Rayman 2: The Great Escape
Od zawsze uznawałem francuzów za trochę inniejszych od pozostałych narodów świata. Czyżby przez ich zamiłowanie do ślimaków i żabich udek? Być może, jednak to nie o francuskich zwyczajach żywieniowych jest ten tekst. Tym razem będziemy mówić o jednej z najpopularniejszych gier z kraju wielbicieli płazów - Rayman 2: The Great Escape.
Świetlisty ludzik?
Rayman to postać mająca lekkie braki cielesne - mianowicie, brak mu połączeń między poszczególnymi częściami ciała, takimi jak głowa, tułów, stopy i dłonie. Jednak to wcale nie ogranicza jego ruchów - a wręcz można pokusić się o stwierdzenie, że mało który człowiek jest aż tak mobilny. Jednak, po co byłaby mu ta sprawność, gdyby nie trzeba było ratować świata?
Krainę Snów najechały straszne Roboty-Piraci, które pojmały wszystkich mieszkańców świata. Nawet nasz milusiński dostał się w ich łapska. I pewnie w tymże więzieniu doczekał by się samotnej starości, gdyby nie dobra wróżka Ly, która wysłała Raymanowi na pomoc jego wiernego przyjaciela, Globoxa - wielką, przerośniętą i głupiutką żabę (mówię wam - francuzi mają coś na punkcie tych płazów), ale za to o złotym sercu. Razem udaje im się uciec z okrętu więziennego, gdzie niestety rozdzielają się. Rayman postanawia odnaleźć przyjaciela i pokrzyżować plany piratów. A gracz zostaje rzucony za naszym bohaterem w wir wspaniałej przygody...
Latać, pływać, biegać, skakać...
Naszego małego herosa cechują, oprócz dziwacznego wyglądu, dwie rzeczy: uszy, które mogą robić za śmigło helikoptera, dzięki czemu opadamy na ziemię wolniej po skoku oraz pociski, które Rayman może miotać swoimi dłońmi - za ich pomocą pokonujemy wrogów i niszczymy przeszkody stojące nam na drodze.
Jednak nie tylko tymi umiejętnościami może pochwalić się nasz heros - widać, że Rayman spędza czas wolny na różnego rodzaju treningach. Dowodem na to jest fakt, że świetnie radzi sobie podczas różnego rodzaju dyscyplin sportowych: albo to jedzie na nartach wodnych trzymając się uprzęży przyczepionej do węża Ssama, albo dosiada i galopuje na Biegającym Pocisku (który w ostatniej fazie gry jest latającym), pływa na ogromnych śliwkach lub pilotuje statki piratów - naprawdę, Rayman posiada niemałe umiejętności.
W czasie gry napotkamy też kilka zagadek, jednak nie będą one wymagały zbytniego wysilenia mózgownicy: najczęściej jest to podlanie jakiejś roślinki, albo schowanie się w krzakach. No i oczywiście, jak na rasowego platformera przystało, nie obejdzie się bez przełączników (czasowych lub nie) uaktywniający bramy i inne przejścia.
Friends Will Be Friends
Nasz bohater napotka na swojej drodze wielu przyjaciół - dobrą wróżkę Ly, która będzie służyła radą i podaruje Raymanowi potężniejsze moce, Clark, który jest silny niczym jego alter ego - Superman, węża Ssama, dzięki któremu będziemy mogli przeprawić się przez bagna, czy też Murphy, który jest skrzyżowaniem muchy z żabą (naprawdę, francuzi mają coś z głowami). Każdy z nich będzie potrzebował naszej pomocy, ale też odwdzięczy się nam pomagając przejść przez zamknięte drzwi lub udostępni nam jakąś specjalną moc.
Oczywiście, nie można zapominać o tym, że przyjaciół trzeba trzymać blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Dlatego też przed naszym małym podopiecznym stają różnego rodzaju mechaniczni piraci strzelający promieniami. Walki z nimi są schematyczne, ale mimo to dają radochę - nie są zbyt długie by stały się monotonne, ale są idealnym przerywnikiem między skakaniem po kolejnych planszach.
Co innego można powiedzieć o bossach - na tych już trzeba znaleźć lub wymyśleć jakiś sposób, bo pojedyncze uderzenia na nich nie działają. Jednak odkrycie odpowiedniej metody eksterminacji nie jest zbyt dużym problemem - właściwie walka z ostatnim bossem ma naprawdę wyśrubowany poziom trudności. Widać, że twórcy bardziej stawiali na elementy zręcznościowe niż na walkę.
Kulećki!
Jak większość gier zręcznościowych, tak i w Wielkiej Ucieczce możemy znaleźć elementy do kolekcjonowania. Na planszach możemy znaleźć poukrywane klatki, w których zamknięto Teensienów - postacie, które będą pomagały nam przedostawać się między światami. Oprócz nich, w owych klatkach spotkać możemy też drugiego rodzaju znajdźki - świecące kuleczki ze skrzydłami. Tych jest z kolei kilka rodzajów. Najbardziej pospolite, żółte, potrzebne nam są do otwierania kolejnych portali, czerwone leczą rany które nabyliśmy od piratów, zielone to punkty kontrolne, a niebieskie pozwalają nam oddychać pod wodą. Są jeszcze lumsy koloru różowego wyglądające jak pierścienie - Rayman może chwycić się takiego i bujać niczym na linie.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...
Rayman podróżuje po krainach za pomocą magicznego portalu, który służy nam też za mapę - możemy w nim przenosić się do każdej z odkrytych przez nas krain. A same krainy... Nawet mimo czasu jaki minął od premiery gry, nadal zachwycają swoim urokiem i pięknem, a co najważniejsze, posiadają klimat. Zielone łąki, lasy, wnętrza gór lub też mroczniejsze tereny jak np.: Jaskinia Złych Snów - szczególnie w tej ostatniej, naprawdę czułem strach i niepokój przebywając w niej.
Muzyka idealnie pasuje do tego, co dzieje się na ekranie - i na jej temat nie powiedziałbym nic więcej, gdyby sytuacji nie ratowała świetna muzyka podczas walk - nadająca dynamizmu i tak szybkim potyczkom. Same postacie nie rozmawiają w żadnym ze znanych języków - po prostu bełkoczą coś, co jest tłumaczone na język polski.
Śnijmy!
Rayman 2: The Great Escape jest jedną z gier mojego dzieciństwa - powracając po latach do niej bałem się trochę tego, że wszystkie wspomnienia rozbiją się niczym Titanic w czasie zetknięcia się z górą lodową. Jednak niepotrzebnie - gra nadal jest świetna i urzeka swym pięknem. Wiele w tym zasługi samej grafiki, która poprzez swoją bajkowość starzeje się bardzo wolno. Dlatego też, szczerze wszystkim polecam powrót do tej miodnej gierki.
Ocena: 9/10
4 Comments
Recommended Comments