Reklama dźwignią handlu....
Ach, szczęśliwe są miasta niewarszawskie.Szczęśliwe są, gdyż chyba żadne miasto nie zostało tak splugawione przez siły reklamy jak nasza stolica. I szczęśliwe kobiety niewarszawianki, i szczęśliwi mężczyźni niewarszawianie, gdyż oszczędzony jest im widok wielkoformatowej prawie-że-całkowitej-golizny w dużych ilościach.
Wiadomo, by produkt się sprzedał, trzeba go rozreklamować.
Wiadomo, by był dobrze rozreklamowany, musi być ta reklama widoczna.
Wiadomo,że w Warszawie jest masa dużych powierzchni, że urbaniści mają to, co tam się dzieje zazwyczaj w...bardzo, bardzo głębokim poważaniu.
Efekty widać.
Praktycznie każda kamienica jest obwieszona jakąś płachtą, która prawdopodobnie ma sfinansować jej remont, ale jedyne co jest w niej pewne to to, że odcina mieszkańcom dopływ światła. Praktycznie każdy wieżowiec pyszni się swoim własnym, olbrzymim, reklamowym sztandarem. Przy każdej drodze, na prawie każdej ścianie wiszą wielkie billboardy...
Jeśli ktokolwiek z was był kiedyś w jakimś innym mieście, to wie,że tam tego typu działania są często ograniczone. A Warszawa jak przypominała wielki bazar, tak przypomina. Niby co pewien czas podnoszą się jakieś oburzone głosy, ale kto by ich tam słuchał...
Kolejna sprawa to środki, jakie są do tego używane. stosunkowo często jest to....No, półnaga kobieta. Rozumiem,jeśli reklamuje jaka bieliznę (w inny sposób się tego chyba zrobić nie da), albo inne ubrania. Ale...materiały budowlane? W reklamach z innych branż panie prezentujące swoje wdzięki w większości się wycofały, jedną z niewielu ich ostatnich ostoi wydają się billboardy promujące sklejki, gonty, gipsy i gładzie.
Czy te produkty naprawdę nie mają własnych zalet,że muszą odwoływać się do tak niskich instynktów?
Wiadomo, tego rodzaju reklam się nie pozbędziemy, działają na mężczyzn, a w reklamie ważne jest to, by działała... Ale ile można?
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze