Skocz do zawartości

Omenik

Forumowicze
  • Zawartość

    84
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez Omenik

  1. Omenik
    Żałuję, że nie zrobiłem screenów w trakcie przechodzenia kampanii, gdyż po przeinstalowaniu systemu nie zachowały mi się save'y z gry, a pierwsze parę misji nie przedstawiają aż tak ciekawych fragmentów.
    Rzadko gram w najnowsze tytuły - w ogóle przez ostatnie parę lat mało grałem. W ciągu ostatnich paru lat wracałem wielokrotnie do grania, dwa lata temu uzbroiłem się w PlayStation i skończyłem ok. 15 tytułów, po tym nastąpiła kolejna przerwa i na początku 2011r. nabyłem X360 - gry, w które zagrałem można wymienić na palcach prawej ręki - Forza 3, Fable II (dla tej gry właściwie zakupiłem ten sprzęt), Halo 3:ODST i Resident Evil 5... Nie grałem nawet jeszcze w Mass Effect!
    Teraz, po kolejnych paru miesiącach, powróciłem do grania na dobre. Obiecuje sobie, że przejdę przynajmniej 5 gier w miesiącu. Wyzwanie jest spore, a dlaczego? Dlatego, że moim ulubionym typem gry są strategie wszelkiej maści.. Co nie znaczy, że nie lubię postrzelać, czy ścigać się na bezdrożach w Dircie! Mam wielkie zaległości w graniu, ale.. To mnie cieszy! Mogę grać we wszystkie bestsellerowe produkcje za grosze! Na dodatek otrzymuję możliwość zagrania w najlepiej spatchowaną i pozbawioną wielu wad wersję.. To jest piękne. O tak...


    Gra: The Settlers 7: Droga do Królestwa Wersja językowa: PL
    Data wydania: 23.03.2010r. - Świat, 26.03.2010r. - Polska
    Średnia ocen (metascore): 79

    Tak to było na początku...
    Jedną z gier, w które musiałem zagrać jest siódma odsłona słynnych Osadników. Ponoć fani serii najbardziej doceniają tę produkcję, w którą zagrali "jako pierwszą". U mnie była to czwarta odsłona, która zachwyciła mnie piękną, bajkową grafiką, genialnym systemem zarządzania miastem oraz świetną kampanią -czego wielu strategiom brakuje. Później, po wysłuchaniu wielu rekomendacji sięgnąłem po część drugą. Oprawa audiowizualna trzymała się całkiem nieźle kupy, system był.. znacznie bardziej pogmatwany. Szczerze mówiąc nie pograłem zbyt długo w tę część i nie do końca polubiłem się z tą legendarną odsłoną. Następną częścią, w którą miałem - tym razem zdecydowanie wątpliwą - przyjemność było Dziedzictwo Królów. Z królami i ich dziedzictwem może i miało to coś wspólnego, gorzej z dziedzictwem serii. Może to tylko moje wrażenie, ale gra zmieniła się diametralnie, brak było następstwa graficznego.. W ogóle, była.. Inna!
    Cóż za lakoniczne słowo - inni, ale tylko to przychodzi mi na myśl. Zawsze Osadników kojarzyłem z baśniowym klimatem, braku możliwości ingerencji w konkretną jednostkę (oprócz wojska) - po prostu w Settlersach byliśmy WŁADCĄ, a nie inżynierem budowy, czy też innym, podobnym.. Gdybym miał jednym słowem określić z czym kojarzy mi się seria - odpowiedziałbym, że z "rybactwem", no, ewentualnie rybołówstwem. Dlaczego? Kto grał w czwartą część serii powinien mnie zrozumieć. Jeśli nie znajdzie się nikt komu to skojarzenie pasuje do tej odsłony - proszę o interwencję. Może z moją psychiką nie wszystko jest w porządku.
    Gdy usłyszałem, że wyszła siódma część serii, która notabene miała być powrotem do korzeni, wiedziałem że muszę ją nabyć.. Tak się i stało, rok później niż planowałem, ale zawsze. Przed najnowszą odsłoną Settlersów stawiam ogromne wymagania pod względem fabuły (o ile można o takowej w strategii mówić), systemu rozwoju ekonomicznego oraz klimatu. Jeśli interesują Was rezultaty mych obserwacji - zapraszam do przeczytania recenzji.
    Problemy techniczne...
    Niestety, jak to w serii bywało, i "Paths to a Kingdom" nie jest pozbawione błędów. Po dziesięciu minutach gry wszystkie drzewa, budynki, kopalnie i cała reszta infrastruktury zaczęła migać - wszystko znikało na ułamki sekundy i pojawiało się (w kolorze błękitnym) na równie krótki okres czasu. Okazało się, że problem stanowią moje najnowsze sterowniki graficzne. Zaopatrzyłem się w wersję 270.61 (9800GT) i wszystko ruszyło... Ponadto dowiedziałem się, że gra ma problemy z kartami połączonymi w Crossfire oraz dwuprocesorowymi układami graficznymi - należy przełączyć na tryb używania jednego układu (nie czytałem notek przy najnowszych patchach - jeśli one eliminują te problemy, proszę o informacje). I to by było na tyle w tym akapicie, przejdźmy do konkretów...
    Co w trawie piszczy..

