Na Qbusia z popielnika...
...Iskiereczka mruga
Chodź opowiem ci bajeczkę,
Bajka będzie długa.
Są piosenki (ech, sam początek i zgrzyt - słowo piosenka jakoś mi nie 'styka'; angielskie song pasuje mi dużej lepiej [wybaczcie offtop]), które nie mówią o niczym. Są też takie, które przekazują przemyślenia autora tekstu. Są takie, które mają być wyładowaniem emocji. Są miliony piosenek o tym, jak Harry poznał Sally, co Frankie zrobiła Johnny'emu, o miłości, większej miłości i jeszcze większej miłości. Są też piosenki, które opowiadają historie. Rzec można, że więcej w nich epiki niż liryki. Może przez swe zamiłowania literackie, może przez jakieś inne skrzywienie - mam do nich sentyment. I chciałbym w tym wpisie zaprezentować parę ulubionych.
Zacznę nieco nietypowo, bo od pewnego wyjątku... Tu nie sam tekst opowiada historię, lecz teledysk. Wiem, wiem - takich przypadków są tysiące (można by napisać wpis o teledyskach oderwanych od tekstu), ale tu natężenie epickości (i moich sentymentów) przekracza wszelkie granice. No i są szykowne babeczki. I poważny wokalista o głupim pseudonimie. Tak, tak... Pieczeń Rzymska, dla znajomych Klops:
Teraz jednak pora na te dużo rzadsze przypadki - współgrania treści z wideoklipem. Na początek jedna z moich ulubionych piosenek wszech czasów. Zespół Aerosmith lubię za całokształt, ale mają jeden utwór 'poważniejszy'. Na dodatek reżyserem teledysku jest David Fincher (czego dowiedziałem się przed chwilą) Pewnie się już domyślacie, co za chwilę zobaczycie i usłyszycie:
Wychodzi na to, że zbyt wesoło nie będzie. Historia dziewczyny, która zabija ojca w odwecie za molestowanie seksualne... Brr... Ciarki przechodzą. Dalej wcale nie jest lepiej. Gatunek muzyczny lżejszy, ale temat nie - damski bokser, bierność sąsiadów i znów: żona zabija męża. Duet Babyface'a i Steviego Wondera nie zdobył zbyt wielkiej popularności, więc tym bardziej warto ją zaprezentować (choć pewnie gatunek mało komu podpasuje).
She was oh so beautiful
But she's not here anymore
She had a college degree
Smart as anyone could be
She had so much to live for
But she fell in love
With the wrong kinda man
Trochę mocna dawka różnych tragedii, ale dorzucę jeszcze jedną. Choć z pewną przedmową. Wiem, że pewnie wielu z Was ma wiele zastrzeżeń do rapu, ale 'the fact of the matter is': w rapie istnieje taki... hmm... podgatunek jak storytelling. Czyli po prostu snucie opowieści. Są rankingi (http://tinyurl.com/2bmk62m), jest wiele kawałków. Nie będę się tu silił na oryginalność - wrzucę szczytowe osiągnięcie tego nurtu, a przy tym jeden z najlepszych kawałków w historii rapu. Chcąc być ambitnym mógłbym wrzucić opowiedziane od tylu Rewind Nasa, ale nie będę:
Got out of bed at all
The morning rain clouds up my window...
And I can't see at all
And even if I could it'll all be gray,
But your picture on my wall
It reminds me, that it's not so bad,
It's not so bad...
W nurtach tragicznych warto też wspomnieć o dokonaniach Nicka Cave'a i The Bad Seeds - choćby znane Where The Wild Roses Grow dwugłosem z Kylie Minogue opowiedziane. Dorzucić też można krótką, acz tragiczną historię KULTOWEGO młodego gitowca, którego nad ranem znaleźli i złożyli w ciemnej mogile (jedna z nielicznych piosenek znanych przeze mnie na pamięć [pewnie ze względu na długość]).
Potentatem w gatunki muzycznych historii - także pełnych morderstw, tragedii i mrocznych uliczek - jest Tom Waits. Na dodatek świetnie oddany w języku polskim przez Kazika, a w zasadzie przekłady autorstwa Romana Kołakowskiego. Bourbon Mnie Wypełnia czy Rybi Puzon - opowieści mętnej treści. A skoro zawędrowaliśmy w knajpiane obszary, zabraknąć nie może irlandzkiego klasyka wykonywanego przez niezliczoną liczbę zespołów. Ja wybieram dla Was wykonanie takie:
Choć trzeba przyznać, że wykonania folkowo-irlandzkie też mają ducha. A skoro zawędrowaliśmy na szmaragdowe irlandzkie ziemie, to pora skierować swe kroki w stronę Sinead O'Connor i wydanego w 2002 roku albumu Sean-Nós Nua:
Nie są to piosenki autorstwa Sinead, lecz po prostu utwory, które słyszała w dzieciństwie i zawsze chciała wykonać. Ja kupiłem kasetę... I się zakochałem. Są opowieści wesołe, są smutne, są i dwie po gaelicku. Słuchałem tych opowieści wracając nocnym pociągiem z pewnych dalekich stron. Wspomnieniami dla mnie naładowane, a przy tym (IMHO) po prostu piękne. Na YT wyszperałem jedną i nie mogę się powstrzymać (mimo ilości teledysków) od podzielenia się:
Chciałbym dać Lorda Bakera wykonywanego z Christym Moorem (opowieść ma ponad 14 minut), ale brak. Powyższa morska opowieść jednak powinna Was ukołysać.
Patrzy Wojtuś, patrzy, duma,
Zaszły łzą oczęta.
Czemuś mnie tak okłamała?
Wojtuś zapamięta.
Już ci nigdy nie uwierzę
Iskiereczko mała.
Najpierw błyśniesz, potem gaśniesz,
Ot i bajka cała.
Już w trakcie zbierania 'materiałów' wyszło mi, że muszę zrobić ostrą selekcję. Co chwila przypominały mi się inne utwory, skakałem na YT z teledysku do teledysku. I dużo zostało odrzuconych. Z miejsca pominąłem też parę wielkich szlagierów, koncentrując się na tych może nieco mniej znanych. Niezmiennie czekam jednak na Wasze propozycje. Dzielcie się swoimi ulubionymi opowieściami muzycznymi...
Jerome David Salinger
Buszujący w zbożu
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze