Istny Cyrk
Deszczowy wieczór. Lekko zamyślony siedziałem przy biurku, wywalili mnie z pracy. Zastanawiałem się nad sensem mego życia, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem. W progu zobaczyłem klauna z nożem w ręku. Poczułem ból. Usłyszałem jeszcze chory śmiech i padłem bez życia.
Obudziłem się w sklepie. Byłem w robocie, zasnąłem. W moją stronę zmierzał kierownik, był zdenerwowany.
- Co Pan sobie wyobraża?! - krzyknął.
- Przepraszam, dziecko nie daje mi spać. - skłamałem, nie miałem dzieci.
- Nic mnie to nie obchodzi, jesteś zwolniony! - odparł.
Wybiegłem wkurzony sam na siebie. Widać miałem proroczy sen. Udałem się do pobliskiego pubu, musiałem się czegoś napić. Obok wejścia do mojej ulubionej knajpy stał bardzo wesoły klaun, więc mając w pamięci mojego mordercę, postanowiłem się tam nie zbliżać. Przeszedłem się do kina, akurat puszczano ekranizację jakiejś książki. Kupiłem bilet, wszedłem na salę i zająłem swoje miejsce. Z seansu wyszedłem zniesmaczony.To na pewno nie zostanie moim ulubionym filmem. Nie po takim chorym dniu i takiej ilości błaznów. Chciałem wrócić do domu. Gdy zbliżyłem się do swego mieszkania, zauważyłem niedaleko rozkładający się cyrk. Pomyślałem, że to jakiś popaprany żart. Szybko wbiegłem do domu i zamknąlem drzwi na wszystkie możliwe zamki. Nagle rozległo się pukanie.
- Spier...! - krzyknąłem.
Wszystko ucichło. Postanowiłem nie wychodzić, dopóki ta zgraja cyrkowców nie zabierze się z miasteczka. Zawsze było tu tak spokojnie. Dla relaksacji po tak ciężkim dniu włączyłem telewizor i wygodnie rozsiadłem się w mojej niedawno kupionej, ślicznej skórzanej sofie. Przeżyłem szok, w TV leciało coś o klaunach z kosmosu. Moja psychika tego nie wytrzymała, stracilem przytomność.
Znalazłem się w dziwnym pokoju. Wszędzie było biało, nawet za oknem padał śnieg, co było dziwne gdyż cały miesiąc był dosyć ciepły. Otworzyłem drzwi i wbiegłem do kuchni, przechodząc obok kuchenki zauważyłem iż na patelni leży serce wykonane z lodu. Wszystko stawało się coraz bardziej absurdalne. Postanowiłem uciec z tego koszmaru. Gdy wybiegłem na dwór przeżyłem szok, to miejsce wyglądało tak jakby czas stanął tu jakieś sto lat temu. Architektura naprawdę była sprzed wieku. Nie bardzo rozumiałem jak się tu znalazłem, ale przypomniałem sobie iż mam telefon z nowoczesną nawigacją. Gdy wyjąłem komórkę spostrzegłem, że data wskazuje 1916 rok. Pomyślałem, że coś się popsuło. Włączyłem to co chciałem i omal znowu nie padłem z wrażenia. Telefon informował mnie, iż jestem w Petersburgu. Niedaleko płynęła rzeka, Newa jeśli dobrze pamiętam z lekcji historii. Usłyszałem jak ktoś wrzuca coś do wody. Pobiegłem zobaczyć. Po minucie byłem na miejscu. Sprawcy hałasu nie było, ale w Newie pływało ciało. Rzuciłem się na pomoc. Mimo, iż woda była lodowata zdołałem uratować jakiegoś brodatego, ciemno ubranego faceta. Miał ranę postrzałową, rozwaloną głowę i był niewiarygodnie przemarznięty. Zabrałem nieszczęśnika do mieszkania w którym się ocknąłem. Tam przynajmniej było ciepło, lecz nie wiem dlaczego to lodowe serce nie chciało stopnieć. Znalazłem jakąś apteczkę, ostrożnie opatrzyłem rannego. Myszkując po domostwie odkryłem jakieś suche ubrania, wszystko białe. Przebrałem siebie i umierającego. Byłem głodny, zacząłem się rozglądać za jedzeniem, nagle znikąd na stole znalazł się kawior i lampka wina, a obok tego jakiś dokument. Postanowiłem go przejrzeć, już na starcie można było zauważyć napisanym, jakby krwią wyraz: Cyrograf. Ogarnęło mnie przerażenie, na chwilę zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem byłem u siebie. Leżałem na łóżku, a obok mnie była flaszka czegoś mocniejszego. Uznałem iż to wszystko było dziełem delirium. Nie spostrzegłem iż na stole leżała liścik zatytułowany: ???????? ? ???!
THE END!
9 komentarzy
Rekomendowane komentarze