Dało mi to do myślenia #1 - Dziecko ze śmietnika?
Wpisem tym pragnę zapoczątkować serię "arcydzieł" w takim stylu, jak to, które za chwilę postaram się popełnić. Jako, że nie lubię i chyba nie bardzo umiem pisać pełnoprawne recenzje - słuszniejszym rozwiązaniem będzie skupienie się na przemyśleniach, do których doprowadziła mnie dana gra/lektura/film/cokolwiek.
Jacqueline Wilson popełniła dziesiątki "dziewczęcych" powieści, które mało kto czytał, czy choćby w ogóle o nich słyszał. Ja również, do czasu zetknięcia się z tą powieścią, miałem o autorce pojęcie takie, jak Stalin o kapitalizmie. Sam nie wiem, jak ta lektura trafiła w moje ręce - pewnego wieczora zacząłem od niechcenia czytać pierwszy rozdział...
...i zamknąłem książkę dopiero kilka godzin później, kiedy miałem za sobą zwieńczenie historii poszukiwania rodzinnych korzeni przez 14-letnią April. Dziewczyna ta została - zgodnie z tytułem - porzucona w śmietniku obok jednej z londyńskich knajp przez młodocianą matkę. Na szczęście jeden z pracowników restauracji usłyszał płacz małej i się nią zajął. April przeszła przez kilka rodzin adopcyjnych, spotkały ją perypetie bardziej lub - głównie - mniej przyjemne.
"Dziecko ze śmietnika" to wielkie małe arcydzieło, które na pewno warto przeczytać. Z główną bohaterką można się utożsamić, obserwujemy z zaciekawieniem jej losy i co najważniejsze - doprowadza ona czytelnika do ogromnego współczucia.
I do takich przemyśleń mnie to wszystko doprowadziło: czym jest wyrzucenie dziecka do śmietnika? Jest zaniedbaniem, czynem potwornym i na pewno nie ma na świecie żadnej osoby, która zrozumiałaby decyzję matki April. Mógłbym teraz napisać, że wiele osób popierających aborcję również w takiej sytuacji, daje przyzwolenie na pozbycie się dziecka, płodu - zwał, jak zwał, lecz natychmiast zareagowałoby z oburzeniem na zaprezentowaną przez autorkę sytuację... ale nie będę tego roztrząsał, niech każdy to przemyśli na własną rękę, zgodnie z własnym sumieniem. Ja podejdę do tematu od innej strony, a mianowicie...
"Juno" - film tyleż znany, co kontrowersyjny. Podając fabułę w wielkim skrócie: młoda dziewczyna zachodzi w nieplanowaną ciążę, decyduje się zostawić dziecko u rodziców adopcyjnych - poznaje ich, znajduje z nimi wspólny język, blablabla - sztampa, która w jakiś sposób zachwyciła członków Akademii na tyle, że przyznali autorce scenariusza złotą statuetkę... z jakiegoś powodu.
Mimo, iż większość elementów składowych produkcji - zdjęcia, muzyka, aktorstwo itd. stoją na przyzwoitym poziomie, to całość jest dosyć... specyficzna. Rodzice Juno, dowiedziawszy się o dziecku, nie zawracają sobie głowy jakimikolwiek konsekwencjami, którymi być może powinno się obarczyć nieodpowiedzialną dziewczynę - przechodzą od razu do rzeczy, nawiązując kontakt z rodziną adopcyjną.
I muszę przyznać, że przy całym kunszcie aktorskim odtwórczyni głównej roli, podczas seansu kompletnie nic mnie nie obchodziło poza tym, iż nikt nawet przez sekundę nie pomyślał, aby dziecko może... nie wiem... wychować?
Poza tym slogan reklamowy filmu jest genialny, świetnie trafiony: "komedia [właściwie to komediodramat, ale czego się spodziewać, skoro spece od marketingu nawet "Jak zostać królem" wrzucili na tę samą półkę, co "Grubego i chudszego"] o dorastaniu i wpadkach po drodze". Idealnie dobrane słownictwo - dziecko cały czas jest traktowane jak przejaw przejściowy, niepożądany - jako straszna wpadka, która stanowi dla każdego kłopot. I nie tylko bohaterka - zbuntowana nastolatka - ale też nikt z jej otoczenia nie przejmuje się dzieckiem, tylko losem dziewczyny.
I stąd ma refleksja: czym tak naprawdę różniło się wyrzucenie April na śmietnik od pozostawienia dziecka przez Juno? Zgadza się, dziecko ze śmietnika mogło umrzeć - jednak skutek pozostał ten sam - dziewczynka została porzucona przez własną matkę, nigdy nie pozna ani jej, ani ojca. Poza tym matka April z całą pewnością nie chciała córki zabić - jej cel był dokładnie taki sam, jak cel Juno - pozbyć się bachora....
Tekst jest moją subiektywną opinią, jeśli masz inną - podziel się z nią. Nikomu nie narzucam swojego zdania, oczywiście.
PS Nie chciałbym się z nikim wdawać w dyskusje a la "aborcja be/aborcja nie-be". Ten temat był setki razy roztrząsany, nie tylko na blogach, ale także na forum - nie widzę potrzeby kontynuowania go...
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze