Alien Breed 2: Assault - recenzja
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu SwiatGry.pl. Jest to pierwsza recenzja tej gry w Polsce, ponieważ ukazała się tam już pierwszego października. Ponownie przypominam o otwartej rekrutacji na stanowisko newsmanów oraz redaktorów konsolowych.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Przed kilkoma tygodniami miejsce miała premiera kontynuacji wydanego na początku czerwca Alien Breed: Impact, z podtytułem Assault i cyferką ?2? w nazwie. Czy sequel gry ocenionej moim piórem na 6.5 sprostał wyzwaniu i okazał się po prostu lepszym tytułem? Zważywszy na ekstremalnie krótki czas powstawania, wszak to ledwie 4 miesiące, śmiem twierdzić, że Alien Breed 2: Assault warty jest swojej ceny.
Powrót do teraźniejszej przyszłości... 3?
Assault zaczyna się dokładnie w tym samym punkcie, gdzie rozstawaliśmy się ze starszym inżynierem Conradem i statkiem Leopold. Opowiedziana w Impact historia praktycznie rzecz biorąc była jedynie fajnie przedstawionym (w postaci kilkukolorowego komiksu) powodem, dla którego raz, że wyskakiwały na nas zgraje cztero- i więcej nożnych maszkar, dwa, mieliśmy wybić je do cna. Nie powiem, żeby dalsza opowieść mnie wciągnęła, ale stwierdzam, że więcej w niej ciekawych smaczków, nawet zwrotów akcji, a historia nabrała bardziej mrocznego klimatu. Zresztą, Assault spodobał mi się o tyle, że bliżej mu do survival-horroru, niż Impactowi. Twórcy w końcu poszli po rozum do głowy i teraz pomieszczenia czy korytarze są zdecydowanie mniej oświetlone. W większości przypadków nawet latarka nie pomoże, bo ograniczono jej zasięg i zielone gęby często dostrzeżemy dopiero wtedy, gdy zbliżą się do gracza i zaczną rozdawać obrażenia.
Assault jest także bardziej intensywny. O ile w pierwszej odsłonie odświeżonej serii (chyba już można mówić o ?serii? w tym przypadku) większą część rozgrywki spędziliśmy na bezwiednym przemieszczaniu się od jednej konsoli uruchamiającej do drugiej, tak tutaj zdecydowanie częściej nabiegamy się z palcem mocno zaciśniętym na lewym przycisku myszki. Grając na poziomie Veteran wyraźnie to odczułem. Oczywiście ogrom czasu to niezmienne poszukiwanie jakiegoś komputerka, którego użycie pozwoli nam na przejście do kolejnego pomieszczenia, aczkolwiek sam nie wiem, jak to wyjaśnić, nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, jak w Impact.
Team17, good job!
Najważniejszym według mnie ogniwem w Alien Breed: Impact był tryb kooperacji. Nie inaczej jest w przypadku Assault, z tym że poza standardową rozgrywką z towarzyszem na jednej z trzech przygotowanych przez twórców arenach, otrzymaliśmy także Survivor Co-op, w którym musimy wraz z partnerem jak najdłużej przetrwać zalewające nas fale alienów. Ta ostatnia opcja to moim zdaniem kwintesencja dla takiej gry jak Alien Breed. W bardzo zręczny sposób połączono zatem rozgrywkę wieloosobową z podwójnie intensywnym, singlowym modelem rozgrywki. Dość znaczącym minusem jest jednak ilość chętnych graczy do stoczenia wspólnych bojów, co moim zdaniem może być spowodowane przez średnie recenzje Alien Breed: Impact oraz po prostu cenę. Dziewięć ?ojro? to moim zdaniem całkiem nieźle oszacowana wartość Assault, ale biorąc sobie poprawkę na to, że całkowicie za darmo możemy pobrać sobie Alien Swarm, wielu potencjalnych nabywców zaczyna mieć poważne wątpliwości...
+ multiplayer i kooperacja
+ tryb Survivor
+ lepsze wykorzystanie światła
+ niezła cena
- cut-scenki na silniku gry
- mało graczy w multiplayerze
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia.