Skocz do zawartości
  • wpisy
    126
  • komentarzy
    286
  • wyświetleń
    74666

Wyprawa po artefakty, czyli Densetsu no Yuusha no Densetsu


piotrekn

394 wyświetleń

Niech ta informacja o braku wstępu posłuży za wstęp. A, i przy okazji - kolejna wspólna z Kondziem recenzja, jeśli można tak szumnie nazwać to, co tu uprawiamy.

25297l.jpg

Ryner Lute nie należy do najbardziej pracowitych ludzi świata. Innymi słowy, jest leniem jakich mało (niemal dorównując w tym mojej skromnej osobie). Posiada przy tym zdolność zwaną Alpha Stigma, która pozwala mu władać dowolną magią w mistrzowski sposób. Problem jest jednak taki, że ludzie boją się 'nosicieli' Alpha Stigma, ponieważ ci mają tendencję do wpadania w szał i anihilacji bez wyjątku, dlatego też Ryner będąc po pierwsze wyjątkiem (w zasadzie każdy wpada w szał jako dziecko i kończy przy tym swoje życie) może sobie (względnie) spokojnie żyć utrzymując swoją zdolność w tajemnicy. A po drugie, nasz bohater jest w stanie wrócić do normalnego stanu po napadzie tendencji mocno destruktywnych, choć zanim się opamięta, obszar wielkości małej wioski zostaje zmieciony z powierzchni ziemi. Po jednym z takich incydentów został aresztowany i skazany na śmierć. Szukając pozytywów, w celi koleżka miał mnóstwo czasu na czytanie książek i zajęcie się (teoretycznymi, ale zawsze) badaniami naukowymi.

Tenże właśnie Ryner Lute odkrył razu pewnego, że dawno dawno istnieli źli władcy władający potężnymi artefaktami i dobrzy wojownicy, analogiczną mocą ich zwalczający. Na rozkaz nowo obranego króla i jednocześnie swojego przyjaciela, wraz z niejaką Eris Ferris wyruszają w podróż celem zebrania jak największej ilości wspomnianych artefaktów i w ogóle dowiedzenia się o nich czegokolwiek. Warto wspomnieć, że owym królem został stary przyjaciel Rynera, Sion Astal. A ten, korzystając z władzy nad niedolą protagonisty, koleżeńsko "zmotywował" go do współpracy na rzecz królestwa. A wspomniana Ferris to swego rodzaju zabezpieczenie, aby nasz bohater nie dał nogi przy najbliższej okazji. I wykonuje swoje zadanie niezwykle skutecznie, bez skrupułów uciekając się do przemocy stosowanej... Pozostając jednak dość tragiczną postacią, jak zresztą niemal każdy w tej serii (nie lękajcie się jednak, to anime to nie jest wyciskacz łez).

Fabuła należy do tych bardziej skomplikowanych, i choć wśród M&A można znaleźć bardzo dużo kompleksowych uniwersów, świat przedstawiony w Legend of Legendary Heroes należy do tych bardziej samodzielnych, w dodatku z cokolwiek wielopoziomową intrygą i nieco rozbudowaną skalą szarości (choć niestety, twist pod koniec sezonu nieco zbyt skutecznie odwraca role stawiając Siona jako złego, zaś król Riphal trafia na przeciwne spektrum, choć i to nie opiera się na jakimś bardzo wyraźnym kontraście). Mimo tego, ogląda się to bardzo ciekawie, głównie ze względu na to, jak Ryner zmaga się z bezpodstawną opinią potwora.

Tak jak intryga, również postacie prezentują wcale złożone osobowości. Główny bohater to, z jednej strony przedostatni bumelant, który ciągle szuka okazji na ucięcie sobie drzemki, z drugiej - człowiek bardzo wrażliwy, gotów poświęcić bardzo dużo, by pomóc w słusznej sprawie. Wiecznie niewyspany i niezadowolony z życia, choć doskonale potrafi o siebie zadbać. Ferris poznajemy jako surową i stanowczą osobę, co jednak nie przeszkadza jej w uważaniu za wartość najwyższej w życiu... jej ulubionej potrawy. Dziewczyna bez problemu dotrzymuje kroku Rynerowi; pomimo traktowania go jako niższą (i perwersyjną) formę życia, świetnie się z nim dogaduje, kiedy trzeba zachęci do działania (nie zawsze, choć przeważnie, używając siły), a w odpowiednim momencie wesprze emocjonalnie. Innymi słowy: dobrana z nich para.

I jednocześnie przyjemna dla oka. Graficznie otrzymaliśmy anime pozbawione jakichkolwiek dziwnostek w wyglądzie postaci, terenu i wogle, efekty graficzne nie są zrobione z jakąś przesadą, a wszelakie magiczne kręgi tworzące się podczas czarowania bynajmniej nie przypominają płaskich krążków (tak, Fairy Tail, do ciebie mówię).

A ścieżka dźwiękowa to nie lada gratka dal miłośników muzyki. O ile oba openingi i endingi nie są jakieś szczególnie wybitne, już dźwięki słyszane w tle poszczególnych scen, zasługują na wyróżnienie. Często przygrywa skoczna muzyka z epoki, doskonale pasująca do lżejszych scen obyczajowych i komediowych, nierzadko pojawiają się też

, bądź nieco
, współgrające z epickimi pojedynkami i innymi pełnymi patosu scenami, najczęściej związanymi z głównym wątkiem.

To wszystko razem składa się na bardzo dobre anime, któremu nie sposób odmówić oceny na poziomie 9. A nawet wyższą można by ze spokojnym sumieniem przyznać, gdyby tylko tak brutalne nie zakończono serii w jej kulminacyjnym punkcie. Cóż, pozostaje tylko czekać na kontynuację najlepszej serii fantasy tej dekady.

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Wpisujcie miasta, które chcą kontynuację Legendarnie Legendarnych!!!!111 A tak w ogóle, to bardzo dobra seria, która miała tego pecha, że z tego co wiem to nie przyniosła wystarczających przychodów, aby zapewnić sobie kontynuację :( Poza tym jakby ktoś zaczął oglądać, to informuję, że naprawdę dobrze robi się gdzieś od 3 odcinka, w którym

Ryner pokazuje, na co naprawdę go stać, jak wpadnie w swój magiczny szał.

Jedna z lepszych prezentacji siły, jakie widziałem w anime, nie licząc może różnych wielki mechów i takich tam.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...