Słodka pogoń za równowagą
?Ralph Demolka?
Reż.: Rich Moore
Studio: Pixar
Czas: 1 godz. 48 min.
To dość zaskakujące, że recenzowany przeze mnie tytuł jest już pięćdziesiątą drugą produkcją studia Pixar, a do tego czuć, że twórcy nadal mają chęć, natchnienie i talent do wykonywania kolejnych dzieł. Zanim jednak przejdziemy do sedna, poświęćmy akapit na niewielką recenzję krótkometrażówki, która zgodnie ze zwyczajem jest puszczana przed właściwym filmem.
?Paperman?, bo o nim mowa, to 7-minutowa, czarnobiała (z wyjątkiem czerwieni szminki) produkcja, opowiadająca o młodym człowieku, jakich wiele. Osadzona w międzywojennym okresie, do którego nawiązuje stylistyką, ukazuje historię uczucia, przypadkowego, zaskakującego, wreszcie wybuchającego płomieniem miłości. Na najlepsze pochwały zasługuje zarówno stylistyka (ach, ta piękna postać kobieca) jak i muzyka, niesamowicie dostrojona do akcji. Mimo że jest to produkcja krótka, to stawia przed widzami ważne pytanie: ?czy szara rzeczywistość i stateczność jest więcej warta od uczuć??. Polecam zapoznać się, ponieważ jest to klasa sama w sobie.
Przechodzimy do konkretów ? ?Ralph Demolka? to film, którego tytułowy bohater jest postacią negatywną, występującą w grze na automacie, podobnej nieco do kultowego ?Donkey Konga?. Ma on za zadanie wspinać się na kamienicę, zamieszkaną przez pociesznych mieszkańców i niszczyć okna, burzyć mury i zrzucać cegły na głowę przeciwnika ? Feliksa Zaradzisz, którym kieruje gracz. Odziany w niebieski kombinezonik, ruchami upodabniający się do Mario, typek dzierży w ręku złoty młotek, dający mu zdolność naprawy wszystkiego, co Ralph ciężką pracą zepsuł. Gdy gracz grę ukończy Feliks otrzymuje medal i ciasto, a pana Demolkę zdenerwowani mieszkańcy zrzucają z dachu, prosto w błoto. I tak przez 30 lat?
Czasy się zmieniają, automaty przychodzą i odchodzą, ale nasza gra zostaje, a wraz z nią wielki, kanciasty niszczyciel z łapami jak bochny i z gigantycznym kinolem. Poznajemy go, gdy postanawia on wyznać na zebraniu postaci negatywnych wątpliwości, co do swojej roli w grze, a także chęć otrzymania choć raz statusu bohatera pozytywnego (oraz złotego medalu i ciasta). Trzeba wam wiedzieć, że po wyłączeniu automatów wszystkie postacie z gier mogą przemieszczać się przez kable do stacji ?Wasza Gra Główna? (smaczek), i tam spotykać się z pobratymcami, choćby przy kieliszku u ?Tappera?. Widać, że twórcy pozostają w konwencji znanej z ?Toy Story?, tylko że tym razem dzieci nie spełniają ważnych ról w fabule. Są one konsumentami, którzy decydują, czy dana gra przynosi zyski, czy nie. Gdy z jakiegoś powodu gra zostaje wyłączona kompletnie, wszystkie postacie uciekają do głównej stacji i wiodą życie wygnańców.
Wracając do fabuły ? punktem zapalnym w historii okazuje się być impreza z okazji 30-lecia gry Ralpha, na którą oczywiście bohatera negatywnego nie zaproszono. Zgorzkniały Demolka stara się dołączyć do zabawy, ale na widok tortu (na którym jest przedstawiony dość poniżająco) oraz za sprawą zachowania mieszkańców postanawia udowodnić swoją wartość i zdobyć złoty medal, aby zagrać na nosie kolegom i koleżankom. Sprzyja mu szczęście, bowiem w barze trafia na jednostkę z gry ?Ku Polu Chwały? (ang. ?Call of Honor? ? gracze będą wiedzieli), która wyglądem przypomina terran ze Starcrafta II, a walczy z chordą ?robali? (czyżby zergi?). Na skutek serii szczęśliwych zdarzeń Ralph zastępuje żołnierza i wyrusza do strzelanki. Potem odwiedza jeszcze cukierkowy świat ?Sugar Rush?, przypominający wszelkie wariacje gatunku wyścigów go-kartów (Mario Cart, chociażby). Razem z nim poznajemy wygadaną Wandelopę von Cuks, przedstawiający ciekawy pomysł ?glitcha?, czyli usterki, wobec której reszta postaci z gry odnosi się do niej pogardliwie. Mała łobuziara wywołuje szczery uśmiech na twarzy, a pragnie wziąć udział w grze, poprzez zdobycie pucharu zwycięzcy. W fabule znajdziemy także zaskakujący wątek króla Candy, dla mnie będący zaskoczeniem, co jest dość niespotykane w przeważnie sztampowych produkcjach Disney/Pixar.
Tak mniej więcej prezentuje się fabuła, pełna zaskakujących szczegółów i sekretów, które tylko wybitny fan rozrywki komputerowej będzie w stanie wyłapać. Za to wielki plus, podobnie jak i za rodzimy dubbing. Lubaszenko idealnie wpasowuje się w rolę nieporadnego niszczyciela, a to, jak Wandelopa przemawia głosem Fraszyńskiej zasługuje na osobną nagrodę. Kolejną zaletą jest muzyka i świat przedstawiony. Ogółem zwiedzimy trzy gry, nie licząc świata rzeczywistego oraz stacji głównej. Każda gra jest odmienna, dodatkowo klimat potęguje świetnie dobrana muzyka (w rozwałce słychać chociażby kawałki Skrillexa, którego niezbyt lubię, ale mi nie przeszkadzał).
Na zakończenie należy wspomnieć, że ten film jest hołdem dla wirtualnych światów, na stałe wrastających w naszą kulturę i dzieciństwo. Każdy, kto bawił się kiedyś na automacie, Amidze, commodorze czy osławionym pegasusie odnajdzie w tej animacji część siebie. Swoje wewnętrzne dziecko, ukryte przez szarą rzeczywistość. Za radość, propagowanie elektronicznej rozrywki i ważny morał na końcu, film polecam z czystym sercem, nie tylko dzieciom.
PS: (Ja oglądałem w 2D, ale wersja w 3D dla chcących też jest)
4 komentarze
Rekomendowane komentarze