Po znieczulicy - kolejna cegiełka
Nadszedł wieczór. A wieczór to taki czas, gdy człowieka nachodzi najwięcej myśli, jest najbardziej podatny na wszelkie uczucia, rodzi się w nim najwięcej pomysłów. I wiecie co? Jak wszystko, ma to też złe strony.
Jestem zły. Zdenerwowany. Na siebie, na Was. Możecie pisać, że jestem podatny, czy coś, ale tak po prostu jest ? w momencie, gdy to piszę, jestem wściekły.
Czemu? Powinniśmy spytać samych siebie. Czemu oceniamy ludzi po wyglądzie? Czemu nie dajemy kolejnych szans? Czemu tak często nie zmieniamy swoich poglądów, jesteśmy tak uparci? Czemu potrafimy zatruwać życie innym dla własnej zabawy, uciechy? Czemu nie liczymy się z innymi? Czemu niektóre rzeczy zauważamy tak późno? Pytania można mnożyć i mnożyć, a nic z nich nie wyniknie. Jedynym dobrym rozwiązaniem będzie naprawianie przeszłości czynami teraźniejszymi, jakkolwiek by to głupio nie zabrzmiało. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi.
Tak, wpis ten nadal dotyczy sobotniej tragedii. Po tych kilku (od katastrofy minęły ledwo dwie i pół doby) dniach wiem jedno ? znieczulica mija. Kiedy?
Najpierw była statystyka ? zginęło tyle i tyle osób wliczając prezydenta. A potem pojawiła się lista.
I wtedy wszystkie te osoby, które wcześniej były tylko liczbą, odzyskały swe nazwiska i imiona ? a każda z nich jest osobną tragedią. Biskup Tadeusz Płoski jeszcze rok temu przyjmował mnie do bierzmowania, a, o ile mi dobrze wiadomo, jakieś dwa tygodnie temu kolejny rocznik. Jedna ze stewardess chodziła kiedyś do mojej szkoły. Każda z tych osób miała twarz, rodzinę, swoje problemy i niepewności.
Ale czemu jestem tak zły? Bo przeszliśmy z jednej skrajności w drugą. Jeszcze niedawno śmialiśmy się z prezydenta i jego żony ? wytykaliśmy drobny brak stylu, wyśmiewaliśmy wzrost i wadę wymowy, wszystkie malutkie potknięcia powiększaliśmy do gargantuicznych rozmiarów. A dziś? Wystawiamy na ołtarze i wychwalamy, jak to nie było nam z nimi dobrze. Prawda jest jednak taka, że nie było nam wcale z nimi dobrze. I to z błahego powodu.
Po prostu para prezydencka nie mieściła się między nasze wyznaczniki piękna. Łatwiej jest śmiać się z kogoś małego i grubego. Przypomnijcie sobie lata szkolne chociażby.
Dziś wszem i wobec pokazywana jest wielka miłość pary prezydenckiej i sylwetka Marii Kaczyńskiej. Jeszcze niedawno noszenie kanapek mężowi było powodem do śmiechu i powszechnego facepalmu, a dziś jest dowodem na wielką miłość żony do męża. Od skrajności w skrajność. Ale my, Polacy, chyba tak mamy, z tym na pewno się ze mną zgodzicie.
Dlatego jestem wściekły na media, że nie pokazywały pary prezydenckiej, polityków, nie przekazywały informacji w sposób bezstronny, idąc jedynie za tym, co się sprzeda (np. dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że Maria Kaczyńska znała kilka języków i studiowała ekonomię, no hej!, to powinienem wiedzieć już dawno!). Jestem wściekły na Was, bo to Wy ustalacie, co się sprzeda, a co nie. I jestem wściekły na siebie, bo uwierzyłem w to, co się sprzedaje i sam zacząłem uznawać to za powszechną prawdę.
I dlatego wniosek dla nas, dla całego polskiego narodu, powinien być taki, żebyśmy nie byli jednostronni. Żebyśmy patrzyli na wady i zalety, a nie tylko na wady. Żebyśmy zauważali piękno w tym, co wydaje nam się brzydkie i skazy w tym, co wydaje nam się idealne. I potrafili wyciągać z takiego patrzenia wnioski. I na tym zakończę. Pozdrawiam, pT.
4 komentarze
Rekomendowane komentarze