Skocz do zawartości
  • wpisy
    86
  • komentarzy
    185
  • wyświetleń
    28758

Borderlands: The Zombie Island of Dr. Ned - pierwsza recezja w polskim Internecie


LordTyrranoos

140 wyświetleń

Kilkanaście godzin wypchanych po brzegi akcją na najwyższym poziomie to widocznie za mało dla żądnego dalszych sukcesów (i pieniędzy) studia Gearbox Software. Borderlands: The Zombie Island of Dr. Ned otwiera serię płatnych dodatków, przeznaczonych jak na razie do dystrybucji cyfrowej, wydanych przez twórców recenzowanego przeze mnie ostatnio tytułu. Mogę stwierdzić, że pierwsze DLC zapewnia dodatkowych kilkaset minut w nieco odmiennych klimatach, niźli podstawka.

thezombieislandofdrned.jpg

Gnijący świat

The Zombie Island of Dr. Ned to naturalnie reprezentant tego samego gatunku, co pierwowzór. Mamy tu zatem do czynienia ze stuprocentowym shooterem, widzianym z perspektywy pierwszej osoby. Tym razem jednak pominę wszelkiej maści niuanse na temat rozwoju postaci czy wyboru klasy, bowiem do uruchomienia dodatku należy być zaopatrzonym w podstawową wersję Borderlands. Kontynuujemy tu rozgrywkę naszym bohaterem, którym mogliśmy po raz pierwszy zetknąć się z nieprzyjaznym otoczeniem Pandory. Co zaś tyczy się fabuły, podobnie jak wcześniej, także i w tym przypadku stanowi ona jedynie średnio przystępnie przedstawiony motyw eksterminacji wszystkiego, co prze w kierunku gracza.

Po odpaleniu dodatku udajemy się do niewielkiego miasteczka Jakobs Cove, położonego gdzieś na bagnach. Tutaj dowiadujemy się, że lekko nieogarnięty tytułowy doktorek spowodował przemienienie się wszystkich pracowników korporacji Jakobs w... śmierdzące, powolne, zgniłe zombiaki. Główny quest polega naturalnie na wyjaśnieniu i opanowaniu całej tej chorej sytuacji, zaś pozostałych kilkanaście zadań zapewni nam około pięciu godzin dość intensywnego strzelania.

borderlandszombieisland3688325.j.jpg

A co nowego przygotowali dla nas twórcy? Przede wszystkim zdecydowanie odmienną stylistykę wykonania. Świat ?Wyspy Nieumarłych? różni się znacznie od tego, co mogliśmy doświadczyć wcześniej. Mamy do czynienia z mrocznymi, nierzadko przyprawiającymi o dreszczyk miejscówkami i ciemnymi kolorami wszystkiego, co znajduje się wokół. Oczywiście zamiarem autorów nie było straszyć, a wprowadzić w klimat. Muszę przyznać, udało się to wspaniale. Od niemalże samego początku mamy wrażenie, jakbyśmy brali udział w wielkim ?party? z okazji Halloween. Ogromne, wszechwiedzące, szyderczo śmiejące się w stronę gracza dynie, różnorako przyozdobieni i wyposażeni przeciwnicy, nawiązania do popkultury i puszczanie oka do zagrywających się uprzednio w podstawkę (TK Baha!) zdecydowanie umilają te kilka godzin spędzonych z grą. Lokacje zaś to już nie te same, pełne życia miasta czy rojące się od wszelkiej maści pasożytów pustkowia. Przez całość trwania rozgrywki towarzyszyć nam będą, niezależnie od miejsca, jedynie żądni krwi i móóózgóóów nieumarli, naturalnie w kilkunastu odmianach. Spotkamy zatem na swojej drodze zarówno zwykłe, powolne, niczym nie wyróżniające się kupy zgnilizny, jak również te szybkie, plujące kwasem, czołgające się na ziemi, posiadające zbiorniki z łatwopalną substancją na swoich plecach (Tankensteiny) i wiele, wiele innych. Na nudę nie można narzekać, bowiem praktycznie co minutę atakuje nas kolejna fala zombiaków. Najczęściej pojawiają się autentycznie znikąd (czyt. ? wyłaniają się spod ziemi), co niektórych wrażliwców może niekiedy zaskoczyć nagłym jękiem własnej postaci. Twórcy udostępnili ponoć także nowe rodzaje zabawek, ale przez większość czasu grałem z tymi samymi giwerami, które zdobyłem już podczas pierwszej podróży na Pandorę, więc do tych zapewnień trudno mi jest się ustosunkować.

screen06.jpg

Pochwalić muszę grafików. Moim zdaniem dopiero teraz Borderlands prezentuje pełnię swojego kunsztu technicznego. Prawda jest taka, że ciemniejsza oprawa służy tej produkcji. Co więcej, odczułem wyraźną poprawę optymalizacji ? mogłem bez większych kompleksów zwiększyć rozdzielczość w stosunku do podstawki przy jednoczesnym zachowaniu wysokiej szczegółowości grafiki i nadal wszystko działało bardzo przyjemnie.

Praktycznie jedyną wadą The Zombie Island of Dr. Ned jest jego cena. Osiem ?ojro? za 4-5 godzin dokładnie takiej samej rozgrywki, co w przypadku podstawki, to dla niektórych będzie zbyt wygórowana cena. Tym bardziej, że nic nie stoi na przeszkodzie, by kolejnego levelu nie osiągnąć w Borderlands. Sceptyków mogę zachęcić do kupna wychwalając pod niebiosa nową stylistykę i otoczkę gry, co w połączeniu z niezwykle sycącym i wciągającym (syndrom ?jeszcze jednej godzinki? pojawi się na 100%) modelem rozgrywki daje chyba wiadomy efekt. Można jeszcze czekać na ewentualne decyzje w sprawie wersji pudełkowej w naszym kraju, by zaznajomić się również z dwoma pozostałymi DLC: Mad Moxxi's Underdome Riot oraz The Secret Armory of General Knoxx. Tym niemniej, fani tytułu Gearbox Software powinni prędzej czy później wypróbować swych sił w pojedynku z chmarami niezaspokojonych zombiaków. Po prostu!

Zalety:

+ stylistyka

+ klimat

+ zawsze to kilka godzin więcej

+ ładniejsza

Wady:

- cena może nie zachęcać

- cztery godziny to jednak trochę mało

Ocena: 7/10

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach portalu SwiatGry.pl.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...