    Kiepski, w mym przekonaniu, witający nas napis..
    Po włączeniu gry pojawia nam się kiepski pod względem typografii napis "Ubisoft prezentuje..." - z racji częściowo artystycznie ukierunkowanego życia zwracam szczególna uwagę na tego typu elementy - a później.. Później moje uszy otrzymują dawkę bardzo miłej, w świetnej jakości, muzyki. Trudno opisać jaką ulgę sprawiło mi stwierdzenie, że oprawa audio i w tej części jest na bardzo wysokim poziomie. Przez całą grę towarzyszą nam melodie dodając grze wielkiego plusa.
    Blue Byte Software przekazało nam do zabawy parę trybów, takich jak:

    Kampania, potyczka, cesarstwo, tryb wieloosobowy. Graczom zaczynającym przygodę z Osadnikami od tej części pomocne mogą okazać się poradniki w formie wideo, niemniej jednak starych wyjadaczy zanudzą na śmierć.
    Wielką zaletą gry - jak się okazało - jest również brak trybów trudności kampanii, a poziom ten jest świetnie wypośrodkowany.
    Kampania w Drodze do Królestwa zaskakuje nas wspaniałymi scenkami pomiędzy (w trakcie również, ale o tym później) misjami wprowadzającymi nas w świat i fabułę najnowszej części serii. W poprzednich częściach serii - mam na myśli głównie nowsze od czwartej - droga do zwycięstwa prowadziła poprzez rozwinięcie pod względem ekonomicznym osady oraz stworzeniem wielkiej armii, The Settlers 7 odchodzi od tego schematu. Wciąż pozostawia nam szerokie możliwości ekonomiczne i militarne, ale nie są to już jedyne opcje pozwalające nam na wygranie misji. Punktowane są również niektóre zadania - chociażby posiadanie największej liczby robotników. Zwycięstwo w ten sposób, a nie militarny, wymaga od nas większego poświęcenia i skłania nas do spędzenia, dodatkowych, paru godzin przy grze. Nie możemy jednak zapomnieć o wojsku, w każdej potyczce lub misji wykorzystamy - mniej lub więcej - naszą armię. Gdyby twórcy przewidzieli możliwość dyplomatycznego przejmowania osad przeciwnika to, z pewnością, wojsko odeszłoby zupełnie na dalszy plan. Lecz przecież właśnie o to chodzi, by raz wygrać dzięki naszej sile fizycznej, raz dzięki sile umysłu. To sprawia, że gra jest niebanalna i nieschematyczna - zawdzięczamy temu to, że każda potyczka jest zupełnie inna.
    W "Siódemce" gruntowny remont przeszedł także system rozbudowy osady. Nie musimy już budować młyna i spichlerza oddzielnie - wszystko za sprawą ulepszeń budynków. Wystarczy postawić gospodarstwo i przybudować do niego wspomniane składniki infrastruktury. Nie jest to już, jak to było w przypadku piątej odsłony serii, gra w której myślenie ogranicza się do przesyłania impulsów w kierunku naszych palców, by te zwiększały kliknięciami naszą armię. Aby wygrać trzeba się nieźle wysilić, przechytrzyć naszego wroga.

    Zapamiętajcie to okno - w grze wieloosobowej będziecie zerkać tam co chwilę.
    Wielkie brawa należą się twórcom za bardzo rozwinięte drzewo technologiczne i naukę. Rozwój tej dziedziny został zorganizowany w bardzo ciekawy sposób, mianowicie by wejść w posiadanie nowej, niezbędnej wiedzy musimy wyszkolić odpowiednią ilość mnichów i wysłać ich do świątyni. Musimy liczyć się z poświęceniem naszych uczonych w zamian za technologię.
    Gdy znudzi nam się już granie mamy możliwość wcielenia się w architekta oraz alchemika. Pierwsza opcja polega na upiększeniu - lub oszpeceniu, jak kto woli - naszego zamku. Edycja naszego dzieła przebiega sprawnie - a to dlatego, że wszystko dzieje się w obrębie menu głównego - następuje tylko zbliżenie na zamek. Wieża Alchemika to zaś edytor map - nie wgłębiałem się w jego tajniki, bo niestety nigdy nie wychodziło mi tego typu działanie.
    Za zdobyte dzięki dzielnej, wytrwałej grze monety i punkty (za każdą wygraną misję, czy też zdobyte trofeum otrzymujemy profity - najczęściej w formie monet oraz rzadziej - trofea - zwykłe punkty) możemy zakupić dodatki (okna, wieżyczki i tym podobne) upiększające nasz zamek. Ponadto wydać możemy je na nowe elementy infrastruktury i ulepszenia.

    O, mój zameczek po lekkim "upgradzie".
    "I don't want to be alone.."
    Wracając do kampanii - mimo ciekawej fabuły jest to, w moim przekonaniu, tylko samouczek, który nauczy nas jak poruszać się po świecie Osadników. Gdyby nie genialny tryb wieloosobowy z pewnością spojrzałbym na nią pod innym kątem, ale.. Właśnie! Tryb multiplayer jest wspaniały i mocno wymagający - to właśnie w momencie przejścia kampanii rozpoczynamy prawdziwą grę..
    By wygrać z przeciwnikami rzeczywistymi musimy pomyśleć jeszcze bardziej.. Znacznie bardziej. Największą trudnością jest zbliżanie się do zwycięstwa w taki sposób, by umknęło to uwadze pozostałych graczy. Zdecydowanie najważniejsza jest przebiegłość i trzeźwość umysłu.
    W trybach dedykowanych grze wieloosobowej armia stanowi ważniejszy element niż w zwykłych potyczkach czy kampanii. Tam zawsze możesz wczytać grę, tu już niestety nie. Od pierwszej minuty konieczne jest dbanie o odpowiednią liczbę wyszkolonego wojska oraz fortyfikację - w przypadku najazdu znacznie silniejszego przeciwnika możemy już praktycznie rzucić parę przekleństw na wiatr i czekać na to, co ześle nam los. A zesłać trochę może - nie będę zdradzał więcej.
    A jak to wszystko się prezentuje?
    Wspomniałem już co nieco na temat oprawy dźwiękowej gry, warto jednak dodać jeszcze parę słów. Główny motyw menu z VII odsłony serii został wielokrotnie pobrany jako *mp3 z Internetu, a głównie z serwisu YouTube, dlaczego? Nie trudno się domyślić, że jest po prostu piękny, genialna kompozycja w połączeniu ze świetnym, na myśl przychodzi - elfim, wokalem jest jednym z nielicznych motywów, który mógłbym wrzucić na swój odtwarzacz! Nie zrobię tego jednak, a głównym powodem tego jest to, że po skompresowaniu jest pozbawiony wielu smaczków, wolę odpalić grę w tle i słuchać niż puścić z YouTube'a.
    Nie wspominałem jednak o grafice, a ta jest.. Idealna, cukierkowa i baśniowa, taka jak w starych, dobrych Osadnikach. Jednak nie tylko sam klimat tworzący przez oprawę audiowizualną zasługuje na uwagę. Spójrzcie na jakość tekstur - porównajcie chociażby wodę do tej z "Cities in Motion". Widać różnicę? Ba.. A gra starsza o rok. Elementem, który ma dla mnie wielką wagę - wspomnienie z czwartej części - jest animacja działań drwali, rybaków i całej reszty robotników. Liczyłem na to, że - skoro to powrót do korzeni - pojawi się i w tej części. No i się nie przeliczyłem! To jest jeden z najwspanialszych smaczków graficznych w tej grze! Fakt nie jest to nic innowacyjnego i wymyślnego, ale dodaje klimatu serii.

