Kane and Lynch 2 ? wrażenia z dema
Znany, kontrowersyjny i lubiany (?) duet powraca. Tym razem sieje zniszczenie w Shanghaju. Udostępniona na Steamie wersja demonstracyjna pozwala zweryfikować szumne zapowiedzi tej strzelaniny TPP i pobawić się w trybie single, jak i multi. Co z tego wyszło?
Pierwsze uruchomienie gry - po przesadnie długim wczytywaniu etapu ? i od razu znajdujemy się pod gradem kul. Demolka restauracji, oddziały antyterrorystyczne, fruwające odłamki drewna i szkła, świszczące na uchem kule, krzyczący do nas Kane, kompan twojego awatara. Wcielając się w Lyncha, psychopatycznego osobnika, musimy wydostać się z tego piekła. Będzie to trudne tym bardziej, ponieważ jak zauroczeni wpatrujemy się w to, co widzimy na ekranie. Stylizacja jest kapitalna! Oprawa graficzna tej gry, niby film dokumentalny kręcony amatorską kamerą, powoduje opad szczęki. Absolutnie fantastyczna gra świateł, mnogość detali i wreszcie filtry nałożone na całość. Te ostatnie dodają tak niesamowitego i sugestywnego klimatu, że wrażenie przebywania w tym mieście jest niemalże całkowite. Czasem rozmazuje się obraz (zdaje się, że biegnący za nami kamerzysta ma słabą kondycję , widać piksele wynikające z agresywnej pracy naszego operatora bądź z wadliwości jego sprzętu (świetny efekt!), a do tego kłują nas w oczy oślepiające neony. Przemierzając brudne ulice chińskiej metropolii nie będziemy bynajmniej sami. Prócz towarzyszącego nam partnera, pod lufę napatoczą nam się miejscowe władze i cywile. Słysząc strzały, mieszkańcy zaczną uciekać w panice, chować się do samochodów czy autobusów czy klękać i błagać o litość byśmy ich oszczędzili. Nie musimy jednak tego robić, gra niczego nie nakazuje ? za to brutalny mord ocenzuruje nam kamera w odpowiednim miejscu nakładając piksele. Do tego ktoś grzebie w śmieciach, ktoś sprzedaje na obskurnym stoisku jakieś dymiące potrawy. Realizm otoczenia budzi podziw. Inna rzecz, gdy pozbędziemy się tych wszystkich graficznych wodotrysków. Wówczas otrzymamy produkcję, która pod względem graficznym trzyma poziom poprzedniczki. Czyli, na chwilę obecną, dno plus metr mułu. Mając jednak pomysł oraz umiejętnie wcielając go w życie, można otrzymać graficzną perełkę, która dodatkowo ma niewielkie wymagania sprzętowe, o czym przekonujemy się uruchamiając najnowsze przygody Kane?a i Lynch?a. A dźwięk? Ten element także został pieczołowicie dopracowany. Soczyste i momentami zabawne dialogi, do tego odgłosy wielkomiejskiej dżungli, głośne wystrzały, opadające łuski od nabojów, łamane drewno (mimowolnie kulisz się przed monitorem by nie oberwać drzazgą), rozbijane szkło. Warstwa dźwiękowa bez dwóch zdań zasługuje na uznanie.
http://www.youtube.com/watch?v=1hvXw1axdHM
Jednakże jest kilka rys na tym szkle. Po pierwsze sztuczna inteligencja. Niekiedy nasi przeciwnicy to tępaki, blokujące się na pierwszym lepszym kartonie lub biegnący nam prosto pod lufę, najwidoczniej licząc, że się zlitujemy, podkulimy ogon i potulnie oddamy broń. Wadą tego dema jest również to, że jest tu sporo bugów związanych z wykrywaniem kolizji, blokowaniem się naszego bohatera o różnorakie przeszkody. W porównaniu z tymi uchybieniami, nawet skrajna liniowość aż tak nie kłuje w oczy. Najbardziej widać to niestety w multi, gdzie jak nigdzie indziej wymagana jest precyzja i płynność. Tutaj tego brakuje, a czasem dochodzi jeszcze problem z połączeniem, a później w trakcie rozgrywki, z kodem sieciowym, który zbyt stabilny nie jest. Załóżmy jednak, że zwalę to na karb mojego niezbyt szybkiego (czy może, jak na obecne standardy, koszmarnie wolnego) łącza internetowego o niebotycznej szybkości 512kb/s.
Można mieć nadzieję, po dogłębnym ograniu dema najnowszej produkcji Io Interactive, czyli ekipy od Hitmana, że pełna wersja nie będzie cierpiała na choroby wieku dziecięcego, bo póki co szykuje się hit. Nie tylko wakacji, ale i roku. Ale uwaga, tylko dla ludzi, którzy lubią brutalne, mroczne produkcje i wychowali się na kinie sensacyjnym z lat 80. i 90., by wspomnieć tu choćby ?Czarny Deszcz? Ridleya Scotta, ?Wściekłe Psy? Quentina Tarantino czy ?Człowieka z blizną? Briana de Palmy. Byle do premiery!
3 komentarze
Rekomendowane komentarze