Gry dekady cz.1
Jak zawsze w okresie bożonarodzeniowo-sylwestrowym organizowane są różnej maści podsumowania i rankingi. Tym razem jednak nie oczekujemy jedynie nowego roku. Trzeba sobie uświadomić, że mija już pełne 10 lat XXI wieku. Szybko zleciała ta dekada, zwłaszcza nam - graczom. Dlatego też postanowiłem spłodzić własne podsumowanie najciekawszych wydarzeń w branży, nie roku, a całego okresu 2001-2010. Zaznaczam jednak, że obiektywizm zostawiłem na uboczu. Skupiłem się na tytułach zarówno znanych jak oraz nieco niszowych, tych które zostawiły trwały i pozytywny ślad w mojej pamięci.
2001
Wakacje 2001 - równo rok przed kupnem mojego pierwszego PC (tak, tak - aż do 2002 roku zadowalałem się Amigą) powstała jedna z najbardziej klimatycznych gier akcji w jakie miałem okazję zagrać. Max Payne, policjant wydziału ds. narkotyków, stracił rodzinę i postanowił ruszyć śladem morderców i rozpocząć samotną krucjatę. Historia ta, może niespecjalnie wysublimowana, jednak opowiedziana w bardzo klimatyczny sposób łączący w sobie elementy kryminału oraz stylu noir, potrafiła przybić do monitora na długie godziny. Wujek kolegi, u którego graliśmy nie był zbyt zadowolony - ale rozumiał, że obok Max Payne nie można przejść obojętnie =). Nie chodziło nawet o nowatorski bullet time czy niezłą grafikę, lecz właśnie o komiksowe przerywniki pełne zapadających w pamięć monologów. Nie sposób również zapomnieć o ścieżce dźwiękowej, z legendarnym utworem przewodnim jeszcze bardziej zagęszczającym atmosferę. W październiku powstała kolejna interesująca gra - Stronghold. Twierdze odkryłem dopiero kilka lat później - lecz była to miłość od pierwszego zagrania. Gra trafiła w moje gusta, zwłaszcza dzięki świetnemu zbalansowaniu elementów bitewno-ekonomicznych. Ciekawe było to, że zamki budowane w Strongholdzie sprawiały wrażenie naprawdę żyjących. Gospodarka nie rozwijała się jedynie w cyferkach - można było obserwować setki ludzików chodzących z miejsca pracy do składowiska z towarami. Sama swoboda budowy również pozostawiała w tyle większość ówczesnych RTS-ów.
Max jeszcze nie wie co go czeka po powrocie do domu...
2002
Jak już było powiedziane, komputer pojawił się w moim pokoju dopiero w roku 2002. Traf chciał, że właśnie wtedy rozpoczęła się mania na punkcie jednej gry - Grand Theft Auto III. To były czasy gdy rozmowy między graczami rozpoczynały się od słów: "A wiesz, że w GTA można to? I da się zrobić tamto? A byłeś tam?". CD-Action również docenił dzieło panów z Rockstar Games, dając mu dychę. Nie miałem i nadal nie mam wątpliwości, że była to ocena w pełni zasłużona. Ta gra oferowała niesamowitą, jak na owe czasy swobodę i mnóstwo akcji. Uczciwie muszę jednak przyznać, że w owym czasie wyszły co najmniej dwa niegorsze tytuły. Pierwszy to The Elder Scrolls III: Morrowind. Z dzisiejszego punktu widzenia biję się w pierś, że to nie ją uważam za najlepszy tytuł tamtego okresu. Stało się tak z prostego powodu - Morrowinda odkryłem później. Na szczęście w porę zmądrzałem i ostatecznie odkryłem piękno kontynentu Tamriel, które obecnie cenię ponad wszystkie światy zwiedzone w grach komputerowych. Drugi to oczywiście Mafia: The City of Lost Heaven. Praca Czechów odznaczała się wspaniałym, gangsterskim klimatem, jednak odstawiłem ją na półkę znacznie szybciej niż GTA 3. Czemu? W porównaniu do amerykańskiego produktu, po ukończeniu głównego wątku Mafii zaczynało wiać nudą. W zasadzie na tym lista ówczesnych hitów się nie kończy. Można spytać gdzie Hitman 2? Medal of Honor: Allied Assault? Splinter Cell? Był to rok naprawdę niesamowity, zdecydowanie mój najlepszy jako gracza.
Stinger - Auto, które mogło wjechać wszędzie =)
2003
W porównaniu do roku poprzedniego, 2003 był nieco rozczarowujący. Największe oczekiwanie - Max Payne 2 zawiódł. Ciężko mi powiedzieć by któraś z gier tamtego okresu naprawdę mnie ujęła, lecz trzy tytuły na pewno zadowoliły. Najlepszym, bo ciągle zalegającym na dysku jest niewątpliwie Wolfenstein: Enemy Territory. Nie Quake, nie Counter-Strike, a właśnie ET uważam za najlepszego sieciowego FPS wszechczasów. Ta gra ma to coś, czyt. była i jest darmowa! Nie dziwota, że serwery od dnia wydania do dziś nie pustoszeją. Nie zawiodło również SimCity 4, które okazało się świetną kontynuacją serii (czego nie można powiedzieć o nowszym Societes). Schludna grafika, przystępne menusy i przyjemny klimat pozwalają mi co jakiś czas powracać do tej strategii. Jest jeszcze coś - tysiące dodatków tworzonych ciągle przez zagorzałych fanów na całym świecie. Z największego serwisu poświęconego SimCity można pobrać wszystko, od warszawskich kamienic po stadion Odry Wodzisław. Premierę w roku 2003 miała jeszcze jedna ważna gra - Call of Duty. Szczerze mówiąc twór Infinity Ward nie zrobił na mnie jakiegoś kolosalnego wrażenia. Wart jest jednak wspomnienia, jako prekursor serii, która zgarnia dziś miliardy dolarów zysku, no i w której nowe części czasem mam okazję zagrać.
Seawall Battery - uwielbiam tę planszę
2004
Wielkie starcie dwóch tytanów: długo wyczekiwanego na całym świecie Half-Life 2 oraz przybyłego znikąd FarCry. HL2 kupiłem w pierwszych dniach premiery i choć wydałem nie małe pieniądze to nie żałowałem ani minuty. Owszem, Steam wkurzał niemiłosiernie, podobnie jak żonglowanie pięcioma CD, a jednak gra powalała na kolana. Jak to napisano w PC Zone: "Half-Life 2 to najlepsza gra FPP wszechczasów. W dodatku może okazać się najlepszą grą akcji wszechczasów i kropka!". Niestety wielka pompa i gigantyczne oczekiwania nieco zaszkodziły arcydziełu Valve Software. Wielu graczom nie wystarczała cudowna oprawa graficzna, niezła fabuła i przełomowy, bo wreszcie działający system fizyki. Dodatkowym gwoździem do trumny HL2 był FarCry. Kopciuszek z miejsca zachwycił wygłodniałych fanów strzelanek, którzy w dużej mierze wypięli się na wyczekiwane hity. Pamiętam, że w tamtym okresie niemal nie wychodziłem z forumowych tematów dot. obu gier, zażarcie broniąc tej pierwszej. Oczywiście, FarCry miał swój urok i był grą świetną - czy jednak lepszą od Half-Life 2? IMO na pewno nie i do dziś swojego stanowiska w tej kwestii nie zmieniłem. Trochę na uboczu pozostały inne tytuły z tamtego roku, z których chciałbym wyróżnić przynajmniej jeden - Unreal Tournament 2004. Mimo, że już edycja 2003 zbierała bardzo dobre recenzje, to jednak UT 2004 pokazało prawdziwy rozmach! Mnogość plansz i trybów gry potrafiła zapewnić godną rozrywkę na długie miesiące. A skoro już jesteśmy przy roku 2004 - grywa ktoś jeszcze w Dooma 3?
Gravity gun - świetna zabawka
2005
Można rzec, że znów bezrybie. Kilka dobrych gier ujrzało światło dzienne, jednak o legendach trudno mówić. Jako, że w roku wcześniejszym wyróżniłem aż trzy FPS, to dla równowagi teraz strategia. Civilization IV, czyli kolejna odsłona słynnej serii Sida Meiera, znów okazała się kultowa. W trójkę, muszę przyznać nie grałem, jednak znałem i lubiłem dwójkę, toteż miałem pewne oczekiwania. Mistrz gatunku całkowicie je spełnił - udanie odświeżył oprawę graficzną, uprościł interfejs i dodał bardzo dobrze budującą atmosferę ścieżkę dźwiękową. Drugie miejsce wśród gier roku 2005 jest mi bardzo ciężko przyznać, gdyż oba tytuły zarówno zachwycały jak i rozczarowywały. Grand Theft Auto: San Andreas niby nadal zapewniało mnóstwo zabawy, a jednak zauważałem, iż forma Rockstar Games zaczyna niebezpiecznie spadać (a może to ja się zestarzałem?). F.E.A.R., wybierany wielokrotnie najlepszym ówczesnym FPS, podobał mi się, jednak "achów" i "ochów" nie podzielałem. Od, po prostu dobre połączenie strzelanki z horrorem. Do sięgnięcia po sequel nie zostałem zachęcony.
Ciąg dalszy nastąpi...
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze