Skocz do zawartości

Moje Fado

  • wpisy
    348
  • komentarzy
    1405
  • wyświetleń
    470935

"KONKURS - DOTA2"


bielik42

857 wyświetleń

Grodyseja

Dzieje i przygody "Bimbrownikusa" spisane roku pańskiego 2012.

Rozdział Pierwszy - Quest of Holly Mouse

Niektóre opowieści zaczynają się tak, aby przyciągnąć czytelnika. Może to być nadmierna brutalność, wulgaryzmy i obnażone...ekhm...zalety, jeśli mogę tak rzec. Podobnie ma się rzecz z zawartą na początku tajemnicą. Zaciekawiony czytelnik ma ochotę poznać, jak zakończyła się ta przygoda. Sam będzie próbował rozwiązać podaną zagadkę wedle własnego uznania. Poprzez czytanie chce porównać własny umysł z umysłem przedstawionego bohatera. Lecz to nie wszystko. Inne przygody rozpoczynają się powoli, poprzez szczegółowy opis otoczenia, wnętrza, charakteru. Dzięki temu czytelnik poznaje fakty, ma ułatwione zadanie, jeśli chodzi o świat przedstawiony. Nie musi sam wszystkiego sobie wyobrażać. Potrafi zobaczyć to, co miał na myśli autor.

Taak... wszystkie te sposoby są dobre, lecz cóż się stanie, jeśli trochę je zmieszamy?

Zacznijmy od tego, że była noc.

Nie taka zwykła noc, gdyż w tym samym czasie szalała burza.

O tak, bomba trafia prosto w biegnącego scouta. Rozprysk cieszy, szczątki śmieszą.

Poznajemy to dzięki temu, że pogrążone w mroku pomieszczenie jest oświetlane miarowo, z każdą kolejną błyskawicą.

Skok, strzał, wyciągam butelkę, uderzenie. Pyro robi małe salto, pod koniec którego jego ciało uderza w glebę. Pociągam łyk z mej broni, czując uniesienie.

Pokój jest nieduży, jego ściany wytapetowane plakatami, w kącie stoi biurko, na nim komputer, a przed nim siedzi gracz.

Czyżby w wąskim przejściu ktoś miał się pojawić? Biedni głupcy, nie wiedzą z kim mają do czynienia.

Nieco się garbi, włosy ma rozczochrane, a na twarzy jawi się zawziętość. Czasem poprawia okulary. W ich szkłach odbija się rozgrywka. Mecz prowadzony w kolorowej grze pt. "Team Fortress 2". Gra on Demomanem, widocznie na coś czeka.

Już nadchodzą, nieszczęśliwcy. Zaminowałem cały przesmyk tak, że nie widzą pułapki.

Słyszę ich kroki, wrzaski.

Jeden Heavy, z medykiem, żołnierz, pyro i scout.

Wszyscy tu idą. Przejdą tędy.

Moja twarz rozjaśnia się w uśmiechu.

Chcę poczuć ten wybuch. Widzieć deszcz krwi i kończyn.

Chcę wcisnąć magiczny przycisk "g", aby wykonać szydercze tango przed oniemiałymi, martwymi wrogami.

Być może się zdenerwują.

Być może uderzą z wściekłością w klawiaturę.

Być może odłączą się od serwera.

Nic mnie to nie obchodzi, niech wiedzą, kto ich zniszczył. Kto jest ich zabójcą. Przed kim muszą okazać szacunek.

Czyżby to już?

Widzę kawałek miniguna, błękitną wstęgę mediguna, zastygłe wściekłością twarze.

Zaczynam się szaleńczo śmiać, gdy mój palec opada w miejsce, gdzie powinien być lewy przycisk myszki.

Ale go nie ma.

Palec niosący zagładę tak wielu wirtualnym istnieniom trafia w nicość, uderzając w podkładkę od myszki.

Śmiech znika, ucięty jak nożem. W oczach pojawia się przerażenie.

Nie czuje na swej cyfrowej twarzy ciepłej posoki, nie słyszę krzyków cierpienia.

Moja postać upada, targana chmarą pocisków. Podpalona, jeszcze nie martwa wrzeszczy w agonii, a ten dźwięk wgryza się w mój gąbczasty mózg.

Śmierć.

W tym momencie czuje uderzenie w kark. Zapada ciemność.

A byłem kimś. W rękach dzierżyłem moją kochaną "Elwirę" - minigun, który ma na sumieniu setki tysięcy wirtualnych żywotów. Byłem miażdżycielem czaszek, ognistym aniołem śmierci, łowcą ubranych w czapki głów, niewidzialnym mścicielem, szybką zagładą, niosącym apokalipsę serwerową. Teraz jestem nikim. Pustką.

