Skok w kosmos, czyli wpis o pewnym odważnym człowieku
Do popełnienia tego wpisu skłonił mnie
Joseph William Kittinger II (ur. 17.07.1929)- amerykański pilot wojskowy i baloniarz (jakkolwiek by to nie brzmiało ). Może się wydawać, że jest to człowiek jakich wiele. Niestety, nie tym razem. Jego dokonania mogą przyprawić niejednego dżampera o zawrót głowy. Warto nadmienić też, że jest on pierwszym człowiekiem, który przeleciał balonem nad Oceanem Atlantyckim. Ja jednak nie o tym, o a innym jego osiągnięciu. 16.11.1959 roku, na dwa lata przed Gagarinem, wzleciał sobie 23 km nad Ziemię i skoczył. Ot, tak jak my skaczemy z 2 ostatnich schodków. Zobaczcie, co widział pod sobą w trakcie lotu:
Żuchwa na swoim miejscu? Jeśli tak, możecie czytać dalej. Przypominam, nie używał żadnych cudów techniki, ówczesne urządzenia nawaliły, a on był sam, bez szans na wezwanie pomocy. Prędkość, jaką wówczas osiągnął, wyniosła 800 km/h. W czasie lotu stracił przytomność, na szczęście spadochron otworzył się samoczynnie i uratował Josephowi życie. 3 tygodnie później powtórzył ten wyczyn bez żadnych problemów.
W 1960 roku, USA miało już kończyć program, którego częścią były te dwa skoki. Kittingerowi dano ostatnią szansę. 16.08.1960 roku pobił swój rekord. Na wysokości 31 395 metrów Joe opuścił gondolę. Miał pod sobą niemalże całą atmosferę, widział granicę błękitu nieba i czerni kosmosu. Lot przebiegłby spokojnie, gdyby nie prawa rękawica. Na 12 000 metrów okazało się, że nie utrzymuje ciśnienia. Ręka śmiałka puchła i puchła, by w końcu osiągnąć 2-krotnie większy rozmiar. Na szczęście ponad 13-minutowy lot zakończył się szczęśliwie i człowiek pędzący niemal 1000 km/h wylądował.
Ten skok był jego ostatnim. Potem służył w Wietnamie, gdzie dostał się do niewoli na 11 miesięcy. Teraz żyje w USA i aktywnie udziela się w życiu społeczności lotniczej.
Czy zdobył zasłużoną sławę? Nie. Przynajmniej doczekał się jednego wpisu na moim blogu. Zawsze coś
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze