Locus amoenus
Zmienno-burzowa aura próbuje zbić nas z tropu, ale nie da się ukryć, że mamy lato. Dla mnie kiedyś, a dla niektórych nadal, lato równa się wakacje. Pora więc na wpis w klimatach wakacyjnych (choć nie do końca). Wakacje to był nie tylko czas bez szkoły, ale okazja na różne wyjazdy, wypady i wycieczki. Rzadko udawało się pojechać gdzie dalej, prawie w ogóle za granicę, ale nawet krótkie wypady się liczyły. Cele wypadów były różne, ale tylko jedno z miejsc stało się 'tym wyjątkowym'. Niemalże jak z toposu Arkadii. Nie wiem, czy i Wy tak macie, ale moje to...
Co sprawia, że ta wieś łańcuchowa licząca ponad sto gospodarstw liczące nieco poniżej 500 mieszkańców, jest dla mnie wyjątkowych miejscem? Wyjazdy z okresów podstawówkowych. Rodziciel mój jest taternikiem, wspinaczem i skałkowcem. Tak się zaś składa, że niedaleko Rzędkowic znajduje się rząd wapiennych ostańców, zwanych popularnie 'skałkami'. Skałek takich w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej jest pełno, czemu tata zabierał więc nas akurat tam? Ano dlatego, że pod skałkami można było za darmo rozbić namiot i nikt się nie czepiał.

Wielki Okiennik i namiociki
Na początku lat 90 Rzędkowice nie korzystały jeszcze z popularności Skał Rzędkowickich wśród wspinaczy. Nie było szkółek, nie było noclegów, dwa sklepy i tyle. Miało to swój urok - wszyscy zbierali się 'u Stachowej', zamawiali chleb, tankowali wodę i tak dalej. Skałki były oddalone o około kilometr, więc trzeba było nieco powędrować z zapasami (lub też całym bagażem z PKSu). Kilometr teraz to dla mnie kawałek, ale gdy lat miałem 10 to już tak blisko nie było. No, ale dla 10-latka takie miejsce to był raj na ziemi. Skałki, małe jaskinie, las - pełno miejsc gdzie można samemu wejść. Do tego ogniska, nieco wspinania (choć ja do tego podchodziłem opornie) i Tymbarki! Tak, tak - Tymbarki to element czaru, bo w tamtym czasie w Bydgoszczy była to rzecz zupełnie nieznana. Do dziś pamiętam niektóre hasła spod kapsli (np. Kusi i nęci).

W Rzędkowicach miałem też dwie przygody deszczowo-burzowe. Za pierwszym razem ulewa dopadła nas na środku pola. Wszystkich przemoczyło aż po same gacie. Druga była nieco poważniejsza - silna burza pod namiotem. Pioruny rozświetlały skałki, więc momentami było jasno jak w dzień, a do tego woda spływają ze skał zrobiła nam z namiotu łóżko wodne. Gdy tata albo siostra się wspinali 'linowo' ja lubiłem sobie wszędzie powędrować - raz wchodząc prostą drogą (wspinaczkowa 3, choć sama ściana miała z parę metrów) utknąłem po środku. Przez parę minut strach mnie zżerał, bo nie mogłem ani w górę ani w dół. Jakoś jednek ruszyłem i wlazłem, gdzie chciałem.
Jako smaczek dodam jeszcze, że spora część tzw. dróg wspinaczkowych nosi nazwy nadane im przez osoby, które pierwszy raz nią przeszły. Nazwy te zamieszczane sa we wszelkich przewodnikach wspinaczkowych i trzeba przyznać, że sporo wspinaczy popisało się talentem. W Rzędkowicach mamy między innymi Karatecy z Jasnej Góry, Czerstwe Bułeczki, Świeże Bułeczki, Dorotko wymyśl mi nazwę oraz (nie)sławną Dupę Biskupa.
Ostatnio byłem tam dwa lata temu, ale tylko na dwa dni. Poprzednio w 8 klasie podstawówki (niech spoczywa w pokoju). I chciałbym znów wrócić, na dłużej. Na pewno zabiorę tam Maksa. A Wy gdzie chcecie wrócić?
Wiesław Myśliwski
Traktat o łuskaniu fasoli
10 Comments
Recommended Comments