Gierki indie, powrót Czerwonego Kapturka, baterie i inne takie tam.
Dziwny, niezbadany los sprawił, że muszę wrócić do "The Path". To znaczy w sumie nie muszę, ale lepszej alternatywy nie znalazłem. Ale o sso chozzii?
Otóż po przerwie wróciłem do OneZine, które rozkwita całkiem ładnie w odświeżonej wersji. No i coś muszę zrecenzować. Jako, że:
a) mój komputer to (biorąc pod uwagę wymagania dzisiejszych gier) złom,
b) ja nie wiedzieć czemu uwielbiam sobie komplikować życie,
c) lubuję się we wszystkim, co w jakiś sposób niezwykłe (gierki indie!), a komputerowe horrory teoretycznie lubię,
zdecydowałem się zrecenzować coś indie. I w sumie chyba przy tym zostanę - przy indie (strasznie często to słowo się tu powtarza) i horrorach. Niby taki lekki masochizm (za chwilę wytłumaczę, dlaczego), ale cóż - muszę być oryginalny, po prostu muszę! I muszę zwracać na siebie uwagę tym, że jestem indie i lubię horrory rónież indie, no!
Padło na "The Path" w pierwszej kolejności, gdyż mam tą gierkę w swym zbiorze i jeszcze jej nie przeszedłem.
Ojj, błąd, wieelki.
"Czemuż" pytacie? A no, bo z "The Path" i z wieloma innymi horrorami (zwłaszcza indie) jest tak, że siadam do nich i po chwili odchodzę, przerażony i zagubiony. I już nie wracam, bo tak mi straszno. Tak było przez pewien czas z "Silent Hill 2", tak było z "Penumbrą", tak również i jest z "The Path". Po prostu w pewnym momencie nie wytrzymuję napięcia i tyle, robię się dętką i muszę odpocząć.
Zresztą - robię teraz, uwaga, mój znak szczególny, czyli z jednego tematu przeskakuję na przemyślenia luźno z nim powiązane, co zwykle się czytelnikom podobało i ładnie wyglądało;) - mam tak z różnymi rzeczami. O, na przykład filmy. Gdy obejrzę wspaniałe dzieło (patrz: filmy Chrisa Nolana;), muszę po prostu po nim odpocząć. Nic nie oglądać przez jakiś czas (od 3 dni do dwóch tygodni;), przemyśleć spokojnie fabułę, zdjęcia, muzykę, aktorstwo, światło, szczególiki itd., odetchnąć spokojnie. Gdy mi przejdzie - mogę oglądać inne filmy.
Albo pisanie! Po skończonym opowiadaniu, mimo, że chciałbym więcej, to nie mogę, bo jestem dętką. I tu jest gorzej, bo wtedy przez około pół roku nic nie robię. No, ale cóż.
Po prostu mamy limit na wszystko, tak myślę. I na strach i na dobre kino i na pisanie. Takie bateryjki, co się kończą i trzeba poczekać, aż się naładują. O.
Dobra, kończę ten wpis o niczym (a właściwie o tym, co u mnie słychać. W końcu blogi często robią za pamiętniki;). Na koniec polecam zajrzeć na http://onezine.pl/ , gdzie tkwi kilka moich wpisów;).
Pozdrawiam!
pT
Indie!
5 Comments
Recommended Comments