Rzuciłem studia i jest mi z tym dobrze!
Dzień dobry, drodzy czytelnicy. Minęło już bardzo wiele dni odkąd po raz ostatni napisałem o czymś niezwiązanym z cotygodniowymi konkursami lub nie bawiłem Was układaniem fotograficznych puzzli. Nadarzyła się jednak pewna dość szczególna okazja, by popełnić przynajmniej kilka zdań na ten temat. Otóż zaledwie dwa dni temu, a był to akurat czwartek, oficjalnie zrezygnowałem ze studiowania?
?i czuję się z tym fantastycznie!
Powodów takiego, jakże pozytywnego nastroju, który aż we mnie kipi jest kilka. Przede wszystkim podziękowałem uczelni, w której spędziłem prawie pięć ostatnich lat za dalszą współpracę ze świadomością, że moja rezygnacja dotyczy tylko jednego z trzech kierunków, które sobie wybrałem. Także w żaden sposób nie muszę się przejmować, że oto pozostanę bez wykształcenia, a co gorsza nie będę mógł postawić przed własnym nazwiskiem tych trzech magicznych literek, które pozwalają myśleć, że cały świat stoi przede mną otworem.
Myślenie to jest oczywiście naiwne i cechujące osoby strasznie krótkowzroczne, ale prawdopodobnie jest ono właściwe dla większości społeczeństwa.
Niestety przyszło nam żyć, choć lepszym określeniem takiego stanu rzeczy jest chyba słowo egzystować, w czasach kiedy to bardzo często nie umiejętności, faktyczny stan wiedzy, który przechowujemy w swoim głowach, a nawet nie sam człowiek jako osoba są ważne. Nie powiem nic odkrywczego, a świeżość moim poglądów w tej chwili przypomina swą wonią raczej zeszłoroczną mielonkę wystawioną na zbyt intensywny kontakt ze światłem słonecznym oraz towarzystwo martwej i poszatkowanej ryby zalanej jakimś zmyślnym specyfikiem zwanym potocznie sokiem ogórkowym. Dziś by ktokolwiek chciał nam w ogóle zaoferować ? tutaj upraszczam ? przyzwoitą i choćby trochę dobrze płatną pracę, wymaga się od nas posiadania odpowiedniego dokumentu. Oczywiście to kolejny ze stereotypów, który został przypieczętowany przez jakże prężnie rozwijający się ostatnimi czasy resort edukacji narodowej, niedługo bowiem przyjdzie nam najpewniej za wystawienie takiego ?papierka" odpowiednio zapłacić. Na szczęście nie doczekam już takich czasów. Za kilka miesięcy ? według planu podstawowego ? obronie dwie prace dyplomowe i zakończę edukację.
Drugim jakże dla mnie istotnym powodem mojej nieskrępowanej niczym radości w związku z ?rzuceniem? studiów jest fakt, że uniwersytet, w murach którego spędzałem bardzo często po kilka godzin dziennie, został pozbawiony niemałego przecież dofinansowania. To taka moja mała ?zemsta? za wszystkie nerwy, które straciłem w kontaktach z ?władzami? tego przybytku złej woli.
Najpewniej te moje nerwy leżą jeszcze teraz przed drzwiami dziekanatu i straszą przechodzących tamtędy studentów młodszych roczników. Pozwólcie, że przytoczę dwa moim zdaniem najciekawsze i najlepiej oddające moje doświadczenia z akademicką administracją przykłady.
Pierwszy z nich dotyczy sytuacji, gdy moja ładniejsza i na pewno bardziej cierpliwa (w końcu jakoś ze mną wytrzymuje) połówka, zapragnęła zmienić swój studencki status z żaka niestacjonarnego na stacjonarnego. Dla niezorientowanych są to nazwy, którymi dawniej nazywano studia zaoczne i dzienne. Jak myślicie, jak długo trzeba czekać na takie przeniesienie? Dwa tygodnie? Może miesiąc? Zaledwie dziewiętnaście tygodni, czyli blisko pięć miesięcy. W tym czasie spotkaliśmy się z odmowami bez podania przyczyny, zgubieniem dokumentów, wysłaniem dokumentów na całkowicie inny wydział oraz? Czy według Was można przez okres dwóch semestrów, a więc cały rok akademicki nie zaktualizować liczby studentów na danym kierunku? Można, dlaczego by nie! I właśnie z tego powodu, a konkretniej braku wolnych miejsc, nie przeniesiono wówczas mojej lubej.
Przykro nam, ale mamy komplet. Proszę spróbować następnym razem.
Pomijam fakt, że w momencie, gdy wpłynęło pierwsze z naszych licznych podań, liczba studentów była już pomniejszona o przynajmniej sześć osób, które same zrezygnowały. Także dotrzymywanie jakichkolwiek terminów pozwalających nam na odwołanie się od konkretnej decyzji było co najwyżej naszym niespełnionym marzeniem. Ot, takie swoiste ?blokowanie? całej sytuacji.
Inną, nie mniej ciekawą, a mógłbym się nawet pokusić o nazwanie jej spektakularną, była sytuacja jeszcze całkiem aktualna, bo związana z sesją egzaminacyjną. Póki co, jako student jestem zobowiązany do posiadania podczas wszelkich zaliczeń dwóch ? zdawałoby się już archaicznych ? dokumentów, czyli indeksu oraz karty egzaminacyjnej. Ale co zrobić, gdy taka karta, najczęściej jeszcze błędnie wydrukowana, spoczywa przywalona stertą takich samych źle wypełnionych druczków na biurku dziekana, a zaliczenia trwają w najlepsze? Wystarczy więc zebrać interesujące nas autografy kadry nauczycielskiej, by później, gdy karty już do nas trafią, wykonać dodatkową ?rundkę? po wszystkich wykładowcach. Bardzo często wiąże się to z odwiedzeniem wydziałów, o których słyszało się do tej pory tylko w miejskich legendach. By jednak nie dopuścić do takiej sytuacji, wraz z kolegą postanowiliśmy urządzić sobie krótki spacer od dziekanatu, gdzie skierowano nas do człowieka, który nie potrafił wcześniej podpisać kart egzaminacyjnych, a więc do samego dziekana. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że przedstawiciel uczelnianych władz właśnie zajmuje się naszymi dokumentami i że może to jeszcze jakiś czas potrwać. Akurat mieliśmy wówczas kolokwium, więc zdecydowaliśmy się wygodnie rozgościć i wprawiając tym samym w osłupienie panią sekretarkę zakomunikowaliśmy, że poczekamy aż dziekan wszystko podpisze i nigdzie się nam nie spieszy. Wybaczcie, ale czy tak powinno to wyglądać na uczelni, która szczyci się mianem uniwersytetu?
W tym miejscu chciałbym o jeszcze jednym z powodów mojej rezygnacji napisać. Uwierzycie jeśli Wam powiem, że po prostu nie spodobał mi się plan zajęć? Choć lepiej brzmi stwierdzenie, że uczyniłem to, ponieważ taką właśnie obietnicę złożyłem mojej ukochanej. Prawda, że ładniej? Więc może tej wersji się trzymajmy.
I to chyba wszystko o czym chciałem Wam napisać tym razem. Wspomnę jeszcze tylko, że najzabawniejszym akcentem wynikającym ze studiowania trzech kierunków jednocześnie były wyrazy twarzy wykładowców, gdy prosiłem o podpisanie mi pewnego świstka potrzebnego do uzyskania indywidualnej organizacji studiów. Sam kiedyś myślałem, że zaledwie dwa kierunki studiów to już nie lada wyczyn, ale udowodniłem innym, jak i sobie oczywiście, że można poradzić sobie nawet i z trzema, a i jeszcze czas na prowadzenie bloga się znajdzie.
Tym jakże pozytywny akcentem chciałbym zakończyć. Pozdrawiam!
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze