Skocz do zawartości

Yare yare daze...

  • wpisy
    119
  • komentarzy
    317
  • wyświetleń
    77353

Mass Effect 2 zdaniem MSainta część 2/2


Mariusz Saint

1904 wyświetleń

(ciąg dalszy tego wpisu)

A kolejna w aktach rekrutacyjnych jest postać bardzo dobrze znana: Tali! Tali po powrocie do Flotylli śmiało objęła swoją wysoką pozycję w społeczności (córka jednego z admirałów), tym mocniej, że jest osobą kompetentną. Została wysłana na planetę dawniej należącą do Quarian, Haestrom, obecnie znajdującą się na terytorium gethów. Na tej planecie powstało centrum obserwacyjne gwiazdy układu. Tali, wraz z towarzyszącą jej eskortą żołnierzy, została wysłana z misją obserwacji niezwykłego zachowania tej gwiazdy w ostatnim okresie czasu. Niestety gethy szybko zwąchały co się dzieje i wysłały karną ekspedycję - w momencie gdy przybywamy na Haestrom, trwa regularne oblężenie Tali w wieży obserwacyjnej, a quariańscy żołnierze ledwo się trzymają. Jest jeszcze jeden dodatkowy twist: słońce świeci tak mocno, że przegrzewa tarcze, dlatego należy poruszać się przede wszystkim w cieniu. Misja ta przypomina ME1 pod tym względem, że przebijamy się przez mnóstwo gethów. Po raz pierwszy widzimy też w grze przykłady "quariańskiej architektury", choć szczerze mówiąc niektóre elementy wyglądają identycznie jak te spotykane w zupełnie innych miejscach galaktyki. Ostatecznie docieramy do obserwatorium, przed którym koczuje mnóstwo gethów i - co najgorsze - czai się Kolos, ta wkurzająca, potężna machina bojowa. Na miejscu spotykamy Kal'Reegara, quariańskiego żołnierza. Akurat jest ranny, a jego pancerz został przebity, co automatycznie oznacza infekcję, jednak Kal'Reegar jest zdeterminowany, by od niej nie umrzeć oraz - przede wszystkim - odbić Tali. Jest tak zaangażowany, że trzeba mocno go przekonywać, by nie poleciał na solo, co prawdopodobnie będzie atakiem samobójczym. Starałem się go uratować, więc musiałem się męczyć z naklepaniem Kolosa samodzielnie. Fun fact: głosu Kal'Reegarowi użycza Adam Baldwin, aktor znany między innymi z roli totalnego twardziela Jayne'a z serialu "Firefly", dumnego posiadacza rzeczywistego odpowiednika Tough Guy's Toque z Team Fortress 2. Kolos był bardzo twardy, ponieważ po zadaniu określonej ilości obrażeń chował się w pancerz niczym żółw i regenerował swoje osłony. Walka trwała dosyć długo i na wyższych poziomach trudności na pewno sprawia wiele problemów. Spotkanie z Tali tym razem jest przyjemniejsze - przede wszystkim wyraża ona pewne zbulwersowanie faktem, że poświęcono tylu żołnierzy dla zdobycia umiarkowanie ważnych danych. Tali z ochotą zgadza się przyłączyć do Shepard (nawet dostajemy maila od Flotylli, oficjalnie zatwierdzającego jej przenosiny), choć Cerberus to nadal wielkie "nie" dla wszystkich Quarian.

Misja lojalnościowa Tali zaczyna się od maila z wezwaniem na proces, gdzie będzie ona sądzona pod zarzutem najcięższym z możliwych - zdrady Flotylli. Jednak za radą Aidena odłożyłem tę misję na sam koniec, for trolling purposes.

Przychodzi taki moment, że trzeba zrobić misje tych postaci, które nas niezbyt interesują i/lub nie lubimy ich. Jedną z nich jest Miranda. Miranda to ulepszona genetycznie osoba, która została praktycznie wyhodowana przez przepełnionego ambicją ojca - nie miała ona matki. Miranda posiada również siostrę, też "zbudowaną" - za pomocą przyjaciela wykradła ją od ojca. Teraz ta siostra, Oriana, wiedzie normalne życie, ale została namierzona przez zaborczego ojca i może zostać porwana przez najemników. Ruszamy na Illium, gdzie Miranda ma kontakty mające posłużyć przeniesieniu Oriany w takie miejsce, gdzie ojciec już jej nie wyśledzi. Tradycyjnie coś idzie niezgodnie z planem, atakują najemnicy, których trzeba wymordować, ostatecznie Oriana jest bezpieczna, zdrajcą okazał się "jedyny przyjaciel" Mirandy, pozbywamy się go, postać jest lojalna. Nie lubię Mirandy, uważam ją za fałszywą i nadętą, nie brałem jej do składu nigdy, gdy nie było to konieczne. Nie miała okazji jakoś specjalnie mnie rozdrażnić, bo jej takiej nie dałem.

jacobx.th.jpg

Jacob nie jest szczególnie ciekawą postacią - ot, przeciętny, sympatyczny facet, który jest bardzo skutecznym żołnierzem. Na tle reszty zazwyczaj bardzo oryginalnej załogi wypada raczej blado. Jego misja lojalnościowa to po raz kolejny problemy z ojcem - jego zaginął lata temu i był uznany za zmarłego, a tu niedawno pojawił się sygnał pomocy z jego statku. Oczywistym wnioskiem jest to, że Jacob będzie dużo lepiej skoncentrowany na misji, jeśli rozwiąże się tę tajemnicę. Udajemy się na planetę wskazaną w sygnale o pomoc. Muszę przyznać, że ta planeta wyglądała bardzo ładnie, a wrak statku zrobił na mnie wrażenie. Na miejscu rozmawiamy z wirtualną inteligencją, odwiedzamy wrak statku w poszukiwaniu informacji oraz mordujemy jakichś dzikusów. Po krótkim śledztwie okazuje się, że dzikusy to załoga statku, która cofnęła się w rozwoju wskutek spożywania miejscowego pożywienia, zawierającego dziwne substancje. Pozostali przy życiu oficerowie uchronili się od zgłupienia jedząc wyłącznie racje żywnościowe ze statku, a tym samym osiągając przewagę nad resztą ludzi i zostając przywódcami społeczności - czyli zrobili sobie harem. Tatuś Jacoba ostatecznie pozbył się pozostałych oficerów, nasyłając na nich mechy ochrony, a pozostałych mężczyzn wypędził z obozu. Ci po jakimś czasie wrócili, lepiej przystosowani do warunków panujących na planecie i generalnie sprytniejsi. Sprawiali na tyle dużo problemu, że tatuś poczuł się zagrożony i włączył sygnał ratunkowy, na który zareagowała Normandia. W dużym skrócie: historia ojca Jacoba jest dużo ciekawsza niż sam Jacob.

Nie mam za wiele do powiedzenia na temat Jacoba - dialogi Shepard z nim bardzo szybko zaczęły zbliżać się do flirtu, co niekoniecznie ma miejsce w przypadku innych rozmówców. Sympatyczna była obietnica wspólnego nachlania się na Cytadeli, jeśli on i Shepard wyjdą z tego żywi. Jacob nie zrobił niczego, co by mnie irytowało - ale po prostu jest zbyt normalny, jak na tę grę.

Wraz z ukończeniem tych misji przyszedł czas na wizytę w nieaktywnym Żniwiarzu. Oczywistym jest, że ten Reaper nie jest taki martwy - po przybyciu na miejsce okazuje się, że drużyny badawczej nie ma na stanowiskach. Ze znalezionych nagrań dowiadujemy się, że obecność Reapera była tak potężna, że niektórzy ludzie Cerberusa zaczęli traktować go jako boga i generalnie wariowali, by ostatecznie zostać zamienionymi w ząbi. System indoktrynacji Reapera, znany jeszcze z ME1, nadal działał. Żeby było jeszcze gorzej, bariery kinetyczne Reapera aktywują się i należy zniszczyć rdzeń, żeby się wydostać. Droga jest usiana dziesiątkami ząbi i - niestety - Pomiotami, przez które trzeba się żmudnie przebijać. Spotkamy też również pojedynczego getha, który ma okazję nas zastrzelić, ale tego nie robi. Wyróżnia go uszkodzenie w pancerzu, załatane fragmentem pancerza z napisem N7 - naszego pancerza. Ostatecznie docieramy do rdzenia, gdzie widzimy tego samego getha, uszkodzonego przez masy ząbi. Udaje nam się zniszczyć rdzeń i wziąć wyjątkowego getha ze sobą, docierając do statku w epickim skoku, a Reaper ostatecznie spada w studnię grawitacyjną planety.

Legion, po zastosowaniu koniecznych środków ostrożności, zostaje ponownie aktywowany i możemy z nim porozmawiać. To, co nam mówi, jest jednym z większych zaskoczeń, jakie spotkały mnie w ME2. Tłumaczy nam, że agresywne gethy to... heretycy, odszczepieńcy od reszty, natomiast ci prawdziwi są nastawieni raczej pokojowo do ludzkości, choć podchodzą z dużą ostrożnością do pozostałych istot - stąd właśnie pojedynczy "misjonarz", przystosowany do kontaktu z "organicznymi", składający się z większej ilości programów (z tej właśnie mnogości wzięło się, zasugerowane przez EDI, imię "Legion" - "for we are many", aż Shadow Man się przypomina, i ta, no, Biblia). Legion został wysłany z misją skontaktowania się z Shepard, gdy ta przyczyniła się do zniszczenia Suwerena. Legion odnalazł miejsce katastrofy Normandii i uzupełnił swoje uszkodzenia znalezionym kawałkiem pancerza. Pytany, dlaczego akurat z tego należącego do Shepard, odpowiada: "no data available" - rewelacyjny moment. Można porozmawiać też na inne tematy, na przykład o przebudzeniu się inteligencji gethów - Legion może nam odtworzyć nagranie sprzed wieków, gdzie geth pyta Quariankę na temat duszy, a ona czuje się wystraszona tym pytaniem. Ciekawe jest też to, że Legion zwraca się do Quarian per "stwórcy".

Bardzo żałuję, że Legion dołącza tak późno, bo to dobra postać - jego odpowiedzi są racjonalne, ale nie "mechaniczne" - jest elokwentny i czasem też wrzuca na luz (czy też - próbuje wrzucać), można zaobserwować w jego pomieszczeniu, jak sobie tańczy (idle animation). Warto też poczekać z wypełnieniem misji lojalnościowej Tali do czasu, aż Legion dołączy do drużyny.

ssecret.th.jpg

Wraz z Tali udajemy się do Flotylli na jej proces. Jako trzecią postać wziąłem do składu Legiona, w celach trollingowych (za radą Aidena). Efekt był taki, że na początku nawet nie chciano mnie wpuścić na statek, ale ostatecznie posłużono się autorytetem Shepard jako przepustką. Statek, na którego pokład wchodzimy, jest ciasny i zagracony, tak więc nie ma co się dziwić narzekaniom Quarian na brak intymności (i obecność neurostymulatorów w ich kombinezonach, służących do masturbacji - Tali też taki ma i musicie się z tym pogodzić). Mamy okazję porozmawiać z "górą" Quarian. Zadawałem sobie pytanie: dlaczego zamiast przez setki lat latać statkami, nie osiądą na nowej planecie? Dlaczego nie podejmą bardziej zdecydowanych działań? W ME1 nie dotknięto zanadto tej kwestii (podczas zabaw na Ilos Tali wspominała, że "Quarianie szukali tej planety, by spróbować się tu osiedlić), w ME2 spróbowano to (jak i jeszcze innych parę rzeczy) wyjaśnić. Nie wszystko wyszło, ale po pierwsze przynajmniej próbowali, a po drugie w przypadku Quarian jakoś to się udało. Tali tłumaczy kwestię istniejącej od zawsze niskiej odporności u jej ludu i olbrzymie problemy z tym związane, a dodatkowym problemem są przywódcy. Każdy z nich ma odmienne poglądy: jeden chce walczyć, inny chce osiąść na nowej planecie, jeszcze inna ma gethowy fetysz i chce je badać, by odzyskać nad nimi kontrolę. Wypracowanie jednego zdania jest niemożliwe.

Na procesie okazuje się, że zdrada Tali polega na tym, że przesłała ojcu do badań aktywne części gethów, które opanowały statek badawczy. Shepard występuje w roli adwokata i - trzeba przyznać - ma gadane. Ostatecznie jednak tradycja Quarian podsuwa właściwe rozwiązanie - zdradę można zmazać wtedy, jeśli oskarżony naprawi wyrządzone szkody. Wraz z Tali udajemy się na statek badawczy z nadzieją na uratowanie kogokolwiek (w szczególności jej ojca, admirała Rael'Zorah) i odzyskanie cennych danych (pewnie dlatego statek nie został natychmiast zniszczony - szkoda zgromadzonych na nim zasobów). Na miejscu przebijamy się przez zastępy gethów i przeglądamy logi, miejscami dosyć drastyczne (quariańska naukowiec przesyłająca pozdrowienia dla rodziny na sekundy przed śmiercią z rąk gethów). Ostatecznie znajdujemy zwłoki ojca Tali, który zostawił nagranie. Przyznaje się w nim, że osobiście złamał prawa Quarian, aktywując gethy, próbując znaleźć sposób na ich pokonanie i zapewnienie lepszej przyszłości kolejnemu pokoleniu, przede wszystkim Tali. Ta błaga nas, byśmy nie prezentowali tego dowodu Admiralicji - a gdy tylko rozwalimy centralę, gdzie znajdują się gethy (czyli oprogramowanie), to wracamy od razu na proces. Tam, korzystając z odpowiedzi "niebieskich", skierowałem dyskusję na inne tory, argumentując, że proces Tali jest przykrywką dla rozgrywek politycznych pomiędzy admirałami, mającymi różne poglądy na temat postępowania wobec gethów. Nie prezentowałem również dowodów na zdradę jej ojca, uznając, że moim priorytetem jest dobro członka załogi. Ostatecznie Tali zostaje uniewinniona, a imię jej ojca pozostało czyste.

Tali w drugiej części przejęła nieco cech Liary z ME1, czyli pewną naiwność, dziewczęcość zachowania. Teraz Tali to mokry sen nerda - twarda podczas walki, oddana pasji technologiczno-elektronicznej, ale dla kontrastu zakłopotana podczas nieco bardziej prywatnych rozmów, bez żadnego doświadczenia w kontaktach z innymi ludźmi - Quarianami czy nie. Grałem postacią żeńską, więc do naprawdę intymnych scen nie doszło, ale po wykonaniu misji lojalnościowej Tali nam mówi: "chętnie połączyłabym z tobą kostiumy, gdybyś była Quarianką", co daje do myślenia.

Lubiłem też Tali podczas walki, gdyż jej sonda bojowa (którą traktuje jak zwierzątko) dobrze nadaje się do odwracania uwagi i generalnego trollingu przeciwników - czyli oni zajmują się klepaniem fioletowej kuli, a ty prujesz do nich z maszynowca. Tali jako postać lubiłem już w ME1, a tutaj tylko dodali jej sympatycznych cech. Moim zdaniem jedna z najfajniejszych postaci i praktycznie pewny kandydat do ME3, razem z Garrusem. No i oczywiście Tali jest w ogóle bardzo popularna.

Ostatnią misją z dossier, którą wykonałem, była misja lojalnościowa Legiona. Istnieje quariańska stacja kosmiczna, przekształcona przez "heretyckie" gethy we własną bazę, gdzie znajduje się olbrzymia ilość gethowych programów. Przygotowywany jest też tam wirus, który ma przepisać wszystkie "normalne" gethy na "heretyckie", czczące Żniwiarzy. Mamy jak najlepszy interes w tym, żeby udać się do tej bazy z Legionem. Na miejscu proponuje nam on dwa rozwiązania: albo zmodyfikuje wirusa, który przepisze "heretyckie" gethy, albo zniszczymy całą bazę. Ciekawostka: w samej bazie znajdujemy pochłaniacze ciepła, których raczej nie powinno tam być: rozpowszechniły się w przeciągu ostatnich dwóch lat, a baza została zajęta kilka wieków temu. W finałowej walce tej misji musimy powstrzymywać kilka fal atakujących. Ja ostatecznie zdecydowałem, żeby zniszczyć "heretyków" - z tego co mówił Legion zrozumiałem, że przyłączenie "nawróconych" może i tak zmienić całe oblicze gethów, więc po co ryzykować. Potem dostajemy limit czasowy na ewakuację i nas nie dogoniat.

Dobra, teraz, po wykonaniu wszystkich misji, gracz powinien ruszyć na misję samobójczą. Na wypadek gdyby tego nie chciał robić, przygotowano pewien plot twist. Aby przetestować modłuł rozpoznawania, wyciągnięty wcześniej z Reapera, EDI każe wszystkim naszym rekrutom opuścić Normandię w promie, zostaje tylko podstawowa załoga. Jest to dosyć naciągane, ale efekt jest taki, że w tym momencie atakują znienacka Zbieracze. Kompletnie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Zbieracze porywają całą załogę, jedynym ratunkiem okazuje się być oddanie EDI całej kontroli nad statkiem. Może to zrobić tylko Joker, który musi się przemknąć do pomieszczenia z AI i wyłączyć blokady. Przejmujemy nad nim kontrolę i ruszamy w drogę, a wokół siebie widzimy, jak cała nasza załoga jest porywana przez Zbieraczy. Myślałem, że są masakrowani, ale później okazało się, że straty były minimalne (Zbieracze porywają ludzi, a nie mordują - zazwyczaj), mimo to wrażenie było dosyć szokujące. Joker mija te drastyczne obrazy Zbieraczy i Pomiotów porywających załogę i w rdzeniu AI zdejmuje blokady. Wtedy to EDI żartuje po raz pierwszy: "uwielbiam widok ludzi na kolanach", odnośnie faktu, że Joker musi czołgać się przez szyb do maszynowni - po wyłączeniu blokad musi jeszcze odpalić reaktor, za pomocą którego EDI oddali się od Zbieraczy i zabije tych, którzy pozostali na pokładzie. Po drodze do maszynowni trzeba ominąć pochód wrogów - to znaczy schować się przed nimi. Całe dotychczasowe zdarzenie traktowałem jako uskryptowioną, interaktywną cut-scenkę, podczas której nic nie może mi się stać i radośnie polazłem wprost na Zbieraczy. Nawet gdy łapali Jokera, to do końca wierzyłem, że coś go uratuje, tak więc zdziwienie napisem "game over" było dosyć spore. Musiałem powtarzać całą sekwencję, gdzie już dużo bardziej uważałem. Ostatecznie udaje się odeprzeć napastników, ale naszej załogi na Normandii już nie ma. Mnie dodatkowa zachęta do wykonania finałowej misji nie była potrzebna.

Tutaj drobna dygresja: bardzo zależało mi, żeby przeżyli wszyscy. Przez całą grę martwiłem się, czy dokonałem dobrych wyborów, zbierałem wszystkie ulepszenia statku, zbroi, broni. Niestety ulepszenia wymagały sporo surowców, a mini-gierka, za pomocą której ich szukamy, szybko się nuży. Owszem, jest dużo ciekawsza niż to, co zapodano w ME1, ale niestety trzeba ją rozgrywać raczej często. Wcześniej udało mi się kupić tyle ulepszeń, na ile starczyło mi kasy, wszystkich się nie udało, ale pod względem wyposażenia statku i broni czułem się pewnie.

Przed wylotem odbywamy krótką pogadankę z Człowiekiem-Iluzją. Przelatujemy przez przekaźnik i już wiemy, że to jest TO. Całą misję samobójczą zrobiłem za jednym posiedzeniem, od przylotu aż do creditsów, tak mocno mnie wciągnęła, a nawet sponiewierała. Akcja chwyta nas od początku za pysk i nie puszcza. Natychmiast po przelocie lecą na nas odłamki, Joker je wymija. Atakują nas systemy obronne, schodzimy do ładowni i samodzielnie rozwalamy sondy, które wdarły się na Normandię. Leci na nas statek Zbieraczy - rozwalamy go z głównego działa. Wylot wrogiego statku z bazy wyglądał bardzo majestatycznie, a zemsta w postaci rozwalenia ich z działa - satysfakcjonująca. Na stacji Zbieraczy lądujemy mocno sponiewierani, ale żywi. Gdy później dowiedziałem się, że gdybym nie zainstalował ulepszeń, to niektórzy członkowie załogi zginęliby jeszcze przed lądowaniem, to poczułem się raczej niepewnie. Na Normandii następuje krótka narada i zostaje ułożony plan - trzeba dotrzeć do centrum stacji i doprowadzić do przeciążenia systemów. Po drodze spróbujemy uratować kogo się da, przede wszystkim naszą załogę. Plan działania to rozdzielić się na dwa zespoły, a drzwi dla nich będzie otwierał specjalista od hakingu. I tu pojawiają się pierwsze decyzje - od nich zależy kto zginie podczas misji (i czy w ogóle ktoś zginie). Denerwowałem się przed tymi wyborami bardzo i z wielkim niepokojem oglądałem wszystkie cut-scenki spodziewając się, że ktoś umrze. Zresztą Aiden potwierdzi, bo byłem z nim wtedy w stałej komunikacji. To jest właśnie główna siła ME2 - całą grę zbierasz zespół i robisz misje, tak abyś się chociaż przyzwyczaił do postaci. Przynajmniej na niektórych powinno ci zależeć, a ostatnie wybory powinny mieć dla ciebie jakieś znaczenie.

Do hakingu najlepsi byliby Legion i Tali, wybrałem Legiona. Na dowódcę drugiego zespołu wybrałem Garrusa, ponieważ alternatywą była Miranda, a Jack wyraziła słuszny sceptycyzm. Shepard daje naprawdę dobrą przemowę o potrzebie odpłaty i wreszcie pograniu na naszych warunkach, a potem zaczynamy pierwszą część naszej ostatniej misji.

Opisane powyżej wydarzenia możecie obejrzeć na

.

liquification.th.jpg

Samo wyjście "na robotę" było pokazane należycie epicko (ta muzyka! te ujęcia kamery!), a jakby tego mało, gra narzuca ci limit czasowy na otworzenie zaworów systemu, przez który przedziera się Legion. Nie możesz zanadto zwlekać z ich otworzeniem, a równocześnie trzeba się przedzierać przez fale wrogów. Całość podbija

, Zresztą nagranie tego fragmentu znajdziecie
. Ostatnie pomieszczenie to praktycznie bieg do zaworu między falami Zbieraczy. W następnej cut-scence widzimy pomieszczenie ze zgromadzonymi w kokonach ludźmi i obserwujemy, jak jedna z kolonistek zostaje żywcem rozpuszczona (trochę gore, moim zdaniem). Na szczęście dotarliśmy wystarczająco szybko, żeby uratować naszą załogę - gdybyśmy po porwaniu polecieli na jakieś misje, to właśnie ludzie z Normandii zostaliby rozpuszczeni i przeżyłaby tylko doktor Chakwas. Dla bezpieczeństwa wysłałem jedną osobę, która ma eskortować załogę z powrotem na statek (w mojej pierwszej grze był to Jacob - co jak co, ale można na nim polegać). Joker przesyła informacje, że roje "owadów" w pomieszczeniach przed nami są dużo większe, niż do tej pory i trzeba wyznaczyć biotyka do stworzenia bariery ochronnej. Tutaj rozważałem wybór między Jack i Samarą, dwoma najsilniejszymi biotykami, ale ostatecznie wybrałem Samarę, a Jack dalej nie do końca ufałem. Ostatnia decyzja to wybór lidera drugiej drużyny, ponownie został nim Garrus.

Teraz następuje sekwencja, którą zapamiętałem najbardziej z całej gry - przejście pod barierą biotyczną. Samara chroni nas przed owadami, a my nie mamy pełnej swobody ruchu i jesteśmy raczej odsłonięci. Oczywiście cały czas jesteśmy atakowani, w końcowej fazie nawet przez ząbi walczące melee oraz Pomioty klepiące tym niebieskim glutem z dystansu. Jakby jeszcze za mało było presji, to Samara stopniowo traci siły - na szczęście to jest już uskryptowione (czyli staje się słabsza po przebyciu określonego dystansu), ale grając pierwszy raz nie jest się tego pewnym. Ostatecznie udaje nam się wydostać z niebezpiecznego terenu w finałowym zrywie Samary do drzwi, które za sobą zamykamy. Drużyna Garrusa ma problemy i po otwarciu wrót Garrus trzyma się za bok. Jest to bezczelny, trolliczny moment - bo okazuje się, że nic mu nie jest, ale przez sekundę myślałem, że już po nim. Cały ten fragment jest do obejrzenia

.

Przed naprawdę ostatnim etapem podróży do serca stacji Shepard sprzedaje kolejną epicką przemowę i bierze dwójkę towarzyszy ze sobą (ja wziąłem Tali i Garrusa), reszta zostaje bronić tyłów. Przylatują te zabawne platformy ze Zbieraczami, których musimy likwidować, aż ostatnią platformą dolatujemy do serca bazy. A tam... bardzo zaskakująca rzecz - Terminator budowany od podstaw Żniwiarz, tyle że o formie człowieka. W praktyce jest to gigantyczny, metalowy ludzki szkielet, ma też trzy gałki oczne, żeby było ciekawiej. Odżywiany jest rozpuszczonymi ludźmi, porywanymi przez Zbieraczy. Dlaczego takie coś? Dlaczego kształt człowieka? W ME2 nie udzielono na te pytania odpowiedzi. Zresztą w chwili obecnej wątpliwości nie ma - trzeba to rozwalić. Niszczymy tuby odżywiające Żniwiarza, równocześnie walcząc ze Zbieraczami. Po rozwaleniu ich niedokończony Reaper spada w dół, a my ustawiamy bombę - wtedy włącza się The Illusive Man i naciska, by przestawić bombę na impuls zabijający żywe istoty, zamiast niszczyć całą bazę. Jego argumenty wydały mi się bardzo słuszne - wraz z pokonaniem Zbieraczy Reaperzy nie znikną i potrzebne będą wszystkie dostępne środki, żeby z nimi walczyć. Człowiek-Iluzja bardzo słusznie powiedział, że przywrócenie Shepard do życia mogło się wydawać "krokiem za daleko", ale jednak obróciło się to na dobre. Zdecydowałem się zachować bazę. Jednak to jeszcze nie koniec - niekompletny Żniwiarz stwierdził, że nie ma takiego bicia i atakuje. Walka z nim jest trochę czasochłonna, ale bardzo łatwa - natomiast rozmiary tego finałowego bossa robią wrażenie. Eksplozja bossa rozrzuca nas zespół i wydaje się, że już-już mają spaść w otchłań albo zostali zabici przez spadające gruzy, ale to znowu gra nas trolluje. Dodatkowo jest olbrzymia satysfakcja, gdy Shepard pomaga wstać swoim ludziom. Zwiastun, koordynator Zbieraczy, lekko się bulwersuje i mówi, że "nie zmieniliście nic". Shepard i ekipa (ci, co zostali z tyłu, utrzymali się i bezpiecznie ewakuowali) ulatniają się promem, nie obeszło się bez kolejnego Epickiego Skoku W Ostatniej Chwili. Ostatnie sekundy przed eksplozją to ujawnienie, że Zwiastun to tak naprawdę jeden ze Żniwiarzy, który kontrolował bezpośrednio Zbieraczy, i teraz uwalnia głównego "robala" od swojego wpływu, na moment przed impulsem zabijającym istoty organiczne, ale nie niszczącym samej stacji.

Te fragmenty (oraz sekwencję końcową, następującą po nich) możecie obejrzeć

.

reapercussions.th.jpg

Już na Normandii Człowiek-Iluzja ekscytuje się możliwościami, które otwiera technologia Zbieraczy (czy też Żniwiarzy). Ponieważ nie dokładnie takie motywy przedstawiał podczas rozmowy przed podłożeniem ładunku, kazałem mu się zamknąć. Oczywiście nie wzruszyło to specjalnie Człowieka-Iluzji, a gwiazda, którą cały czas miał za plecami, nabrała niepokojąco czerwonej barwy (co to dokładnie oznacza?). Na samej Normandii postępują prace naprawcze. Widziałem alternatywne zakończenia na YouTube: jeśli zginął ktoś z zespołu, to Shepard ogląda trumny z ich zwłokami (jeśli ktoś był żałosnym dowódcą i wszyscy mu zginęli, to ginie też sam Shepard podczas nieudanego finałowego skoku do promu, a trumny odwiedza Joker). Potem następuje wizytacja statku, wszyscy są w gotowości, z pełnym zaufaniem do dowódcy - była to kolejna niezwykle satysfakcjonująca scena. Ostatnia sekwencja przed creditsami to Shepard patrząca przez wizjer statku w przestrzeń kosmiczną, a tam... lecą na nas tysiące Żniwiarzy. Choć widziałem wcześniej zapowiedź ME3, to jednak nie sądziłem, że początek inwazji następuje jeszcze w ME2 i szeroko otworzyłem gębę ze zdziwienia.

collectorsbase.th.jpg

Po creditsach możemy dalej chodzić po statku, latać itd. Cała załoga wypowiada się negatywnie względem decyzji o zachowaniu w całości stacji Zbieraczy - nie mają urazy do swojego dowódcy, ale boją się, że Cerberus może wykorzystać technologię wyłącznie do własnych celów. Co ciekawe, nawet Miranda i Jacob - w końcu pracownicy Cerberusa - tak uważają. Poza tym reszta galaktyki ma głęboko gdzieś, co zrobiliśmy - raczej nikogo to nie obchodzi. Koloniści nie będą nam dziękować, że już ich nic nie będzie mordowało, raczej woleliby, żeby porwani bliscy wrócili. Rządy, czyli Cytadela, niezbyt się przejmują. Inwazja Żniwarzy i tak nastąpi, tak jak przepowiedział Zwiastun.

Mi takie strącenie z piedestału ME1 bardzo się spodobało, bo tym tryumfalniejszy będzie nasz powrót w ME3. Tylko Shepard, która cały czas robi po prostu swoje, może coś poradzić i to do niej będą się zwracać wszyscy o pomoc. Na dobrą sprawę całe ME2 to w sporej części takie side-story w skali opowieści o inwazji Reaperów - i bardzo dobrze, bo bardziej skoncentrowano się na postaciach, co według mnie wyszło grze na dobre (na BARDZO DOBRE). Naprawdę mocno się zastanawiam, jak zdołają zrobić coś jeszcze lepszego w ME3.

Wstępem do ME3 ma być nadchodzące DLC, ale z tymi odpłatnymi mam jeden, bardzo istotny problem - są odpłatne drogie. Niektórych nie można też zakupić w Polsce bez odrobiny kombinowania. Jestem bardzo ciekaw DLC z Kasumi i przede wszystkim Lair of the Shadow Broker, ale chyba poczekam, jak będą w jakiejś promocji albo wszystkie sprzedawane hurtowo w jednym packu - może wtedy cena będzie rozsądniejsza (po wyjściu ME3 powinny stracić trochę na aktualności i cenie). Dlatego też nic nie napiszę o zawartości DLC, bo po prostu nie grałem, ale kiedyś może zakupię.

Krótkie przemyślenia: oprawa graficzna w ME2 jest świetna. To jest jedna z tych gier, która używa możliwości technicznych we właściwy sposób. Co parę lat widzę grę i mówię, że "to wreszcie wygląda realistycznie", po czym po paru latach to, czym się tak zachwycałem, okazuje się śmiesznie przestarzałe. Prawdopodobnie tak samo będzie z ME2, ale na razie gra wygląda bardzo filmowo, nie ma mowy o marnych teksturach postaci z ME1. Jedynie mimika mogłaby wyglądać lepiej, ale nie razi swoją brzydotą. Właściwie w połączeniu z zazwyczaj niskim poziomem trudności (praktycznie przez całą grę nie byłem zmuszony do użycia zdolności specjalnych swojej postaci) i prostotą poziomów gra czasem przypomina interaktywny film - kilkanaście lat po boomie na "gry filmowe" technologia wreszcie jest na tyle zaawansowana, że można było coś takiego zrobić i przy okazji odnieść spektakularny sukces. Można zrobić coś lepszego niż film. Jak głosił cytat z jakiejś recenzji na stronie ME2: "to jak >>Avatar<< w świecie gier, tylko z lepszym scenariuszem". Uważam to podsumowanie za bardzo trafne - ME2 jest proste na tyle, że każdy może w to pograć, a jednocześnie nie obraża przesadnymi uproszczeniami. Jasne, można na nie narzekać (co nie działało zbyt dobrze w ME1 po prostu wycięto, zostawiając samo "mięso"), ale jeśli wysokobudżetowe, uproszczone produkcje są na tyle sprawnie wykonane, że budzą we mnie liczne pozytywne emocje, gra się w nie bardzo przyjemnie i nie nudzą, to ja jestem jak najbardziej na "tak". Oby więcej takich.

Czekamy na Mass Effect 3.

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Potężny wpis, nie ma co. Na tyle, że najwyraźniej znowu będę jedynym, który przeczytał to w całości i jeszcze skomentował

[+3 do fajności]

. Cóż, ogółem jak najbardziej się zgadzam z większością opinii, szczególnie tą, że ME2 to dobra gra jest. Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że Jack nieco mięknie, jeśli zaczyna się z nią romansować. Ukazuje wtedy bardziej wrażliwą stronę swojej osobowości i takie tam, wiem, bo trochę z nią kręciłem, dopóki nie zdecydowałem się na Tali. Potem w ramach zaufania dałem jej stworzyć barierę biotyczną w bazie Zbieraczy i sobie poradziła, choć przez to oskryptowane słanianie się miałem wrażenie, że coś zrobiłem źle o_O Tak samo jak na samą końcówkę, kiedy po pokonaniu młodego Żniwiarza wszyscy spadają na platformy. To były bardzo dobre momenty. Jeszcze co do towarzyszy, to Mirandę też niezbyt polubiłem (możliwe, że opcje romansowe również jej pozwalają trochę się poprawić, ale nie skorzystałem), a Thane'a dla odmiany bardzo, choć nie brałem go zbyt często ze względu na dublujące się umiejętności. Zwyczajnie lubię tego typu postacie. Aha, źle zrobiłeś z tą bazą Zbieraczy, dla mnie było oczywiste, że TIM wszystko zagarnie dla siebie (Cerberus to ludzkość), a Zbieraczy i tak da się pokonać, w końcu to Shepard, a Bioware na pewno nie zrobi wybryku typu "jeśli w poprzedniej części nie zostawiłeś bazy, to teraz musisz się poświęcić aby wygrać" :P

Link do komentarza

Jo, też niedawno skończyłem, teraz biorę się za drugie podejście. Ta gra jest tak bogata (dodając do tego czas na rozwijanie wielu alternatyw w ME 1 lub zabawie z save-editorem (inaczej bym musiał spędzić przy kompie miesiąc non-stop)), że... cóż...

No i na pewno trudność jest bardziej realistyczna - w końcu nie chodziłem z przyciśniętym cały czas lewym przyciskiem myszy, kosząc wszystko, co się rusza (2x Nano-smary X w karabinie szturmowym + dobra zbroja (bodaj średni Predator X)).

Dalej - życie uczuciowe też było przyjemniejsze w odbiorze, również sporo możliwości w tej kwestii bardzo cieszy.

Memetyczne odzywki... Probing Uranus, czytaj JurAnus... Ekhm... Dobrze, że chociaż trochę surówki udało się uzyskać.

Trochę bugów (gł. Jack i Urz)...

Pozyskiwanie ton niepotrzebnych surowców (po wszystkich ulepszeniach) - co innego kredyty - jakoś nie wystarczyło mi, by kupić wszystko, a teraz będę oszczędzać chociażby na rybach.

Warto też zauważyć, co mówi TIM, jeśli gramy "paragonem" i rozwalamy całość w proch... Raczej nie umie trzymać języka za zębami co do swoich wcześniejszych potencjalnych planów, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu (aczkolwiek i taki wybór był trudny, biorąc pod uwagę, że Żniwiarzy w outrze było więcej niż greckich statków w Troi), że tak lepiej było uczynić.

No i dzięki temu mamy moc bardzo przyjemnych obrazków na DA...

... i wspaniałą grę.

Swoją drogą, bardzo zaciekawiła mnie misja lojalnościowa Jacoba (ciekawe nawiązanie do literatury, m.in. "Jądra Ciemności") i Legiona (problem AI).

Och, i neuro-pro stymulatory, nie mówiąc już o edycjach deluxe, niekoniecznie służą do samogwałtu. Zapewne jest to ich główna rolą, nie bądźmy dziecinni czy naiwni, jako że seksualne reakcje są szczytem przyjemności reakcji neuronów i hormonów na organizm [Mordin mode off], zwłaszcza biorąc pod uwagę ograniczenia skafandrów, bądź co bądź jednak można uznać, że stanowią alternatywę dla wszelkich doznań zmysłowych niedostępnych z tychże powodów - smaku, zapachu, podniecenia, ekstazy, odbioru bodźców, dotyku piasku, widoku słońca etc. Coś jakby wirtualna rzeczywistość, ale jednak pojęcie neurostymulatora najlepiej to opisuje. Ogólnie do przyjemności, toteż w ciałach, które nie doznają przyjemności, jak my na co dzień (wiatru na poliku, szumu trawy etc.), to do stymulacji neuronów nie potrzeba wiele, a cieszy i dlaczegoż nie miałoby? Nie ma co robić z tego wielkiej afery, zwłaszcza, że masturbacja w takim przypadku nie odchodzi raczej od ludzkiej (poza sposobem oddziaływania), nie mówiąc już o tym, że nie mamy tu do czynienia z jakąś hiperseksualną rasą, jak co poniektórzy sugerują w związku z tymi urządzeniami. "Chichranie" się z tego nie jest pożądane.

Dlaczegoż się więc dziwić takim reakcjom, gdy przez te lata (24 minus lata dzieciństwa) nie móc nawet dotknąć własnej skóry (zbyt często), otoczenia czy spożyć czegoś w miarę stałego? Każdy dąży do doznań, tak czy tak.

No, ale "Seks jest jednym z dziewięciu powodów reinkarnacji. Pozostałych osiem jest bez znaczenia", right?! But the priiize!

Skoro już jesteśmy przy Quarianach, to ciekawi mnie, czy wybór Sheparda co do ew. ukierunkowania politycznego Admiralicji co do Gethów oraz otrzymany później mail będą miały wpływ na ostatnią część cyklu. Sure, można się spodziewać jakiegoś ponad rządowego (ponad-radnego) zjednoczenia ras, którym Shepard z paragonem (bynajmniej nie z supermarketu) pomagał, w tym i udział Gethów może okazać się... ważny, zwłaszcza że w ME 1 i ME 2 walczyliśmy z co najwyżej 5% potencjałem militarno-produkcyjnym tejże rasy.

- Ile narządów optycznych mają ludzie, prędko!

- 2.

- 4.

- Pójdziem na kompromis.

:)

Albo model Space Cow Reapera :)

No i smaczki w nawiązaniach do Wrót Baldura(na)...

No, a kończąc to muszę przyznać, że te dwa miesiące (ME 1 zakupiona pod koniec stycznia br. zainstalowana w lutym, z powodu awarii zasilacza) wywołała u mnie wiele pozytywnych emocji. Nie znaczy to, że nie widzę wad (monotonii lokacji niekluczowych, czasem pobocznych misji dot. mało ważnych spraw), aczkolwiek takie SF jest o wiele bardziej nam (mi) bliskie od wielu innych.

A co do prac, to kojarzysz może dzieła Epantiras czy KyleTA?

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...