Obudziłem się wcześnie rano. Moja twarz przykleiła się do drewnianego blatu. Gdy wydostałem się z tej klejącej pułapki zerknąłem na monitor.

"Kicked by Admin"

Nic dziwnego. Spojrzałem na miejsce, gdzie niegdyś spoczywała moja ukochana towarzyszka walki. Mój nieoceniony oręż, łącznik z cyfrowym bytem. Teraz była tam pustka, wyciskająca łzy w oczach nicość. Powróciły wspomnienia z pierwszych chwil. Kupno, rozpakowanie, zabójcza jakość.

Wszystko przepadło.

Gdy już oczyściłem swe oczy z łez, zauważyłem, że na podłodze leży coś metalowego . W akcie rozpaczliwej nadziei rzuciłem się na podłogę, aby złapać ten ślad. Po drodze zahaczyłem o szafkę na płyty CD. Gdy deszcz plastikowych pudełek już ucichł, a huk upadającej szafki nie dźwięczał w uszach, spojrzałem na metalowy przedmiot.

Tak, to był ciężarek z mojej zguby.

Poderwałem się jak dziki. Szaleńczo rozejrzałem się wokół, szukając najmniejszej poszlaki. Wreszcie zobaczyłem kolejny ciężarek - był za drzwiami. Nadzieja ścisnęła me serce. Ruszyłem więc tym tropem, biorąc ze sobą starą klawiaturę. Przeczuwałem bowiem nadciągający konflikt.

I miałem rację.

Gdy dotarłem do źródła stanąłem jak wryty. Przy komputerze siedział mój brat. W ręku trzymał mą myszkę. Na monitorze toczyły się TF'owe boje.

- Jak mogłeś! - wydarłem się szaleńczo, rzucając się na wroga. W locie przyjąłem pozę bojową, unosząc klawiaturę nad głowę.

Mój wróg był jednak sprytny, gdyż szybko się odwrócił unosząc własną klawiaturę. Plastik skrzyżował się. Na boki rozprysnęły się przypadkowe klawisze. Widziałem gniew w oczach mego brata.

- Zepsuła mi się moja własna, a ty swojej nie potrzebujesz, boś n00bem nieszczęsnym jest. - rzekł szyderczo się uśmiechając.

Zawyłem groźnie uderzony przez palącą zniewagę. Kopniakiem odrzuciłem konkurenta w bok, sięgając po mą ukochaną. Wtedy poczułem kabel od klawy na szyi. Sprytny nienawistnik próbował pozbawić mnie tchu, ale nie docenił mej siły. Wbiłem mu oręż prosto w nerki, co on skwitował ciężkim sapnięciem i poluzowaniem chwytu. Wywinąłem się jak fryga. Złapałem go za fraki, zaszarżowałem i razem z nim wypadłem przez okno. Poniosłem jednak porażkę, gdyż w locie spryciarz odwrócił mnie pod siebie.

Uderzenie w ziemię pozbawiło mnie tchu, poczułem na twarzy ciosy swego brata. Na szczęście w ręku miałem jego starą myszkę, którą porwałem przy okazji. Zamachnąłem się, uderzając przeciwnika twardym końcem prosto w ucho. Ryknął wściekły, lecz ja kopnąłem go, zrzucając tym samym z siebie. Zrobiłem wybitne salto w tył, ściskając w dłoni klawiaturę i myszkę. W tym samym czasie obaj rzuciliśmy się do przodu unosząc klawiatury. Zderzenie wywołało ogromną falę mocy, która zmiotła wszystko w okręgu dwudziestu metrów.

Wstałem jako pierwszy, podszedłem do brata i podałem mu rękę.

- Głupcze. - wyrzekłem - w mej szufladzie leży zapasowa mysz.

Na jego twarzy pojawiło się zwątpienie. Uścisnął mą dłoń, a ja podciągnąłem go do pozycji stojącej. Objąłem ramieniem swego byłego wroga.

Razem wróciliśmy do domu, śmiejąc się z zaistniałej sytuacji. Ja oddałem mu swą zapasową myszkę, a on zwrócił mi moją.

Z zadowoleniem spojrzałem na leżącą obok towarzyszkę. Była gotowa do kolejnych walk, a ja chętny na nowe doznania. Czy jednak byłem na to gotowy?

Zerknąłem na swą klawiaturę...

... której nie było!

Moja piękna, czarna klawiatura zniknęła!

Z ust toczyła się piana, włosy miałem zmierzwione, poszarpane, gdy ponownie tego dnia przestąpiłem próg pokoju.

Ta walka nie była skończona, lecz to już zupełnie inna opowieść...

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...