Ostatnio będąc w sklepie z rodzaju tych wielkopowierzchniowych, naszło mnie coś i postanowiłem kupić sobie pisemko o grach - coś, go zazwyczaj na mojej liście zakupów jest stosunkowo nisko, ale akurat tego dnia taki pomysł strzelił mi do głowy. Wdepnąłem do pobliskiego Kolportera i zerknąłem w okolice prasy komputerowej. I poczułem się nieswojo, i wyszedłem nie dość że bez zakupu, to jeszcze przygnębiony. Dlaczego? Już piszę.
Kiedy jeszcze przykładałem w miarę uwagę do tego, co słychać w branży gier komputerowych, było 7 pism o grach na rynku: Click!, Play, KŚ Gry, CD-Action, Gry Komputerowe, PSX Extreme, Neo Plus i Playbox - w nie tak znowu odległym 2005 roku. Przewijamy powoli taśmę do 2011 roku, i widzimy jak pada najpierw Click!, po długiej agonii i transformacji pisma w zupełnie inny twór niż dotychczas, potem GK, które i tak już było pośmiewiskiem ze swoimi spóźnionymi o kwartał recenzjami i pełniakami straszącymi pierwszą wersją LithTech Engine i DirectX 7. Pojawia się niczym kometa Virus i znika, to samo Engarde i parę innych. Kioski zostają zalane "tekturkową zarazą", czyli grami dołączonymi do 4-stronicowych "pisemek". Pozostałe przy życiu pisma przemieniają się, poprzez włączenie na stałe do swego asortymentu recenzji gier konsolowych, zmieniając styl i język recenzji oraz otwierając się na społeczność czytelników (to ostatnie tyczy się zwłaszcza CDA). Jaki mamy tego efekt, widziałem 3 dni temu w rzeczonym punkcie z prasą. Przyjrzyjmy się, co też takiego mogę sobie kupić na wakacje do poczytania i pogrania, bo wiadomo, budżet zawsze wąski, a grać trzeba.
Na początek dobrze nam znane CD-ACTION. Grube pełniaki - "Masz Efekt", obydwie części Syberii i Rayman: Szalone Kórliki 2. Nieźle, jak za 16zł. Ale po chwili nachodzi mnie refleksja: obydwie Syberie przeszedłem już hektar czasu temu, i to okropne złote pudełko Kolekcji Klasyki zdążył już porosnąć kurz. Mass Effect też już zszedł do bardziej akceptowalnej dla mego portfela ceny 25zł w sklepie, i to niecały rok temu. A Szalone Kórliki? Cóż, miła odskocznia od poważnych gierek, ale kompa mi nie zajmie (chyba że znowu u mnie się odbędzie zjazd joystickołamaczy). Więc może coś do poczytania? Eee... Guild Wars 2? To MMO, prawda? Dziękuję, postoję. Dead Island? Fajnie, że "nasi" wciąż pracują pełną parą - szkoda, że gra taka odtwórcza (no weźcie wyluzujcie... gra z zombie, nastawiona na kooperację? Szkoda, że jeszcze nie w formie tower defense!) Bez podniety. HOMM6? OK, to jest ciekawe... a nie, już pewne previewy były na portalach o grach. Recenzje... czytałem o tych grach w necie. Publicystyka... "Przemysłowe farmienie golda" - czy to aby na pewno w języku polskim zostało zapisane? Ej no, ja tu chciałem poczytać, a tu taki numer...
Nic, to odkładam CDA, z czułością wspominając dzień, kiedy rozdzierałem kopertę, z której wypadł pięciom-urodzinowy numer pisma z UNREAL jako pełniakiem, i gdy mało nie fiknąłem salta mortale z radości widząc to. Sięgam zatem, po drugie z pism, które liczą się jako konkurencja dla CDA - PLAY. Nawet nie zapoznaję się do końca z okładką, a już mi mina rzednie. Że niby Painkiller Resurrection jako "główne danie" wakacyjnego numeru? Żart to jakiś gorzki? Nie dość, że gra ta pogrzebała jakąkolwiek nadzieje na sequela tej świetnej gierki (Overdose jeszcze do zniesienia był, ale Res...), to jej zabugowanie sięga najwyższych szczytów partactwa. I to barachło jeszcze zostaje rozmnożone przez nakład krajowego pisma? Żeby to jeszcze był PK Redemption, czyli polski samodzielny mod (jest na Steamie za 5 euro, polecam za tę cenę), ale nie... Co dalej? Pardon - klient do MMO? W dodatku który już był w CDA? Przypominając sobie, że w zeszłym numerze magazynu też był klient gry MMO, zaczynam odczuwać niepokój, a już przerażenie mnie ogarnia kiedy konstatuję, że trzeci pełniak to gra... freeware. Ale, ale! Czyżby mi rączki osłabły, czy Play jest zgrubł? Tak jest, 108 stroniczek - wciąż mniej niż CDA, ale zawsze coś. Chwila nadziei zostaje wdeptana w ziemię, kiedy odczytuję pod logosem pisma - lipiec-sierpień 2011. Czyli Playa dopadło to samo, co niegdyś KŚ Gry - marne wyniki sprzedaży zmusiły go do zmiany trybu wydawniczego na dwumiesięcznik. I do tego zdrożał o złotówkę. Jest źle.
Cóż to obok tak leży, i błyszczącą folią mnie kusi? Oczka lekko mi się rozszerzają - PLAY EXTRA. Sięgam po niego, i już podnosząc wiem, na co się zapowiada - cieniutkie pisemko, składające się z wypełnionych artworkami 32 stron, do tego plakaty i... tak jest, dwa losowe archiwalne numery, więc kiedy XP zacznie mi stroić fochy, mogę go straszyć Veneticą. 12 zł to w sumie niedużo, ale czułbym się dziwnie kupując coś takiego.
Odkładam z cichym westchnięciem pisemka, i zerkam na KŚ Gry, tylko po to, by westchnąć ponownie. 6 pełniaków, z czego połowa to gry w najlepszym wypadku budżetowe, a w najlepszym już "zaliczone" przez CDA, a druga połowa... to klienty MMO. I znowu, 15zł. Szlochając wybiegam z Kolportera, nie zaszczycając spojrzeniem 100% konsolowych periodyków, i kupuję sobie podwójne Cornetto, żeby zajeść doła.
W domu już, rozmyślając o tabelach kalorycznych i branży pism komputerowych, zacząłem się zastanawiać, jaka będzie sytuacja z magazynami o grach za pół roku. Jestem w stanie przyjmować zakłady, że Play nie pociągnie dłużej jak rok - ale chciałbym się mylić. Przemiana magazynu w dwumiesięcznik jednak nie wróży dobrze, pomimo zapewnień rzeczniczki prasowej wydawnictwa, że "cykl dwumiesięczny pozwoli na dostarczenie większej liczby obszernych materiałów. Redakcja postawi przede wszystkim na ekskluzywne zapowiedzi i publicystykę, a wyścig dostarczania najświeższych wiadomości ze świata gier pozostawi tematycznym serwisom internetowym." (źródło) Prawda jest jednak okrutna - sprzedaż pisma spada, a dość przeciętne pełne wersje gier raczej nie pomogą w zmianie trendu.
Właśnie, pełne wersje na coverdiskach, zatrzymajmy się chwilę przy nich i zastanówmy: czy są nam tak naprawdę potrzebne? Ja osobiście, będąc skąpiradłem, ponad połowę swych gier mam właśnie z pism, a reszta to budżetowe reedycje lub - rzadko - przeceniona premiera. Ale w dzisiejszych czasach, gdy sensowne gierki można kupić za 20zł, idea pełniaków dodawanych do magazynu może wydawać się archaiczna. Tanie gry w sklepach, obłędne przeceny na Steamie i podobnych serwisach raczej sugerowałyby kupowanie gier niedrogich, według własnych preferencji, a nie skazywanie się na to, co akurat jest na krążku (pamiętam, jak w późnych latach '90, gdzie praktycznie wszystkie gry kosztowały powyżej 100zł, pełnopłytowe pełne wersje z CDA były manną z nieba, nawet jeśli oznaczało to dobrych kilka dni męczenia się nad turową strategią drugowojenną czy podobnym cudem). Dostrzegam jednak ich urok - nie każdy ma pieniądze na nowości, czy nawet przecenione pozycje (jak ja), ma ograniczone łącze internetowe i nie może pozwolić sobie na pobieranie 8 giga ze Steama, lub po prostu lepiej mu się kalkuluje wydać te 15 zł i mieć trzy gierki do ogrania przez miesiąc. A że kartonikowa okładka, a że skromna instrukcja (tu mimowolny pokłon dla KŚ Gry, który zamieszcza w magazynie instrukcję, i nierzadko poradnik), a że gry nienowe - może ruszą na laptopie do pracy? - przestaje być istotne. Zresztą, w dobie rosnącej roli dystrybucji cyfrowej i coraz mniejszej uwagi przykładanej do wydań "pudełkowych" (pomijam tu kwestię kolekcjonerek, które stają się powoli parodią samych siebie), posiadanie krążka z pisma z oryginalnymi grami powinno być najmniejszym z problemów nabywcy. Inna sprawa, że niegdyś coverdiski służyły też jako nośnik wersji demonstracyjnych gier - ale ponieważ coraz rzadziej producenci decydują się na wypuszczenie dema swego najnowszego tytułu, a jeśli już, to PO premierze gry właściwej, kiedy właściwie można już pozamiatać (np. Bulletstorm). Zresztą, dema większych produkcji ważą nierzadko po 2 i więcej gigabajty, a trwają tyle czasu, ile trzeba poświęcić na zrobienie herbaty - i zwyczajnie redakcji szkoda jest miejsca na krążku na takie marnotrawstwo.
A skoro już o nabywcy mowa... zaistniała sytuacja jest w dużej części naszą winą. To my przestaliśmy kupować pisma, a zaczęliśmy czytać portale z newsami i blogi branżowe, bo za te nie trzeba płacić, i newsy są naprawdę newsami. Coraz bardziej rosnąca powszechność Internetu w polskich domach sprawia, że czasopismo przestaje być głównym źródłem wiedzy o świecie gier. Żaden magazyn nie wygra konkurencji z Siecią, nawet o bardzo dużej marce i czasie żywotności - jak to udowodnił swego czasu Electronic Gaming Monthly, przechodząc na dystrybucję cyfrową, gdzie artykuły zostały okraszone animacjami, fragmentami trailerów i gameplayów - jakie pismo zaoferuje coś podobnego? Każdy "niedrukowalny" materiał trafia na krążek, którego koszt wyprodukowania (licencje i prawa do publikacji, oprogramowanie treści, tłoczenie, pakowanie) znacząco podbija cenę ostateczną CD-Actiona, Playa czy KŚ Gry. A jak już wspomniałem w powyższym akapicie - takie rozwiązanie może zostać zastąpione bardzo szybko - taniejący Internet, banki internetowe, PayPal i podobne usługi ułatwiają szybkie i tanie nabycie gry, z dostawą bezpośrednio na dysk twardy.
Co zatem mogą uczynić pisma, co mogą zaoferować swym czytelnikom, by utrzymać ich zainteresowanie? Myślę, że coraz mniej. Otworzenie łam na twórczość czytelników i związanie się z ich internetową społecznością (jak to czyni, np. CD-Action) jest niezłym rozwiązaniem - odbiorcy mogą kształtować pismo zgodnie z ich oczekiwaniami, w ograniczonym stopniu wpływając na jego treść. Problem mimo to powstaje kiedy po takich przemianach magazyn zaczyna... tracić czytelników, i zostaje gorzej oceniany, co na pewno odczuło CDA w ostatnich dwóch latach. Co prawda, w międzyczasie napłynęli nowi czytelnicy, starzy się wykruszyli, ale każdy śledzący dzieje CDA zauważa takie rzeczy, jak zwiększona ilość artworków i grafik na łamach, mniejszy dział z listami (co jest tylko i wyłącznie "zasługą"... tych listy piszących), szerszy niż kiedykolwiek dotychczas dział z publicystyką... o właśnie.
Jedyny sensowny kierunek, w jakim (moim niewykształconym i nieprofesjonalnym zdaniem) mogą udać się Polskie czasopisma dla graczy, to właśnie publicystyka. Medium gier dojrzewa i rośnie w rozmiarach, włącza w siebie coraz nowe formy interakcji i wyrazu, same gry też zmieniają się na naszych oczach - Wiedźmin 2 w dniu premiery jest grą inną od tej, którą możemy dziś uruchomić, dzięki ciągłym aktualizacjom i łataniom. W takim momencie ocenienie gry staje się trudne, i sprowadza się do osobistych gustów i guścików recenzenta (proszę porównać, jak różnie na świecie zostały ocenione takie gry jak Call Of Juarez Cartel, FEAR 3 oraz Duke Nukem Forever). W takim wypadku to właśnie publicystyka - czyli krytyka i analiza trendów, ocenianie procesów tworzących grę, wspólne śledzenie kampanii marketingowych, edukacja o rozwoju medium, gatunków i stylistyk w grach może dać odbiorcy wiedzę trudno zastępowalną przez ciągle ścigające się na newsy portale o grach. Gier już nie można oceniać tak jak filmów, książek, albumów muzycznych (które też przechodzą transformację medialną) - zatem warto się skupić nie na ich grafice, udźwiękowieniu, wydajności engine'ów, a właśnie na tym co wnoszą do swych gatunków i na rynek. Weźmy na przykład Team Fortress 2 - z początku element The Orange Box będący w cieniu Portal i Half Life 2, teraz - darmowy, sieciowy FPS, który solidnie przemodelował sposób rozgrywki on-line. A czy ta gra ma jakąś nadzwyczajną grafikę lub dźwięk? Nie. Funkcjonuje ona na nienowym engine Source, który pozwala jej wyglądać estetycznie i przyjemnie, dzięki niezwykłej, kreskówkowej stylistyce postaci. Czy ktoś by przewidział taki obrót sytuacji - zamiast upartego dążenia do tworzenia coraz bardziej realistycznych graficznie produkcji, szalejemy na punkcie karykaturalnych postaci żołnierzyków. Takie zjawiska właśnie wymagają analizy i opisywania, by zamiast dać się ponieść kolejnej rozbuchanej akcji reklamowej gigantów wydawniczych, gracze znali mechanizmy obecnie kształtujące gry. I być może, gdyby zrezygnowano z punktowego oceniania gier, sami producenci zamiast patrzenia na kolejne liczniki, zaczęli zastanawiać się - czym jeszcze zaskoczyć odbiorcę? Czy możemy mu wcisnąć kolejnego wojennego shootera albo RPGa fantasy?
Rzecz jasna, moje rozważania powyższe to pierwszej wody ułuda - nikt na takie coś nie pójdzie, a nawet jeśli - to nie na długo. Pisma papierowe o grach jak padały, tak będą padać, i będą przechodzić do Internetu, tylko po to, by zetknąć się tam z już ustabilizowaną konkurencją pod postacią portali oraz blogów. I zacznie się kolejny wyścig - czym przykuć czytelnika? Dziesiątkami artykułów-toplist typu "Top 10 seksownych babeczek z gier, z którymi byśmy zagrali (jeśli wiecie co mamy na myśli)"? Albo "Japończycy są dziwni i za nic nie rozumiemy, jak u nich działa popkultura, którą pragniemy małpować"? Rozpaczliwym produkowaniem newsów, byle być pierwszym i "na bieżąco"? Opieraniu swej kadry na garści przebojowych kolesi o ego wielkości średniej planetoidy i niewyparzonych ozorach? Quo vadis, video game journalism?
PS. To ostatnie pytanie jest skierowane do Was.
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze