Shank- pierwsze wrażenia
Właśnie skończyłem pierwszą sesję z Shankiem, którego to nabyłem dla świetnego coopa. Co prawda na razie grałem dopiero w pojedynkę, ale już teraz podłapałem jego klimat. Niesamowity klimat, taki, jaki ubóstwiam. Klimat filmów Rodrigueza.
Zaczyna się wszystko do cna klasycznie. Motyw początkowy bardzo przypomina mi to, co widzieliśmy w pierwszych scenach hitowego Desperado. Bohater wchodzi do mrocznej spelunki i wyżyna wszystkich zebranych tam dżentelmenów w pień. Nie powiem, że czuć coś z God of War, którego scenarzystka o polskim nazwisku, Marianne Krawczyk, ale na pewno jest soczyście, krwawo i wzniośle.
Oglądając zarówno przerywniki filmowe, jak i przyglądając się temu, co czynię w rozgrywce wprost nie mogłem wyjść z osłupienia. Oto, jak można bez większego budżetu i korzystając ze starej technologii zachłysnąć gracza nietuzinkową, kreskówkową, kanciastą oprawą i fe-no-me-nal-ny-mi cieniami. Muzyka również trzyma klimat. Wszystko cudownie komponuje się ze sobą tworząc wybuchową mieszankę. Trochę, jak z koktajlem Mołotowa. Środki co prawda proste, lecz efekt jest palący.
Shank należy do gatunku Beat 'em up'ów (brawlerów), tak więc jest prezentowaną z pozycji drugiej osoby grą, w której naszym zadaniem jest ostrzeliwanie, wiercenie, szatkowanie, rozsadzanie, rozrywanie, rozgniatanie i wszelakiej innej maści atakowanie wrogów. Elementy platformowe zawarte w grze są kwestią umowną i mocno odstają znaczeniem od sekcji bitewnych, z których w 99% składa się gra. Daje to podstawy dla stwierdzenia, że gra mogłaby być monotonna, ale póki co w Shanku (u Shanka?) tego nie zauważyłem.
Gry przejąłem stery nad Shankiem pierwszą moją reakcją było "ocb". Nie mogłem chodzić. Okazało się, że twórcy to sterowania postacią użyli zapomnianych strzałek. Ok, chodzić umiałem, ale biegną do mnie pierwsi wrogowie. Jeden łysy, więc sprawa jest poważna. A ja błądzę jak pijane dziecko we mgle, bo nie wiem, czym się atakuje. Dopiero w ustawieniach sprawdziłem, co, gdzie i jak. Oczywiście wszystko pozmieniałem.
Samo sterowanie okazało się intuicyjne, choć nie wiem, czyja to zasługa, moja, czy twórców. W końcu to ja obsadziłem klawisze, które mi pasowały.
Niestety mogłem dysponować jedynie klawiaturą na bok odstawiając myszkę, o której sądzę, że świetnie sprawdziłaby się w rozgrywce.
Do dyspozycji dano nam granaty, broń strzelecką, piłę mechaniczną i dwa bliźniacze sierpy. Co jakiś czas zdobywamy nowe, lepsze bronie, które później mają nielimitowaną ilość pocisków. Odstępstwem od tej reguły są granaty, których zapas stale musimy uzupełniać. Shank potrafi rzucić się na kogoś, złapać za fraki, unikać ciosów i wykonywać zabójcze szarże. Wszystko, w połączeniu z gnatami stanowi materiał do kręcenia wykręconych kombinacji. Dla przykładu, gdy na trzymanym wrogu użyjemy granatu, Shank wsadzi go delikwentowi w paszczę, by granat rozsadził ją od środka.
No właśnie, wszystko, jak to w filmach, na których Shank się wzoruje jest krwawe. Bohater wprost ślizga się na krwi nieszczęśników, którzy stanęli mu na drodze. Oczywiście to epatowanie przemocą jest groteskowe i wręcz śmieszne. Jest jej tak dużo, że nie może być brana na poważnie. Poza tym kreskówkowa otoczka robi swoje i całą krwistość złagadza.
Jak już wyżej wspomniałem elementy platformowe nie są specjalnie ważne. Co jakiś czas musimy podskoczyć, wpinać się, albo przemieszczać się w bok rękami na linie, ale nie stanowi to większego wyzwania, czy też satysfakcji. Ot, próbuje zmusić nas do robienia czegokolwiek poza faszerowaniem wrogów ołowiem.
Oprawa, o czym już mówiłem kopie tyłek. Nie wspomniałem jednakże o świetnych, klimatycznych i co ważne efektownych lokacjach. Już w pierwszym poziomie odwiedzamy charakterystyczny dla filmów Rodrigueza pub, by w finale poziomu wdać się w walkę z dryblasem w klatce. Potem jest tylko lepiej. Szczególnie jak dotąd podobał mi się pędzący pociąg, na którym zatrzymałem na dzisiaj grę.
Shank to miodna, efektowna gra z prostymi jak budowa cepa zasadami, niezwykle bogatym w smaczki i nawiązania do filmów sensacyjnych klimatem, cudowną oprawą i... i idę grać dalej, bo mam jajcarskiego bossa.
świetny klimat
doskonała oprawa
miodność
dużo możliwości w walce
Minusy:
nie dla wszystkich
16 komentarzy
Rekomendowane komentarze