Współczesne dysko
Wczoraj byłem. Zazwyczaj trzymam się z daleka od takich miejsc, ale dałem się namówić. Myślałem, że może coś poderwę, tak, jak robią to ponoć moi koledzy. Starannie wystylizowałem włosy, ubrałem się w najlepszy ciuch i poszedłem na dysko.
Więc wchodzę do środka. Głuche dudnienie, które przed chwilą atakowało uszy, zmienia się we wściekły łomot. Mijam w korytarzach jakieś panny, jedna, pomimo panującego półmroku, ma na nosie okulary przeciwsłoneczne. Przypuszczam jednak, że kłopoty z postrzeganiem świata i wybieraniem optymalnej drogi do toalety były spowodowane nie przez kombinację okulary przeciwsłoneczne + noc, a raczej wódka + redbull....
Wreszcie jestem na głównej sali. Króluje tu techno w najlepszym wydaniu... No nie, nie wiedziałem, że może być tu jeszcze głośniej. Miałem postanowienie, że będę atakował na tej imprezie, i tak będzie, nawet gdybym miał od nadmiaru basów odnieść ciężkie obrażenia wewnętrzne (zapamiętać na na następny raz - nie przechodzić za blisko kolumn!).
Po pobraniu trzech porcji substancji znieczulającej (pakowanej w półlitrowe puszki, dostępne przy barze), ruszyłem na obchód. Mimo leczenia przy barze, nadal nie umiałem tańczyć przy technomuzyce, a znieczulenie w nadmiarze szkodzi, wiec wolałem nie ryzykować.
Z gracją opieram się o barierkę, lans na całego. Zauważam całkiem fajną dziewczynę. Przez 20 minut zbieram się, żeby do niej podbić. Ona cierpliwie czeka, co jakiś czas wymieniając ze mną spojrzenia.
W końcu przychodzi pani Odwaga, kopie mnie w tyłek i zmusza do ruszenia się z miejsca. Wiec idę, mijam po drodze utrudnienia (czytaj: koleżanki ofiary) i zagaduję.
O czym rozmawialiśmy? Nie jestem pewien. I to nie dlatego, że znieczulacz na mnie źle zadziałał. Po prostu łupanie było tak głośnie, że nie zrozumiałem nawet jak dziewczyna ma na imię, a 4 razy głupio mi było pytać. Zadałem jej kilka pytań, kiedy odpowiadała kiwałem głową, albo patrzyłem na nią udając, że wiem o co chodzi. Ale widać nie zorientowała się, bo nawijała sporo i co ważniejsze dała mi numer telefonu, coś chyba nawet było mówione o kolejnym spotkaniu.
Więc jednak sukces, wbrew moim wcześniejszym oczekiwaniom, można nawiązać znajomość z dziewczyną na dyskotece.
Po dłuższej "rozmowie" rozstaliśmy się. Jej koleżanki chciały bardzo do domuuuu, bo były zmęęęczone... Po rozstaniu ruszyłem dalej, udało mi się wyciągnąć jeszcze jeden numer od kolejnej dziewczyny. W sumie historia z nią była taka sama jak z poprzednią. Zobaczymy.
W międzyczasie, kiedy nie byłem zajęty oczarowywaniem płci pięknej, obserwowałem. Widziałem kolesi, którzy przyszli na imprezę w sandałach, do których mieli ubrane białe skarpetki (bo fajnie świecą w ultrafiolecie?), zaciągnięte niemal do kolan. Idiotów, którzy po przyjęciu zbyt dużej dawki znieczulacza, myśleli, że są królami parkietu i obślinieni wywracali się na środku sali. Widziałem dziewczyny, które puder zamawiają chyba w wiaderkach, a paznokcie malują po łokcie. Wiele z nich przypominało jakąś marną krzyżówkę Pam Anderson i Dody.
Muzyka, o której już kilka razy wspominałem, była żałosna, poza jednym kawałkiem - jakimś remiksem z muzyką Jefferson Airplane.
http://www.youtube.com/watch?v=YIkoSPqjaU4
Całość stwarzała dosyć nieciekawe wrażenie. Ta dyskoteka nie wyglądała na miejsce, do którego przychodzą ludzie mający coś w głowach.
Jednym słowem - wiocha. I to straszna. Ale mam nadzieje, że w takim miejscu można spotkać kogoś normalnego, bo mam zamiar wykonać za niedługo parę telefonów
Dobranoc.
I ostatnie słowo: przepraszam za jeszcze gorszą niż zwykle interpunkcję jest późno ja jestem niewyspany i przez to najchętniej stawiałbym przecinki co dwa słowa albo w ogóle bym ich nie używał. Tak jak teraz.
11 komentarzy
Rekomendowane komentarze