Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Black Shadow

Smocza sesja

Polecane posty

Panie i panowie Smoki i smoczyce, oczekiwana chwila nadeszła kiedy potężne istoty raz jeszcze zawładną niebem albo zatrzęsą światem... wróć, o ile Knight Martius to przewiduje :D W tym temacie toczą się dyskusje o samej sesji a tu sesyjny niezbędnik, który warto znać aby nie bolało ;] Miłej rozgrywki wszystkim ^_^
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Smocza sesja

Drakologia. Nauka o smokach i istotach im podobnych. Brzmi znajomo? Domyślam się, iż nie ? nie dziwię się. Niewielu zajmuje się tą dziedziną, a w Waszym świecie, jak przypuszczam, nikt. Dlaczego miałaby istnieć nauka zajmująca się czymś nieegzystującym? Lecz tutaj, w Celestii, Lorencji i Kalikście, niepotrzebne jest ze świecą szukać tych, którzy parają się wiedzą zaczerpniętą właśnie z drakologii.

Jak podaje owa nauka, w wyniku bezsensownej gonitwy istnień smoki omal same nie przeszły na zawsze do kart historii. Konkwistadorzy, wojna domowa. Tak, czasy świetności tej rasy minęły bezpowrotnie. Na ziemiach trzech kontynentów zostało nas około czterysta. Zgadza się, nas. Zatem nie widzę powodu, żeby dalej ukrywać się ze swą tożsamością.

Moje imię brzmi Shalsara. Jestem wieszczką, obserwatorem, podróżnikiem. Jako smoczyca należąca niegdyś do klanu Górskiej Burzy prowadzę bezustanną podróż po trzech kontynentach. Zachowuję przeszłość, obserwuję teraźniejszość, przewiduję przyszłość. Całą zdobytą wiedzę przekazuję Wam. Nie zamartwiajcie się, jeśli nie uwierzycie w mą opowieść. Być może to dla Was niezwykłe, lecz dla nas, smoków, wszystko to stanowi szarą codzienność. Widzieliśmy więcej, niż Wam się wydaje, wierzcie mi.

Na końcu mojej opowieści będziemy musieli odpowiedzieć na pytanie: czy historia smoczej rasy zatoczy koło? Dlatego byłabym rada, gdybyście wysłuchali jej do samego zakończenia. A nuż się nie zawiedziecie.

* * *

Rozdział I

Vesyr?khalak ? ?Nie ma to jak być smokiem? ? stwierdzenie to jest jak najbardziej zasadne, ale sam musisz przyznać, że życie wśród elfów z Celestii wiele Cię nauczyło. Życie w grupie, współpraca, wola przetrwania ? dla Ciebie jako smoka powinny być to cechy znane, wręcz wrodzone, ale dopiero żyjąc wśród długouchych, najlepiej zrozumiałeś, co to znaczy tak naprawdę. Mimo piękna tego życia jednak ukrywałeś się ze swoją prawdziwą tożsamością. Elfowie są pokojowo nastawieni do smoków, ale jak by zareagowali, gdyby nagle się dowiedzieli, że jesteś z innej rasy niż oni? W Twojej osadzie tylko jeden może być wyjątkiem?

Ów ewentualny ?wyjątek? ? Atela, jedyny czarodziej w osadzie ? pewnego dnia rano zwołuje spotkanie, na którym stawiają się wszyscy elfowie, w tym Ty. Pogoda sprzyja zebraniu ? pomijając wietrzyk niosący ze sobą lekki chłód, jest w Celestii naprawdę przyjemnie. Wszyscy siadacie na pokrytej niewielką rosą ziemi wokół małej polany otoczonej z czterech stron przez drzewa iglaste. Atela, urodziwy, choć już widocznie sędziwy elf o ciemnych oczach, posrebrzanych włosach i szczupłej, wysokiej sylwetce, występuje na środek. Rozejrzawszy się uprzednio po zebranych, zaczyna przemawiać:

- Drodzy bracia, drogie siostry. Jestem niezmiernie rad, iż raczyliście przybyć na to spotkanie i w tym celu porzuciliście na chwilę swoje codzienne obowiązki. Zanim wyruszymy na kolejne polowanie, jak to zwykliśmy robić zawsze rano, chciałbym, żebyście mnie wysłuchali. Ostatnio pytaliście mnie, czy nie dostrzegam jakichś zwiastunów zakończenia żywota naszej społeczności. Cóż, przyznam, iż prowadziłem niedawno badania w celu ich wykrycia. Na całe szczęście nasza pozycja jest niezagrożona. Wszelkie plemiona zdają się trzymać od nas z daleka, a ci, którym jednak uda się przedrzeć, szybko giną od naszych strzał. Nie będę jednak omawiał szczegółów, w jakiej pozycji stoi nasza osada, gdyż od tego mamy przywódcę. Pragnę jednak oznajmić, że mimo wszystko nie można być niczego pewnym. Skąd możemy wiedzieć, że zagrożenie nie przyjdzie nagle, ugodziwszy nas w czuły punkt? Że nie znikniemy z powierzchni Celestii z dnia na dzień?

Atela czerpie świeżego powietrza, po czym kontynuuje:

- I tu przejdę do sedna owego spotkania. Studiując księgi, dotarłem do pewnego artefaktu, przypominającego złoty, kulisty kryształ. Legenda głosi, że ten, kto go odnajdzie, posiądzie moc, dzięki której może ochronić swoich bliskich, ale też doprowadzić do zagłady świata. Nie wiadomo do końca, co jest tutaj prawdą, a co kłamstwem, ale jeśli uda się nam go zdobyć, będziemy mogli zapewnić naszej osadzie przetrwanie? To wszystko z mojej strony. Dalsze decyzje należą do naszego przywódcy. Zanim jednak się rozejdziecie, chciałbym, żeby jeden z was udał się ze mną w głąb lasu, tak żeby najzwyczajniej porozmawiać. Vesyrze, ciebie poproszę. Reszcie życzę owocnych łowów.

- Spotykamy się niedaleko mojej kwatery po polowaniu! ? krzyczy przywódca. Elfowie się rozchodzą.

Rilhatris ? Niedawno gościłaś w swoim legowisku kulawą jaszczurkę. Nie dociekałaś, skąd tu się wzięła, ale zainteresowałaś się jej obecnością. Co robiła, jak się zachowywała. Tak się jednak złożyło, że kilka dni później zmarła. Zgadza się, umarł gad. Choć taka jest kolej rzeczy, że wszelkie istoty w tym bądź innym momencie zejdą z tego świata, to jednak długowieczne smoki też to czeka. Ciebie też. Pomimo tego, że życie humanoidów czy zwierząt takich jak ta jaszczurka jest w porównaniu z Waszym tak kruche. Ale jednak czułaś pewną rozrywkę w obserwowaniu zwierzęcia w ostatnich dniach jego życia. W końcu przez ostatnie dziesiątki lat praktycznej bezczynności miałaś ku temu tak mało okazji?

Pewnego rana budzisz się w swoim leżu, rozdrażniona przez porykiwania pobratymców z Twojego klanu. Już od jakiegoś czasu zdarzają się niesnaski u smoków, wśród których przyszło Ci się obracać ? i to do tego stopnia, że przynajmniej raz musiałaś uciszać całe to towarzystwo. Obecna sytuacja daje Ci do zrozumienia, że nie poskutkowało.

- Pani? ? słyszysz głos smoka, który nagle wlatuje do Twojej komnaty. ? Nie śmiałbym przeszkadzać w śnie, jednakże ja i niektórzy z naszego klanu stoimy przed problemem.

Zeratsul, gad o nieco krótszym pysku niż przeciętny smok cienia oraz o nieco lepszej zdolności do latania, zawsze był jednym z tych spokojniejszych. Choć również przeświadczony o swoich umiejętnościach, dobrze zna swoje miejsce w szeregu. Zmuszasz się, żeby skoncentrować wzrok na Zeratsulu ? na znak, że słuchasz, co chce przekazać.

- Sark?hag rwie się do boju ? kontynuuje smok. ? Ja i nasi pobratymcy próbujemy go zmusić, żeby zaprzestał żądzy krwi na humanoidach, ale to nie skutkuje. Nie możemy sami rozwiązać tego problemu, więc zwracamy się do ciebie, o pani.

Sark?hag zawsze miał jakiś uraz do istot humanoidalnych w ogóle, nie tylko do ludzi. Nie wiadomo jednak, skąd tak naprawdę wynika jego porywczość.

- Sark?hag jeszcze znajduje się w naszych legowiskach ? mówi Zeratsul. ? Co rozkażesz?

Mateo ? Przez większość swojego życia wychowywałeś się w przeświadczeniu, że smoki są to nikczemne potwory, którym zależy tylko na niszczeniu dobytku ludzkiego i pożeraniu dziewic. Twoim powołaniem jako przyszłego rycerza, gardzącym niesprawiedliwością i miłującym wszelkie cnoty, jest wytępienie ich wszystkich. Masz zdolności, które pozwalają Ci na skuteczną walkę z tymi bestiami, ale dotychczas nie było Ci dane stanąć w szranki z przynajmniej jedną z nich. Raz, że niełatwo je znaleźć, a dwa ? rycerz Julian, u boku którego podróżujesz, na razie uznał, że masz za mało doświadczenia w swoim fachu. Chociaż wiele wskazuje na to, że ten stan wkrótce się odmieni?

Pewnego rana zajeżdżacie do zamieszkanego tylko przez ludzi miasta Tendal, znajdującego się na wschodzie Lorencji. Jesteście tutaj ze względu na posłannictwo tutejszego burmistrza, który słyszał, jaką sławą cieszy się rycerz Julian, i w związku z tym ma do niego pewną sprawę. Jeśli to będzie misja, to stanie się to również okazją dla Ciebie do wykazania się. Zanim jednak pojedziecie na miejsce, Julian decyduje się zatrzymać przy stajni.

- Burmistrz może jeszcze chwilę poczekać, ale nasze konie są zmęczone podróżą i potrzebują natychmiast odświeżenia ? oznajmił Ci. ? Pójdę z nimi do wodopoju. Ty, Mateo, możesz tymczasem przespacerować się po mieście, ale wróć tu niedługo.

Dajesz Julianowi swoją niewielką szkapę ? nie umiesz za bardzo jeździć konno, ale jednak wystarczająco, żeby utrzymać się na swojej kobyłce ? po czym on podprowadza oba wierzchowce do środka. Nie minęło wiele czasu, a już usłyszałeś kobiecy głos dochodzący z ulicy:

- RATUNKU! ZŁODZIEJ!!!

Dostrzegasz mężczyznę w czarnym płaszczu z założonym na głowę kapturem, biegnącego w stosunku do Ciebie w boczną uliczkę i trzymającego coś w rękach. Coś, czego nie umiesz zidentyfikować z odległości około dziesięciu metrów. Czy chcesz coś z tym zrobić?

Zs?Skayr ? Posucha ? w taki sposób można by nazwać ostatnio Twoją egzystencję w Kalikście. Okazuje się, że na tym kontynencie trudno tutaj o zdobycz w postaci człowieka lub kogoś z innej rasy. Jeszcze zostałeś na miejscu właściwie tylko dlatego, że jednak od czasu do czasu nawijają się pod Twoje zęby jacyś ignoranci, którzy albo nie mają pojęcia, że zapuszczają się blisko smoczej jamy, albo są wyjątkowo zdesperowani w poszukiwaniu własnego pożywienia.

Aktualnie siedzisz w swojej jaskini, obudziwszy się dopiero z drzemki, którą zaaranżowałeś sobie po porannym polowaniu. Niewiele jednak sobie uszczknąłeś ? zaledwie jednego człowieka. Ze stanu drobnego odrętwienia, które poczułeś po obudzeniu się, wyrywają Cię bardzo ciche odgłosy rozmowy dochodzące z zewnątrz. Wychodzisz z jamy, by się rozejrzeć. Kilkanaście metrów za skałą, za którą słyszysz głosy, dostrzegasz trójkę ludzi siedzących na kamienistej ziemi, ubranych jak inni, których spotykałeś nieraz na pustyni. Oni Cię nie zauważają, za to Ty możesz mniej więcej usłyszeć, o czym się tak uzewnętrzniają. Po krótkim czasie zaczynasz rozumieć, że oni omawiają jakiś plan. Jeden z nich trzyma coś większego w ręce ? mapę, pergamin lub cokolwiek podobnego. Robisz coś w tej sytuacji?

Ayn as Fiaren ? Ten dźwięk. Ten jeden dźwięk, powtarzany w Twojej głowie bez przerwy, wystarczy, żebyś pod wpływem furii poczuł żądzę zniszczenia. Jednakże mimo tego, że masz za złe ludziom i krasnoludom to, co Ci zgotowali, cierpliwie powstrzymujesz targane Tobą emocje. Zwykła zemsta jest przygotowywana powoli, acz sukcesywnie. Krwawa może poczekać ? przynajmniej tak długo, jak to tylko możliwe.

Znajdujesz się właśnie w swoim leżu pod postacią smoka. Jest rano ? promienie bladego słońca wlewają się do wnętrza Twojego legowiska. Wychodzisz na zewnątrz, żeby się odprężyć? Uroki poranka przerywa Ci jednak nagłe wydarzenie ? dostrzegasz niedaleko spadającego smoka błękitnego, jakby trochę mniejszego od Ciebie. Niedługo runie w ziemię ? wygląda, jakby stracił przytomność. Chcesz zareagować w jakiś sposób na tę sytuację?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vesyr'khalak

Jak zwykle podczas przemówień na zebraniach przywdziewałem a właściwie po prostu słuchałem - ponieważ nie pochwalałem czegoś co humanoidzi nazywali teatralnymi gestami jak dowiedziałem się z jednej z ich książek - z poważną a jednocześnie lekko zamyśloną miną. Przykładałem wielką wagę do wypowiadanych słów, nie ważne do kogo, bo owocna dyskusja wymagała chęci zrozumienia a nawet jeśli chodziło o polowanie nie mogłem sobie pozwolić na automatyczne przyjmowanie wieści i odbębnianie... - heh, kolejne dziwne, ludzkie, słowo - wynikających z tego obowiązków bez głębszego zastanowienia. Tak, wszystko musiało mieć sens. Szczególnie zabijanie. Owszem, polowanie było niezbędnym elementem życia elfów, ale nawet wiedząc, że najbardziej zdolny czarodziej nie może wyczarować jedzenia z powietrza potrzebowałem wiele czasu aby ukoić ukłucia sumienia podczas wykonywania płynnych ruchów elfim claymorem. Jednakże niech wszyscy bogowie mnie pokarają jeżeli kiedykolwiek zrobiłem skróciłem żywot czyjejś istoty choćby z odrobiną zadowolenia. A takie mogło się pojawić. Zawsze. Szczególnie kiedy coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że moje idealistyczne poglądy - nie bałem nazywać się rzeczy po imieniu - roztrzaskają się w proch w starciu z rzeczywistym światem. Pewnie dramatyzowałem, ale za każdym razem gdy czytałem księgi historyczne moje poczucie sprawiedliwości zdawało się konać...jak to możliwe? Dlaczego oni wszyscy tak bardzo kochali wojnę? Tak bardzo uwielbiali się zabijać? I dlaczego? Dla zysku, sławy...? Dla tych marnych, materialnych rzeczy? Owszem, ich życia, w porównaniu z naszymi, są znacznie krótsze i nie będą w stanie zobaczyć, dowiedzieć się nawet w połowie tego co my, ale czy nie znają innego sposobu aby utrwalić swoje imię w historii? Pewnego wieczoru przebywając w legowisku i studiując kolejny wielki tom historii spisany około 400 lat temu zastanawiałem się czy każda żywa istota na tym świecie, podświadomie, zupełnie bezwarunkowo, jest pchana przez ambicję? Przez ślepą ambicję, która pragnie przepchać się przez miliardy szarych śmiertelników, którzy ginęli w mrokach dziejów? Może nawet nie wiedzieli, że zależało im aby ich imiona zostały utrwalone w piśmie oraz pamięci potomnych. Jak słowo dają, wiem już wiele, ale rozmyślania...filozoficzne - tak nazywali to ludzie - zawsze uświadamiały mi gigantyczne wręcz braki.

Potrząsnąłem odrobinę głową wyrywają się z tego galopującego potoku myśli. Obok mnie przechodziła właśnie para z lekkim, odpowiednio skrywanym zaciekawieniem przyglądająca się mi. Uśmiechnąłem się łagodnie a porównaniu z posturą jaką posiadałem w elfim ciele była to kombinacja zawsze rozluźniająca atmosferę. Wiele się nauczyłem będąc z nimi przez te wszystkie lata i była to wiedza nie do przecenienia za co byłem im dozgonnie wdzięczny a jeśli zaszłaby taka potrzeba broniłbym ich do ostatniej kropli krwi. Byłem smokiem, ale stali się dla mnie drugą rodziną.

- Witaj, Vesyrze. - para przystanęła a ja wreszcie przypomniałem sobie ich imiona: Sidec oraz Aisii. No tak, widziałem ich już wcześniej... - Co zaprząta twój umysł o brzasku dnia?

- Słowa, słowa, słowa... - odparłem przyjaźnie lekko westchnąwszy. Sidec pokiwał głową ze zrozumieniem. W osadzie dałem się poznać z wielu stron m.in częstej mentalnej kontemplacji pozwalającej ustanowić harmonię w duszy. - Myślałem o wielu rzeczach. Od tych najmniejszych do największych. Myślałem o was, o osadzie a nawet o całym świecie. Ale... - uśmiechnąłem się szerzej. - Nie będą was, młodziki, zanudzał. - oboje nie mieli więcej niż pięćdziesiąt lat. - W końcu wstał kolejny pracowity dzień dla nas wszystkich. - chciałem powiedzieć "Dla wszego plemienia", ale powstrzymałem się. Nie, nie ważne jakby mi zaufali nie urodziłem się elfem...wszystko miało swoje granice. Dodałem, na odchodne, ciszej tonem troskliwego ojca. A przynajmniej na takim stylizowany. - Obowiązki wobec osady są ważne, ale nie zapominajcie także o sobie...Więzi jakie rodzą się między istotami są naprawdę wspaniałe. - rzuciłem radośnie oddalając się.

Tak, miałem wiele postaw...dla osady chciałem być godnym ogniwem zapewniającym jej przetrwanie, dla starych elfów stałym podparciem, na które można liczyć, dla młodych czymś w rodzaju mentora, który mógłby dzielić się doświadczeniem. Byłem myślicielem, wojownikiem, mentorem, ale byłem też... Elfem? Smokiem? Pewnie oboma. Teraz jednak zobaczę jak los będzie faworyzował jedno z tych, bo nie miałem wątpliwości, że słowa czarodzieja zwiastują zmiany, ale jakiej natury... to pozostawało we mgle przyszłości.

Kierując się wgłąb lasu, naturalnie nie zapomniawszy swojego oporządzenia, moje myśli zaczęły się kołatać wokół innego zagadnienia, ale zbyłem je szybko i zdecydowanie. Przez te wszystkie lata nie zrobiłem absolutnie nic aby nadwyrężyć ich zaufania a z każdym rokiem nabierałem większej pewności, że musi chociażby podejrzewać iż jestem smokiem, ale nic nie zrobił... elfowie nic nie zrobili, bo i po co? Im chęć życia w spokoju nie powinna być obca.

Ostatecznie, kilka chwil później, znaleźliśmy się sam na sam wśród kojącej ciszy mąconej jedynie przez lekkie powiewy wiatru.

- Bracie Atelu. - ukłoniłem się w geście szacunku czekając na to co czarodziej powie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ayn as Fiaren

Spadający smok? Niedaleko mego leża? Wygląda na nieprzytomnego, a mimo, iż śnieg jest miękki, może mieć kłopoty przy lądowaniu. Powinienem mu pomóc. Z drugiej strony to może być pułapka. Nie wiem, kto by znalazł moje leże, ale to jest możliwe. Złodzieje? Jeden odwraca moją uwagę, wspólnik kradnie co popadnie albo z zaskoczenia mnie atakuje. Możliwe. Nie, nie dostaną moich skarbów. Odwracam się i zaczynam wracać do groty.

Stój! Wariujesz od tej klątwy i tracisz trzeźwy osąd sytuacji, dając władzę tym smoczym cechom, które spowodowały naszą klęskę. Jeśli nie udaje, to potrzebna mu pomoc. Tak jak mi wtedy... Gdyby ktoś mi pomógł. Gdyby. Nie mogę go zostawić. Albo każdy, albo żaden. Zaryzykuję.

Zaczynam machać skrzydłami i kieruję się w kierunku pobratymca, starając się uchwycić jak najwięcej szczegółów okolicy. Oceniam odległość: nie zdążę!

- Blotunder Aiser!

Celuję tak, by pojawić się mniej więcej nad "błękitnym". Chwycę go wtedy za korpus wszystkimi kończynami i postaram się elegancko wylądować.

Postaram się, bo przy podwójnym ciężarze to może być trudne.

Ayn, ty wariacie.

_____

Zaznaczam, że używam błyskawicznego przemieszczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mateo

W końcu szansa na wykazanie mych umiejętności nadchodzi, gdyż burmistrz pewnej mieściny umiejętności nasze docenił i na misję pilną chce nas wysłać! Pierwej jednak Julian wyruszył z końmi do wodopoju. Dziwne to, normalnie ja bym się takimi rzeczami zajmował, ale skoro dał mi trochę czasu na pozwiedzanie miasta to nie będę dociekał źródła tej decyzji. Mieścina ta Tendal się zwie, i ledwo co dwa kroki od stajni postawiłem a już jakieś zamieszki: RATUNKU, ZŁODZIEJ!- krzyczy dziewica w oddali, a człowiek okryty w czerni niczym cień próbuje uciec z przedmiotem, jak wnioskuję, nie do niego należącym. Naturalnie w pościg się urwałem za nikczemnym typem, by zwrócić damie jej należny dobytek.

-STÓJ ŁOTRZE, ALBOWIEM TYŚ NIEGODNY CZEGOKOLWIEK POZBAWIŁEŚ TEJ DZIEWICY! - Wykrzyczałem biegnąc za nim, by zmusić go do zatrzymania. Pewno zignoruje to ostrzeżenie, jednak martwić się nie muszę, gdyż moje silne nogi przegonią tego łotra choćby miał nawet konno jechać! Pierwsze spotkanie z ludźmi tego miasta i już szansa na zrobienie dobrego wrażenia, och jakież szczęście mi dziś sprzyja!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gorący wiatr. Suche powietrze. Wyschnięta ziemia w każdym fragmencie mojego terytorium, które jest dalej niż pięć kroków* od źródła wody. Gdyby nie to, że co jakiś czas przychodzi tutaj jakieś smakowite jedzenie i bije woda z podziemnych źródeł, to już dawno zmieniłbym okolicę. Nie tylko ludzie, ale i ich zwierzęta są smakowite, a jak żadne z powyższych się nie trafi, to zawsze pragnienie zmusi wędrujące istoty do zawitania w moje strony. Okolica jest jednak tak jednorodna, że z nudów zacząłem imać różnych rzeczy na zabicie czasu.

- Niech wydarzy się cokolwiek?

- Jakieś smaczniejsze danie może?

- Takie, które będzie umiało dostarczyć mi uciechy przed skosztowaniem. ? udawanie, że każda z moich głów ma własny rozum, to jedna z tych rzeczy.

Rozmawianie ze sobą przeszło mi z minut w godziny i kiedy już znużenie osiągnęło swe apogeum, a sen zaczął być mi bliski niczym piach w leżu, na którym spoczywam w tej chwili, dosięgły mnie głosy, całkiem niedaleko stąd.

Głosy, znaczy się że coś zjawiło się dosyć blisko i do tej pory miało tyle szczęścia, że jego aromat nie dosięgnął mych nozdrzy. No cóż. Szczęście owych istot właśnie się skończyło. Wyszedłem powoli i skierowałem się ostrożnie do źródła głosu.

O radości. Trzy dania zawitały do mojego wodopoju. Nieświadome mojej obecności, pogrążyły się w rozmowie, gdy dziesięć kroków dalej ich wierzchowce grzecznie raczyły się moją wodą. Spojrzałem sobie po tej pięknej grupce i niemal oblizałem kły na myśl o mięsku, które zaraz spożyję. Pozostało mi tylko znaleźć sposób, jak najprzyjemniej zacząć ucztę. Tyle się wyczekałem od ostatniej ofiary, że taki momentalny atak byłby zwykłym marnotrawstwem dobrej okazji. Wtem mnie uderzyło. Genialna myśl. Już tak dawno nie polowałem na otwartym polu. Sprawdźmy, czy nie wyszedłem z wprawy.

Wyłoniwszy się z ukrycia, ruszyłem spokojnie w kierunku moich ulubionych smakołyków. Już same ich reakcje dostarczą mi dosyć ubawu.

- Witajcie w tym pięknym dniu ludzie. Co was sprowadza do mojego wodopoju? ? spytałem środkową głową, dwiema pozostałymi siląc się na grymas uśmiechu. Z tego, co pamiętam, niektórzy uznają go za całkiem zatrważający.

-----------------------------------------------

* - smok liczy wszystkie miary długości wedle siebie. Jeden krok to dla niego tyle samo, co dla nas półtora metra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od dawien dawna panuje przekonanie, zresztą prawdziwe, że nic nie interesuje naszej rasy bardziej niż złoto, drogocenne klejnoty i artefakty o wielkiej mocy. A nawet nie o wielkiej, wystarczy, że będą błyszczeć, i już wtedy mają swoje miejsce w leżu. Czy wszystko to wydajemy? Nie, tylko podziwiamy. Handel u smoków ma rację bytu tylko w kontaktach z rasami humanoidalnymi. Jednak również i tutaj zachowujemy rezerwę, o ile w ogóle się na to zgadzamy.

Przyznam, że sama nie jestem wyjątkiem. Kolekcjonowałam złoto i diamenty w ilościach, których większość ludzi nie może zarobić przez całe życie. Z innymi rasami nie będę się porównywać. Kiedy jednak wyruszyłam w podróż, musiałam porzucić to, co pieczołowicie zbierałam od młodości, i to był ból nie do zniesienia. Nie miałam jednak innego wyboru.

Czym innym jednak są złoto i potężne artefakty, a czym innym artefakty tak rzadkie, że zdążyły obrosnąć legendą. Najbardziej znany jest jeden, ponoć nigdy nieodnaleziony nawet przez smoki. Mawia się, iż jego moc może sprawić, że staną się rzeczy zgodne z wolą jego posiadacza. Dzięki niemu jest on zdolny do dzierżenia niesamowitej energii, zdobycia władzy nad światem, a nawet jego zniszczenia. Mógłby doprowadzić także do prawdziwych cudów ? w legendzie, która opowiada o tym artefakcie, podano wprost, iż jego posiadacz potrafiłby nawet przywrócić czasy świetności dawno zapomnianej lub wyniszczonej rasy. Czyli nas? Nas, dla których według podania ten przedmiot powinien mieć szczególną wartość.

Jakkolwiek ten enigmatyczny opis by nie brzmiał, każdy smok, który przeżył przynajmniej kilkaset lat, może Wam powiedzieć to samo: legendy zawsze są oparte na prawdzie.

* * *

Vesyr?khalak ? Kiedy oddaliliście się od innych wystarczająco, Atela przemawia do Ciebie:

- Drogi Vesyrze. Zakładam, że zainteresowała cię historia opowiedziana przeze mnie? Otóż chciałem ci podkreślić, że ten artefakt naprawdę istnieje. Nie chciałbym ci niczego narzucać, lecz moim zdaniem ty najbardziej powinieneś się zainteresować jego poszukiwaniami. Czuję bowiem w swoich kościach, że tobie byłby najbardziej potrzebny.

<miejsce na Twoją odpowiedź ? jeśli chcesz, możemy nawet odegrać dialog w komunikatorze>

Atela szczerzy zęby w uśmiechu.

- Zrobisz zresztą, co zdecydujesz. Powodzenia, przyjacielu.

Po tym, jak elfowie wracają z polowania, przywódca osady zwołuje spotkanie pod drzewem, na którym ma swoją kwaterę. Obowiązkowo stawiają się na nim wszyscy Twoi pobratymcy. Chcąc nie chcąc, Ty też się tam zjawiasz.

- Bracia i siostry elfickiego lasu celestiańskiego! ? zaczyna. ? Nadchodzi chwila, w której jeden z nas opuści Celestię i uda się do Lorencji w celu znalezienia owego artefaktu! Będzie przemierzał lasy, wspinał się po górach, pokonywał drogi, miasta i wszelkie przeciwności, będzie podążał za znakami, byle odnaleźć go i dostarczyć naszej osadzie! Zatem szukam ochotnika! Kto podejmie się tego zadania?

Zapada niezręczna cisza?

Ayn as Fiaren ? Udaje Ci się złapać smoka wszystkimi łapami. Okazuje się jednak, że nieco mniejszy nie znaczy o wiele lżejszy, przez co po pewnym czasie musisz wręcz wpijać się w niego szponami, żeby go nie upuścić. Powoli lądujesz na śniegu, akurat jedynym leżącym na ziemi w tej okolicy. Ku swojemu zaskoczeniu, na krótko przed wylądowaniem słyszysz cichy głos tego smoka:

- Tylko tak mocno mi się nie wpijaj z tymi pazurami, bo zrobisz mi krzywdę?

Puszczasz go tuż nad ziemią. Jaszczur próbuje wstać, co idzie mu ociężale, a Ty lądujesz spokojnie. Ubiegając Twoje ewentualne pytania, zaczyna przemawiać już bardziej tubalnym, ale jednak lekko piskliwym, ukazującym jego młody wiek głosem:

- Uch, jakież ja miałem szczęście, biały smoku, że akurat byłeś w pobliżu? Jak się nazywasz? Zresztą nieważne. Moja godność Volanis, znakomicie poznać! Naprawdę znakomicie, bo ponad chmurami zwalił mnie ze skrzydeł jakiś człowiek, co to w smoka umie się przemienić, wyobrażasz sobie? Gdyby nie ty, to bym zginął!

Volanis po krótkiej chwili dodaje spokojniej:

- Wiesz co? To kwestia czasu, zanim dojdzie do niego, że żyję, i będzie próbował mnie dopaść. Pewnie nadal jest niedaleko. Jeśli przegonisz go dla mnie, podzielę się z tobą informacją, która na pewno cię zainteresuje.

Spoglądasz w górę. Rzeczywiście widać w okolicach chmur czyjąś sylwetkę opadającą powoli w dół. Sylwetkę przypominającą smoka.

Mateo Anvilope ? Szybko dobiegasz do złodzieja. Nim dobywa sztyletu, chcąc Cię nim ugodzić, uderzasz go pięścią w żołądek. Cios jest tak mocny, że złoczyńca momentalnie łapie się za brzuch, wypluwając przy tym kilka kropel krwi. Korzystając z okazji, dobierasz się do błyskotki, którą trzyma w ręku, w wyniku czego zaczynacie się ze sobą siłować. Szybko jednak klejnot przechodzi do Twoich dłoni. Złodziej, próbując lustrować Cię przez chwilę wzrokiem, puszcza się do ucieczki. Niedaleko dostrzegasz biegnącą w jego stronę straż.

Masz teraz okazję, żeby przyjrzeć się klejnotowi ukradzionemu tamtej kobiecie. Jest to jakiś naszyjnik? ale nieprzeciętny. Złoty, pieczołowicie wykonany, przedstawiający sporą wartość ? przynajmniej na tyle, na ile pozwala Ci ocenić Twoja znajomość jubilerstwa. Na skorupie otaczającej klejnot wyryte zostało ?czarno-białe? malowidło, przypominające niewielką falę ognia prącą przed siebie.

- Och, jakże jestem panu wdzięczna! ? słyszysz nagle głos podchodzącej do Ciebie okradzionej kobiety. Niedaleko dostrzegasz również zbliżającego się Juliana. Wygląda na zdezorientowanego.

- Mateo?? Dobrze, chłopcze, dobrze ? słyszysz od niego, najwidoczniej już rozumiejącego, co się stało. ? A teraz zwróć pani jej naszyjnik i jedziemy do burmistrza. Idę po konie.

Rycerz zawraca do stajni. Obok siebie masz okazję podziwiać niewielką gawiedź, z okradzioną kobietą na czele. A ten naszyjnik z niejasnych dla Ciebie powodów nadal przykuwa Twoją uwagę i nie chce jej stracić?

Zs?Skayr ? Na Twój widok ten człowiek, co klęka pośrodku, wstaje jak wryty. Reszta najwidoczniej jest w tej chwili zbyt przerażona, by zrobić cokolwiek.

- Ornan, bierz mapę! ? wydaje polecenie ten pośrodku. ? Na wielbłądy i uciekamy stąd! Migiem!

Ten, co klęka po prawej, nerwowo zwija mapę, po czym wraz z resztą biegnie w stronę wielbłądów. To, w jakim pośpiechu wykonują te wszystkie czynności, nie próbując nawiązać konwersacji, przypuszczalnie świadczą o tym, że jesteś w tych kręgach znany? Niemniej nie robią tego wszystkiego tak szybko, żebyś nie był w stanie ich złapać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, to zdecydowanie interesujący naszyjnik, jednak nie ma co tracić czasu na dalsze podziwianie jego piękna, czas bym go zwrócił.

-Cała przyjemność po mojej stronie, piękna pani.- Oznajmiłem wręczając niewiaście jej własność.- Żal mi tyko że nie udało mi się schwytać tego łachudry i doprowadzić go do sprawiedliwości, jednak wierzę iż straż która rzuciła się za nim w pościg dopadnie go jeszcze dziś. Cóż, na mnie przyszedł już czas, muszę się udać z pilną sprawą do burmistrza, tak więc do następnego razu.....- Zrobiłem ukłon w stronę niewiasty, kończąc swój monolog i udałem się w stronę stajni by dołączyć do Juliana, byśmy mogli w końcu udać się do burmistrza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vesyr'khalak

Wart dla mnie?, pomyślałem. W istocie, jako materiał kolekcjonerski każdy artefakt ma wielką wartość sentymentalną a jeśli jeszcze jego moc mogła by spowodować szkody w nieodpowiednich rękach to tym bardziej powinienem go zdobyć i schować przed zachłannymi oczami. W głębi duszy dziękowałem Atelowi za to, że dał mi to szansę i w pewien sposób zaufał mojej "osobie", nawet jeśli podejrzewa, że jestem smokiem, który do tej pory działał tylko dla chwały elfów. Przymknąłem oczy ubierając odpowiedź w słowa po czym odezwałem się.

- Bracie Atelu, słowa nie mogą wyrazić mojej dozgonnej wdzięczności i poczucia honoru jakim zostałem obdarzony. Wiedz, że nie spocznę póki nie odnajdę artefaktu i prędzej zginę niż zaprzestanę swoich poszukiwań. Moja obietnica jest warta więcej niż skarbiec dowolnego królestwa więc możesz być spokojny bracie. - uśmiechnąłem się. - Może nie wrócę jutro, za tydzień, miesiąc a nawet rok, ale w końcu... w końcu odnajdę drogę do domu. Wasz klan może na mnie liczyć. - skończyłem dobitnie.

Kiedy nastąpiło kolejne zebranie wiedziałem już jaką rolę przewidziało dla mnie przeznaczenie bądź jakiekolwiek inne siły, które zdawały się mieć kontrolę nad naszymi poczynaniami.

- Magu Atelu, wszyscy bracia i siostry, klanie, który przyjął mnie pod ochronne skrzydła kiedy nie miałem gdzie się udać. - mówiłem głośno i pewnie aby wszyscy mogli mnie usłyszeć. - Nadszedł czas abym spłacił wobec was dług wdzięczności zaciągnięty wiele, wiele lat temu a jeżeli los rzuca mi daleką podróż jako zapłatę niechaj tak będzie. Wyruszę na poszukiwania i nie wrócę bez niego. Choćby sami bogowie mieli stanąć na mojej drodze a podróż miała trwać latami... w końcu dojdę do celu. - uderzyłem ściśniętą pięścią w pancerz. - Tak brzmi obietnica Vesyra. Jestem gotów do drogi.

Odparłem zamierzając po zebraniu zebrać wszystkie swoje rzeczy a następnie zacząć poszukiwania od mojego legowiska. Kto wie czy jakieś woluminy nie dostarczą poszlak mogących naprowadzić mnie na trop artefaktu*. Poza nazwą Lorencji mam niewiele a grunt do każdego działania to dobre przygotowanie.

---

*wiedza na pięć jakby co xD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaczynam się śmiać.

- Mój drogi, nie zwykłem pomagać smokom, które nie potrafią o siebie zadbać. Na dodatek jesteś głupi. Zwyczajnie głupi. Nie wiesz, że smoki mogą zmienić się w człowieka? Nie będę na razie walczył, bo nie wiem, o co tak naprawdę chodzi.

Rzucam natychmiast zaklęcie, tak aby kończyny Volanisa zostały przymrożone do gleby i otoczone imponującymi lodowymi blokami.

- Dla własnego dobra nie próbuj się stąd ruszyć. Usłyszę trzaskający lód, to zacznę tłuc i ciebie. Zrozumiano? Przepraszam, po prostu jestem nieufny. Skąd mam wiedzieć, że ty też nie jesteś człowiekiem?

Stanę obok Volanisa i poczekam, aż drugi smok znajdzie się w zasięgu mego głosu. Wtedy zawołam:

- Hej, nieznajomy mam tego gagatka! Przedstaw się i powiedz mi, jaką masz do niego sprawę! Jam Ayn as Fiaren, pan tego terenu!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popatrzyłem na całą scenę z wyraźnym rozbawieniem, ale i pewnym zawodem.

- I to ma być ucieczka?

- No nie.

- Tak nie można.

Ruszyłem pełnym pędem i wyprzedzając ludzi, zająłem się najpierw ich wierzchowcami. Jeden płynny zwrot tuż przy wielbłądach i dobre wycelowanie powinny momentalnie połamać im nogi, czy zwyczajnie nie wyrwać ich i skutecznie unieruchomić. Gdy tylko zająłem się tą częścią polowania, zwróciłem swoją uwagę na płochliwych ludzi.

- Jeśli chcecie uciekać, zróbcie to na własnych nogach.

- A jeśli tego nie chcecie, skończmy to od razu.

- Zgłodniałem.

Nawet już nie chciało mi się czekać na ich odpowiedź. Rzuciłem się w ich kierunku by zacząć ucztę. Gdy skończę z trójką ludźmi, wezmę się za wierzchowce. Nie lubię, kiedy jedzenie za długo cierpi. Robi się twarde i pogarsza mu się smak. Gdy skończę ucztę, zobaczę tę całą mapę. Może znajdę na niej nowe tereny łowieckie? te tutaj powoli tracą swój urok. Coraz mniej jedzenia się tutaj zapuszcza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rilhatris

-Co rozkazuję? - Uśmienęłam się szeroko, patrząc na Zatsula. - Przyprowadźcie do mnie tego...śmiałka.

Smok wyleciał z mojej komnaty jak z procy, ale powrót z Sark?hagiem zajął mu całkiem sporo czasu, co zirytowało mnie dość mocno.

Sark'hag nie był za duży, był jeszcze młody, bardzo młody...Przynajmniej dla mnie.

-Witaj, dziecię. Słyszałam, że podobno pragniesz nieść w naszym imieniu zemstę na humanoidach...

Smok kiwnął głową, w jego oczach zalśniły niewielkie płomyki.

-Tak więc idź! Leć! Nieś ze sobą pożogę, niszcz ich domostwa, morduj dzieci, niech cierpią za to, co nam zrobili. Idź, wbudź w nich taką nienawiść, jakiej nie czuli do lat. Idź, masz moje błogosławieństwo...

Na reakcję nie musiałam czekać zbyt długo. Sark?hag wyprostował się dumnie i odszedł w stronę wyjścia.

Nie było mi go żal. Skoro jest na tyle głupi, żeby nie zauważyć tego, co było w moich słowach... Choć może jeszcze nie był do końca stracony. Może.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mateo Anvilope ? Zaraz gdy znalazłeś się pod stajniami, Julian wychodzi, prowadząc ze sobą Wasze konie. Bierzesz cugle swojego wierzchowca, po czym kierujecie się w stronę siedziby burmistrza.

Brązowy budynek, pod adres którego mieliście się zjawić, jest chyba największy w całym mieście. Wchodzicie do środka. Idziecie po schodach na górę, gdzie Julian puka do drzwi.

- Proszę!

Wchodzicie. Na środku pokoju ze ścianami pomalowanymi na żółto stoi biurko, przed którym siedzi dość opasły człowiek w ubraniu arystokraty, próbujący wypełnić jakąś robotę papierkową. Po bokach widzicie obrazy oprawione złotą ramką i regały pełne książek. Osoba, w której rozpoznajesz burmistrza, na widok Juliana wstaje na równe nogi i podchodzi do niego, by uścisnąć mu dłoń.

- Rycerz Julian, jak mniemam? ? pyta.

- We własnej osobie ? odpowiada z uśmiechem Julian, ściskając burmistrzowi rękę. ? Więc co się urodziło, panie?

- Sterban.

- Panie Sterban. Słuchamy.

- Proszę, najpierw niech panowie usiądą.

Siadacie na krzesłach postawionych przed biurkiem burmistrza. Pan Sterban również siada na swoim miejscu.

- Widzicie, panowie, miasto Tendal to, przynajmniej w moim mniemaniu, mieścina spokojna. Gdzie by nie przyuważyć, to nigdzie, chciałoby się rzec, mucha nie siada? gdyby to wszystko było prawdą. Przyczynę nieszczęść stanowi wielka, wyrośnięta jaszczurka - ludzie mawiają nawet, że to smok. Ale powiem wam coś poufnie: jak długo żyję, tak widziałem takiego gada tylko raz w życiu, jak byłem mały. Żyję w przeświadczeniu, że smoki aktualnie wyginęły, i choć wiem, że istniały, wypieram się wiary w nie, jak to tylko możliwe. Możecie, panowie, uważać to za głupie, ale mnie pozwala to uniknąć wielu nieprzyjemnych myśli. Podejrzewam, że ta wielka, wyrośnięta jaszczurka to wiwerna. Nie ma nigdzie śladów ognia, porywane były pojedyncze sztuki zwierząt stadnych hodowanych na obrzeżach miasta, a samych ofiar śmiertelnych mało. Jak dla mnie wszystko się zgadza.

Burmistrz Sterban chrząka, po czym kontynuuje:

- Już jakiś czas temu wysłałem jednego człowieka w kierunku północno-zachodnim, skąd ta bestia tu przylatuje co jakiś czas. Wiem, że rzeczywiście ma tam swoją jaskinię, bo ów żołnierz przepadł bez wieści. Szanowny rycerzu Julianie, sława pana wyprzedza. Słyszałem, że szanowny rycerz ubił smoka gołymi rękami, dlatego to panu oraz pana giermkowi chciałbym powierzyć zadanie przetrzebienia kreatury. Oczywiście, panowie, zostaniecie za to sowicie wynagrodzeni.

- Pana propozycja jest kusząca, panie Sterban ? odzywa się Julian. ? Ja byłbym gotów przyjąć to zlecenie i myślę, że mój Mateo także. Jednakże dobrym pomysłem byłoby, gdybyśmy wpierw zatrzymali się na godzinę w tutejszym zajeździe, żeby zebrać siły i przygotować się. Ile trwałaby podróż?

- Myślę, że w dzień powinniście się, panowie, wyrobić w jedną stronę. A w takiej sytuacji zgadzam się na odpoczynek, byle byście zbyt długo nie zwlekali.

- Świetnie, dla mnie umowa stoi. Mateo, może ty coś powiesz?

<Jeśli nie masz nic przeciwko takiej misji i wszystko jest dla Ciebie jasne, to możesz opisać tę wolną godzinę w swoim poście, nawet sterując Julianem i otoczeniem (ale bez przesady ;]). Jeśli chcesz zadać jakieś pytanie, to proponuję, żebyś wysłał mi je prywatnie, tak żebym przesłał Ci odpowiedź, którą byś zamieścił u siebie w poście.>

Vesyr?khalak ? W swoim leżu przeglądasz woluminy lub księgi, których treść może naprowadzić Cię na trop artefaktu. W jednym z pergaminów znajdujesz legendę dotyczącą, jak można sądzić po czarno-białej, dość powierzchownie wykonanej ilustracji, właśnie jego. Dowiedziałeś się z niej niewiele ponad to, co powiedział Atela: posiadacz dzierży niesamowitą moc, dzięki której jest zdolny w zasadzie do wszystkiego. I że ten artefakt nigdy nie został odnaleziony. Na dodatek odnajdujesz informację, którą usłyszałeś od Ateli już po zwołanym przez niego zebraniu: dla smoków przedmiot ten ma szczególną wartość. W czym jednak miałaby się ona przejawiać, nie wyjaśniono.

Za to znalazłeś wskazówkę, od czego zacząć poszukiwania. A jest nią wiersz, brzmiący następująco.

Posiadać chcąc niewyobrażalną moc,

Przemierzyć musisz góry strome, zgliszcza

Zostawione, a zacząć powinieneś

Mokradłami zdobiącymi Ich puszcze.

Ayn as Fiaren ? W końcu ten smok Was dostrzega. Coraz szybciej wzlatuje w dół, by przy ziemi znacznie zwolnić. Gad ma łuski koloru spiżowego, rozmiarem jest mniej więcej równy Tobie. Jego prostokątny pysk wygląda złowieszczo, jakby należał do wiwerny ? choć ten tutaj osobnik przecież ma przednie łapy.

- Witaj? Aynie as Fiarenie ? zaczyna potencjalny intruz. ? Wybacz mi ujmę, ale mojego imienia nie uznaję za ważne. Ten tutaj gagatek, jak go słusznie nazwałeś, zawiera niezwykle interesujące mnie informacje, dotyczące czegoś, czego szukam. Nie chcę żadnej konkurencji, więc pozwól, że szczegóły zachowam dla siebie. A skoro nam obu z kłopotami nie po drodze, zawrzyjmy umowę: ty oddasz tego gagatka pod moje skrzydła, a ja odlecę stąd, nie powodując żadnych spięć. Zdaj bowiem sobie sprawę, że nie oddam go po dobroci. Jak będzie?

Mina Volanisa, tak bardzo, jak może smocza mimika, sugeruje przerażenie.

Zs?Skayr ? Gdy tylko podcinasz wielbłądom nogi, łamiąc je, z czego jednemu prawie ich nie urywając, ludzie zaczynają uciekać na piechotę. Wrzaski tego z mapą przerywasz, jedząc go jedną z bocznych głów ? ten momentalnie upuszcza to, co trzymał. Następnego tyka druga głowa, w podobny sposób. Ostatni nie zważa na nic ? krzycząc wniebogłosy, zdążył oddalić się jak najbardziej. Ale Ty jesteś szybszy. Dobiegasz do człowieka i nabijasz go jednym ze swoich ?skrzydeł?, przypominających szpikulce. Nomad już nawet nie wrzeszczy, tylko bezgłośnie dygocze ze strachu. Przybliżasz go do swojej głównej głowy. Mimowolnie spogląda na oblicze swojego oprawcy (Ty pewnie byś wolał termin ?koneser?). Ostatnie, jakie ujrzy, a którego paszcza smakuje właśnie jego skóry.

Po ludziach, jak sobie postanowiłeś, bierzesz się za wielbłądy. Uszczknięcie ich zajmuje akurat niewiele dłużej niż dwunogów. Już w trakcie polowania zwróciła Twoją uwagę mapa, którą trzymał jeden z nich, i po uczcie decydujesz się do niej zajrzeć. Po rozwinięciu widzisz, że ta mapa przedstawia Kalikstę. Tak przynajmniej wynika z jej nazwy ? kontynent został na niej przedstawiony powierzchownie. Z bardziej rzucających się w oczy szczegółów można wyróżnić tylko kanion, narysowany niedaleko południowo-centralnych wybrzeży tego lądu ? czyli na wschód od Twojego leża. Obok tego miejsca czytasz opis, że w środku znajduje się coś, co zaprowadzi poszukiwacza do czegoś ?wyjątkowego?. Co to jest, rzecz jasna nie wyjaśniono. Z tego, co się orientowałeś po okolicznych wybrzeżach, wynika, że odtąd dzieliłoby Cię pół godziny regularnego marszu. Ta propozycja, choć zapewne kusząca, nie daje jednak gwarancji, że będą to bardziej urodzajne tereny łowieckie.

Rilhatris ? Sark?hag sprawiał wrażenie straconego, ale kilka godzin później okazuje się, że niesłusznie. Jest jednak coś bardziej zaskakującego niż jego powrót.

- Pani. Przynoszę ze sobą? informacje.

Smok rzuca na ziemię spory pergamin, który dotknąwszy podłoża, sam się rozwija.

- Nie dokonałem rzezi ? dodaje. ? Skończyło się jeno na kilku ofiarach ze strony ludzi. Zastraszyłem dwunogów, że zniszczę okoliczną wieś, jeśli uczeni nie oddadzą mi tego zwoju. Te ofiary wzięły się z pokazania, że nie żartowałem.

Czytasz zawartość pergaminu. Po boku pokazany jest artefakt, przypominający złoty, kulisty kryształ. Przede wszystkim jednak narysowana tu została mapa Lorencji, wraz z jakimiś punktami zaznaczonymi wyraźnie, magicznie.

- Nie śmiałbym mierzyć się z twoją wiedzą, o pani ? przemawia Sark?hag ? ale mówi się, iż posiadacz tego artefaktu posiąść może moc, dzięki której jest w stanie zrobić wszystko. Ten świstek sugeruje, że ów przedmiot ujawnił się. Że wszelkich śladów, acz nie jestem pewien, czy to akurat prawda, należy upatrywać w trzęsawisku niedaleko gór na granicy z Celestią. Pani, osobiście uważam to za wielką okazję. Nawet ja mogę wyruszyć po ten artefakt, jeśli zechcesz.

-----------------------------------

Przepraszam wszystkich za (kolejny?) poślizg ? ale pomimo to termin na odpisanie pozostaje taki sam. Jedynie w razie jego przekroczenia w tej kolejce nie będę wyciągał żadnych konsekwencji oprócz zwyczajowego pominięcia postaci.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vesyr'khalak

Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy zdałem sobie sprawę iż potwierdziło się powiedzenie, że im potężniejszy artefakt tym ciężej go znaleźć. Właściwie wyglądało to tak jakby ktoś stworzył legendę aby poszukiwacze przygód mieli na co tracić czas goniąc za mitem, wymysłem czyjejś wyobraźni, ale... tutaj było inaczej. Informacji było niewiele, ale nadal wystarczająco aby móc stwierdzić, że kiedyś coś podobnego istniało a kto wie... może nawet spoczywa gdzieś nadal poza wzrokiem wścibskich oczu? Zresztą dowód na to, że artefakt nie został znaleziony było nasze istnienie... założę się, że ktokolwiek z humanoidów by to odkrył oszalałby z władzy i "przemalował" świat według własnego uznania... o ile oczywiście artefakt ma taką moc. Miałem kontynent i wiersz, który sugerował, że poszukiwania miałem zacząć od mokradeł i gór a jedyne jakie istnieją na Lorencji służą za naturalną granicę z Celestią. Do tego zgliszcza mogły odnosić się do jakiejś porzuconej wioski albo miasta albo czegoś co przypominało o przeszłości. Gdybym miał przemierzyć cały teren jako elf pewnie mój zapał lekko by ostygł, ale w końcu smoki stworzone są do szybkiego pokonywania dalekich przestrzeni, uśmiechnąłem się powoli wychylając łeb z legowiska ostatni raz patrząc na mroźny horyzont.

- Wiem czego mam szukać. - powiedziałem cicho. - Miejsca gdzie góry, mokradła i ruiny tworzą jedną układankę.

Potężne skrzydła załopotały a po chwili poczułem orzeźwiające powietrze opływające moje ciało kiedy przemierzałem niebo w kierunku Lorencji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

,,-ludzie mawiają nawet, że to smok.'' Te zdanie wystarczyło, żeby w mym oku rozpętał się ogień ekscytacji spalający doszczętnie całą okolice! No, nie dosłownie, ale podnieciłem się niesłychanie na samą myśl, że być może jednak przyjdzie mi zmierzyć się z tą potężną bestią. Julian chyba to zauważył, rzucając w moim kierunku dość zdziwiony wzrok.

,,-Świetnie, dla mnie umowa stoi. Mateo, może ty coś powiesz?''

W tym momencie wstałem jak wryty i odpowiedziałem:

-Smok, wywerna, cokolwiek to jest, proszę się nie martwić bo my to załatwimy bez wysiłku! Nie ma się pan już o co martwić, bo MY jesteśmy na tropie!- widać było po nich, że oboje byli nieco zdziwieni moją ekscytacją, jednak mimo wszystko burmistrz wyglądał na zadowolonego z mojej postawy. Po odprawie udaliśmy się do zajazdu, mimo że trudno mi było usiąść w takim momencie to jednak zdołałem się jakoś zrelaksować przez tą nieszczęsną godzinę. Już wkrótce, moje marzenia...... spełnią się! Jestem tego pewien.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pozwolisz, ze pomyślę teraz na głos... On pomoże ci coś odszukać. Coś, czego szukasz? Coś, czego szuka istota należąca do najbardziej chciwej rasy na świecie? Która ta istota nie ma nawet tyle przyzwoitości, co ten młodziak, by się przedstawić i mi podziękować. A wiesz, że ten młody mi coś obiecał...? Nie miałem zamiaru go słuchać, myślałem, że próbuje mnie zwieść. Jednak właśnie twoje słowa pozwoliły mi podjąć decyzję.

Przykucnąłem, zginając tylne kończyny w kolanach, po czym wskazałem na Volanisa i leciutko kiwnąłem głową w jego kierunku, jakby dając znak, że przybysz może go zabrać. Niestety, dzisiaj co najmniej jednego smoka spotka krzywda. Cóż się z nami dzieje, że nawet w tak ciężkich czasach nie możemy się zjednoczyć. Czemu?! CZEMU?! Z jakiego powodu moje cierpienia, te katusze, przez które teraz przechodzę, mają się okazać bezsensowne? Póki nie wezmę się sam do roboty, na nic me życie.

Moja łapa z całą siłą uderzyła w ziemię. Zaraz spod ziemi wokół brązowego wyrosną lodowe kolce, które zaczną się zbliżać do środka, czyli do przybysza. I gdy ten podleci w górę, by ich uniknąć, ja będę już w locie i przegryzę mu gardło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magiczny kryształ pozwalający zrobić wszystko to, co zapragniesz... Z doświadczenia wiedziałam dobrze, że takie przedmioty zazwyczaj okazują się tylko mrzonkami i legendami. Ale z drugiej strony to samo doświadczenie pokazywało mi też wiele razy, że legendy często mają większa siłę od samego przedmiotu, że nawet za fantomami ludzie potrafią zagonić się naprawdę daleko.

Przymknęłam oczy. Zakładając, że ten przedmiot naprawdę istnieje... Kogo bym mogła wysłać? Zaczęłam w myślach przeglądać listę wszystkich członków mojego klanu, ale żaden z nich nie wydawał się odpowiedni do takiego zadania. Byli zbyt gwałtowni, nie potrafili odpowiednio się zachowywać. Moja krew za bardzo rozcieńczyła się w ich żyłach. Tak, żaden z nich się nie nadawał.

Poza jednym smokiem.

Mną.

Skupiłam się i przywołałam z pamięci na wpół zapomniane zaklęcia. Trudno mi było przywołać ich słowa, ale w końcu udało mi się bezbłędnie wypowiedzieć inkantację. Poczułam, jak moje ciało kurczy się i zmienia, przybierając ludzką postać. Po chwili spoglądałam z dołu na smoki, które jeszcze przed chwilą wyglądały dla mnie jak dzieci, a teraz górowały wysoko nade mną, prawdziwe bestie. Spojrzałam na swoje ręce, ręce starej kobiety okrytej łachmanami. Idealnie.

- To ja po niego pójdę. Moje oczy już dawno nie widziały powierzchni. Mam nadzieję, że kiedy wrócę z podróży nie okaże się, że także moja siedziba zmieniła się w ruinę, tak samo jak to miasto nade mną. Czas wyruszyć w drogę.

Podniosłam mapę z podłogi i już chciałam zacząć mój marsz w kierunku wyjścia, kiedy przypomniałam sobie o pewnej rzeczy. Odwróciłam się w stronę kopca skarbów, przeskanowałam go wzrokiem, aż wreszcie znalazłam to, czego szukałam. Wśród hałd złota wystawał koniec laski z ciemnego drewna. Podeszłam do niej i wyciągnęłam ją zdecydowanym ruchem - nawet w tym niewielkim ciele miałam sporo siły. Była to długa laga z ciemnego drewna ozdobiona pajęczymi wzorami. Moja stara, stara przyjaciółka...Która niestety nie pasowała do mojego aktualnego wyglądu. Wymamrotałam parę słów i laska przyjęła bardziej odpowiednią formę zwykłego kija. Teraz byłam już gotowa do podróży.

Królowa wykonała już pierwszy ruch, ciekawe jakie pionki los rzuci na jej stronę..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Papier. Rysunki. Kontynenty. Mapa? Tak. Pamiętam, że dwunogi lubują się w tego typu udogodnieniach. Czy to aż tak trudno zapamiętać teren? No cóż.

Przestudiowanie tego kawałka papieru zajęło mi trochę. Rozeznanie się, który rysunek co miałby oznaczać, upewnienie się, jaki dystans by mnie czekał, a poza tym, musiałem zdecydować, czy warto opuszczać to miejsce dla informacji odebranej posiłkowi. Trochę już żyję w tym miejscu i przywiązałem się do swojego leża.

- *BURP*

- Smacznego.

- Postanowione.

Po kilku chwilach rozeznania się w kierunkach, ruszyłem w kierunku miejsca zaznaczonego na mapie. Kogo ja chcę oszukiwać? Dzisiaj miałem największą ucztę od niemal roku. Trzy dwunogi i trzy tłuste wielbłądy. Odkąd się pojawiłem w tej okolicy, jedzenia ubywa i ubywa. Czas zmienić okolicę. Odkryć nowe tereny łowieckie. Jeśli przy okazji znajdę coś godnego zainteresowania, tym lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Majestat smoka lecącego wśród przestworzy nie mógł się równać z niczym innym. Kiedy patrzyłam na członków mojej rasy przemierzających powietrze, choćby i dla zabawy, sama nabierałam ochoty wzbić się i polecieć wraz z nimi. A gdy już puściłam skrzydła w ruch i wszystkimi bodźcami czułam ten wiatr, lekki czy porywisty? Tego nie da się porównać z żadnym innym uczuciem. Jeśli smok twierdzi, że latanie nie sprawia mu przyjemności, przypuszczalnie sam ma skrzydła nie najlepiej przystosowane do tego typu czynności. Albo stał się zgorzkniały na starość.

Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję polecieć, nie zmarnujcie jej. Wprawdzie nie da się porównać znanych Wam metod ze skrzydłami, ale poczuć powietrze wysoko nad sobą? to bezcenne, tak czy inaczej. Dla mnie, podróżniczki, latanie stało się rutyną ? ale i tak mi się nie znudziło. I nie znudzi nigdy.

* * *

Vesyr?khalak ? Dla Twoich sporych skrzydeł przemierzenie powietrza nie schodzi się dłużej niż godzinę, może dwie. Przelatujesz nad górami znajdującymi się na granicy celestiańsko-lorencjańskiej. Wysokość niektórych z nich budzi podziw ? i daje większą szansę, że stanie się coś niespodziewanego po drodze; nic takiego jednak się nie dzieje. Po pokonaniu ?przeszkody? rozglądasz się za którymś z elementów, o których mowa w wierszu ? o ile jednak ruin nigdzie nie możesz wypatrzeć, o tyle dość przerzedzony las z wyraźnie ciemniejszą ziemią już tak. Obserwując nawet z takiej wysokości, nie masz najmniejszych wątpliwości: trafiłeś na bagna. Pod tobą natomiast, na ziemi, znajduje się jakaś niewielka grupa humanoidów ? następne jednostki widać spory dystans stąd. Ludzie? Czy inna rasa?

Mateo Anvilope ? Podczas gdy Ty się relaksowałeś, próbując przy tym usiedzieć w miejscu na myśl o misji zabicia smoka lub wiwerny, Julian nie próżnował. Na rzeczywisty odpoczynek przeznaczył zaledwie połowę danego przez siebie czasu, bo przez resztę przygotowywał ekwipunek do podróży. Po upłynięciu terminu wyruszyliście bez chwili zwłoki.

Do domniemywanej jaskini smoka lub wiwerny docieracie w południe następnego dnia. Otwór jamy jest jako takich rozmiarów, ale nie takich, żeby tak ogromna istota jak skrzydlaty, czworonożny gad mógł się spokojnie zmieścić.

- Mateo, idź na bok ? poleca rycerz Julian, co niniejszym czynisz. Jaskinia jest częścią większej skały, którą macie przed sobą, a przed którą znajduje się coś w rodzaju polany z drzewami występującymi z rzadka i pojedynczo.

- Wielki gadzie, poczwaro, co to szkodzisz ludności miasta Tendal! ? dudni trzymający kopię przy ziemi Julian, siedząc na koniu przed otworem jamy. ? Nie będziesz więcej krzywdzić niewinnych! Jeśliś wiwerną, opuść jaskinię i stań do walki ze szlachetnie urodzonym! Jeśliś smokiem, tym bardziejś zobowiązan pokazać się!

Choć Julian w rozmowach z Tobą przejawia czasem oznaki swobody, dobrze wiesz, że mimo to pozostaje rycerzem starego kodeksu. Dlatego obce są mu jakiekolwiek fortele, na które zgadza się tylko w ostateczności, a z wrogiem woli stawać w szranki twarzą w twarz, by bronić honoru własnego i swojego tytułu. Pomimo przemowy jednak nic nie wyściubia nozdrzy zza ciemności.

- Ha, stchórzyłeś? ? przemawia ponownie rycerz. ? Jeśli nie chcesz walczyć, pozwól mi postawić ci ultimatum. Unikniesz walki i śmierci, jeżeli raz na zawsze opuścisz te ziemie i nie będziesz dręczył nikogo więcej ani w mieście Tendal, ani w żadnym innym!

- Słucham? ? odpowiada znudzonym tonem tubalny głos z jaskini. Już w ciemnościach dostrzegasz świecące się smocze oczy. Z jamy wychodzi gad o pysku nieprzypominającym wiwerniego, a bardziej trójkątnym i łagodnie zakończonym. Z potylicy wystają dwie pary długich rogów, a po uskrzydlonym grzbiecie biegną coraz mniejsze kolce, kończące się w połowie długiego ogona. Ma cztery łapy i łuski koloru przypominającego nieco ciemnożółty.

Jest mniejszy, niż czytałeś o takich osobnikach. Ale jednak to smok, a nie wiwerna.

Ayn as Fiaren: - Rozsądna decyzja? ? odpiera przybysz, zanim kojarzy, co tak naprawdę chcesz zrobić. Po tąpnięciu łapą wyrastają lodowe kolce, które zbliżają się do przeciwnika ku jego zaskoczeniu. Zgodnie z Twoimi przewidywaniami smok wzbija się w powietrze, z łatwością unikając ataku. Ale to też przewidziałeś. W momencie, gdy wróg otwiera paszczę, zaczynając przy tym ziać, przegryzasz mu gardło. Ogień z jego pyska leci jeszcze przez chwilę, grzejąc powietrze do nieznośnie wysokiej temperatury, tak że zaraz zaczynasz się pocić. Ale jest po wszystkim. Rycząc ciężko, smok upada z łoskotem na ziemię. Wzlatujesz na dół i patrzysz jeszcze na swoją ofiarę. Twoje sumienie odnośnie skrzywdzenia członka rasy, której zadeklarowałeś się bronić, może być już spokojne. Ledwo dychający przeciwnik bowiem zamienia się w człowieka z zakrwawionymi dziurami w szyi. W tej postaci umiera. Czyżby więc Volanis mówił prawdę?

Ale w Twojej głowie zaczyna silniej wibrować nuta niedająca Ci spokoju od wielu, wielu lat. Trwa to ledwie chwilę, ale wystarczy, żeby nie od razu zauważyć, że Volanis uwolnił kończyny spod Twojego zaklęcia.

- Dziękuję, Aynie, serdecznie ci dziękuję ? rzecze młody smok. ? Uratowałeś mi życie, więc jestem ci dłużny bardziej, niż zapowiadałem? W ogóle to tak, miałem się podzielić z tobą informacją, za którą tamten gotów byłby urwać mi głowę! Mianowicie, słyszałeś może o pewnym legendarnym artefakcie? Tym, za pomocą którego według podań posiadacz może zrobić dosłownie wszystko i nie będzie siły, by powstrzymać jego ambicje, jakiekolwiek by nie były? Musisz więc wiedzieć, że ten artefakt ostatnio się ujawnił. Nie, ja cię nie okłamuję! Jeśli jesteś zainteresowany, poszukaj w Lorencji. Podobno za wskazówkami trzeba się rozejrzeć na bagnach za górami znaczącymi granicę kontynentów celestiańskiego i lorencjańskiego, ale ja tam nic nie wiem. I bardzo cię proszę, nie chcę robić sobie żadnych problemów takich jak ten smokołak, więc niech ta informacja zostanie między nami.

Volanis podrywa skrzydła, gotowy do lotu.

- Tyle ode mnie! Dzięki jeszcze raz za przysługę! Wierzę, że spotkamy się w innych okolicznościach!

<Jeśli nie będziesz chciał dalej rozmawiać z Volanisem, to on odleci, a Ty możesz dla swojej postaci przeć z fabułą do przodu. Jeżeli jednak zamierzasz go jeszcze przytrzymać z jakichś powodów, to zostanie jeszcze przez chwilę (zawsze moglibyśmy to odegrać na PW?).>

Rilhatris ? Podróż w ludzkiej postaci zajęła Ci ponad dwa tygodnie. Zapewne nie zamknęłaby się nawet w miesiącu, gdyby nie to, że od czasu do czasu jakiś podróżny oferował się, że podwiezie Cię kawałek (chociaż co poniektórych, jak akurat potrzebowałaś jakiegoś ułatwienia, trzeba było ?przekonywać? ? Ty miałaś na to sposoby?). Ważne jednak, że o ile nikt źle nie nakreślił mapy, jesteś już bardzo blisko miejsca, od którego powinnaś rozpocząć poszukiwania. Z oddali widzisz przerzedzony las, opanowany przez wszędzie w okolicy rozsiane bagna. Czujesz charakterystyczny dla nich odór. Kiedy wchodzisz na trzęsawiska, zauważasz z daleka idącą w jakąś stronę grupę humanoidów. Może i jesteś stara, ale potrafisz rozpoznać, że to nie są ludzie ? po posturze najprędzej jaszczuroludzie. Widzisz też, że są uzbrojeni. I to kwestia czasu, zresztą wcale niedługiego, zanim Cię zobaczą. A jakby tego było mało, odnosisz nieodparte wrażenie, że zaraz od wejścia na mokradła jesteś obserwowana?

Zs?Skayr ? O ile pamięć Cię nie zawodzi, na południu Kaliksty przebywa więcej dwunogów ? nie tylko ludzi ? niż w centralnej, w której się osiedliłeś. Ponadto występuje tu więcej lasów tropikalnych i opadów, z deszczem na czele. Dobrze by było to sprawdzić. Marsz rzeczywiście zajmuje Ci niewiele, choć to nie pół godziny, a raptem półtorej regularnego marszu, który dla człowieka byłby nawet nieco szybszy niż jego bieg. Ale na to, co się znajduje w południowej Kalikście, raczej nie byłeś przygotowany, widzisz bowiem coś, co pasowałoby bardziej do suchych terytoriów: całkiem wysoki kanion. Będąc u jego podnóża, dostrzegasz, że nie jest wcale taki szeroki, bo widać koniec z przynajmniej jednej strony ? nie wiadomo tylko, jak długi mógłby być. I czy labirynt, którego zapewne się tu spodziewasz, nie będzie zbyt kręty? Jednakże na jednej z dalszych skał w kanionie zauważasz coś interesującego ? znaczy kogoś. Jakiegoś dwunoga, ale zbyt barczystego jak na człowieka. Pamiętasz, że w trakcie Twojego pobytu w Kalikście przynajmniej dwukrotnie napatoczył Ci się humanoid o innym kolorze skóry, a z którego ust wystawały kły ? obaj nazywali siebie orkami, czy jakoś tak. W każdym razie tę istotę widujesz najprawdopodobniej i tym razem, siedzącą na jednej z wyższych skał i rozglądającą się po terenie.

-----------------------------------

Zmieniam termin dla siebie na odpisywanie: tydzień od upłynięcia Waszego terminu lub pojawienia się ostatniego postu. Doszedłem do wniosku, że to będzie dla mnie wygodniejsze, a i Wam nie będę mydlił oczu, że wymagam więcej od siebie niż od Was, choć tak naprawdę ciągle odpisuję po czasie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruiny...może jednak chodziło o coś dawno pogrzebanego? Coś co mogły by skrywać góry?

To była pierwsza myśl jaka przeleciała w mojej głowie od dłuższego czasu, który spędziłem na podziwianiu podniebnych szczytów. Okolica wzbudzała we mnie pewien niepokój, ale na razie nie stało się nic niespodziewanego co mogło zagrażać by mojej misji. Obiecałem elfom i obietnicy zamierzam dotrzymać, powtórzyłem kolejny raz, kiedy wypatrzyłem grupę humanoidalnych istot kręcących się w okolicy. Z powietrza nie byłem w stanie stwierdzić ich rasy a tym samym reakcji na widok smoka albo elfa. W obecnej formie ciężko byłoby mi się zbliżyć do nich niezauważenie a gdybym spróbował się do nich podkraść w elfiej formie i został złapany mogli by to uznać za akt agresji. Naprawdę, czasami skomplikowanie humanoidów przyprawia mnie o zdziwienie, westchnąłem w myślach powoli opadając z nieba robiąc okręgi bardzo blisko spostrzeżonych podróżników. Miałem zamiar zbliżać się powoli próbując wypatrzyć więcej szczegółów a jednocześnie, w przypadku oznak ataku, wzbić się jak najszybciej w chmury i uniknąć niepotrzebnej walki. Szczególnie tyczyło się to ludzi i zielonych bestii zwanych orkami.

Jeżeli jednak będzie to co najmniej neutralna rasa wobec smoków wtedy powoli, bez żadnych nagłych działań z mojej strony opadnę na ziemię obserwując humanoidów.

- Przybywam w pokoju, celestiańczycy. Wybaczcie, że zakłócam wasz spokój i zapewniam was, że nasze spotkanie jest przypadkowe a jedyne czego pragnę to odejść w pokoju i kontynuować swoją podróż. - mówię ze spokojem i godnością, nadal w smoczej formie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Smok...... to smok........ SMOK! O MÓJ BOŻE W KOŃCU SMOK! Jest nieco mniejszy niż o nich czytałem, lecz jednak to smok! Nie mogę się powstrzymać, ale muszę...... Julian takim małym smokiem sam może się zająć, wtrącając się tylko bym go obraził. Zostanę tu na boku i będę obserwować mistrza w akcji, może podpatrzę jakieś sekretne techniki ubijania tych szkaradnych bestii? Oddaliłem się trochę, by się uchronić za najbliższym drzewem, w końcu nie chcę się ubrudzić krwią tego gada wydalanych w galonach, na ten honor poczekam kiedy sam będę musiał się zmierzyć z takim smokiem. Aż trochę żal mi tego smoka, stawać twarzą w twarz z Julianem, ale cóż, te nikczemne gady nie posiadają nawet uczuć, więc dobrze że w końcu ktoś skończy terror panujący w tej biednej mieścinie!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, głupi jestem... W swej arogancji założyłem, że nikt nas nie skopiuje. Tyle rzeczy mnie ominęło. Kurczę.

- Czekaj- wołam za odlatującym- co wiesz o tym, kto cię ścigał?

- Aynie... nie wiem za wiele. Poza tym, że zajmował się magią w takim stopniu, żeby umieć przemienić się w smoka, i chciał mnie zmusić do wyjawienia, gdzie i jak szukać artefaktu. Wiedział, że mam na ten temat jakieś informacje. On działał raczej na własną rękę, a nie z ramienia jakiegoś zrzeszenia czy czego takiego. Naprawdę, Aynie, chciałbym powiedzieć ci coś więcej, ale nie potrafię.

- Dobrze. Dzięki ci za tą informację. Przyda się naszemu gatunkowi. Teraz leć, ukryj się tak, by nikt cię nie znalazł. Zapomnij, że mnie widziałeś i zdradziłeś mi tajemnicę. Jeśli chcesz... Weź na siebie honor zabicia tego maga. Żegnaj.

Poczekałem, aż młodzik odleci i w ludzkiej postaci zbliżyłem się do ciała. Coś podobnego... Odwrócić proces przemiany. Trudne, acz niemożliwe. Szybko przeszukałem ciało, lecz nic nie znalazłem. No cóż, jakoś to przeżyję. Po chwili już w smoczej postaci rwałem łapami ciało na kawałki. Tu głowa, tam rączki, tutaj nóżki, a tułów przepołowić! Tak zmasakrowane szczątki zakopałem w śniegach wokół góry.

Lorencja... Lorencja. Jak wygodnie, że nie dość, że mam nawet porządną bazę wypadową, to i klimat jest łagodniejszy niż w Kalikście. Gdyby tam mi przyszło prowadzić poszukiwania, nie dałbym rady. Czas lecieć. Wstałem i skupiając myśli na planowaniu następnych posunięć, zacząłem się pakować. Umiarkowanie duży worek ze złotem? Jest! Dusza? A jakże! Muzyka? Zdenerwowany warknąłem na całą grotę. Dummmmmm... Jeśli to znajdę, skończą się dwie rzeczy. Moje szaleństwo i egzystencja tych przeklętych karłów. Do dzieła!!

Wziąłem rozpęd i wyskoczyłem na świeże powietrze, wykonałem parę okrążeń wokół góry i zawisłem nad wejściem do jaskini. Ułożyłem palce lewej łapy w odpowiedni znak i wejście zostało zablokowane lodową ścianą. Spowodowałem jeszcze małe osunięcie śniegu, by przykryć ślady i ruszyłem w drogę.

Czas na Reuna Krasjena, czas, by powrócił po wyprawie krajoznawczej do swego domu, razem z porządnym zyskiem za swe wspaniałe rzeźby! A gdy tam już będę w ludzkiej formie, nocą odlecę już jako smok w kierunku bagien, cóż za wygoda, że są tak blisko! Jak działać, to działać.

OoC: Zakładam, że w następnym poście, oprócz opisu działań, które podejmę na bagnach, będę mógł opisać czas spędzony w rezydencji miejskiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Orki? nie. To chyba mówię się ork? orko-wie. Chyba właśnie tak nazywały się te stwory. Bleh. Najmniej jadalne mięso, jakie miałem w paszczy. Z zewnątrz twardawe, a w środku jakieś takie mdłe. Trzy razy skosztowałem, przy każdym podejściu próbowałem skosztować w innej postaci i do tej pory mam niesmak na samą myśl o tych zielonkawych dwunogach. W swoim jadłospisie umieściłbym to dopiero wtedy, gdy w okolicy zabrakłoby wszystkiego bardziej zjadliwego. No cóż.

Oczywiście, nie znaczy to jednak, że z racji moich upodobań, tak łatwo dam się dostrzec temu ścierwosmakowi. Zaczynam się rozglądać. Nie po to mam szpony, żeby cały czas przemierzać płaski grunt. Wpierw wyszukam jakiegoś przejścia. Najlepiej takiego, które pozwoli mi ominąć tego tam niezauważenie, a potem dostać się na drugi koniec kanionu i dalej, w miejsce, gdzie wskazuje mapa.

Co do mojego niesmacznego orka? tak właściwie, to za czym on się rozgląda tak? Może jeśli znajdę się dostatecznie blisko, to zrozumiem. Ciekawe?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Instynkty mówiły mi, że coś jest mocno nie tak, że coś od dłuższego czasu mnie obserwuje. Nie przejmowałam się tym jednak. Cokolwiek to było mogło sobie patrzeć do woli, póki nie zdecyduje się mną zająć. Na razie miałam co innego na głowie.

Jaszczuroludzie. Nie mogło być lepiej.

Z tą myślą wyszłam im prosto naprzeciw... Oczywiście nie bez przygotowań. Najpierw rzuciłam zaklęcie iluzji na mój cień tak, by przyjął swoją "prawdziwą" formę wielkiego gada. Potem rzuciłam kolejną lekką iluzję na oczy tak, by te stały się purpurowe i gadzie, a za swoimi plecami wyczarowałam lekką wizję wielkich, smoczych skrzydeł. Tak oto ucharakteryzowana stanęłam spokojnie, stanowczo przed patrolem jaszczuroludzi, wbijając mocno laskę w ziemię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Życie nie zawsze jest tak proste, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka. Możemy dogłębnie przemyśleć nasze posunięcia, spróbować przewidzieć każdy szczegół, a na koniec wprowadzić wymyślony przez nas plan najlepiej, jak tylko potrafimy ? często jednak okazuje się, że nie wszystko idzie po naszej myśli. Że wtrąciły się czynniki zewnętrzne, których siłą rzeczy nie mogliśmy poddać prognozie. Smoki również mogą się puszyć, jakimi to doskonałymi istotami nie są, ale nawet one mają swoje ograniczenia. Jesteśmy nader inteligentną rasą, więc ogólnie rzecz biorąc, łatwiej jest nam przewidywać ewentualne zagrożenie ? lecz podejmowanie decyzji, które w konsekwencji mogą okazać się niewłaściwe, leży w naturze nie tylko humanoidów. Smok nadal pozostaje jedynie istotą śmiertelną.

A jeśli łutem szczęścia okaże się, że wszystko idzie dokładnie po Twojej myśli, przy każdej możliwej okazji staraj się mieć oczy dookoła głowy. Może się bowiem okazać, że w najmniej spodziewanym momencie przeszkodzi Ci coś, czego nie miałeś żadnych szans przewidzieć.

* * *

Vesyr?khalak ? Szczęście Ci sprzyja o wiele bardziej, niż przypuszczałeś. Humanoidami napotkanymi na ziemi okazali się jaszczuroludzie ? z tego, co się orientujesz, rasa nie tyle bardzo przychylnie nastawiona do smoków, co oddająca im wręcz boską cześć. Licząca cztery jaszczury grupa, nad którą się pochylasz, klęczy przed Twoim obliczem, kładąc broń na ziemi.

- O złoty panie nasz? ? odzywają się wszyscy równocześnie w tonie modlitewnym, w języku jaszczuroludzkim. Najwidoczniej w Tobie też widzą bóstwo, które właśnie im się objawiło.

- Wybacz nam, starszy bracie? ? zaczyna językiem wspólnym jaszczuroczłek najbardziej wysunięty naprzód ? ?lecz myśmy nie z Celessstii. To Lorencja. Bagna Lorencji, nasz dom i ssssschronienie. Złoty smoku, jak mamy się do ciebie zwracać? I czym zasssłużyliśmy sobie na zaszczyt odwiedzenia zamieszkanych przez nas zakątków?

Mateo Anvilope ? Julian odzywa się do smoka:

- Poczwaro, jestem niezmiernie rad, iż raczyłaś ukazać swe diable oblicze. Wiedz, że twój terror kończy się w tym momencie!

- Mój terror? ? dziwi się gad. ? A czyż to nie ludzie pozbawiają mnie zwierzyny w pobliżu, w związku z czym muszę się dwoić i troić, żeby nawet do waszego miasta latać? Sami sobie szkodzicie. Przykro mi niezmiernie, zacny rycerzu, ale nie mogę również przystać na twoje ultimatum, gdyż jestem przywiązany do swojego leża jak do skarbów, którymi nie omieszkam się chwalić.

- Wiedz, smoku, iż walczyłem z większymi od ciebie. Jam jest rycerz Julian, sławny na całą Lorencję pogromca smoków! Tymi dłońmi, którymi trzymam swą kopię, zamordowałem jednego z twoich biesich pobratymców.

- ?Zamordowałem?, słowo fantastycznie adekwatne do sytuacji ? rzecze rozbawiony smok. ?Tyks?krsoskhert mym mianem. Zapamiętaj je, gdy przyjdzie ci opowiadać o mnie swemu pełnemu nadziei ludowi, o ile przeznaczenie pozwoli ci przeżyć to spotkanie.

- Przeżyję, bestio z piekła rodem, do chwili, gdy przytargam mieszkańcom miasta Tendal twój łeb!

Julian powoli unosi kopię.

- Jak sobie życzysz? ? odpowiada Tyks?krsoskhert.

Rycerz pogania konia ostrogami, po czym ten rusza z rżeniem. Julian trzyma kopię w poziomie, skierowaną w stronę smoka. Tyks?krsoskhert patrzy ze stoickim spokojem na wysiłki Twojego opiekuna. Od jego broni do brzucha bestii dzieli już odległość zaledwie pięści?

Julian przejeżdża przez smoka jak gdyby nigdy nic. Gad rozpływa się w powietrzu, jakby był zwyczajną iluzją.

- Całkiem przyzwoita rozgrzewka, zacny rycerzu i jego giermku! ? słyszysz w swojej głowie. ? Tylko coś oszukana ta twoja sława, Julianie, jeśli to wszystko, na co cię stać!

- To się jeszcze okaże ? mówi cicho Julian, ale tak, że słyszysz, po czym krzyczy w stronę powietrza: ? Tyks?krsoskhercie, bądź jak kazałeś się siebie tytułować, pokaż się! Czyżbyś stchórzył?

- Wierz mi, że to ostatnia rzecz, jaka mogła przyjść do mego umysłu.

- Mateo, wchodzę do jaskini za smokiem ? zwraca się do Ciebie rycerz. ? Jeśli mimo to zauważysz go na świeżym powietrzu, natychmiast idź za mną i mnie zawiadom.

Julian wchodzi do środka. A tej poczwary nigdzie nie widać na pierwszy rzut oka ? ani przy wejściu do leża, ani gdzieś dalej, ani nawet na niebie.

Ayn as Fiaren ? Nic w mieście nie zatrzymało Cię na tyle, żebyś nie mógł przystąpić do realizacji swojego planu. Nocą zostawiasz tożsamość Reuna, by przybrać postać Ayna i polecieć w stronę lorencjańskich trzęsawisk.

<W mieście nie dzieje się nic, co mogłoby mieć wpływ na główną fabułę, dlatego zostawiam Ci wolną rękę w opisaniu, co Ayn/Reun tam robił.>

Kiedy przelatujesz nad górami przy blasku gwiazd, wydaje się, że droga do celu jest łatwa i stosunkowo niedaleka. Wygląda na to, że wszyscy o tej porze śpią, co powinno Cię bardzo cieszyć. Niedługo później natomiast jesteś na miejscu: oto trzęsawiska Lorencji, o których mówił Volanis. Jest ciemno, ale Twoje widzenie w ciemnościach wspomagane światłem gwiazd pozwala Ci dostrzec całkiem przerzedzony las z ledwo zauważalną ziemią. Gdybyś wzleciał niżej, bez wątpienia byś poczuł charakterystyczny odór mokradeł. Wygląda to tak, jakby tu też wszyscy spali ? przy założeniu, że ktoś w ogóle tu mieszka. Od czego chcesz zacząć?

Zs?Skayr ? Kiedy idziesz dalej, żeby wyminąć tego orka, dostrzegasz, że rzeczywiście znajdujesz się w czymś w rodzaju labiryntu. Z tego względu trafiasz w końcu na ścianę ? gdy zaczynasz się po niej wspinać, zaraz odnajdujesz słabszy punkt, przez który przekopujesz się szponami. Idąc nadal wzdłuż kanionu i rozglądając się za podobnymi skrótami, w końcu dochodzisz do miejsca wyróżniającego się spośród reszty. Nie musiałeś dochodzić aż na drugi koniec ?labiryntu?, żeby to zobaczyć, choć i tak dostrzeżenie szczegółów zajęło Ci co najmniej chwilę. Otóż w jednej z wielkich skał znajduje się sporej wielkości ?wyłom?, a przynajmniej tak można nazwać fragment wyróżniony w taki sposób, że równie dobrze mogłaby tu być postawiona brama. Skała ta jako całość nie jest długa ani szeroka, a wysokością dorównuje innym. Jeśli zaś chodzi o tamtego orka, to zostawiłeś go daleko w tyle ? jednakże z pozycji, w której jesteś, nie potrafisz wywnioskować, ile konkretnie dystansu zostało mu do przemierzenia.

Rilhatris ? Jaszczuroludzie w liczbie pięciu zauważają Cię. Przewodnik grupy patrzy na swoich przez chwilę, coś syczy w ich języku ? nic wartego tłumaczenia na wspólny ? po czym klękają, kładąc broń na ziemi. To znak, że iluzja działa.

- Pani? Kłaniamy się? ? mówi w języku wspólnym przewodnik grupy, po czym wszyscy biją Ci pokłon. ? Sssssmocza siostro, twa obecność jest dla nas zaszczytem?

Nagle przelatuje obok Ciebie strzała wystrzelona znikąd, wbijająca się w ziemię. A może nie tak znowu znikąd ? z jednego z drzew niedaleko wyłania się jaszczuroczłek o idealnie zielonym kolorze łuski nawet na brzuchu i klatce piersiowej oraz o prostokątno-trójkątnym pysku, dzierżący kołczan ze strzałami na plecach przewieszony przez głowę i średniej długości łuk, trzymany oburącz. Jaszczur zeskakuje z drzewa i podchodzi do Was, staje jednak w pewnej odległości.

- Bracia, ta ludzka kobieta nie jest smokiem ? przemawia językiem jaszczuroludzkim, rozumiesz jednak, co przez to chce przekazać. ? Przypatrzcie się, jej smocze atrybuty to iluzja.

Natręt zwraca się do Ciebie:

- Obsssserwowałem cię, ludzka kobieto, odkąd tylko zapuściłaś się na nasze mokradła. Widziałem również, jak rzucasz na siebie te wszyssstkie uroki. Kimkolwiek jesteś, mnie nie nabierzesz. Przedssstaw się i wyjaśnij, po co tu przychodzisz, w przeciwnym razie zosssstaniesz przepędzona.

Reszta jaszczuroludzi zdążyła już wstać i dobyć broni. Na słowa ich pobratymca syczą złowrogo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...