Codzienne życie otaku, czyli Lucky Star
Polowałem na to draństwo dość chwilę, ale w końcu udało mi się zdobyć i obejrzeć.
O czym to jest? W zasadzie o niczym. Grupka (później dwie) licealistek robiących różne rzeczy, głównie rozmawiających. Pierwszy odcinek zaczyna się nawet rozmową na temat rożków z czekoladą trwajacą dobrych kilka minut, w czasie których poznajemy główne bohaterki - Konatę, Miyuki oraz bliźniaczki Tsukasę i Kagami. Konata to niereformowalna otaku, która (gdyby chciała) miałaby najlepsze wyniki, lecz jedyne co ją interesuje, to manga, anime oraz gry. Miyuki, określona przez Konatę jako walking pillar of moe, to bogata, mądra acz niezdarna dziewczyna w okularach, oczywiście całkiem sympatyczna (chyba odziedziczyła to po matce, którą zresztą też poznajemy) Kagami i Tsukasa różnią się jak ogień i woda. Ta pierwsza głównie zajmuje się sprowadzaniem Konaty na ziemię, zachowuje się lekko impulsywnie (bądź co bądź, jest lokalną tsundere, choć mocno 'urealnioną') i dobrze się uczy, a jej siostra należy to rodzaju 'mniej zdolnych', żeby nie powiedzieć wręcz 'leniwych'. Obie siostry przypominają też z lekka bliźniaczki Fujibayashi z Clannada, nosząc fioletowe włosy z ozdóbkami, impulsywna długie, spokojniejsza krótkie. Później dochodzą jeszcze inne, równie zabawne pannice, nauczycielka, przewija się też ojciec Konaty. Cała masa przeróżnych postaci.
Fabułę, choć praktycznie nieistniejącą, oceniam na maxa. Nawet taki całkowity brak jakiejkolwiek historii da się przekazać w bardzo fajny sposób. Kreska jest bardzo charakterystyczna i nie mam nic przeciwko - bardzo dobrze się wpisuje w formułę tej serii. Dźwięki? Dwie osoby podkładające głosy pod całą masę nieokreślonych osób tutaj akurat problemu nie sprawiają, nawet jeśli 17 osoba z kolei mówi dokładnie tym samym głosem. Głosy dziewcząt jak zwykle dobrane przez specjalistów, bo dopasowane są idealnie. No i jeszcze kwestia OPa, którego słucham do dziś (i który doskonale nadaje się na dzwonek) - typowy earworm. Jeśli chodzi o endingi, tu też dodatkowy punkt dla twórców - do połowy obserwujemy drzwi, za którymi główny kwarter uprawia karoke, później mamy Shiraishiego Minoru (podkładającego głos zresztą pod niejakiego Shiraishiego Minoru), który śpiewa najprzeróżniejsze rzeczy oraz uczestniczy w dziwnych scenkach. Zatem, za całość i wszystko z osobna, z czystym sumieniem oceniam Lucky Star na 11/10. To trzeba obejrzeć!
4 komentarze
Rekomendowane komentarze