Skocz do zawartości
  • wpisy
    126
  • komentarzy
    286
  • wyświetleń
    74534

Klasyka gatunku, czyli Maria-sama ga Miteru


piotrekn

751 wyświetleń

Przyszła pora zapoznać się z serią, którą każdy szanujący się fan liliowych klimatów powinien co najmniej kojarzyć (zaraz obok Strawberry Panic). Będzie to kolejna łączona recenzja, oczywiście z Kondziem. Takiej okazji przegapić nie mógłbym:3

2711.jpg

Fukuzawa Yumi, uczennica w Dziewczęcej Akademii Lillian, na początku liceum została przyuważona przez kogoś na kształt szkolnej idolki, Ogasawarę Sachiko, która poprawiła jej źle zawiązaną chustę. Sytuacja dla wielu uczennic nieprawdopodobna musiała wywołać mnóstwo plotek. Jakby tego było mało, niedługo później Yumi dostała od Sachiko ofertę zostania jej petite soeur, 'młodszą siostrą', czyli swego rodzaju protegowaną. Co więcej, ze względu na pozycję Ogasawary-san, wiązałoby się to ze wstąpieniem w szeregi szkolnego samorządu... Innymi słowy, Marimite ugruntowało archetyp prywatnej i/lub prestiżowej szkoły dla dziewcząt razem ze wszystkimi jego flagowymi elementami, jak choćby wspomnianego samorządu. Zresztą, ten wątek zostanie jeszcze rozwinięty. Warto przy tym wspomnieć, że seria nie jest pierwszą tego rodzaju; wesołe uczennice w swoim naturalnym środowisku pojawiały się już dużo wcześniej, choćby w Oniisama e..., 36 lat temu (ale to już materiał na oddzielny wpis jest). Oczywiście, najpierw trzeba się ze wspomnianą serią zapoznać, na co być może przyjdzie ewentualnie pora...

Zacznijmy zatem od fabuły. Fani dynamicznych romansów oraz pewnych i szybkich decyzji będą bardzo zawiedzeni - już wszelakie obrazki i arty podpowiadają, jak najsłuszniej zresztą, stylistykę shoujo. To tak tytułem wstępu.

Jak Kondzio wspomniał, Marimite zapisało pewien schemat 'sprzyjający' dziełom spod znaku lilii, jakim jest zespół szkół, zawsze od gimnazjum po uniwersytet, czasem sięgające wcześniej (jak choćby Mikajo w Sono Hanabira...), czy mundurki, którym bliżej do miana skromnych niż skąpych. Przydaje się samorząd, dość potężna instytucja, najczęściej z kwiecistym motywem (tutaj mamy Yamayurikai, czyli górskie lilie, do tego członkinie są nazywane od róż), oraz jakiś 'siostrzany' system pozwalający bezkarnie wołać do siebie 'Onee-sama' (zawsze jak to słyszę, przypomina mi się Kuroko z Raildexa^^).

Mamy też klasyczny zestaw głównych bohaterek: wysoka, wszechstronnie uzdolniona, z bogatej rodziny i o nienagannych manierach - Sachiko, oraz Yumi - aż nazbyt energiczna, z trudem odnajdująca się w świecie dobrze wychowanych, młodych dam. Do tego pełen przekrój niezwykle barwnych postaci drugoplanowych. No, może nie aż tak 'z trudem' - w przeciwieństwie do kilku podobnych przykładów, radzi sobie nad wyraz dobrze.

Seria składa się z czterech sezonów i z czasem się rozkręca (a czasu tego dość troszkę potrzebuje - dopiero trzecia seria wciąga na dobre, choć pierwsza zła nie jest). Jedną z ciekawszych rzeczy, na które warto zwrócić uwagę, to rozwój Yumi - będąc w drugiej klasie i należąc do Yamayurikai powinna już sobie wybrać własną petite soeur, na czym zresztą seria się koncentruje od trzeciego sezonu, a proces dochodzenia do decyzji pokazuje, jak bardzo się zmieniła.

I w tym momencie trzeba zwrócić uwagę na pewien dość intrygujący fakt. Mimo statusu ikony gatunku shoujo-ai, w Marimite tego elementu jest jak na lekarstwo. Przypadek dziewczęcia darzącego głębszymi uczuciami przedstawicielkę swojej płci, pojawia się jakieś 2-3 razy w przeciągu 4 sezonów, zawsze w charakterze historii pobocznej (i nigdy nie kończący się szczęśliwie:(). A jak już zostało wspomniane, to anime jest przede wszystkim o dojrzewaniu, wchodzeniu w nowe role i stawianiu czoła nowym problemom. Doskonale widać to na przykładzie systemu soeur: poznajemy dziewczę wiodące sobie beztroskie życie, będąc rozpieszczaną przez swoją onee-sama, po czym panna (najczęściej) z własnej potrzeby bierze pod opiekę młodszą od siebie uczennicę, niejako biorąc za nią odpowiedzialność. Potem dochodzi więcej obowiązków, konieczność przemyślenia swoich planów na przyszłość, jak i drastyczna zmiana w relacji ze swoją podopieczną, spędzającą teraz większość czasu z własną "siostrzyczką"... Takie całkiem życiowe to... Prawdopodobnie dlatego Marimite może funkcjonować jako ikona, że mimo pewnych delikatnych podtekstów pozostaje 'czyste' i koncentruje się właśnie na poważniejszych aspektach.

Wygląd w tej serii to temat dość śliski. Z jednej strony, taka a nie inna stylistyka pasuje do Yumi czy Sachiko, z drugiej zaś niektóre postaci wyglądają cokolwiek dziwnie. Dość sporo uwagi poświęcono tłom i miejscom, a z biegiem czasu przestają być różne od postaci. Generalnie, poszczególne serie są nierówne. Nie tylko pod względem audiowizualnym, ale na tym się akurat skupię. Szczególnie wybija się tu sezon trzeci, wydany w formie OVA, tudzież z większym budżetem niż standardowa seria seria telewizyjna. Zmianie na lepsze uległy tam również projekty postaci, a muzyka - dotychczas instrumentalne utwory klasyczne, to tutaj skoczne, przebojowe kawałki. Na skomponowanie jednego z endingów zgodził się nawet sam Marty Friedman, znany jako były gitarzysta Megadeth.

Warto też wspomnieć co nieco o specjalach, bardzo fajnej dawce autoironii eksploatującą różne motywy, jak choćby wzrost Kanako czy to, że Yumi ma zawsze uczucia wypisane na twarzy. A jak już o specialach mowa, muszę je osobno pochwalić. W serii krótkich animacji dało się podkoloryzować specyficzne cechy różnych postaci, spojrzeć na niektóre sceny z innej perspektywy, niekiedy tak zdroworozsądkowo, że aż komicznie (Marimite: Making of) oraz z uśmiechem przyznać się do własnych błędów. To wszystko, moim zdaniem, utworzyło idealny w każdym calu dodatek do serii głównej. Ale bez tejże (zachwyty nad nią podzielam w całości), speciale oczywiście nie miałyby racji bytu (to tak gwoli wyjaśnienia, jakby kogoś zastanawiały oceny jakie wystawiłem).

Krótko mówiąc, Marimite to seria, od której łatwo się odbić, ale przebrnięcie do trzeciego sezonu wynagradza wiele. Seria jest bardziej dla, hm... koneserów gatunku, niż osób, które dopiero planują swoją przygodę z liliami zacząć. Ewentualnie, dla kogoś, kto ma ochotę na solidną serię obyczajową - tylko i aż tyle:) Ta bardzo zróżnicowana i w zasadzie całkiem ciekawa seria zasłużyła u mnie na oceny oscylujące od 7 do 9, plus po dziewiątce dla specjali. U mnie bardzo podobnie, choć niżej 8 nie spadło, a speciale, w nieco innej skali, zasłużyły sobie u mnie na najwyższą możliwą ocenę.

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

'Onee-sama' (zawsze jak to słyszę, przypomina mi się Kuroko z Raildexa^^)

Myślałem że tylko ja tak mam :biggrin: A anime leci na listę, 13 odcinków to nie dużo więc może uda mi się szybko obejrzeć (taa marzenia...).

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...