Skocz do zawartości

Więzienie Siedmiu Magistrów

  • wpisy
    8
  • komentarzy
    35
  • wyświetleń
    12053

Veldrash - kto to taki?


Veldrash

840 wyświetleń

Na początku małe przeprosiny za tak długaśną przerwę w pisaniu, ale jak to już w kilku miejscach na forum pisałem, doba jest nierozciągliwa. Brakuje czasu znaczy się...

Dobrze wiedzieć, że pomysł ostrza inkluzjonalne ogólnie rzecz biorąc podoba się. Co do wątpliwości odnoszących się do siły i mocy miecza - nie obawiajcie się, o wszystko zadbałem. Używanie samego miecza wyczerpuje bohatera, a stosowanie unikalnych zdolności ostrza wymaga... unikalnego podejścia. Ale to tajemnica - gdybym wszystko Wam powiedział, to nie bardzo byłby sens pisać powieść, czyż nie? ;)

Skoro już niejasności są wyjaśnione (mam taką nadzieję...) mogę przejść do tematu głównego tego wpisu, czyli pochodzenia mojego nicka na tym forum.... niektórzy mogą już wiedzieć, iż jest to kolejna (obok "Sanda") postać z mojej powieści. Ale czy wiedzą o niej cokolwiek więcej...? No cóż, jest na pewno co najmniej jedna taka osoba... ale nie piszę tutaj po to, by uświadomić Wam, jak długi mam jęzor (:)), lecz po ty by uświadomić pozostałą część forum... tą która jest tego ciekawa.

Veldrash to jedna z głównych postaci powieści, która ma kluczowe znaczenie dla finału całości. Jego imię (wraz z rodowym nazwiskiem) w całości brzmi Veallendrashaar Sha?aldrakh. Veldrash jest elfem w kwiecie wieku (setka mu już stuknęła co najmniej...) i od samego początku funkcjonuje jako niepokonany szermierz i wybitny Rzeźbiarz (mistrz magii runicznej; nazwa wynika z faktu, iż pierwotnie runy były rzeźbione na gładkich powierzchniach w celu magicznego wzmocnienia... lub po prostu jako informacje). Jest szkolonym wojownikiem z bractwa Demonologów czyli Łowców, Pogromców i Zabójców demonów. Nic by w tym nie było nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że wszyscy Demonolodzy to tzw. nietrwałe byty dualne (podwójne). Ta skomplikowana (wymyślona rzecz jasna przez magów) nazwa oznacza, iż jeden Demonolog to tak naprawdę dwie istoty...

Każdy Demonolog pod koniec szkolenia zostaje poddany Próbie Żniw. Podczas tego rytuału Demonolog zostaje zabity, a jego dusza przechodzi na "drugą stronę", czyli do wymiaru innego niż Pierwszy Materialny (każdy inny wymiar nazywany jest ogólnie "niematerialnym"). Wykorzystując całą swoją wiedzę i umiejętności, Demonolog musi zwabić do siebie demona (demony i duchy to dwie oddzielne grupy, gwoli ścisłości), pokonać go w walce i "związać" ze sobą. Takie związanie oznacza, iż dusza Demonologa i demon w całej swej okazałości (jako istota ze sfery niematerialnej sam w sobie jest duszą, w rozumieniu śmiertelników) łączą się w jedną całość. Wówczas Demonolog może korzystać z mocy demona, dzięki którym powraca z zaświatów do swojego ciała. Rytuał kończy się tym samym, a adept zostaje pełnoprawnym Demonologiem. Ale to dopiero początek prawdziwej pracy.

Związanie jest nietrwałe, gdyż jedna ze stron została do tego zmuszona i nie zrobiła tego z własnej woli, co oznacza iż jest pod kontrolą swego pogromcy. Taka sytuacja ma jednak swoje, czasem bardzo dotkliwe minusy. Nietrwałe związanie może zostać po prostu zerwane, jeśli demon podejmie próbę walki ze swym namiestnikiem. W takim wypadku, jeśli śmiertelnik poniesie porażkę (będzie przykładowo wyczerpany po walce z innym demonem), demon uwalnia się, wiążę ponownie śmiertelnika ze sobą (jako swego sługę) i przejmuje kontrolę nad jego ciałem. Taki przypadek nazywany jest "zatraceniem", a dusza nieszczęśnika nie ma już powrotu do świata żywych... Inny Demonolog musi wtedy pokonać swego dawnego kompana w świecie materialnym, później demona w płaszczyźnie niematerialnej, zerwać więź łączącą piekielnika ze śmiertelnym i ostatecznie unicestwić demona (żeby nie ścigał już raz pokonanego "braciszka zakonnego"). Dopiero wtedy dusza poległego może w spokoju odejść do Zaświatów. W celu zminimalizowania mocy demona stosowane są runiczne tatuaże, zdobiące całe ciała Demonologów. Biały wzór okolony drugim, czarnym wzorem to piętno każdego, kto para się ściganiem istot nie z tego świata. Tłumi on moce uśpionej w nich bestii i pozwala decydować, kiedy wyzwolić z siebie tego potwora (dochodzi wtedy do przemiany...). Dzięki takiemu mechanizmowi obronnemu Demonolodzy są niemal bezpieczni przed zewem swego mrocznego "ja", a trwałe połączenie zmienia ich nieco pod kątem fizycznym. Są silniejsi, szybsi, zręczniejsi, widzą w ciemności i doskonale panują nad swą śmiertelną naturą - potrafią tłumić wszelkie instynkty i emocje... lub je ukrywać.

Demonolodzy, jak każdy tego typu zakon, posiada pewien podział wewnętrzny. Ze względu na umiejętności można scharakteryzować trzy typy Demonologów, o których zresztą już wcześniej (ust kącikiem ;)) wspominałem. Mowa o Łowcach, Pogromcach i Zabójcach Demonów.

1.Łowcami są początkujący, którzy potrafią generalnie walczyć (w ogólnym tego słowa znaczeniu) i znają wszelkie podstawowe zasady. Mimo to nie są tak potężni, by mierzyć się oko w oko z demonami "tak na co dzień". Zajmują się śledzeniem przeróżnych anomalii i tropieniem piekielnych mieszkańców, aby wskazać ich bardziej "twardym" zawodnikom. Łowcy są już oczywiście pełnoprawnymi członkami swego bractwa (przeszli Rytuał Żniw), ale nie znają jeszcze wszystkich swoich umiejętności i nie opanowali dostatecznie dobrze swych nowych umiejętności, przez często są na samym początku nieco słabsi, niż przed samym rytuałem.

2.Pogromcy to najliczniejsza grupa Demonologów. Każdy Łowca, który pozna swoje nowe "ja" dostatecznie dobrze i nauczy się w pełni korzystać ze swoich mrocznych mocy, automatycznie staje się Pogromcą. Taki delikwent nadal zajmuje się tropieniem demonów, ale już nie sam (wspierają go inni Łowcy) i nie po to, by ktoś walczył za niego. Od tej pory samodzielnie toczy boje z "turystami" spoza sfery materialnej, a jego celem w każdej walce jest wykończenie diabła i odesłanie go z powrotem... do diabła. ;) Czasem zdarza się jednak, że nawet cały "zagon" Pogromców nie może dać rady jednemu demonowi (takie silne bestie się zdarzają...). Wówczas do akcji wchodzą najstraszliwsi pośród strasznych...

3.Mowa o ostatniej kaście, czyli Zabójcach. To najodważniejsi, najwaleczniejsi... i najniebezpieczniejsi Demonolodzy, jakich nosi Ziemia na swym łonie. Czemuż to? Ano temuż, iż być Pogromcą to dosłownie fraszka - wystarczy dostatecznie długo pożyć. Ale zostanie Zabójcą... to już zupełnie inna sprawa. Tutaj nie wystarczy odpowiedni staż i umiejętności. Tutaj wymagane jest poświęcenie. Demony mają to do siebie, że ostatecznie unicestwić je może tylko czysta, pierwotna magia piekielna, którą dysponują tylko demony. TYLKO demony czyste rasowo (że się tak wyrażę), bowiem jeśli diabeł takowy zostanie związany jako sługa śmiertelnika, to w wyniku takiej "fuzji" traci on swoje najokrutniejsze moce, które przysługują tylko "zwycięzcom", a nie "zwyciężonym". Bardziej prozaicznie mówiąc - demon będąc pod czyjąś kontrolą po prostu nie może czerpać energii magicznej z najsilniejszego źródła, czyli głębi swojej Domeny (sfery materialnej, gdzie pierwotnie przebywał), co z kolei uniemożliwia mu stosowanie najsilniejszych zaklęć i umiejętności. Tak więc Demonolog, który chce zostać Zabójcą musi ze swoim pupilem nieco zmienić kontrakt o współpracy... Musi odwrócić rolę. Musi samemu dać się związać i (formalnie) zostać sługą piekielnika. W praktyce jednak jest to pakt, gdzie demon nadal jest kontrolowany przez śmiertelnika, ale po jego śmierci (fizycznej) diabeł zostaje wyzwolony a jako zapłatę zabiera duszę nieszczęśnika... Kosztowna to wymiana, tym bardziej, że nawet jeśli demon trzyma się paktu (a musi, gdyż zarówno demony jak i duchy są istotami niebywale honorowymi), to w istocie zostaje on elementem dominującym w parze związanych dusz. Efekt jest taki, że Zabójca powoli, lecz nieodwołalnie traci kontrolę nad swoją fizyczną formą, by z czasem zamienić się w bestię. Przechodzi powoli przeróżne przemiany - często bardzo subtelne, jak czerwienienie tęczówek, a znacznie rzadziej bardzo drastyczne, jak wyrośnięcie skrzydeł... - i staje się coraz potężniejszy, jednocześnie coraz bardziej upodabniając się do tych, na których poluje. W praktyce od chwili zostania Zabójcą Demonolog ma jakieś 30 lat życia (z czego 5 ostatnich jest dość niepewnych) i ponurą perspektywę wiecznych cierpień duszy po śmierci fizycznej formy... To jednak raczej pusty, propagandowy slogan religijnej strony społeczeństwa (Demonolodzy nie żyją w zgodzie z religiami i ich wyznawcami... jakimikolwiek), gdyż prawdą jest, że "upodobnianie się" jest znacznie bardziej odczuwalne, niż można to sobie wyobrazić. Demon po prostu jednoczy się z duszą swego współtowarzysza i razem egzystują dalej jak jedno istnienie. W każdym razie Zabójcy to jedyni specjaliści od walki z demonami, którzy potrafią je ostatecznie unicestwiać. Warto wspomnieć tutaj, iż robią to niebywale efektownie (i efektywnie).

Mając więc jako taki wgląd w faktyczną sytuację, można powiedzieć cokolwiek o Veldrashu. Jak pewnie się domyśleliście (lub podejrzewaliście to chociaż...), Veld (taki mój drobny skrócik...) jest Zabójcą, a wgłębiając się jeszcze dalej w rangi i stopnie wewnętrzne Demonologów posiada on tytuł Egzekutora (tylko trzech na całe bractwo... nad nimi jest tylko przywódca bractwa, czyli Mistrz Żniw). Jak się rzekło już, jest elfem. Osieroconym, bowiem jego ród w wyniku politycznych zawirowań został niemal do nogi wybity. Został się sam jeno. Pozbawiony wszystkiego trafił do Demonologów, gdzie oddał się wieloletniemu szkoleniu. Już na początku był jednym z najbardziej obiecujących adeptów, wykazując niespotykany talent do walki mieczem. Szkolenie nie było jednak proste, gdyż jego nauczycielem był dosyć apodyktyczny Opiekun (kolejna z rang...), który to nie znał słowa zmęczenie, narzucając podopiecznym mordercze tempo szkolenia. Efekt był taki, że Veldrash bardzo szybko prześcignął swego mistrza w szermierce, a podczas walki pokazowej, gdzie wyjątkowo dla nich przygotowano ostrą broń, zabił Opiekuna bez najmniejszych skrupułów (rzecz jasna najpierw to Opiekun chciał zabić jego). W wyniku szybkiego śledztwa oczyszczono Velda ze wszystkich win (mniejsza o szczegóły) i pozwolono mu nawet przejść przez Rytuał Żniw wcześniej od reszty jego grupy. Mówiąc krótko - udało mu się. Niedługo potem rozeszła się wieść, że młodzikowi udało okiełznać się najsilniejszego demona od czasów Pierwszego Mistrza Żniw (co, gwoli ścisłości, jest prawdą)... Bardzo szybko odnajduje się w nowej formie i w wieku 32 zaledwie lat jest już Pogromcą... 8 lat później zostaje najmłodszym Zabójcą w historii zakonu... a 60 lat później wszyscy coraz bardziej się dziwią, jak to możliwe, że demoniczna strona jego duszy jeszcze go nie pożarła. Powoli staje się żywą legendą, zaczynają bowiem krążyć plotki, iż pierwszy raz śmiertelnik z demonem złączyli się w całość przy zachowaniu dominacji tego pierwszego, co w praktyce oznaczałoby, że Veldrash sam jest już demonem i jest nieśmiertelny... Nikt nie wie, co jest prawdą, lecz wszyscy w głębi duszy obawiają się utraty kontroli najsilniejszego Demonologa, jakiego widział świat... mógłby być wtedy spory kłopot.

To taki dosyć ogólny opis historii tejże postaci. Veldrash jest w świecie powieści jedną z tych unikalnych postaci, które występują jednorazowo - takich "kozaków" nie spotyka się wszędzie. Lubuje się w czarno-srebrzystych ubraniach, nie nosi zbroi w klasycznym tego słowa znaczeniu, posiada rzecz jasna tatuaż zdobiący całe ciało, co całkiem nieźle komponuje się z białą skórą i blond włosami sięgającymi nieco poniżej ramion. Można o nim mówić "ekscentryczny", gdyż z mocniejszych trunków pije niemal wyłącznie absynt. Sam mówi, że to dlatego, iż lubi zielony... Jego styl walki jest niesamowicie charakterystyczny - wyciąga ostrze tylko wówczas, gdy kolejny cios ma zadać śmierć. Jeżeli cios nie ma być śmiertelny, to ostrze jest schowane w pochwie... Tak, Veldrash walczy mieczem schowanym w pochwie. Mówiłem, że ekscentryk...? :happy: Jest towarzyszem i przyjacielem głównego bohatera, przez pewien czas nauczycielem również (szermierki chociażby) a w pewnym momencie nawet... hmm... no cóż, tutaj przyszła chyba pora, żeby schować długi jęzor do kieszeni... eee... znaczy do ust :D i pozwolić Wam na wypowiedzenie się.

Tak więc...? Co myślicie o tej postaci i o Demonologach? Macie jakieś zdanie na ten temat po przeczytaniu tego wpisu? Może jakieś pytania...? Chętnie odpowiem w Komentarzach. :)

Z pozdrowieniami,

Veldrash (to znaczy się ten nieprawdziwy Veldrash, który tego imienia używa tylko jako nicka na forum... i w Internecie w ogóle ;))

PS: Od razu odpowiem na jedno z pytań, które sam bym z chęcią zadał, gdybym wcześniej nie znał odpowiedzi... Mianowicie: kto jest generalnie potężniejszy? Sandrivogius czy Veldrash? No cóż... powiem tak... choć Veldrash jest bardzo silną istotą, to jednak nie popadajmy w śmieszność. :icon_biggrin: Odpowiedź jest krótka - Veldrash w bezpośrednim starciu z Sandem nie ma absolutnie żadnych szans. Jasne, powalczyć zawsze można... ciekawych bardziej konkretnego wyniku odsyłam do Wiedźmina (sagi książkowej) i do pierwszego starcia Geralta z Vilgefortzem... Podobna sytuacja - tutaj Geraltem byłby Veldrash właśnie. I nie jestem pewien, czy nie skończyłby nawet gorzej...

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

niektórzy mogą już wiedzieć, iż jest to kolejna (obok "Sanda") postać z mojej powieści.

To ja zapytam tak, bo najwyraźniej jestem nie na bieżąco, czy istniałaby możliwość przeczytania? Zaintrygowałeś mnie, muszę przyznać :rolleyes: Chociaż, przyznaję, późno jest, śpiący jestem a i spoilerów nie lubię a na taki mi część wpisu wygląda na pierwszy rzut oka, więc w całkowitej całości wpisu nie przeczytałem... :unsure:

Link do komentarza

@mister155: Gdyby powieść była spisana w całości, to poleciłbym Ci wypad do księgarni i zakup. :P Niestety na to potrzeba duuuuużo czasu, dlatego choć powieść jest już cała, to jednak większa część istnieje tylko w mojej głowie. A co do całości wpisu - bez przesady, nie jestem samobójcą. ;) Co ważniejsze i bardziej intrygujące aspekty "demonologowania" oraz ciekawsze elementy historii Veldrasha pominąłem dyskretnie milczeniem. akże możesz czytać. W moim mniemaniu...

@behemort: O! Okey, zaraz "daję". ;)

@brylant: Sesja to kolejna rzecz na którą nie bardzo znajduję czas, bo mówiąc szczerze, chętnie bym spróbował... Kiedyś na pewno, ale raczej nie dziś. :) Co do Vilgefortza - grał bardziej fair, niż można to sobie wyobrazić, gdyż

choć mógł go zetrzeć na proch skinieniem ręki, to spuścił mu manto przy użycia kija... znaczy, walczył klasycznie. Mniejsza, że czytał w myślach - był po prostu od Geralta jakimś cudem szybszy. Zresztą jestem zwolennikiem teorii głoszącej, iż Vilg o wiedźmińskich mutacjach wiedział niebywale dużo i prawdopodobnie w jakiś sposób z nich skorzystał...

. Tak czy inaczej, wygrał. I to definitywnie. W przypadku starcia Velda i Sanda byłoby podobnie... tylko bardziej widowiskowo. ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...