście w stronę miecza ? drzewko umiejętności zawiera zwiększenie obrażeń, punktów wigoru (o tym za chwilę), zwiększa odporność na obrażenia i szansę na ataki krytyczne (walka bazuje nie tylko na umiejętnościach gracza, ale także na statystykach postaci), zawiera też niezwykle ważny w walce unik i blok. Inwestując w tą drogę gracz staje się szybką maszyną do zabijania, o ile w czasie walki będzie myśleć, bo terminatora odpornego na ciosy i miażdżącego wszystko na swej drodze jednak stworzyć się nie da. Drugą ścieżką jest uproszczona magia, czyli znajomość Znaków: w dowolnym momencie gracz może przywołać spowalniające czas okienko wyboru znaku, który odpala się PPM. Do użycia mamy Igni (obrażenia, podpalenie), Aard (pchnięcie mocy, ogłusza i wytrąca z równowagi), Yrden (stawiane na ziemi pułapki, unieruchamiające wrogów i zadające im obrażenia ? nieocenione przy walkach z potężnymi wrogami), Axii (otępienie, przeciągnięcie wroga na własną stronę, dzięki czemu mamy często nieocenioną pomoc w walce) i Quen (tarcza, pochłaniająca obrażenia i je oddająca). Każdy ze znaków przydaje się w innych okolicznościach ? np. Axii sprawdza się w walce z wieloma przeciwnikami, gdyż pozwala odciągnąć ich uwagę od nas samych, Aard umożliwi nam przerwanie bloku tarczownika i zrzucenie wroga ze skarpy, a Quen jest niemal podstawowym znakiem każdego szanującego się wojownika. W tym przypadku inwestowane punkty umiejętności skutkują zwiększeniem pasku wigoru, obrażeń zadawanych przez znaki, czasu ich trwania, dodaje różnorakie efekty (np. truciznę do Yrden) i ich możliwości.

527613-the-witcher-2-assassins-of-kings-windows-screenshot-the-graphics.jpg

Poza tymi dwoma mamy także i trzecią ścieżkę, czyli ?alchemię? ? ta gałąź umiejętności skupia się na zażywanych eliksirach i ciskanych we wrogów petardach. Obie techniki wymagają wejścia w tryb medytacji (w dowolnym miejscu, o ile w pobliżu nie ma wrogów) i skorzystanie z prostego ekranu craftingu ? klikamy na wybraną miksturę/petardę i tworzymy ją, o ile mamy odpowiednie składniki, możliwe do znalezienia w trakcie rozgrywki. Mikstury są dużo bardziej ważniejsze, gdyż to one zapewniają nam regenerację zdrowia i wigoru, a także szereg innych udoskonaleń, jak np. odporność na truciznę i powalenie. Trik polega na tym, że nie możemy przekroczyć poziomu toksyczności organizmu, a same mikstury mają też szkodliwe skutki uboczne, przez co musimy nimi manipulować w taki sposób, by negatywy były niwelowane w jak największym stopniu. Wspomniane petardy można ciskać we wrogów w dowolnym momencie i mamy ich cały wachlarz, poczynając od zwykłych ?kartaczy? poprzez rodzaj napalmu czy gazowych chmur, Petardy podpalające należą do najbardziej użytecznych. Inwestując w to drzewko zwiększamy naszą tolerancję na eliksiry, obrażenia od petard, liczbę znajdywanych przy ciałach wrogów ingrediencji, czas trwania eliksirów i kilka innych drobnostek. Dodatkowo gdzieś w okolicach końcówki II (z trzech) aktów mamy możliwość odblokowania potężnej umiejętności, ładowanej w czasie walki. Jeżeli szliśmy drogą miecza, to będzie to efektowny finisher, zabijający kilku pobliskich wrogów w jednej sekundzie, droga znaków zapewnia nam specjalny znak ?heliotrop?, czyli coś w rodzaju spowolnienia czasu, a droga alchemika pozwala na większe wykorzystanie mikstur. Kombinacji rozwoju postaci jest więc całkiem sporo, co motywuje do eksperymentów, lecz ja za każdym podejściem do gry (teraz będzie już czwarty) szedłem podobną trasą ? czyli wojownik z lekkim usprawnieniem znaków (przede wszystkim nieocenionego Quen) i mikstur (czas działania jest rzeczą zbawienną podczas niektórych potyczek) i nie narzekałem zbytnio na jakość rozgrywki.

2011-09-27_00003.jpg

Jak ząś wygląda sama walka? Z pewnością bardzo różni się od wymagającej refleksu i wyczucia mechaniki z pierwszej części. Pod Lewym Przyciskiem Myszki mamy atak słaby, zadający niewiele obrażeń, Prawym bijemy silniej, lecz wolniej. Dodatkowo przyciskiem ?CTRL? włączamy menu wyboru znaków, miecza i opcji medytacji, ?Q? odpala znak, ?E? uruchamia blok, a ?R? pozwala na szybki rzut podręczną petardą/nożem lub dokładne przycelowanie tymże (tym samym przyciskiem można też rozkładać pułapki na stwory, lecz nie korzystałem z tej opcji nigdy, poza wymogiem jednego z zadań pobocznych). No i najważniejsze ? poczciwa spacja + kierunek pozwala nam przeturlać się w bok, unikając tym samym nadchodzącego ciosu. Zarówno parowanie, jak i znak i unik kosztują nas punkty z paska ? wigoru?, widniejącego pod paskiem życia ? każda z tych czynności kosztuje osobną ilość, więc rozsądne rozporządzanie swoimi zasobami to podstawa zwycięskiej walki. Dzięki temu rozwiązaniu niemożliwe staje się spamowanie znakami lub turlanie się po podłodze niczym płonąca małpa. Ogólnie rzecz biorąc walka jest płynna, gładka i częstokroć strategiczna. Wrogowie nie patyczkują się i biją bardzo mocno, co wymusza na nas ciągły ruch i korzystanie z wielu mechanik, nie pozwala też nam na proste klikanie na wrogów, niczym bicie ich po głowie cepem, a zdrowie regeneruje się bardzo powoli. Dużo żalu do twórców mam za to, że dopiero pod koniec zabawy (końcówka II aktu i cały III akt) mamy możliwość poczuć się jak rasowy zabójca potworów, bo dopiero wtedy udostępniane są nam techniki, pozwalająca na prowadzenie płynnych, morderczych kombosów. Jednak gdy wreszcie uda nam się zabić sześciu ciężkozbrojnych bez najmniejszego zadrapania i opuszczenia pola walki, to satysfakcja z zabawy jest przeogromna, aczkolwiek niektóre elementy dałoby się zrobić lepiej ? np. dając nam jakieś dużo szybsze do rozstawiania pułapki (co jest możliwe, ale dopiero po odpowiednim perku) i zwiększając nieco precyzję liczenia ciosów, bo czasami uderzenia mieczem ?mijają? się, a wróg młócący pobliskie powietrze jakimś cudem zadaje obrażenia nam. I tak jest dużo lepiej, niż za czasów grupowych bijatyk w pierwszej części, gdy części ciała wrogów i ich uzbrojenie zlewały się w jedno.

gaming_witcher_2_screenshot_4.jpg

Kilka słów o grafice, a będzie to głównie litania pochwalna. CDProjekt Red i tak już uczynił cuda ze stareńkim silnikiem od Bioware, zastosowanym w pierwszej części gry, ale ich autorski silnik, napędzający kontynuację to prawdziwie techniczne dzieło sztuki. Świat Wiedźmina tętni życiem i kolorami, wiatr powoli porusza liśćmi, po ziemi wędrują małe zwierzaki, a roślinność po prostu nas przerasta (w obu znaczeniach). O dziwo równie dobrze wyglądają modele postaci (pamiętając kwadratowe gęby poprzednika), a niektóre ich szczegóły potrafią skutecznie podgrzać naszą krew (vide scena w elfich ruinach z Triss w roli głównej), pomimo tego, że produkcja ma już na karku trzy lata, to wciąż pozostaje liderem w gatunku RPG, jeżeli chodzi o oprawę graficzną. Równie doskonała jest animacja walki (ragdoll czasem gorszy, ale rzadko) i udźwiękowienie, nie tak klimatyczne jak utwory pierwszej części, które wciąż brzmią mi w uszach. Polski dubbing to klasa sama w sobie. Co do samej ?Wersji Rozszerzonej? ? dołączono do niej wszystkie poprzednie patche, a więc i wszystkie DLC (niewiele ich), dodano kilka questów w nadal biednym III akcie, umożliwiono zmianę fryzury głównego bohatera i poprawiono część bugów. Dodano także krótkie animacje po każdym akcie, wyjaśniające nasze decyzje. No i grzech nie wspomnieć o trybie ?Arena?, w którym odpieramy kolejne fale przeciwników rozwijając postać i kupując jej ekwipunek, by pobijać światowe rekordy. Mamy też wreszcie porządny samouczek (jak dla mnie zbędny). Ogólnie zmian gigantycznych nie ma (pamiętając różnicę czasów ładowania lokacji z pierwszego ?Wiedźmina? i jego rozszerzonej edycji), ale te, które są, zdecydowanie można je zaliczyć na plus.

Tactical-Fight.jpg

Wydawałoby się, że mamy do czynienia z grą idealną ? chwalę ją zarówno od strony fabularnej, jak i technicznej i mechanicznej, ale niestety tak cudownie nie jest. Po pierwsze ? gra jest stanowczo za krótka. Marne trzy akty (w porównaniu do pięciu z pierwszej części) to zapewnienie ok. 30h zabawy, ale musimy też wziąć pod uwagę fakt, że zależnie od naszych decyzji drugi akt różni się diametralnie, więc daje nam to jakieś +10 godzin zabawy. Zadań dodatkowych wciąż jest za mało (patrząc na takie Fallout: New Vegas), a różnorodność lokacji nie powala (wciąż wspominam wędrówki po polach w poprzedniczce). Muszę też ze smutkiem przyznać, że oszałamiająco kolorowy silnik drugiej części wykastrował ją samą z uroczego, gotyckiego klimatu, który mogliśmy znaleźć w pierwszej części, a który przypominał brud, przemoc i faktyczne ?udupienie? z pierwszego ?Gothicka?. Lokacji ciemnych jest tu mało, a zażycie eliksiru ?Kot? (rozjaśnia ciemności) skutecznie zniechęca do zabawy, gdy mroki przeminą. Zarzuty mam także do trudności walki ? o ile w pierwszej części na najwyższym poziomie trudności musiałem ostro kombinować, zarówno ze znakami, eliksirami, petardami i olejami, bo dwoma ciosami zabijał mnie podstawowy widmowy pies, to w kontynuacji na niemal najtrudniejszym poziomie (bo permanentna śmierć to jednak dla mnie przegięcie) zazwyczaj działała nieco sprytniejsza, lecz wciąż technika ?na pohybel skur**synom?. Denerwuje także zmieniony tryb ekwipunku i miasta biedne w mieszkania, kupców i atrakcje. Dalej można się bawić w minigierki: kości, siłowanie się (nowość) i pranie mord w karczmach. Pierwsza jest zrealizowana w miarę dobrze, ale nowy kąt spojrzenia podczas rzucania skutecznie utrudnia wykonanie dobrego rzutu, przez co często kończymy rozgrywkę bez kilku kości (i bez pieniędzy), siłowanie się to prościzna, niewymagająca żadnych zdolności no i bicie się, przerobione na dosyć proste QTE. Taka trochę mizeria.

528770-the-witcher-2-assassins-of-kings-windows-screenshot-a-shipwreck.jpg

Poczułem się oszukany także przez nagrody wynikłe z zaimportowania własnego zapisu gry z pierwszej części ? zmian diametralnych nie ma (są dużo mniejsze niż w przypadku konkurencyjnego Mass Effecta), a część z nich są niemal idiotycznie mało znaczące. Chociażby sytuacja ze Scioa?tael ? w pierwszej części trzymałem ich stronę, a moja pomoc okazała się dla nich zbawienna. Czy to obchodzi ich dowódcę Iorwetha w kontynuacji? Na tyle, żeby o tym wspomniał. Raz. Nie dostajemy tez zbytnio żadnego konkretnego zastrzyku gotówki, a jedyną ciekawostką jest posiadanie mieczy z poprzedniczki, w tym legendarnego srebrnego miecza, darowanego nam przez samą Panią Jeziora, a który okazuje się być słabszy od wzmocnionej wersji podstawowej srebrnej klingi. Nieładnie, oj bardzo nieładnie. Dodatkowo przez zubożenie świata zubożał także bestiariusz ? wrogów mamy tu niewielu. Pomijając ludzi zmierzymy się tu z Nekkerami (bardzo upierdliwe stwory, zastępujące dużo bardziej upierdliwsze utopce), dziwnie wyrośnięte Endriagi w kilku wariantach, silne, lecz przewidywalne Zgnilce, żałośnie słabe Harpie, koszmarne dla laików Upiory i kilka minibossów, takich jak golemy, krabopająki czy królowe Endriag. Mało, a pamiętając Bloedzuigery, Echinopsy, Bruxy, Alghule, topielce, wiwerny, bazyliszki, Graviery, Kościeja, mutanty i Barghesty z pierwszej części, to jest za czym tęsknić. Ogólnie rozgrywka wydaje się słabsza pod względem wiedźmińskim ? stwory niemal zawsze tłucze się tak samo, rzadko kiedy przygotowujemy specjalną technikę pod każdego z przeciwników, a finezja nieczęsto jest tu decydująca. Również korzystanie z innych mikstur niż Jaskółka nie jest zupełnie do zabawy potrzebne.

