Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Sesja Siewca Wiatru

Polecane posty

Maeror:

Moja osobista irytacja nie tyle sięgała zenitu, co już dawno go przekroczyła. Mimo wszystko udawało mi się zachowywać spokój zewnętrzny? jako tako. Tego typu ?próby? się nie spodziewałem, mogłem mieć więc tylko nadzieję, iż jej sprostam. I nie potrwa to wiele dłużej.

Dorywam się do pierwszej, najbliższej butelczyny wina, jaką tylko przychodzi mi dostrzec i pochwycić. Jeśli tylko taką znajdę. Jakiś to sposób na polepszenie samopoczucia jest? przynajmniej chwilowo. Wraz z nią ruszam dalej przez barak w celu odnalezienia swego ?stanowiska?, gdzie przyjdzie mi pewnikiem zlec wraz z butelczyną. Lub bez niej. Nie mając zaś dalej zbytnio pomysłu na zagospodarowanie czasu wypełnionego tak czy inaczej oczekiwaniem zastanawiam się nad tym, co przed chwilą widziałem i słyszałem. Aż dziw brał, że w tak ?szlachetnym? miejscu jak Niebo znajdowało się miejsce dla kogoś takiego jak Daimon. Oczywiście, iż był aniołem, skoro potwierdził to Asmorod ? słowa samego Daimona nie należały w takim wypadku do? obiektywnych. Wystarczyło mi wszakże jedno spojrzenie ? ten gość wyglądał zdecydowanie bardziej ?demonicznie? niż co poniektórzy z nas. Czy może nawet bardziej od wszystkich?? Nie ? no bez przesady, to już się ocierało o herezję.

Deliberowanie z samym sobą w sumie i tak się o herezję ocierało ? tak skrajnej subiektywności nie można było się spodziewać po żadnym ?oponencie? w trakcie jakiejkolwiek dysputy przeprowadzonej w całym życiu. Jakimkolwiek.

Darowałem sobie ostatecznie dalsze rozmyślania w tym kierunku, koncentrując uwagę na poszukiwaniu jakiegoś? mniej obciążającego dla umysłu zajęcia. Może któryś z kompanów podzieliłby się czymś mocniejszym do picia? Może któryś zmierzyłby się w malutkim pojedynku? wszak trening czyni mistrza a my sobie na spadek formy pozwolić nie mogliśmy. Jak pozwoliłem sobie domniemywać.

Tak czy inaczej ? staram się jakoś wypełnić wolny czas. Zbyt wielkiego wyboru mi nie pozostawiono.

_____

Nie bez powodu tak sformułowałem zakończenie odpisiku, ale dla ogólnej jasności - jeśli MG sobie życzy, to w kolejnym odpisie może pokierować moją postacią nieco, aranżując jakąś grę w "trzy karty", krótką wymianę zdań, sparring czy coś w tym stylu. Nie mam absolutnie nic przeciwko. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Itarel

Drago twardo przeszedł w bok, po czym wykorzystał całą twoją siłę, i chwytając się za szyję, sprowadził cię na ziemię. Oszołomiony leżałeś, a Dargo kucając przy tobie, uśmiechnął się do ciebie.

- Wiesz, nie wiem dlaczego to robię. Dobra, zostaniesz Szeolitą, ale ostrzegam ? musisz szybko nadrobić poziom. Właściwie, to nie jeden. ? podniósł się i podał ci dłoń. Chwilę później, już stałeś z pozostałymi.

Czas leciał bardzo szybko. Oszołomiony, zapamiętałeś jedynie najważniejsze rzeczy z reszty dnia. Oliwkowy mundur. Pistolet Babilon. Karabin Cherub. Wisior z wizerunkiem smoczego oka do komunikacji oraz wyszukiwania barier i pułapek. Nóż. Miecz. W baraku spędziłeś następne parę dni. Treningi, nauki taktyki ? czas wypełniony miałeś aż po brzegi. Wiedziałeś już, że wasz oddział poleci z misją na Ziemię. Oczekiwałeś jak wszyscy pozostali dnia, gdy tam dotrzecie.

Leeah

Michał odwrócił się i spojrzał na was. Uśmiech na jego twarz, miał jakby powiedzieć ?tak myślałem, że to będą oni?.

Później wszystko poszło jakoś bardzo szybko. Dostaliście się do baraku Aniołów Miecza. Każdy z was dostał ?mundur? ? skórzaną czarną kurtkę, 4 czarne podkoszulki, skórzane czarne spodnie oraz czarne, skórzane buty, wysokie prawie pod kolana z milionami zapięć. Był to standardowy strój Aniołów Miecza. Następnie szkolenia, treningi. Nie marnowaliście czasu. Jako oficerowie Pana, musieliście być tego godni. Po odbyciu treningu, dostaliście tak zwane Ogniste Miecze. Ich potęga leżała w sile ciosu. Im mocniejszy, szybszy, tym miecz bardziej płonął prawdziwym ogniem. Nie były to zwykłe miecze. Każdy miał swój i tylko do niego należał.

Maeror

Chyba jako jedyni, spędzaliście najmniej czasu na treningu. Właściwie zajęliście się tylko taktyką. W końcu, w kogo jak w kogo, ale w wasze umiejętności walki nie można było wątpić. Udało się w końcu stworzyć z was prawdziwą ekipę. Poznaliście się, swoje umiejętności oraz zachowania. Wszyscy szanowaliście swe zdania, lecz potrafiliście także nie ukrywać dezaprobaty.

Wszyscy

Nadszedł ten dzień. Słońce oświetlało plan w Czwartym Niebie. Po środku stała mównica, przy której stali Michał, Gabriel, Lucyfer, Asmodeusz oraz Daimon. Czekali na odpowiednią chwilę. Na prawo od nich ustawili się nowi oficerowie; Anioły Miecza. Naprzeciw mównicy stały Kruki z Asmorodem na czele. Po lewej Szeolici z Drago Gamerinem. Wszyscy oczekiwali na dalszy rozwój wydarzeń. Na mównicę wszedł Gabriel. Spojrzał na każdy oddział osobno, każdemu się przyjrzał.

- Panowie, Anioły i Demony. Nadszedł ten dzień! To dziś, każdy z was, wyruszy na misję, od której zależeć będą losy nie tylko Królestwa, nie tylko Głębi, ale losy całego Świata. Musimy bronić nasze światy, naszych bliskich. Samych siebie oraz tych stojących obok nas. Dziś jesteśmy jednością! - Gabriel mówił z siłą w słowach. Starał się jak najbardziej pokazać powagę sytuacji.

_____________

Przyśpieszyłem nieco akcję. Macie teraz małe pole do popisu. Jednak sytuacja wygląda tak, że jak na razie stoicie i słuchacie. No chyba, że macie coś innego w planach, oprócz opuszczenia miejsca. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Itarel

Wreszcie, po tylu dniach mordu trafiłem tutaj. W życiu tak się nie namęczyłem, ale sądzę że warto było. Ten Gabriel wspominał coś o losach świata. Kiedy stałem w kolejce do rekrutacji nie myślałem że to przybierze aż tak wysoką wagę, wtedy myślałem tylko o tym czy mnie przyjmą. Teraz czuję że wcale się nie wyróżniam od innych Szeolitów. Postaram się ich nie zawieść. Nie mam pojęcia co nas spotka na Ziemi, ale razem z chłopakami damy radę sprostać każdemu. Słucham dalszej przemowy i wyczekuję na rozkazy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leeah

Powoli odczuwałem ogarniający mnie... smutek? A może lęk? W każdym razie czułem, że nie jestem godzien i to nie ja powinienem dowodzić resztą aniołów, ale oni mną. Czyż nie po to pozbawiłem się tożsamości, uczuć aby stać się jednym z wielu gotowym polec na polach walki szukając nowej ścieżki życia bądź po prostu przeznaczenia? Musiałem spróbować to zmienić.

Postanowiłem wyczuć stosownej chwili aby porozmawiać z Michałem albo innym Archaniołem i spróbować odwieść ich od tej decyzji.

- Wątpliwości trapią me serce. - jeżeli znajdę okazję w taki sposób rozpocznę rozmowę kłaniając się nisko w geście honorowym. - Nie jestem godzien aby rozporządzać życiem innych. Przybyłem tutaj aby odszukać zbawienia będąc jednym z wielu, nieznanym wojownikiem, który mógł by chwalebnie polec w walce bądź czynić dobro nie oczekując nic w zamian... Ja... nie mogę nimi dowodzić...

Dodałem cicho.

---

Czemu taka dziwna forma przypuszczają? Żeby nie decydować za MG ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror:

Odpowiednio uzbrojeni. Odpowiednio poinstruowani. Skierowani we właściwą stronę - już teraz można było śmiało nazwać nas "śmiercionośnym pociskiem", który nigdy nie chyba raz wyznaczonego celu. I zawsze realizuje zadanie. Przynajmniej tak o nas samych - czy raczej o Krukach jako takich - myślałem. Teraz byłem pośród nich, jako jeden z kilkunastu dosłownie demonów należałem do najbardziej elitarnej jednostki "z Piekła rodem". Interesowało mnie, ile realnych faktów mieściło się w opowieściach o tymże oddziale. Niebawem sam stanę się częścią tychże, a to zawsze całkiem nowa perspektywa pozwalająca na ocenę sprawy.

Czas "wolny", który przyszło nam spędzić w baraku, zleciał zdecydowanie przyjemniej, gdy już znalazłem tak właściwą butelkę jak i odpowiednie wyro. Ponoć to szczęśliwy czasu nie liczą, to ja choć szczęśliwym siebie bym nie nazwał, na czas uwagi nie zwracałem i nim się spostrzegłem zostaliśmy wezwani na coś w rodzaju odprawy, jak się okazało. W głowie nieco mi szumiało od alkoholu, ale nazwałbym to widmem zaledwie możliwego do osiągnięcia stanu... gdyby tylko wino od "świętoszków" zawierało więcej procent. Nie marudziłem wszakże - smakowało mi tak czy inaczej. Zawsze to jakiś pozytywny aspekt.

Jeszcze leżąc w baraku zacząłem wspominać dawne dzieje, lecz teraz nieco wytrącony z umysłowej równowagi stałem, dumny i wyprostowany, razem z mymi braćmi, czekają na rozwój wydarzeń i nie myśląc zbytnio o czymś wyjątkowym. Czułem wewnątrz, iż owe wspomnienia wrócą do mnie lada moment, ale na siłę przywoływać ich nie będę - w tej kwestii akurat mogłem zaczekać. Nawet wolałem - chociażby ze względu na to, że względne skupienie na słowach Gabriela czy ewentualnych innych "oratorów" nazwałbym cokolwiek wskazanym.

Słuchałem więc wszystkiego z największą możliwą uwagą, na jaką było mnie obecnie stać. Niebawem powinniśmy dostać konkretne przydziały, więc dopóki jest kogo i czego słuchać, dopóty to właśnie czynię, podążając za rozkazami i wykonując je, tak jak zapewne uczynią moi kruczy bracia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy

- Anioły Miecza, Szeolici, Kruki ? dziś to wy tworzycie człon naszej armii i potęgi. To was, Aniołów Miecza, słuchać będą Zastępy aniołów. Kruki, Szeolici. To wasze decyzje oraz działania będą miały odzwierciedlenie w przyszłości Ziemi. ? Gabriel cały czas kontynuował. Gestykulował rękami, nie raz wczuwał się tak bardzo, że jego oczy zaczynały płonąć zieloną poświatą. Zadanie było naprawdę ważne, lecz czy były słowa, które mogły to określić?

Po przemówieniu, wszyscy dostaliście rozkaz powrotu do baraków.

-----

Maeror

W trakcie przemówienia, jeden z demonów odwrócił się do tyłu z uśmiechem na ustach.

- Ej, jak myślicie, lata na Ziemię na chłopców? ? wyszczerzył kły. Paru zachichotało. Asmorod spojrzał jedynie na niego i delikatnie się uśmiechnął. Po przemówieniu, wszyscy dostaliście rozkaz powrotu do baraków. Jutro wielki dzień ? wylot na Ziemię. Do tego czasu mieliście chwilę dla siebie. Spokój był chyba teraz najbardziej potrzebny. Nie byłeś pewny czego możecie się spodziewać. Trzeba być przygotowanym na wszystko.

Leeah

Po wydaniu rozkazu przez Gabriela, by wszyscy rozeszli się do swoich baraków, zacząłeś od planowanej już wcześniej rozmowy z Michałem. Archanioł wysłuchał co masz do powiedzenia. Dotknął twojego ramienia i po delikatnym zamyśleniu, zaczął.

- Leeah, problem w tym, że musisz. Jesteś bardzo dobrym strategiem, nie raz to udowodniłeś. Do tego zależy ci na twoich ludziach. Może nawet o tym nie wiesz, ale tak jest. Nie raz przyglądałem się waszym treningom. Maska nadaje ci charakter neutralnego, bez uczuć. Nie uważasz, że bez niej byłoby ci łatwiej? Gdybyś odnalazł skupienie, spokój. Zacznij wierzyć w siebie. Ja w ciebie wierzę.

Itarel

Drago widział, jak stojące naprzeciw was Kruki z czegoś chichoczą.

- Tępe [beeep]. Trzeba walczyć, a im do śmiechu. Zaje***bym paru, to już by się tak nie śmiali. ? powiedział pod nosem. Właściwie, wszyscy to słyszeliście. Gamerin miał rację. Nawet w takiej sytuacji nie potrafili się zachować.

Po przemówieniu, Drago wziął cię na chwilę na bok.

- Jesteś pewny, że sobie poradzisz? Teraz właściwie już nie ma odwrotu, a treningi to treningi ? niezbyt równają się prawdziwej walce. Mamy właściwie jeszcze jeden dzień. Chcesz coś poćwiczyć, utrwalić? Chłopaki nie muszą o tym wiedzieć. ? uśmiechnął się delikatnie i położył ci rękę na ramieniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Nie trzeba. Trenowałem wiele dni. Przez ten czas zdążyłem przywyknąć do ciężkich warunków. Walka z żywym przeciwnikiem nie powinna stanowić problemu, nie raz widziałem jak jedni zabijali drugich. Na dodatek znam się już z chłopakami i wiem że nie zostawią mnie samego. Równi z nich goście. - milczę przez chwilę - Chciał bym teraz wypocząć, przede mną ważny dzień. - żegnam się poprzez skinięcie głowy i odchodzę w stronę baraków. Po drodze rozglądam się za jakąś wodą aby napoić swe suche gardło. Resztę dnia spędzam na obijaniu się.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leeah

Mimowolnie wydałem z siebie westchnięcie, w którym normalnie mogła by się wyrażać ulga i niepewność zarazem.

- Rozumiem. - odpowiedziałem po dłuższej chwili. - A maska... dopóki ciąży na mnie brzemię dawnych czynów będzie służyć jako przypomnienie dlaczego tutaj jestem i za co walczę a raczej... czego chcę zaznać, odnaleźć... - dodałem w zadumie. Ukłoniłem się w geście honorowym i na odchodne powiedziałem: - Wezmę zatem na swe barki odpowiedzialność za wszystkich oddanych mi podkomendnych i zrobię wszystko aby każdy z nich wyszedł ze wszelkich kłopotów cało. Dziękuję za słowa otuchy i pozwolę się teraz oddalić aby przygotować umysł oraz ciało na nadchodzące wydarzenia.

Jeżeli Michał nie będzie niczego chciał udam się do baraków a resztę czasu poświęcę rozmyślaniom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror:

Kolejny raz przyszło mi czekać. Ogółem istotnie miałem tego dość, aczkolwiek kiedy wspomnienia zaczęły wracać przestałem mieć żal do kogokolwiek o owe stany oczekiwania. Najwyraźniej ktoś wychodził z założenia, że pośpiech nie jest konieczny. Dopóki mogę, korzystam więc jak to możliwe z danego mi spokoju. Wróciwszy do baraku w ciszy rzuciłem się na swoje łóżko, rozpierając się najwygodniej, jak to tylko było możliwe. Wbite w sufit oczy znieruchomiały, z każdą chwilą widząc coraz mniej, a słuch przestał zwracać uwagę na dźwięki.

Minuta za minutą kroczyłem w stronę własnej przeszłości i obrazów zachowanych z tamtych lat. Nie wiedząc do końca czemu akurat jest tak, a nie inaczej, zawsze wracałem najchętniej do tego jednego, konkretnego dnia.

Do dnia, w którym narodziłem się taki, jaki byłem teraz.

_____

Chłopiec, podlotek nieledwie, nawet nie fatygował się z zapamiętywaniem nazwy wiochy, w której teraz byli. Znacznie bardziej interesowało go to, po co tutaj przybyli ? ładunek, jeden z wielu, jakie jego ojciec miał przechwycić od konkurencyjnej ?korporacji świadczącej usługi ogólnego zapotrzebowania?. Mały demon nie za bardzo wiedział, co to znaczy, ale brzmiało to tak przyjemnie, a taki zawsze był mocodawca taty ? spokojny, uprzejmy i obyty. Urodzony socjopata, jak powtarzał tata, gdy nikt nie słyszał. Nie tłumaczył co prawda pierworodnemu znaczenia wielu słów, ale nie krępował się takich używać, ucząc nie przez teorię, a poznawanie praktyki.

Tak mówił też. Cokolwiek to znaczyło, najwyraźniej przynosiło efekty. Wsparcie, jakie syn zapewniał rodzicowi podczas wielu operacji on sam oceniał jako bezcenne. Być może przesadzał ? to zawsze forma pochwały i motywacji ? ale chłopaczek mimo nikczemnego zdałoby się wieku widział już rzeczy, jakich niejeden żołnierze na polu bitwy nie doświadczył. Czasem nawet podobnych rzeczy był współtwórcą.

Znakomicie zakamuflowane stanowisko ogniowe na dachu jednego z wyższych budynków w całej tej podłej mieścince obserwowało bacznym spojrzeniem lunety karabinu snajperskiego okoliczne uliczki, z naciskiem na oddalony o siedemset metrów plac, gdzie na ?kontrahentów? oczekiwał już jednoosobowy komitet powitalny. Jako najemnicy od dawna nie mieli tak poważnego zadania, a chłopcu nigdy nie wychodziło ukrywanie emocji tak dobrze, jak jego ojcu. Cieszył się, że wreszcie coś ciekawego jest na rzeczy. Leżąc pod specjalną pałatką, szczelnie schowany, na zewnątrz wyściubiał tylko wyczulony na krew nos, który tym razem przybrał formę długiego na dziesięć centymetrów tłumika. Przeważnie prowadził osłonę ogniową, lecz rzadko do ręki wpadała mu broń tego kalibru ? zasadniczo znajdował się bliżej miejsca akcji, a w rękach miał karabin szturmowy czy wręcz zwykły pistolet. Gdzieś wewnątrz czuł, iż tym razem będzie inaczej, niż zwykle i to nie tylko ze względu na odgrywaną rolę.

Ten rodzaj niepokoju wcale go nie cieszył. Ani odrobinę.

? Dobrze mnie słyszysz, synu? ? niewielki amulet w postaci srebrzystego medalionu z niebieskim oczkiem wewnątrz, był niesamowicie przydatnym urządzeniem. Pozwalał posiadaczowi rozmawiać na dystans z drugą osobą będącą w posiadaniu takiego świecidełka. Dzieciak co prawda nie pojmował do końca zasady działania tegoż, ale zapewniono go, że na to przyjdzie jeszcze czas. Krótkie ?tak? na potwierdzenie wystarczyło. Dalej obaj oczekiwali w milczeniu. Pierwszym, który zobaczył, był rzecz jasna snajper.

? Kolumna pieszych, dziesięć potencjalnych celów ? zaczął formalnym tonem, jak został wyuczony. ? Front osłaniają dwa ciężkie rozpylacze i dwie strzelby, tył to czterech zbrojnych. Między obstawą pozostali dwaj, każdy ma torbę, miecz i pistolet. Przypuszczalnie któryś z nich ma ładunek. Brak zauważalnego wsparcia w polu widzenia.

? Zaatakuję z powietrza ? zabrzęczał po chwili amulet ? kiedy będą wchodzili na plac. Będę na budynku po lewej stronie drogi. Twojej lewej. Musimy najpierw pozbyć się strzelających, więc obserwuj dokładnie sytuację ? gdy skoczę z dachu, trafisz pierwszy rozpylacz. Gdy wyląduję i usunę demona ze strzelbą, wtedy trafisz drugiego skrzydlatego z karabinem. Dalej możesz mi trochę pomóc, ale powinienem sobie poradzić. I pamiętaj ? dodał na koniec ? strzelaj tak, by zabić.

Tak zamierzał zrobić. Napięcie narastało. Ojciec zniknął z placu jak widmo, by zająć umówioną pozycję i przygotować się do ataku. Banda demonów znajdowała się coraz bliżej i bliżej, a czas zwalniał jakby, by wspomóc jeszcze młodego łowcę głów. To jego dar, jak mawiał tata. Nieprzyzwoitością byłoby nie korzystać z niego? Mierzył odległość? pięć kroków ? niczego się nie spodziewają, zbrojni z tyłu rozmawiają. Cztery kroki ? słychać odległy, głośny śmiech nieznający skrępowania. Trzy kroki ? jeden z niosących torbę przeciąga się, jest znudzony. Dwa kroki ? idący na szpicy bystrzeją, bacznie obserwując cały plac. Krok ostatni ? postać na dachu rozwija skrzydła, rzucając cień na drogę, choć zaledwie trzy ofiary zwracają na to uwagę, spoglądając ku górze. Chłopak wstrzymuje powietrze, nieruchomiejąc całkowicie. Tamci odruchowo dobywają broni.

To już im nic nie da. Błysk oka w lunecie? nawet z takiej odległości widać przerażenie.

Najemny wojownik rzucił się z dachu głową w dół, z pewnością robiąc odpowiednie wrażenie na przeciwnikach znakomitym opanowaniem ? było nie było ? spadania. Zbliżając się do ziemi, demon z siłą trzepnął skrzydłami, wyrzucając nogi ku ubitej drodze. Nikt nie zwrócił uwagi na stojącego nieco na uboczu martwego już ?rozpylacza?, broczącego krwią z okrutnej rany w szyi. Uderzył o bruk tuż przed pierwszym posiadaczem strzelby, który nad wyraz szybko się opanował, podrzucając strzelbę do ramienia. Stracił rezon, gdy kątem oka zobaczył kompana, oderwanego od ziemi siłą trafienia pociskiem w głowę. Smuga krwi chlusnęła na ziemię. Szok zakończył się dla skrzydlatego ze strzelbą spotkaniem z czymś cokolwiek podobnym ? gdy tylko spadły z dachu uniósł głowę, zerwał się na równe nogi dobywając niesamowitego miecza i obrzyna w jednej chwili. Wymierzony pod brodę strzał, który mieli okazję zobaczyć wszyscy, dopełnił swą spektakularnością dzieła paniki, wyprowadzając z równowagi wszystkich walczących po niewłaściwej stronie. Kolejny ze strzelbą padł moment później, przebity mieczem. Zbrojni dobyli mieczy, choć w liczbie trzech ? czwarty zamarł z dłonią przy rękojeści, krztusząc się krwią napływającą do rozerwanych kulą płuc. Domniemani posłańcy starali się strzelać, lecz z całą pewnością niewiele mieli do czynienia z walką, skoro rozdygotane ręce nie pozwalały im złożyć się do choćby jednego celnego strzału. Jeden z nich otrzymał długi na tych kilkaset metrów pocałunek na dobranoc, drugi posmakował ostrza. Pozostała trójka nie podjęła wyzwania zbytnio, już po kilku chwilach ulegając przewadze znakomitego szermierza, jakim starszy z najemników niewątpliwie był. Walka ? o ile można coś takiego nazwać walką ? dobiegła końca tak szybko, jak się zaczęła. Mimo to coś nadal chłopakowi nie pasowało.

Zjawił się znikąd. Płaszcz szczelnie krył spodnie szaty, nie ukazując nawet butów, kaptur ukrywał zaś oblicze. Zbliżył się do ojca jak gdyby nigdy nic, widać, że rozmawiali. Chłopak żałował, że nie mógł usłyszeć choćby słowa, ale cały czas czuł, iż nie tak powinno się teraz dziać. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Tak po prostu nie miało być.

Okrutny śmiech rozerwał powietrze wkoło, a w dłoni nieznajomego pojawił się wyciągnięty spod płaszcza rewolwer wymierzony w pierś doświadczonego wojownika. Mały drgnął nieznacznie, gdy lodowaty dreszcz strachu zalał go całego.

? Strzelaj? ? głos szepnął poprzez amulet pełnym spokoju tonem.

I znowu ten śmiech, jeszcze głośniejszy, jeszcze bardziej okrutny.

? ?synu.

A gdy umilkł śmiech, powietrze zawibrowało hukiem wystrzału.

Dzieciak strzelił z karabinu. Wytłumionego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy

Nastał ten dzień. Spotkaliście się znów na placu. Różnica była jednak w tym, że w centrum placu stali Szeolici oraz Kruki. Przed nimi stał Daimon oraz Asmodeusz. Otoczeni oddziałami wojska, utrzymywali gapiów w odpowiedniej odległości. Przed każdym oddziałem, stał Anioł Miecza. Tym razem nie było żadnych wielkich przemówień, setki gestów. Staliście w ciszy. Kruki w swym oporządzeniu, srebrno-czarnych mundurach. Obok Szeolici, w oliwkowych mundurach. Doborowe oddziały specjalne Królestwa i Głębi. Znienawidzone przez siebie, teraz stali jak równi z równymi. Nie było czasu na złości. Losy Ziemi były w ich rękach i każdy zdawał sobie z tego sprawę. Przejście nastąpiło tak szybko, że większość aniołów, która ich obserwowała, a nawet część wojska, nie zauważyła tego. Delikatne mrugnięcie jasnego światła. Nic więcej. Nawet żadnego krzyku, niespotykanego dźwięku. Nic. Cisza. Anioły jeszcze chwile stały, lecz po chwili po prostu się rozeszli. W ciszy. Anioły Miecza wydały rozkaz i wojsko powróciło do baraków.

Leeah

Gdy dotarliście do baraku, zaczepił cię Azar.

- Co tam, widziałeś ich przejście? Niesamowite! Magia Królestwa naprawdę jest na wysokim poziomie. ? anioł był rzeczywiście bardzo podniecony magicznym wyczynem. ? Właściwie opowiesz mi w drodze. Michał po ciebie przysłał. Mamy jakieś spotkanie. Więcej nic nie wiem.

Itarel

Wszystko wydarzyło się tak szybko. Po chwili właściwie już leżałeś w jakimś pokoju. Wystrój był tutaj zupełnie inny niż u was. Wiedziałeś, że jest to hotelowy pokój, lecz nie wiedziałeś z kim dokładnie, mieliście się tutaj spotkać. W waszym pokoju, widziałeś jedynie Szeoli. Wszyscy byliście porozrzucani po pokoju. Oprócz Daimona. Stał razem z Asmodeuszem i kimś jeszcze, kogo nie znałeś. Wyglądał na człowieka.

Maeror

Leżałeś w pokoju. Wiedziałeś jedynie, że jest to pokój hotelowy i że macie się tutaj z kimś spotkać. Co dziwniejsze, nie było z wami ani Daimona ani Asmodeusza. Jedynie Kruki. Magia wywołała ból w twoim żołądku i już po chwili z twoich ust wyleciała spora ilość żółci. Kątem oka widziałeś, że nie tylko ty tak zareagowałeś. Asmorod stał po środku pokoju i widząc waszą reakcję, wyszczerzył kły w grymasie.

- Cholerna magia Królestwa. Zawsze po niej się tak reaguje. Dziwne, że jeszcze nic mi nie jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leeah

Pozwoliłem sobie na jeszcze chwilę zadumy po tym gdy pierwsze siły Nieba i Głębi zostały wysłane na Ziemię. A więc wszystko się zaczyna... tak jak dawniej na starożytnych polach bitew zbierały się wrogie sobie sztandary tak teraz wojownicy z Głębi i Nieba zbierają siły, żeby powstrzymać nowe zagrożenie. Nadchodzi czas starcia, wszyscy muszą być na niego gotowi a zwłaszcza ja - anioł bez twarzy - który dysponuje nie tylko swoim życiem, ale dziesiątek innych. Za każdym razem gdy o tym myślałem słyszałem ciche dudnienie w swoim wnętrzu. Żadnych wrażeń, po prostu dudnienie jak regularne uderzanie młotem w gong.

- Powiedziałbym, że było przeprowadzone w godności. - odparłem zwyczajowym tonem. - W każdym razie... nie pozwólmy Michałowi czekać dłużej niż jest to konieczne. Ruszajmy zatem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekko podnoszę swoje ciało opierając je na łokciach - sądziłem że skutki teleportacji gorzej na mnie wpłyną, ale się myliłem. W sumie to nie wiem dlaczego narzekam na to że dotarłem tutaj w jednym kawałku. Innym chyba też nie zaszkodziło. - Podnoszę się na nogi. Oglądam się jeszcze raz sprawdzając czy wszystko jest ze mną okej. - no cóż, muszę się przyzwyczaić, pewnie jeszcze nie raz zdarzy mi się teleportować - Siadam sobie wygodnie i przyglądam się jak inni znoszą teleportację.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror:

Niezbyt szczęśliwy z tak "wylewnej" reakcji na niebiańską magię ze zniesmaczoną lekko miną staram się doprowadzić do jak największego, choć nadal cokolwiek względnego porządku. Gdy już sam mogę na siebie patrzeć... lub gdy już więcej zdziałać nie jestem zdolny, lustruję oczyma stan pozostałych, w milczeniu czekając na to, co powiedzą lub zrobią. Mam nadzieję, że dostaniemy jakieś konkretne rozkazy od naszego dowódcy - Daimon i Asmodeusz do niczego mi nie byli de facto potrzebni. Trochę faktycznie zdziwił mnie fakt, iż nie było z nami żadnego z nich... z mimowolnym naciskiem na Asmodeusza, ale cóż tam - najwyraźniej był jakiś ważny powód. Tak w każdym razie myślałem i wolałem w takim przeświadczeniu pozostać.

Nie dało się wszakże nie zauważyć, że jesteśmy już wszyscy na Ziemi, a ponoć czeka na nas misja ocalenia tego miejsca. O ile cała ta "zabawa" mnie intrygowała co najmniej, to w tej chwili skupiałem się na tym, gdzie skierujemy swoje pierwsze kroki. I - rzecz jasna - w jakim celu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror

Niektórzy z was także musieli doprowadzić się do porządku. Z lekko wybielonymi twarzami zajęliście miejsca na stojących w pokoju, skórzanych sofach. Asmorod, zarzuciwszy karabin na ramię, zaczął rozglądać się po pokoju. Gdy znalazł butelczynę whisky, otworzył się zębami wyciągając korek.

- Korzystajcie panowie, ziemskie alkohole działają na nas słabiej niż na ludzi. Ale mimo wszystko, robią je wyborne. ? mówiąc to, pociągnął spory łyk z butelki, po czym podał ją dalej. Można by stwierdzić, że kiedyś był na Ziemi.

Itarel

Drago podszedł do Asmodeusza, Daimona i człowieka. Był dość wysoki jak na człowieka. Wydawał się wręcz za wysoki, bo wzrostem sięgał Daimonowi i Asmodeuszowi. Był dość masywny, dłuższe blond włosy miał zaczesane do tyłu.

- Daimon z Drago i Szeolami powinni zająć się jedną częścią miasta, natomiast Asmodeusz z Krukami drugą. Mammon dobrze zajął się już zajmowaniem podziemia. Można by zniszczyć co większe punkty dowodzenia i ich dowódców. ? ziemianin jakby wydawał rozkazy. Czyż nie było to odrobinę niestosowne?

Leeah

Azar spojrzał na ciebie z delikatnym uśmiechem.

- W godności? ? zaśmiał się. ? Stary, to był odjazd. Magia zawsze mnie zadziwiała. Ale jednak nigdy nie chciało mi się jej uczyć. Ale rzeczywiście, idźmy już do Michała.

Wchodząc do baraku, w którym czekał na was Michał, spostrzegłeś jeszcze paru Aniołów Miecza, z nad których wyrastała wyższa sylwetka Michała.

- Ochoćcie panowie, musimy coś przedyskutować. Trzeba wysłać grupę zwiadowczą na tereny graniczne z Głębią. Dochodzą słuchy, że szpiedzy Głębi próbują się do nas przebić. Nie można na to pozwolić. Grupa miałaby składać się z dwóch Aniołów Miecza i dwudziestu pięciu żołnierzy. Ktoś się zgłasza na ochotnika?

__________

Do Veldrasha i thefiend?a. Wykonujcie bądź planujcie więcej ruchów. Chciałbym, żebyście to wy prowadzili swoje postacie, podejmowali decyzje itp. Ja będę mówił o skutkach bądź rozkazach, ale jeśli nie ma jasnego rozkazu, to wy wykonujecie ruchy. I prosiłbym jeszcze raz thefienda o nazwę postaci. Is it clear?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leeah

Entuzjazm Azara działał w pewien kojący sposób. Mimo tego, że przez ostatnie dni był w stanie dojrzeć moją cichą naturę zbytnio się tym nie przejmował... było to intrygujące. Po chwili skupiłem się na słowach Michała, który przedstawiał nam sytuację. Nie zapowiadała się dramatycznie, ale nie byłem zdziwiony, że postanowiliśmy zareagować. Kto wie w jakim kierunku rozwinęła by się sytuacja gdyby Głębia miała pełną dowolność w swych działaniach? Zerknąłem kątem oka po reszcie zgromadzonych. Nie zastanawiając się dłużej odezwałem się cichym, bezbarwnym głosem.

- Anioł Leeah jest gotów zmierzyć się z tym zadaniem. Naszym zadaniem będzie tylko powstrzymanie zwiadowców czy też bardziej ofensywne działania? - z trudem wymówiłem przedostatnie słowo powtarzając w myślach za każdym razem, że moje ostrze nie może zadać nikomu śmierci a tylko przekonać adwersarza o nieskuteczności jego działań. Tak aby się poddał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Itarel

Sytuacja wydaje się poważna, widocznie na tyle poważna co i dziwna. Człowiek wydający rozkazy dla nas. Dziwne. Chętnie chciał bym wiedzieć kim on takim jest. Nie będę im na razie przeszkadzał, poczekam aż Drago skończy z nimi gadać. Kieruje wzrok na Drago i próbuję mu przekazać bez słów, że mam do niego pytanie. Jednocześnie obserwuję człowieka który z nimi rozmawia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror:

Nie krępowałem się wcale, gdy sięgałem po butelkę. Krótki łyk wystarczył, by poczuć coś na kształt sympatii do ziemskich wirtuozów destylacji. Pociągnąłem raz jeszcze z gwinta, tym razem dłużej pozostawiając butelkę denkiem ku górze, nim puściłem trunek dalej po kamratach. Kiedy reszta delektowała się wyraźnie tym znakomitym smakiem, starałem się wsłuchać w dźwięki otoczenia? i nie usłyszałem nic. Lekko zaniepokojony, z ręką gotową po sięgnięcie do rękojeści miecza, ruszam na mały obchód ? przeszukuję wszystkie kąty mieszkania, w którym jesteśmy. Gdy skończę wewnątrz wychylam się za główne drzwi, by rzucić okiem na korytarz, który tam spodziewam się zastać. Kiedy już wszystko obadam i JEŚLI wszystko jest w porządku ? wówczas dopiero wracam do Asmoroda, by zapytać go, czy aby na pewno wszystko toczy się po naszej? czy raczej jego myśli. Skoro mieliśmy się z kimś spotkać o ustalonej godzinie, to można było chociaż zastosować jakieś środki ostrożności w ramach uprzedzenia ewentualnych ?niespodzianek?, które mogły być przyczyną lub wynikiem spóźnienia tego ?ktosia?.

? Chętnie wyjdę naprzeciw naszemu gościowi lub poszukam go. Za pozwoleniem ? dodaję na końcu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror

Asmorod spojrzał na ciebie z delikatnym uśmiechem. Odwrócił się i poprawiając Adramelecha, wskazał ci drzwi, które wcześniej przeoczyłeś. Mógłbyś bić się w pierś, mogliby zdzierać z ciebie pasy skóry ? wcześniej ich tam nie było!- Sprawdź tam. ? rzucił, otwierając butelkę Millera. Po drugiej stronie stali Asmodeusz, Daimon oraz Drago. Obok nich mogłeś ujrzeć człowieka. Było w nim jednak coś, co nie pasowało do ludzi. Ciężko ci jednak było teraz ocenić co. Obok nich, rozlokowani na kanapach, siedzieli Szeolici. U paru zauważyłeś grymas, który pojawił się wraz z twoim wejściem. Człowiek wychylił się zza Asmodeusza.- No k**wa nareszcie. Przeszukaliście najpierw cały hotel zanim tu trafiliście?! ? rzucił w twoją stronę. Zgniły Chłopiec jedynie delikatnie się uśmiechnął.

Itarel

Pojawiający się w pokoju Kruk, kompletnie cię zdezorientował. Drago jednak przed tym zauważył twoje skinienie. Podniósł delikatnie rękę w geście ?poczekaj?.- No k**wa nareszcie. Przeszukaliście najpierw cały hotel zanim tutaj trafiliście?! ? usłyszałeś po chwili z ust człowieka. Co dziwniejsze, jedynie Asmodeusz delikatnie się uśmiechnął. Skrzydlaci spojrzeli delikatnie po sobie bez większego wyrazu. Po wyrazach twarzy niektórych Szeolitów, widziałeś zdziwienie oraz nutkę złości.

Leeah

- Ciężko mi to ocenić. Wszystko zależy od tego, kogo moglibyście tam spotkać. Oddział musi być jednak przygotowany nawet na walkę. ? powiedział Michał. Twoim drugim towarzyszem ? co nawet cię nie zdziwiło ? okazał się Azar. Dostaliście oddział dwudziestu pięciu rycerzy, a po chwili, już jechaliście na koniach w stronę granicy. Ty z Azarem na czele, natomiast oddział za wami. Wyjechaliście główną bramą, po czym wjechaliście w tereny Limbo. Smutek, bieda. Postacie skrzydlatych mijały się tutaj z demonami. Większość od razu was dostrzegła ? wasze stroje były znane praktycznie całemu światu. Głównie przez postać Daimona Freya ? zanim stał się Abaddonem, Aniołem Śmierci, był Aniołem Miecza tak, jak teraz wy. Dotarliście na miejsce, które miało być waszym tymczasowym posterunkiem. Zapadał zmrok.- Panowie, rozpalcie ogniska. Warty po dwóch. Zmiany co 2 godziny. ? Rzucił Azar zsiadając z konia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leeah

Wszystko przebiegało sprawnie i szybko, odczuwałem lekkie zdziwienie patrząc jak bardzo zmieniła się moja sytuacja w przeciągu tych kilkunastu dni. Od zwykłego rekruta poprzez oficera w formacjach Aniołów Miecza a teraz wysłany na pierwszą misję, będąca naszym sprawdzianem umiejętności zarówno fizycznych jak i psychicznych. Nie mogłem tutaj zawieść ani w żadnym innym momencie swej wędrówki ku odkupieniu. W ciszy przyglądałem się jak oddział rozbija obóz i szykuje się na nadejście nocy a kto wie, może także przeciwników.

- Pozwolisz Azar, że będę doglądał jak radzą sobie nasi bracia i ewentualnie wspomagał ich w warcie... gdyby ktoś zechciał rzucić nam wyzwanie. - powiedziałem stoickim głosem. - Sugerowałbym też aby wszyscy spali maksymalnie blisko siebie na planie okręgu, dzięki temu niespodziewany atak nagle nie odetnie nam połowy sił. Gdy podniesie się alarm nasza formacja będzie gotowa w kilka sekund zamiast kilkunastu... chyba, że widzisz to inaczej Azar, w żadnym wypadku nie mam wyższej szarży niż ty.

Po odpowiedzi pozwoliłem sobie odrobinę głośniejszym głosem przemówić do rycerzy:

- Pamiętajcie z kim możemy mieć do czynienia. Zwiadowcy operują na sprycie, kamuflażu i operowaniu w cieniach. Wobec nich lepiej być aż nazbyt podejrzliwym aniżeli ignorować szelesty albo dziwne szmery. Mniej zaszkodzi nam nieprzespana noc od fałszywych alarmów niż przegapienie szansy na jeden prawdziwy i obudzenie się z nożami na gardłach. Bądźcie czujni bracia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Itarel

Rozmowa zaczynała mnie już powoli nudzić. Wstaję i przeciągam się. Powolnym krokiem wychodzę z pokoju na korytarz aby nieco rozprostować nogi. Na korytarzu jak mogłem się domyśleć nie było nic wartego mojej uwagi. Stanąłem w oknie aby w ogóle zobaczyć jak to wszystko wygląda. Po chwili jednak znowu zacząłem się zastanawiać co będziemy robić dalej. Całe szczęście że Kruki będą w innej części miasta niż my. Niezbyt ich lubię i nie prawię do nich zaufania. No cóż, taką robotę sobie wybrałem. Otwieram okno aby zaczerpnąć świeżego powietrza po czym wracam na swoje stanowisko siedzące w hotelowym pokoju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror:

- Tylko, że my was znaleźliśmy - nie opie****amy się jak co poniektórzy stojący nieopodal mnie, czekający jak na zbawienie chyba i komentujący rzekomą opieszałość Kruków... - wypaliłem szybciej, niż pomyślałem. Asmodeuszowi, Daimonowi, Asmorodowi... komukolwiek z aniołów czy demonów tak bym nie odparował. Ale kiedy takie wyrzuty padały z ust człowieka - cóż, kontra była natychmiastowa. Nim skończyłem jeszcze mówić spinam lekko mięśnie, intuicyjnie czując, że mogę spotkać się z bardziej... fizyczną odpowiedzią na ripostę. W razie czego powinienem zdążyć z unikiem i rozbrojeniem oponenta... ludzkiego, bowiem co do naszej "pozaziemskiej magnaterii" pewności nie mogłem mieć żadnej. Rzecz jasna wolałbym uniknąć utarczek tego rodzaju już na samym początku współpracy, ale w twarz pluć sobie nie pozwolę. Czekam więc na odpowiedź, próbując zachować gotowość na wszelkie możliwe reakcje. Jeśli zaś do niczego nie dojdzie, a pozostanie konsternacja, rzucam tylko:

- Stoimy tak dalej czy może wreszcie zaczniemy realnie działać?

Gdyby ktoś raczył wreszcie przedstawić jakikolwiek plan działania i potrzebni byliby jacyś ochotnicy do... czegokolwiek, co nazwać można wyzwaniem - zgłaszam się natychmiast.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror

- Człowiek. Przecież to jest zwykły człowiek. ? powtarzałeś sobie przez cały czas w myślach. Wisząc pod sufitem, trzymany za szyję, nie byłeś w stanie zrozumieć, kiedy człowiek zdążył się tak szybko poderwać i cię zaskoczyć. Miałeś teraz jego twarz praktycznie przed sobą. Jego oczy zmieniły kolor na krwisto czerwony. Nie odróżniałeś teraz żadnej części oka.

- Uważaj na słowa chłopczyku. Może jesteś Krukiem, ale masz przed sobą kogoś gorszego. ? wycedził przez zęby. Teraz dostrzegłeś kły, zamiast zwykłych zębów. Demon.

- Samael, natychmiast go puść! ? krzyknął Asmorod. Stał tuż za nim z Gniewem w dłoni. Sytuacja zaczęła się komplikować. Szeolici stali już z wymierzoną bronią w kierunku Asmoroda. Kruki, które usłyszały zamieszanie, wpadły do pokoju z Adramelechami w dłoni. Widząc, co się dzieje, od razu wymierzyły broń w Synów Gehenny.

- Dosyć! ? krzyknął Daimon. Głos wywołał falę, jak po wybuchu granatu. Szyby w oknach popękały, część Kruków i Szeolitów puściła broń, by zasłonić uszy. Pozostali, jakby odrzuceni w tył, opuścili jedynie głowy, starając się uchronić od fali. Samael cię puścił, a ty ogłuszony upadłeś na kolana.

Itarel

Wszystko działo się zadziwiająco szybko. Zanim się zorientowałeś, człowiek już trzymał Kruka za szyję. Wiszący pod sufitem, zaczął delikatnie wierzgać nogami.

- Uważaj na słowa chłopczyku. Może jesteś Krukiem, ale masz przed sobą kogoś gorszego. ? wycedził przez kły. Człowiek, okazał się demonem. Po chwili, pojawił się za nim następny Kruk, nie byłeś pewny, ale wyglądał na dowódcę. Wyciągnął pistolet i wymierzył w demona.

- Samael, natychmiast go puść! ? krzyknął Kruk z pistoletem. Część z was w tym momencie wstała i wymierzyła z Cherubów w Kruka. Nie czekając długo, także wstałeś z karabinem w ręku. Po chwili do pokoju wpadła pozostała część Kruków. Mierząc w was ze swojej broni, wystawiali kły, paru wydało syk, jakby zachęcali was do strzałów.

- Dosyć! ? krzyknął Daimon. Głos wywołał falę, jak po wybuchu granatu. Szyby w oknach popękały, część Kruków i Szeolitów puściła broń, by zasłonić uszy. Upadłeś na ziemię i zasłaniałeś uszy. Krzyk, tak potężny, wbił ci się w czaszkę. Nie czułeś teraz nic innego, jak przeraźliwy ból. Obraz zaczął ci się rozmywać. Udało ci się jedynie zauważyć, jak demon puszcza Kruka, a ten spadając, ląduje na kolanach.

Leeah

- Spokojnie Leeah. Poradzą sobie. Jesteśmy oficerami, jeśli przypadkowo któryś z nas padnie pierwszy, morale automatycznie spadną. Chłopaki sobie poradzą. Co do spania w okręgu, przyznam ci rację. To będzie dobra formacja. Słyszeliście chłopaki? ? Krzyknął Azar. Anielscy bracia przytaknęli. Gdy wspomniałeś o czujności, część z nich skinęła głowami, a paru odpowiedziała krótkim ?Tak jest!?. Zasiadłeś z Azarem przy ognisku. Ten, nie czekając długo, wyciągnął dwa kielichy oraz butelkę wina. Uśmiechnął się delikatnie i proponując ci, podniósł kielich delikatnie w górę.

- Spokojnie. To normalne, rozrobione z wodą wino. Od wody bardziej chce się pić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leeah

- Wino potrafi otępić i zmylić zmysły, bracie. - powiedziałem cicho Azarowi jednakże biorąc od niego kielich. Napiję się tylko aby choć częściowo ugasić pragnienie, nie miałbym jednak całkowicie oporów przed zwyczajną wodą, bardziej pasowała do ascetycznego trybu życia, nie była - tak jak w pewnym sensie wino - symbolem rozkoszy. Wpatrywałem się przez dłuższy moment w zawartość kielicha, kilkukrotnie powąchałem próbując wyczuć aromat. W końcu westchnąłem, odrobinę poluzowałem maskę, która miała tylko otwory na oczy, uważając jednak aby nie spadła i pociągnąłem niewielki łyk. - Zwłaszcza jeżeli nie wiadomo kiedy przestać...

Postanowiłem bardzo uważać z ilością wina. Nie chciałem znaleźć się w sytuacji kiedy przeciwnicy będą dwoili mi się w oczach a sam nie będę w stanie utrzymać miecza w dłoni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Itarel

Ból wykręcał mnie o 360 stopni. Chciałem aby się to skończyło, ale nawet nie mogłem wstać. Zasłanianie uszów nic nie dawało. Kiedy jednak cierpienie ustało, starałem pozbierać się do kupy. Z trudnością podniosłem się z podłogi. Czyli jednak się myliłem, ten człowiek tak naprawdę jest demonem. Teraz to wszystko wyjaśnia. Chyba już nie powinienem stać bezczynnie. W tłumie wyszukuję Drago i do niego podchodzę.

-Nie żebym bawił się w doradcę czy coś, ale sądzę że lepiej będzie jak najszybciej oddzielić Kruków od nas. - spoglądam na Daimona -Gdyby nie Daimon wszyscy leżelibyśmy trupem na ziemi..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maeror:

Cała sytuacja nabrała barw szybciej, niż śmiałbym przypuszczać w jakichkolwiek podejrzeniach. Niepozorny człowieczek okazał się być demonem i to najwyraźniej nie byle jakim. Nie zmienia to faktu, że potraktował mnie jak szmatę...

...a mną gęby nikt nie będzie sobie wycierał.

Swego rodzaju soniczna eksplozja, której "wyzwalaczem" był Daimon natychmiast "uspokoiła" całe towarzystwo. Samael puścił mnie ze swego stalowego uścisku, pozwalając mi upaść na ziemię. Gdy tylko moje kolana zderzają się z podłożem skupiam się na jak najszybszym odzyskaniu sił, uspokajając oddech i próbując zignorować dźwięk rozsadzający czaszkę. A gdy już nad tym wszystkim zapanuję...

Będąc jeszcze na klęczkach wyrywam z kabury Iskrownik, by wystrzeliwszy na równe nogi przystawić lufę do głowy (najchętniej pod brodę - jak przy egzekucji) tego pseudo-człowieka. Liczę, że element zaskoczenia i moja własna szybkość tym razem będą wystarczające. Nie zamierzam strzelić, ale tak po prostu zostawić sprawy tym bardziej. Rzucić na odchodne jakąś ripostę, gdyby się sztuczka udała... nie omieszkam.

_____

Do MG: jeśli się numer uda, to kwestię wypowiedzi pozostawiam w Twojej gestii, Mistrzu (pewnie się nie uda, ale kim byłbym, gdybym nie spróbował).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...