Czy Czerwoni znów rządzą w kraju - czyli jaka jest nowa Coma.
Fani zespołu Coma musieli trochę poczekać na pełnoprawną kontynuację twórczości Piotra Roguckiego i spółki. Ostatni album (nie liczę albumu rozprowadzanego drogą internetową "Excess") wydany został w 2008 roku. "Hipertrofia" okazała się najlepszą płytą rockową 2008 roku, a już napewno najlepszą płytą grupy Coma. Po romansie z solową karierą wokalisty (oby nigdy więcej takich głupich pomysłów), Coma nagrała nowy album studyjny, kawał dobrej muzyki rockowej, i niewątpliwie woda na młyn wszystkim antyfanom łódzkiej grupy. A kto ma rację? Fani czy Antyfani? No cóż...
Zacznijmy od początku, w żargonie czwarty album Comy nazwany jest "Czerwonym" sam album zaś nie posiada jako takiego tytułu. Nie oszukujmy się jego wygląd powala. Łódzki zespół zawsze miał pomysły na zrobienie przyciągających oczy okładek a okładka ostatniego krążka jest, nie oszukujmy się wspaniała. Stylizacja na czerwony pokój gdzie w kącie stoi całkiem czarna grupa ludzi (krasnali?) przykuwa wzrok swoim kontrastem i pomysłem. Jednak akurat nie okładka jest najważniejsza. Co znajduje się na samym krążku? 12 nowych utworów, autorstwa Roguckiego i spółki. 55 minut muzyki, co w sumie powoduje iż jest to najkrótszy album Comy dotychczas. Jak na Come mamy dobre brzmienia, interesujący wokal i proste teksty... co? Jakie proste teksty? No właśnie i tu dochodzimy do głównej zmiany w albumie. Wcześniejsze płyty zdecydowanie tworzyły całość. Kiedy odsłuchało się w całość jakikolwiek poprzedni krążek zespołu miało się wrażenie iż uczestniczyło się w spójnej opowieści, podróży w muzyczne zakamarki łodzian. Tutaj koncepcji jako takiej brak, mamy 12 utworów niepowiązanych ze sobą, ot "zwykłe" 12 piosenek. I o ile to nie przeszkadza mi tak bardzo, to do zarzutu o prostsze teksty niestety muszę się przyczepić. Rogucki znany był ze swojej specyficznej "grafomanii". Jego teksty były trudne, pełne metafor i myślowych zawijasów. Tutaj jest prościej, definitywnie prościej. I to niestety widać. Niewyszukane porównania i żadnej trudności w interpretacji, takie niestety miałem pierwsze odczucia po przesłuchaniu tej płyty. To jak dla mnie niestety źle, ale wiem również iż dla wielu to zaleta. Idąc dalej tym tropem trzeba również stwierdzić iż całej płycie brak pewnego rodzaju kropki nad i. Mówie tu oczywiście o hicie w którym rzesza fanów się zakochają od pierwszego przesłuchania. Gdzie jest druga "08 wojna" ja się pytam. Singiel promujący krążek "Na pół" jest niestety dla mnie hmm "zbyt popowy" prosty tekst, brak silnych dźwięków, już słyszę wszystkich antyfanów jak to się Coma sprzedała.
http://www.youtube.com/watch?v=12020p9msZ0
Ponarzekałem trochę i wychodzi, że to płyta zła. A tak w istocie nie jest. Uproszczenie tekstów i kryzysowa oszczędność w formię nie wyszła tak najgorzej. Coma nagrała bardzo dobry album, zapatrując się na kilka sław jak np. Metallica. Cały album bardzo dobrze brzmi. To mocne uderzenie które momentami nawet wbija w fotel. Proste teksty co prawda tworzą pewnego rodzaju niesmak ale to nie znaczy że nie są ułożone dobrze, bo przecież panie i panowie proste nie znaczy głupie czego niewątpliwym przykładem jest kawałek "Angela". To piosenka w swoim przekazie niewątpliwie prosta i szalenie inteligentna. Sam wokal? No cóż tu akurat niczego złego nie można powiedzieć, Piotr Rogucki będzie jeszcze długo brzmiał dobrze i to jest fakt z którym nikt nie powinien się kłócić. Same utwory dają rade wciągnąć Cię w specyficzny świat muzyki Comy. Być może przez lokalny patriotyzm jednym z najlepszych kawałków na tej płycie jest "Deszczowa piosenka" która jest komentarzem (bardzo trafnym) do kondycji jednego z największych miast Polski czyli Łodzi. Utwór ten jest również jak gdyby stworzony na koncerty, ostre gitarowe granie i popisy wokalne Roguckiego, prosty chwytliwy refren na jednym z łódzkich osiedli akademickich, już czekam na juwenalia. Jednak najlepszym przykładem iż "Czerwony" nie jest zły jest zdecydowanie piosenka "La mala education". Porywa tekstem, porywa graniem. Comie również, co może również dziwić, udało się stworzyć obraz płyty mniej pesymistyczny, bardziej nastawiony na opis niż pesymizm. Po pierwszym przesłuchaniu dziwi to trochę, jednak niewątpliwie nie można zrobić z tego zarzutu.
http://www.youtube.com/watch?v=q0kzCIrgDAg
Nie powiem iż to stara dobra Coma. To inna Coma. To Coma która przeszła pewną ewolucję, i w tym przypadku lekko się cofneła do bardziej przystępnej formy dla nowych słuchaczy. Prostsze teksty, mniej wybujała forma sprawiają iż człowiek dziwi się po pierwszym razie z tym krążkiem. Ale pierwsze razy zawsze bolą, tak jak zawsze tak i teraz z każdym kolejnym jest coraz lepiej, osłuchujemy się z utworami i w tym braku drugiego dna widać pewien urok. Nie mogę powiedzieć iż krążek jest najlepszy w dorobku zespołu, mogę powiedzieć za to, że jest zdecydowanie co najmniej bardzo dobry.
8/10
2 komentarze
Rekomendowane komentarze