Skocz do zawartości
  • wpisy
    33
  • komentarzy
    732
  • wyświetleń
    50404

Gry z półeczki Klekota - Shin Megami Tensei: Persona 4


Klekotsan

1873 wyświetleń

Persona4cover.jpg

Platformy: PS2; PS Vita (Persona 4 Golden)

Data premiery: 10 lipca 2008; 14 czerwca 2012 (Golden)

Ach, szkoła średnia. Czas naprawdę specyficzny - ni to dorosłość, ni to dziecięctwo. Z jednej strony ciągle skażony młodzieńczą energią i naiwnością, z drugiej zaś dorosłość coraz mocniej dobija się do drzwi, każąc powoli wartościować swoje życie i szukać miejsca w społeczeństwie. Temat wałkowany od dawien dawna, jednak gry poruszające ten temat można na palcach liczyć; z zachodnich produkcji to jestem w stanie przypomnieć sobie tylko zapomniane już Obscure. Jest to całkiem zrozumiałe - przeciętny amerykański czy europejski nastolatek średnio nadaje się na bohatera wysokobudżetowej produkcji. Jednak tam za górami istnieje kraj, w którym cała szkoła średnia i problemy jej uczniów są w ciągłym, popkulturowym obrocie.

Oczywiście mowa o Japonii.

Chyba tylko w tym kraju mógł się narodzić pomysł, by w roli bohaterów RPG obsadzić uczniów zwykłej szkoły, a pomiędzy kolejnym ratowaniem świata wepchnąć ich życiowe rozterki. Tak oto narodziło się Shin Megami Tensei: if..., które w prostej linii dało początek spin-offowej serii Persona. We wszelkie zaszłości historyczne, ewolucje serii czy MegaTenów jako takich wgłębiać się nie będę, bo nie ma to większego sensu, zaś skupię się na najnowszym przedstawicielu tej podserii, czyli osławionej (bądź znienawidzonej, bo i tacy są) w pewnych kręgach Personie 4, która nie bez kozery jest najlepiej ocenianym MegaTenem.

Mówili, że będę się nudził... "Nie ma tam co robić" mówili...

Wcielasz się w przeciętnego nastolatka z Tokio, który z powodu pracy swoich rodziców musi nagle na rok zmienić szkołę i miejsce zamieszkania. Tak więc przyjeżdżamy do położonego na uboczu miasteczka Inaba, gdzie będziemy musieli spędzić czas z naszym wujem-policjantem, Ryotaro Dojimą, i jego kilkuletnią córką Nanako. Jednak nie dane nam jest się zaaklimatyzować, gdyż w mieście dochodzi do tajemniczego podwójnego morderstwa, a my odkrywamy związany z nimi inny wymiar, do którego można wejść przez... ekran telewizora. Na miejscu zaś udaje nam się obudzić drzemiącą w nas tajemniczą siłę, emanacje naszej psyche, czyli tytułową Personę, która jest jedynym narzędziem zdolnym do walki z Cieniami - tajemniczymi potworami, które odpowiadają za śmierć obu ofiar. Ponadto w tle pojawia się miejska legenda o Midnight Channel, stacji telewizyjnej możliwej do obejrzenia tylko w trakcie deszczowych nocy. Co gorsza, wszystkie poprzednie ofiary zostały na niej wcześniej pokazane, a teraz emituje ona program o naszej koleżance z klasy...

Fabuła, choć odkrywcza nie jest, to została napisana naprawdę dobrze i dotyka takich tematów jak szukanie celu i sensu życia, odkrywanie i pogodzenie się z własną seksualnością czy też roli mediów w kształtowaniu naszego światopoglądu. Dodatkowo skrywa jeden sekret, który odnajdą tylko ci, którzy uważnie śledzili całą grę (albo skorzystają z poradnika xD ).

Persona_4_Yasogami_High_School.jpg

I am thou, and thou art I.

Oto mamy za sobą czterogodzinny, skrajnie liniowy prolog(!), po którym możemy już dość swobodnie planować swoje poczynania w świecie gry. Ten zaś dzieli się na dwie strefy - miasto i owy inny wymiar, do którego będziemy regularnie chodzić ratować innych nieszczęśników, którzy w akcie wdzięczności zasilą naszą drużynę, oraz po klasyczne doświadczenie i przedmioty do questów. Nie da się ukryć, że grind stanowi główną oś rozgrywki i większość naszych działań będzie podyktowane chęcią jak najlepszego wykorzystania każdego wejścia do telewizji. Zwiedzanie tego świata to klasyczny do bólu dungeon crawling, z losowo generowanymi korytarzami, dropami i wrogami na drodze, jednak został on ubarwiony paroma ciekawostkami. Po pierwsze, po niektórych starciach możemy ciągnąć karty Person do odblokowania (o tym za chwilę), zaś w niektórych sytuacjach możemy także trafić na Arcana Chance. Jest to swoista ruletka, w której możemy zarówno dużo ugrać jak i sporo stracić. Dla przykładu możemy zagrać o bonus do zdobywanego doświadczenia, jednak przegrane losowanie obarczy nas karą w postaci zdobywania symbolicznego punktu doświadczenia przez kilka walk. Drugim urozmaiceniem są same Persony. Nasz bohater jako jedyny członek drużyny może swobodnie zmieniać swoją Personę, te zaś różnią się tempem rozwoju statystyk i listą umiejętności. Ponadto kolejne Persony możemy... tworzyć samemu! Tak, z pomocą Velvet Roomu i tajemniczego Igora możemy wziąźć dwie bądź trzy słabsze Persony znalezione w podziemiach i zmienić je w jedną mocniejszą, która dodatkowo dziedziczy część umiejętności poprzedniczek. Person jest w sumie 101 i odblokowują się wraz z postępami fabuły i pogłębianymi przyjaźniami.

Friendship is Power

Przyjaźnie?! O co tu chodzi?

Wspominałem wcześniej o etapach w Inabie? Otóż to miasteczko nie tylko służy do popychania fabuły, kupowania zaopatrzenia i zdawania zadań. Dodatkowo możemy tam po prostu wieść życie przeciętnego nastolatka. Chodzimy do szkoły, uczęszczamy na koła zainteresowań, spotykamy się z kolegami bądź chodzimy do pracy. Każda z tych aktywności pozwala nam zawrzeć nowe znajomości, te zaś opisane są arkanami tarota, pod którymi skatalogowane są kolejne Persony. Tak więc wraz ze spędzaniem czasu ze znajomymi zdobywamy kolejne poziomy Social Links. Te zaś dają dodatkowe punkty doświadczenia każdej tworzonej przez nas Personie z danego arkana, a po zdobyciu maksymalnego poziomu odblokowujemy najmocniejszą Personę z kategorii. Dodatkowo jeżeli spędzamy czas z członkami drużyny to wraz z rozwojem znajomości odblokowujemy im dodatkowe umiejętności - od uratowania nas przed śmiercią po unikatową Personę.

Jednak S.Linki warto realizować nie tylko dla grantów. Historie każdej z postaci są ciekawe i poznaje się je ze sporą przyjemnością. Będziemy mieli okazję pogodzić macochę z jej pasierbem, pozwolić staruszce wypłakać się po długotrwałej chorobie i śmierci jej męża czy też pomóc uporać się ze stratą bratu jednej z ofiar. Oczywiście są też lżejsze historie, które zwyczajnie pomagają nam zrozumieć naszych znajomych.

Persona_4_junes_4.jpg

Mamy czas, mamy czas, mamy czas. Czas nie goni nas!

W czym tkwi haczyk? Tkwi on w fakcie, że mamy ograniczony czas na zamykanie kolejnych etapów fabuły. Cała gra jest podzielona na dni, w trakcie których musimy wybierać między aktualnie dostępnymi znajomymi (oni też mają swoje życia i nie będą chcieli widywać się codziennie), schodzeniem do podziemi a samorozwojem, który pozwala nam odblokowywać kolejne S.Linki. Nie da się wszystkiego osiągnąć i siedząc za długo w podziemiu ryzykujemy zaniedbanie naszych znajomych, co utrudni nam późniejsze walki. Trzeba zachować równowagę i umiejętnie balansować między życiem szaraczka a byciem bohaterem. Jednak mimo największych wysiłków zobaczenie wszystkiego co gra ma do zaoferowania za jednym przejściem jest prawie niemożliwe. No, chyba że wymiękasz i grasz z kalendarzem w ręce tongue_prosty.gif

Perfekcja w bezpretensjonalności.

Tak oto wygląda surowa rozgrywka, jednak nie tłumaczy to dlaczego tylu pokochało P4 (w tym i ja). Cały klucz leży w tym, jak poszczególne elementy gry są wzajemnie spójne i się pięknie zazębiają. Nie ma tu wymuszonych części, które omija się szerokim łukiem. Poznawanie nowych ludzi i słuchanie ich historii jest ciekawe a grind w podziemiach jest przemyślany zarówno pod względem całego systemu jak i poziomu trudności, który nie frustruje ale też nie prowadzi ciągle za rączkę. Niebagatelną zaletą też jest długość, która oscyluje w przedziale 70h-90h, a mamy jeszcze tryb NG+, w którym dochodzą dodatkowi bossowie.

Klimat zaś... Tu mogę się tylko w superlatywach rozpisywać. Moim zdaniem za dużo obecnie "mrocznych" i "dorosłych" gier, a Persona 4 stoi do nich w idealnej opozycji, i pomimo chwilami dość poważnego tonu udaje się jej ciągle zachować ciepły i radosny wydźwięk. Z członkami ekipy można się zżyć nie tylko przez S.Linki, ale także przez drugoplanowe wydarzenia fabularne, które służą jedynie rozbawieniu gracza (jak chociażby wspólny wypad do klubu biggrin_prosty.gif). W dodatku całość czerpie z pojemnej studni toposów i schematów klasycznego szkolnego anime, przy czym żongluje nimi z prawdziwym wdziękiem. Nie sposób nie dać się porwać czystej grywalności i bezpretensjonalnej popkulturowej zabawie w skojarzenia.

Persona_4_Secret_Laboratory_3.jpg

Coś dla oka i ucha.

Bezpretensjonalność widać też w oprawie graficznej. Nie ma tu cutscenkowego fetyszyzmu a la Final Fantasy. Grafika jest dość prosta, acz schludna, w dodatku narracja czerpie z estetyki visual novels, więc zamiast gadających głów z szejderem 5.0 czytamy kolejne linie dialogów, które czasem ubarwione są dubbingiem. Kolorystyka zaś jest utrzymana w pastelowych odcieniach z dominującym kolorem żółtym, co jeszcze bardziej podkreśla luźny klimat gry.

Oprawa dźwiękowa jednak to majstersztyk. Dubbing postaci stoi na wysokim poziomie w obu wersjach, angielskiej i japońskiej, z takimi gwiazdami za mikrofonem jak Yuri Lowenthal, Troy Baker, Laura Bailey i Johnny Yong Bosch (a w japońskiej Romi Park, Rie Kugimiya, Yui Horie czy Kappei "L" Yamaguchi). Oprawa muzyczna zaś jest zwyczajnie genialna. Shoji Meguro wspiął się na Everest swych możliwości i zaserwował graczom idealnie komponującą się z grą mieszaninę j-popu i ostrzejszego grania. Wszystkie kompozycje stoją na bardzo wysokim poziomie, są rozpoznawalne i nadają całości niepowtarzalnego sznytu. Dość powiedzieć, że dodana do gry płyta z soundtrackiem często gości w moim odtwarzaczu wink_prosty.gif.

640px-Persona4pic5.jpg

Child of man... Well done.

Persona 4 nie bez przyczyny jest jedną z mych ulubionych gier. Jest po prostu wściekle grywalnym i gigantycznym objętościowo jRPGiem, który w dodatku nie udaje gry, którą nie jest. A najlepsze jest to, że od tej gry po prostu czuć szacunek do odbiorcy. Masa zawartości, umiejętnie dobrany poziom trudności (który nie odstrasza laików jak w głównych SMT), doszlifowany do perfekcji gameplay - to wszystko robi wrażenie. Owszem, nie jest to produkcja "artystyczna", z wygórowanymi ambicjami, ale tutaj po prostu wszystko działa jak należy i ciężko gdzieś znaleźć jakąś poważną wadę. Wiem, potrafi być czasem płytka czy zgubić tempo narracji, ale w ostatecznym rozrachunku tego się zwyczajnie nie odczuwa. P4 polecam wszystkim, którzy nie mają śmiertelnej alergii na Japonię. Cała reszta będzie się bawić znakomicie.

Grafiki pożyczone z megamitensei.wikia.com

26 komentarzy


Rekomendowane komentarze



@Up

Nie wiedziałem, że gra też Adachiego. To tylko potwierdza, że zna się na swoich fachu. Do oddania w pełni fabuły gry ilość odcinków musiałby zbliżyć się do typowego tasiemca.

Powoli nadchodzi też Persona 3 The Movie, zobaczymy jak to wyjdzie.

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...