The-Witcher-2-Assassins-of-Kings-Xbox-360-Enhanced-Edition-Trailer_13.jpg

Chwalę, chwalę, chwalę, chwileczkę ponarzekam ? oto jak można tą recenzję podsumować. ?Wiedźmin 2: Zabójcy Królów? to tytuł, który z niezwykłą siłą rozpalił moją wyobraźnię i zwiększył oczekiwania przed wydaniem światowym. To też niemal jedyny tytuł, który kupiłem w ciemno, nie szczędząc na preorder edycji kolekcjonerskiej. W czasie zabawy nie zawiodłem się ani razu ? po prostu nie było na to czasu, tak wiele się działo, tak wiele miałem do zrobienia i przeżycia. Tytuł przeszedłem ok. 4 razy, a czuję, że przed premierą trzeciej części chęć do zagrania powróci, bo i legendarny łup dla wariatów, którzy ukończą grę na poziomie Koszmarnym nęci i ciekawi. Jeżeli chodzi o miodność z zabawy i wspomnienia to druga część przygód Geralta przegrywa u mnie z Mass Effectem 2, głównie przez sporą ilość głupotek i znaczne okrojenie świata względem poprzedniczki (co wprawdzie było też w ME2, ale sprytniej to ukryto), zabrakło też bardzo wielu rzeczy, a niektóre epizody (skradanie się w lochach, walki na pięści i kilka innych) wprost cuchną prymitywizmem i naleciałościami z kaszanki. Niewątpliwie uwielbiam ten tytuł i będę go wspominać dobrze, a często i do niego powracać, bo tego typu RPG trafia się może raz na 5 lat, a do tego ma ten klimacik europejski, którego tak brak w wielkim kosmosie?

Ocena: 9+

Plusy:

- Piękny, przebogaty i kolorowy świat

- Gładka walka

- Doskonała, pełna dylematów i dowcipu fabuła

- Rezolutny czas rozgrywki

- Przekonujące postacie pierwszoplanowe

- Tryb Arena, nęcące wyzwanie gry na poziomie ?Koszmar?

- Wybory fabularne mają wpływ na świat

- Wciąga jak szalona

- Świetna oprawa muzyczna i graficzna

- Robi apetyt na kontynuację

Minusy:

- Okrojony świat względem poprzedniczki

- Wcześniejsze wybory nie mają większego wpływu na część drugą

- Gra jest ładna, a więc wymaga dobrego sprzętu

- Nieco bardziej prostacka walka

- Mniej bestii, książek, lokacji, postaci?

Youtube Video -> Oryginalne wideo

Lecz czekajcie, to jeszcze nie koniec! Wszakże nie tak dawno temu sam Sapkowski obudził się z długiego letargu i w świetle światowej popularności Geralta postanowił wydać kolejną część przygód białowłosego łowcy potworów. Z wspomnianą książką mierzę się poniżej.

Sezon Burz

sezon_burz.jpg

Autor: Andrzej Sapkowski

Gatunek: Fantastyka

Do zaskakującego newsa o tym, że poczciwy ?Sapek? znów dłubie przy przygodach Geralta podszedłem zarówno z entuzjazmem jak i z dużą rezerwą ? wszakże pięć tomów przygód wiedźmina wraz z opowiadaniami stanowiło podstawę mojego nieco już dojrzalszego dzieciństwa, a mając w pamięci tragicznie nudną ?Kobrę? (czy jakoś tak) obawiałem się o jakość najnowszego dzieła. Jak się okazało ? całkiem słusznie, lecz i tak na szczęście się myliłem.

?Sezon Burz? to niedługa (ok. 400 stron) opowieść o przygodach Geralta z czasów, gdy jeszcze o rodzinnym felerze Foltesta nawet nie słyszał, a po Królestwach Północy podróżował jako prosty wiedźmin. Głównym wątkiem fabularnym są próby odzyskania wiedźmińskich kling, haniebnie utraconych podczas pobytu w rządzonym przez sprytnego władcę Kerack. Małe, lecz silne handlowo państewko pełne jest tajemnic i nieprzyjemności, które tylko czekają na naszego niezbyt zaangażowanego w obecne problemy społeczne białowłosego wiedźmina. Niestety dla niego owe problemy trafiają w niego niczym obuch, gdy wpierw traci on miecze, by później stać się ochroniarzem zarówno kupców na statku, jak i magów w tajemniczym ośrodku.

Dużymi wątkami w książce są: sprawa magicznie hodowanych maszyn do zabijania (coś mi zapachniało komputerowym ?Wiedźminem??), romans Geralta z czarodziejką Koral, porwane przez kupców dziecko, będące podopieczną potężnej lisicy, oraz przepychanki na tronie Kerack. Część z tych wątków jest bardzo ciekawa i z wypiekami na twarzy śledziłem rozwój sprawy tajemniczych rzezi w małych wioskach, ale z kolei kilka historii jest zupełnie nudnych i partackich, chociażby wspomniany epizod, gdy Geralt piastuje przerażonym żeglarzom, którzy porwali mistyczną kreaturę dla pieniędzy, a których teraz nęka protektorka owej istoty. Akcja płynie tam powoli jak same bagna, a zaskoczenie na końcu nie zaskakuje. Podobny problem miałem też ze sztormem w Kerack, które owszem jest opisane doskonale i piorunująco, ale ma też w sumie nijaki wpływ na samą historię. Zawodzi też mały wątek o wiedźmińskiej szkole Kota, a także epziod w domu aukcyjnym.

Problemów za to nie miałem z przyswajaniem języka książki ? styl Sapkowskiego nie zestarzał się ani trochę, wciąż bawi zręcznie wplecionymi archaizmami i niespodziankami językowymi. Dialogi są żywe, mięsne i brutalne, akcję opisano dynamicznie, z zacięciem i wyobraźnią. Nie miałem żadnych problemów z wyobrażaniem sobie świata przedstawionego, a ciągłe zwroty akcji popędzają nas do poznawania historii, przez co nawet te czterysta stron szybko zleci, pozostawiając po sobie posmak na zachętę do spróbowania kolejnego tomu. Czy ?Sezon Burz? to wielki powrót mistrza Polskiej Fantastyki? Raczej nie, aczkolwiek bardzo miło się to czyta. Małe brawa i czekam na więcej.

Youtube Video -> Oryginalne wideo

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Po przejściu Zabójców Królów, na trzecią część wiedźmina patrzę niestety bardzo nieufnie. Dwójka jak dla mnie jest strasznie przereklamowana, a niestety gdyby w roli bohatera osadzić kogoś innego, niż bohatera słynnych książek to już w ogóle bida by była.

Twórcy serii nie potrafili jak dla mnie stworzyć gry wszechstronnej. Pierwsza była mizerna pod względem rozgrywki, ale miała bardzo dobry scenariusz. Druga natomiast wyglądała tak, jakby twórcy stworzyli gigantyczny scenariusz, chcieli wszystkim skopać tyłek, potem natomiast okazało się, że po solidnej przebudowie rozgrywki skończyły im się pieniążki na zrealizowanie całej historii. Fabuła z Zabójców Królów była dla mnie taka wyjątkowo biedna i broniła się jeszcze jako tako do końca drugiego aktu, ale reszta to już porażka.

Jak się wszyscy zachwycali tą nieliniowością i w ogóle, a tak naprawdę jedynie inny sposób poprowadzenia drugiego aktu jest czymś, czego nie spotyka się w innych grach zbyt często. Reszta decyzji to czysta kosmetyka. Dla mnie ten wiedźmin tak raczej na 7.5-8/10 :)

Głównym wątkiem fabularnym są próby odzyskania haniebnie utraconych podczas pobytu w rządzonym przez sprytnego władcę Kerack

Ale zaraz - odzyskanie czego? Bo o czymś chyba zapomniałeś :)

Link do komentarza

Tekst długi (oj bardzo :)). Ale przeczytałem go za jednym zamachem i nabrałem ochoty na przygotowanie sobie save'u pod "trójkę".

Dziwi mnie porównywanie Wiedźmina do Mass Effecta. Zawsze traktowałem te serie jako przedstawiciele oddzielnych kategorii. Obie uwielbiam, ale z powiedzeniem, którą bardziej, miałbym duże problemy.

P.S.

ale nowy kont spojrzenia podczas rzucania skutecznie utrudnia wykonanie dobrego rzutu

Wkradł się drobny, rażący błąd, który jednak zdarza się i mnie czasami (choć nie rozumiem, dlaczego).

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...