Dla odmiany postanowiłem wykorzystać filmowe wspomnienia, by
Napisać o pewnym filmie, którego fenomen nie do końca pojmuję.
Co nie znaczy, że jest słaby?
Francuska komedia ?Nietykalni? jakoś mi tak w chwili premiery umknęła, a okazja do nadrobienia nadarzyła się dopiero kilka miesięcy po premierze. Przez ten czas produkcja dość wysoko widniała na mojej liście pilnych spraw, w końcu wszyscy zachwalali, że taki genialny film, część nawet stawiała go na piedestale. Przybyłem, zobaczyłem i? nie rozumiem. Nie rozumiem co jest w nim takiego, że wywołało tyle szumu.
Geniusz tkwi w prostocie?
Sam pomysł na film był prosty, a zarazem genialny ? wykorzystać jedną z tych niezwykłych historii co to je życie pisze. Zdarzyło się pewnego razu, że pewien sparaliżowany milioner poszukiwał przyjaciela, który mógłby się nim zaopiekować. W końcu padło na chłopaka, emigranta szukającego we Francji lepszego życia. Cóż, trafił początkowo na przedmieścia i nie rokował na zbyt wiele. Dopiero praca u bogacza go zmieniła, bo każdy z nich posiadał coś, czego brakowało drugiemu i mogli się tym wymienić. Podobno ostatecznym powodem przyjęcia podejrzanego typka do pracy u sparaliżowanego milionera był pewien talent, jaki chłopak w sobie odkrył ? talent do lekceważenia przepisów. Nikt nie potrafił dowieźć jego żony do szpitala tak szybko, a ze względu na wypadek, jaki im się przytrafił nieraz czas osiągany przez karetkę mógł nie wystarczyć.
To tylko drobny wyciąg z oryginalnej historii, nie widzę sensu jej tu streszczać. Z paroma elementami w filmie rozprawiono się jednak dość brutalnie. W momencie spotkania dwóch bohaterów, żona ?tego bogatszego? zasypia już snem wiecznym, a główny bohater potrzebuje po prostu podpisu dla urzędu, żeby otrzymać zasiłek. Nietypowy duet zakłada się, że długo ze sobą nie wytrzymają, a nienawykły do pracy Driss szybko spakuje walizki. Jakoś tak się stało, że zostali na dłużej. Parę wątków oryginalnej historii jednak niepotrzebnie wyrzucono i będący najmocniejszą stroną całości scenariusz jest jednocześnie główną przyczyną mojego rozczarowania filmem.
Bez początku i końca
Zaczyna się od sceny w samochodzie. Bohaterowie mkną po ulicach, w pewnym momencie natrafiają na policję, mamy zwiastun tragedii (która ostatecznie nie nastąpi) i nagle bez żadnej informacji czas cofa się i rusza właściwy film. Gdy wreszcie udało mi się rozgryźć to, że w ogóle jakaś retrospekcja nastąpiła myślałem, że będzie to ostatnia scena filmu i już czekałem na ciekawe wyjaśnienie. Niestety nie doczekałem się. Fragment ten okazuje się wyrwaną z kontekstu sceną z dalszej części filmu, co prawda nie odległej od finału, ale też niezbyt z nim powiązanej. Retrospekcja została tu wrzucona ewidentnie na siłę i niech będzie mi dane powiedzieć ? nigdy jeszcze nie widziałem tak nędznego wykonania tego elementu. Nikt nie silił się nawet na wyjaśnienia.
Również zakończenie opowieści okrutnie zawodzi. Miałem wrażenie, że twórcy nakręcili po prostu zbiór scen i podczas montażu doszli do pewnego, wyznaczonego sobie limitu czasowego, gdzie dokonali cięcia. Całość kończy się bez sensu, po krótkiej scenie wyglądającej jak wyrwana z połowy filmu dostajemy tylko parę słów na temat właściwej historii, jej bohaterów wraz z zapewnieniem, że żywe odpowiedniki dalej żyją i są przyjaciółmi. To właściwie tyle.
Emocje?
Nie można zaprzeczyć, że opowieść ma w sobie pewien ładunek emocjonalny, choć tu również nie wszystko udało się jak trzeba, o tym później. Niektóre sceny na przemian potrafią bawić i smucić. Refleksje nad współczesną sztuką wartą wiele milionów, a tak naprawdę przypominającą krwotok z nosa czy ?informacja? o tabliczce zakazu parkowania potrafią rozbawić. Nie brak też całkiem wyraźnej relacji między dwojgiem bohaterów. Niestety scenariusz sprawia wrażenie niedopracowanego ? ktoś miał pomysł na rdzeń, zabawne zderzenie niepasujących do siebie bohaterów. Do tego rdzenia nie udało się jednak dobudować fajnego początku i końca przez co zaserwowana nam opowieść sprawia wrażenie bardzo wyrwanej z kontekstu.
Film ma wywołać refleksję i rzeczywiście o jakąś tam myśl w trakcie można się pokusić. Niestety i ten potencjał został trochę zmarnowany. Twórcy nie potrafili wykorzystać zaplecza, jakie zapewniła im właściwa historia. Z oryginalnej opowieści wyrzucono dość sporo oraz zmieniono parę rzeczy, by konstrukcja się nie zawaliła. Problem w tym, że nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Nie pokuszono się o żadne rozwinięcie scenariusza w inną stronę, jakieś typowo filmowe sceny przeładowane dramatyzmem, a byłyby tu niezbędne. Stąd też choć parę fajnych momentów się trafiło to opowieść, choć niepozbawiona potencjału, mogąca być czymś więcej, okazuje się dość płytka i zbyt słabo nacechowana emocjonalnie.
Część rzeczy spłycono, w żaden głębszy sposób nie podkreślono pochodzenia Drissa. Parę ujęć brzydkich, brudnych bloków z centrum Paryża i scena z kurzeniem zielska to jeszcze nie to, czego możnaby oczekiwać. Po przybyciu na miejsce bohaterowi wszystko od razu wychodzi, zabrakło jakiegokolwiek początkowego zderzenia obu osób, jakiegoś konfliktu między nimi. Jeżeli już twórcy postanowili naruszyć oryginalną historię, dlaczego nie wzbogacili jej w żaden sposób? Nie potrafię tego pojąć.
Zatem dobry czy zły?
Nietykalni zdecydowanie wygrywają natomiast już samym pomysłem, na jakim go oparto ? zderzenie dwóch, dobrze zagranych postaci z teoretycznie niespotykających się światów. Znajdzie się tu parę miejsc, gdzie da się uśmiechnąć i nie jest to radość wymuszona. Mamy wreszcie lekki klimat i jakieś tam szczątkowe pole do przemyśleń nad własnym życiem. Nie ma tu tego dużo, ale oglądanie komedii ma być przecież głównie przyjemnością. Nietykalni to film tak naprawdę bardzo dobry. Tak wiele miejsca poświęciłem na opis jego wad z jednej, prostej przyczyny ? o tych dobrych stronach łatwo się naczytać po prostu odpalając przeglądarkę i wpisując odpowiednie hasło.
Oczywiście cała lista narzekań nie sprawia, że uważam film za słaby i niegodzien uwagi. Wręcz przeciwnie, warto go obejrzeć, bo potrafi jako tako umilić wolne chwile. Z drugiej strony aura wspaniałości, jaką otaczano go niedługo po premierze została nadmuchana trochę na wyrost. To film bazujący na fajnym pomyśle, ale całość wygląda, jakby twórcom nie chciało się już przesadnie wysilać po odnalezieniu czegoś ciekawego do przedstawienia. Przynajmniej ja powodów do popadania w przesadny zachwyt w nim nie znalazłem. Ale może się mylę? Kto wie?
PS. Do 200 tysięcy brakuje jeszcze dyszki...
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze