AVATAR PO RAZ DRUGI
W ostatnim wpisie informowałem, że przenoszę się do siebie. O tu:
Tak też zrobiłem, ale pojawił się temat, który postanowiłem tu odgrzać, czy może raczej ochłodzić, a to dlatego, że właśnie na tym szacownym forum zdarzyło mi się go kiedyś poruszyć.
Chodzi o film Avatar w reżyserii wiadomo kogo.
Po pierwszym obejrzeniu obrazu byłem bardzo zły na Jamesa Camerona i cały świat: nie podobała mi się schematyczna do bólu fabuła i wiele innych rzeczy. Wypada zaznaczyć, że nie należę do ludzi, którym schematyczna treść bardzo przeszkadza, przeciwnie, jestem w stanie wybaczyć dziełu naprawdę wiele, jeśli porusza mnie w inny, choćby emocjonalny, sposób.
Tak czy owak nakrzyczałem na film (jak się ten James po tej napaści pozbierał, to ja nie wiem) narażając się niektórym tutejszym użytkownikom. Napisałem też, że kupię wersję DVD i może obejrzę rzecz drugi raz.
Tak się stało.
Obejrzałem obraz po raz drugi, tym razem nie w kinie, tylko na laptopie, wieczorem, podczas jednego z licznych szkoleń, jakie dane jest mi prowadzić. I co?
No właśnie.
"Jaki ładny film!", myślałem sobie. Chłonąłem go z prawdziwą przyjemnością, czułem wręcz młodzieńczy zachwyt, gdy Jakesully poznawał świat Na'vi. Jak to się stało, myślałem, że poprzednio byłem dla obrazu tak surowy? Tym razem przewidywalność opowieści w ogóle mnie nie raziła, oglądałem film jak bajkę, jak grę komputerową (kojarzył mi się w pewnym momencie z Gothikiem).
Być może zupełnie inny odbiór spowodowany był tym, że doskonale wiedziałem, co mnie czeka, więc na nic się nie nastawiałem, być może zawczasu "wybaczyłem" Avatarowi treść (fabułę) i zobaczyłem to, co było oprócz niej?
Potem obejrzałem go po raz trzeci. W gronie przyjaciół, dość krytycznych. Wtedy odczucie sztuczności scenariusza znowu mnie uderzyło i przeszkadzało w odbiorze.
A potem obejrzałem go ponownie, znowu sam. I film spodobał mi się.
Wreszcie przyjrzałem mu się po raz piąty i oglądałem go z przyjemnością.
Powiem więcej - będę go oglądał jeszcze nie raz.
Jakie z tego wnioski? Chyba kilka.
1. Nie należy oceniać dzieła po jednokrotnym oglądaniu / czytaniu
2. Należy uwzględniać swoje samopoczucie / nastawienie podczas odbioru, bo ono może znacznie zaburzyć widzenie
3. Schematyczność fabuły nie musi psuć przyjemności z odbioru dzieła
Oczywiście wciąż uznaję, że Avatar JEST schematyczny i naprawdę boleję, że kilka rzeczy nie było w nim poprowadzonch inaczej.
Ale kilka spraw, które mi się nie podobały ujrzałem z innej perspektywy. Np. początkowo byłem zły na Jake'a, że wybiegł z laboratorium nie słuchając rad i ostrzeżeń naukowców (gdy pierwszy raz "wsiadł" w avatara). Teraz myślę, że może Amerykanie mają dość mówienia im, co powinni robić, a czego nie, może postać, która łamie przepisy i robi to, co czuje, że jest słuszne, jest im potrzebna. Początkowo drażniło mnie, że główny bohater jest debilny, teraz widzę to inaczej. Jego postać jest przedstawiono grubymi pociągnięciami, ale jest w nim coś ciepłego i nawet subtelnego.
Rzecz jasna, gdybym miał kiedyś (może jeszcze w tym wcieleniu) nakręcić film, zrobiłbym to inaczej, lansując inną postawę i inną wrażliwość.
Niemniej wyznaję bez bicia, że o ile moja pierwsza ocena Avatara była bardzo zła, to teraz film podoba mi się dużo bardziej.
I bądź tu człowieku mądry. I wierz tu człowieku w swój osąd.
Jednym słowem: nie oglądałeś / czytałeś dwa razy - nie oceniaj.
Pozdrawiam.
3 Comments
Recommended Comments