Skocz do zawartości

Stary bunkier

  • wpisy
    47
  • komentarzy
    150
  • wyświetleń
    47964

Painkiller


DexKanon

728 wyświetleń

335166843.jpg

"A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż dobre gry mają" - te słowa, często naciągane, można było odnieść do większości mniej lub bardziej dobrych produkcji w naszym pięknym i pokręconym kraju. Jednak trend ten skończył się już jakiś dobry czas temu, wraz z nadejściem pierwszej gry, którą my, Polacy, zawojowaliśmy świat. A mowa o naszym rodzimym środku przeciwbólowym.

Nurofen forte?

I wcale nie mam na myśli tutaj wódki, bo ów środek przeciwbólowy, zwie się Painkiller i jest pierwszą grą studia People Can Fly dowodzonego przez Adriana Chmielarza. Jego zespół postawił sobie za cel powrót do dawnych czasów, gdy w strzelankach liczył się po prostu fun z oczyszczenia danej lokacji z ogromnej liczby potworów, a następnie przejście dalej, by powtórzyć dzieło zrobione wcześniej. Mówiąc wprost - bohater Painkillera może spokojnie przybić piątkę z poważnym Samem.

Komu bije dzwon?

Fabuła nie przedstawia żadnych moralnych wartości, nie pozwala wczuć się w prowadzoną przez gracza postać. Nie stajemy przed trudnymi wyborami od których zależeć będą życia setek istnień, ani nie ujrzymy tu górnolotnych dialogów. Mamy za to historię Daniela Garnera - człowieka, który stracił dosłownie wszystko, z ukochaną żoną i swoim życiem na czele. Nie dane mu jednak jest odpocząć po śmierci - w trakcie swojej ziemskiej niedoli nabroił tak bardzo, że jedyna szansa na odkupienie swoich win, to przyjęcie posady "jednoosobowej armii Nieba" - brzmi zachęcająco.

Zadaniem bohatera będzie przebiec przez 24 piekielne poziomy, na których wybije kohorty wrogów. Oczywiście, nie będzie przy tym osamotniony - a pomoc niesie mu, oprócz gracza, pięć różnych rodzajów broni, każda z dwoma trybami działania (każdy z trybów potrzebuje innego rodzaju amunicji). Jednak oprócz tego oddziału wsparcia w całej historii pojawia się jeszcze niejaka Ewa (ta co Adama wykiwała), ale kto by się przejmował tutaj fabułą...

A imię Jego (6)66

Dobra dobra - ale czy Painkiller sprawdza się jako sposób na od stresowanie? Jak najbardziej tak - grywalność stoi na wysokim poziomie, a samo zabijanie potworów daje niemała satysfakcję - gra jest idealna, gdy musisz od stresować się po ciężkim dniu w szkole, na studiach lub w pracy. Jest to w dużej mierze zasługa piekielnego uzbrojenia, z jakim mamy szansę zetknąć się zażywając ten rodzimy środek przeciwbólowy.

Wśród gnatów jakimi przyjdzie nam odesłać demony w czeluść piekielną, podstawową bronią jest PainKiller, w pierwszym trybie rozkręcający trzy wirujące ostrza tnące najbliższych wrogów, a w drugim strzelający pociskiem ciągnącym za sobą świetlistą linię raniącą przebiegających przez nią wrogów. Dalej mamy dwururkę zmontowaną z wyrzutnią pocisków zamrażających, minigun wyposażony w rakietnicę, czy też obowiązkowa w krwistych grach tego typu, spawarka (wyposażona w miotacz Shurikenów). Jednak najciekawszą z wszystkich prezentowanych broni, a także dającą najwięcej frajdy, jest Kołkownica strzelająca, jak sama nazwa wskazuje, kołkami. Rzadko spotykam się z taką radością po pozbyciu się wroga, jak po przyszpileniu niemilca kołkiem do ściany.

Zestaw małego sadysty swoją drogą, ale tryb demona swoją drogą. Po zebraniu 66 sześciu dusz pozostawionych przez odesłanych do piekła wrogów, Daniel zmienia się w potężnego Demona, zabijającego wszystko jednym strzałem z broni dostępnej tylko w tym trybie. Ekran robi się czarno-biały, a wrogowie są oznaczeni na czerwono. Efekt ten naprawdę robi niemałe wrażenie.

Zagramy w karty?

Ja tu gadu gadu o fabule i arsenale, a przydało by się napisać coś w końcu o mechanizmach gry. Tak więc, jak już wspomniałem przed chwilą, każdy z wrogów pozostawia po sobie duszę, która zebrana dodaje nam jeden punkcik zdrowia. Wlicza się ona też w ogólną pulę dusz na poziom, a wraz z zebraniem 66 z kolei na danym etapie, pozwala nam przeistoczyć się w piekielną bestię siejącą zamęt i zniszczenie wśród wrogów przez krótki czas.

Każdy z poziomów ma określoną liczbę różnego rodzaju znajdziek: ilość monet, ilość potworów do ubicia, ilość pancerzy, amunicji, sekretów... Warto je znajdować, gdyż każdy z etapów posiada warunek na zdobycie karty Czarnego Tarota. Te z kolei nie służą nam tyle do wróżenia, co pozwalają nam na dodatkowe bonusy w trakcie trwania poszczególnych walk: a to spowolnić czas, a to zwiększyć obrażenia, a to możemy wysysać dusze na odległość... Karty dzielą się na stałe i czasowe, które to możemy wykorzystać raz na poziom (ilość tą możemy zwiększyć, poprzez zastosowanie odpowiednich kart). Jednak samo używanie kart kosztuje - a płacimy złotem, które zdobywamy podczas przechodzenia poszczególnych etapów.

Może to Photoshop, może to maszkara?

Potworów spotykamy kilka rodzajów na każdy etap, a te z kolei możemy spotkać w zmienionych formach w obrębie całego aktu. Można narzekać na to że komuś się nie chciało robić nowych modeli i cały czas atakują nas takie same monstra, ale nie jest to gra w której ten aspekt jest bardzo ważny. Niemniej, potwory są wykonane bardzo pomysłowo, a i dźwięki które wydają brzmią naprawdę świetnie (dam sobie głowę uciąć, że wojownicy pojawiający się na levelu Pałac krzyczą "zaj*bać!").

O inteligencji naszych przeciwników nie ma raczej co wspominać, bo mają zaprogramowaną tylko jedną czynność, która zapewne brzmi "zabić gracza".

Co do wielkich bossów, to ci są naprawdę wielcy - mało w której grze spotkałem tak wielkich przeciwników. Poza tym, że są oni wielcy i obowiązkowo mają więcej punktów życia niż standardowi przeciwnicy, to na każdego z nich trzeba znaleźć odpowiednią metodę eksterminacji. Jednak gdy już ową metodę znajdziemy, wystarczy tylko mieć baczność na własne zdrowie i malejącą liczbę amunicji, a pójdzie gładko ubijanie drania.

Szaro, buro i ponuro...

Poziomy przedstawione w Painkillerze już od samych początków wydają się być złe i niemiłe - czuć nieprzyjazny klimat tych miejscówek. Silnik graficzny, mimo że już niemłody, a i komputery lepsze obrazy widziały, daje rade i grafika nie jest szkaradna - może czasem razić kanciastością, ale w ogólnym chaosie walki mało kto na zwróci uwagę.

Udźwiękowienie za to jest naprawdę świetna - gdy na ekranie nic się nie dzieje, a gracz spokojnie sobie truchta, muzyka jest niepokojąca i ponura, ale gdy tylko pojawi się pierwszy przeciwnik a z naszej broni padnie pierwszy strzał, natychmiast można usłyszeć gitarowe brzmienia rockowych kawałków. Naprawdę, mało spotkałem gier tak udźwiękowionych, jak nasz rodzimy Painkiller. Muzyka idealnie pasuje do tego, co dzieje się na ekranie, a podczas walki dodatkowo pompuje adrenalinę gracza.

Pogromcy demonów

Multiplayer w Painkillerze jest do bólu klasyczny, ale za to niesamowicie szybki. Oprócz trzech standardowych trybów, jakimi są: każdy na każdego, drużynowy deathmatch i CTF, mamy do dyspozycji People Can Fly, w którym przeciwników możemy ranić tylko wtedy, gdy przebywają w powietrzu, Voosh, gdzie bronie zmieniają się po danym czasie na określoną, czy też The Light Bearer - na mapie znajduje się bonus dający poczwórne obrażenia, a gracz który go zdobędzie używa go aż do własnej śmierci. Niestety, nie było mi dane przetestować innych trybów oprócz drużynowego deathmatcha, ponieważ mało osób w nie grywa.

Przejdź przez Piekło

Painkillera nie sposób nie polecić - jest świetną grą, która pozwala wyładować swoje negatywne emocje po ciężkim dniu, ale także pozwala bawić się bez włączania do zabawy mózgu - cenne, gdy chcemy po prostu zrelaksować się strzelając z coraz większego gnata do coraz większej hordy potworów. Dodając do tego dobry, acz do bólu klasyczny multiplayer, możemy bawić się ile tylko dusza zapragnie. Dlatego też, polecam Painkillera jako świetny środek przeciwbólowy na nasze polskie realia :) .

Ocena: 9/10

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

SCREENY!!!

Problem ze screenami jest taki, że nie chce mi się ich robić, a brać jakieś z neta też nie bardzo mi się widzi... No ale pomyślę coś następnym razem ^^

I "odstresowanie" a nie "od stresowanie " o ile się nie mylę

Szczerze, to sam pewien nie jestem - mi też się wydaje że "odstresowanie", ale Word sprawę widzi inaczej... jak ktoś będzie pewien poprawności, to proszę, by rozwiał tutaj wątpliwości :)

Link do komentarza

Mała dygresja - Polacy nie gęsi, dobre gry mają... całe trzy (Painkiller, Chrome, od biedy Wiesiek). To już tacy Węgrzy mają bogatszą historię gier świetnych, i to od zamierzchłych czasów.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...