    Świeczka i ekran wczytywania...
    A ta świeczka zamiast paska postępu podczas wczytywania misji, gry... Urzekła mnie - w ogóle cały ekran ładowania jest perfekcyjnie wykonany. Aż się czeka na moment, w którym będziemy.. czekać. Paradoks, nie?
    Optymalizacja również nie została spaprana, przy moim sprzęcie na maksymalnych ustawieniach osiągane było 35-45 klatek na sekundę. Nie jest to może wynik wspaniały, ale jak na strategie - wystarczający.

    Spójrzcie na tę baśniową grafikę...
    Szczęśliwej drogi już czas..
    Nie potrafię grać wieczność w jedną grę, nawet jeśli jak ta dysponuje genialnym trybem wieloosobowym (pomijam Counter-Strike'a, na którego przeznaczyłem parę lat temu wiele, wiele i jeszcze raz wiele czasu, a głównie na grę w ligach). Po prostu nie potrafię. I również Osadników odstawiłem po dwóch tygodniach intensywnego grania na półkę, zdążyłem przeinstalować system i.. Zachciało mi się napisać recenzję, więc przynajmniej parę zrzutów z gry by się przydało... Po zainstalowaniu i przejściu trzech misji stwierdziłem, że pogram jeszcze troszkę. Pewnie dzisiejsza noc będzie stała pod znakiem kampanii. A to za sprawą tego, że gra jest nieliniowa i bardzo wciągająca. Baaardzo!
    Jeszcze raz brawa dla Blue Byte Software za oprawę (no dobra, głównie chodzi mi o tę świeczkę) i.. chwała im za to. Chwała im za tę wspaniałą kontynuacje serii, za tytułowy powrót do korzeni. Chwała im też za to, że mimo odwzorowania klimatu z pierwszych części gry wprowadzonych zostało wiele innowacji, które mogą przykuć uwagę znudzonym schematycznością Osadników graczy.
    Jest to póki co najlepsza gra w jaką miałem przyjemność w tym roku zagrać. Myślę, że te słowa są idealnym podsumowaniem. A teraz wszyscy głośno, DZIĘ-KU-JE-MY!
    Oprawa graficzna: 8+/10
    Oprawa audio: 9/10
    Optymalizacja: 8/10
    Grywalność: 9+/10
    Plusy i minusy gry:

    powrót do korzeni z wielkim hukiem i blaskiem,
    świetna oprawa audiowizualna,
    niezła kampania - fabuła i nakreślenie przewijających się postaci...
    ...jeszcze lepszy multiplayer,
    świeczka!
    dobra optymalizacja,
    zarówno fan serii, znudzony weteran, jak i "świeżak" znajdzie w nowej odsłonie Osadników coś dla siebie,
    wciąga jak diabli. Ocena końcowa: 9/10!
    Specjalna dedykacja użytkownikowi Quetz, który przekonał mnie do takiej formy publikacji - ma to wiele wad, ale ma też swoje zalety. Wkurza mnie tylko to, że nie umiem się rozpisać przez edytor IP.Boarda...
  2. Omenik
    Wybaczcie za zewnętrzne linki, ale bardzo nie podoba mi się wizja wstawienia dość długiej recenzji w formie wpisu na bloga. Tylko i wyłącznie PDF może mieć tu miejsce. Za nieudogodnienia przepraszam - jeśli jest to niezgodne z regulaminem to proszę o pouczenie, jednak nie znalazłem punktu traktującego o takim działaniu.
    Hej, kolejorz!
    Powyższe słowa kojarzą mi się ze świetnym, starym zespołem Pidżama Porno oraz jego drugą stroną, czyli Strachy na Lachy. Co więc skłoniło mnie do napisania tych słów w tytule wpisu? Nic, czyli tyle samo ile wiary w ?Cities in Motion? miałem przed zagraniem. Miałem rację myśląc, że będzie to zwykły remake starego giganta? Możecie się o tym dowiedzieć już teraz ? wystarczy otworzyć PDF-a (kliknij na ikonkę dokumentu poniżej) i przeczytać. Dla tych nie przepadających za długimi tekstami ? przeczytajcie to, co zaznaczyłem pogrubionym tekstem. Jest tego rzeczywiście sporo, ale.. Taka gra.


    Przeczytaj recenzję. Kliknięcie obrazka powyżej spowoduje przeniesienie do dokumentu. Jest to jednak niepełna wersja recenzji, dla tych którym nie chce ściągać się pliku (10mb) zawierającego screeny w lepszej rozdzielczości oraz dodatkowe obrazki. Dorzuciłem również parę zrzutów z Civilization V, by dać Wam możliwość porównania grafiki.


    Pobierz pełną wersję recenzji. UWAGA!
    Zapomniałem w recenzji wspomnieć o jednym, bardzo ważnym czynniku. Mianowicie w grze NIE MA GRACZY KOMPUTEROWYCH, gramy sami ze sobą, czasem i wirtualnymi klientami.
  3. Omenik
    Mieszkam 17km od tytułowego pięciotysięcznego miasteczka, więc gdy nadeszły mnie słuchy o ciekawym projekcie rekonstrukcji historycznej, a dokładnie zobrazowania historii ostatniego pruskiego spalenia czarownicy w Reszlu sprzed 200lat, wiedziałem że pojawię się w odpowiednim miejscu i odpowiedniej godzinie, by móc na własne oczy ujrzeć wspomniany teatrzyk.
    O godzinie 21:30 pojawiłem się w Reszlu, pomijając trudności z przejazdem przez miasto i brak możliwości zaparkowania w odległości mniejszej niż kilometr od zamku, w tym wypadku sceny, nic nie wytrącało mnie ze stanu lekkiego podniecenia i ekscytacji. Dwadzieścia minut później stałem już w miejscu przeznaczonym dla widowni, udało mi się przepchać na sam przód, tuż przy stanowisku kamerzystów z Telewizji Polskiej. Rekonstrukcja rozpoczęła się piętnaście minut później, gdy przed bramą zamku stanął mnich narrator i wyjął tajemniczą księgę z kufra?
    W trakcie tej, swego rodzaju, sztuki jedyną rzeczą, która przyprawiła mi naprawdę pozytywnych wrażeń był moment podpalenia miasta. Zaczął się pokaz ognia, który wykonany był bardzo efektownie.. Niestety nie był pozbawiony też wad. Panowie odpowiedzialni za tak zwane plucie ogniem sprawiali wrażenie wziętych z ulicy parę dni wcześniej przechodniów, których to w tak krótkim okresie chciano nauczyć tej sztuki.. Fakt, plucie te udało im się więcej razy niż nie udało, ale jednak niesmak pozostaje. Kolejną rzeczą, która według mnie powinna zostać wykreślona ze skryptu jest utwór puszczony podczas tegoż pokazu.. Ja naprawdę rozumiem, że motyw ten jest piękny, ale? Tworzył on swego rodzaju klimat w filmie ?Requiem for a dream? (tak, o ten motyw chodzi), a tutaj mnie tylko i wyłącznie rozbawił. Podejrzewam, że gdybym nie znał tej kompozycji i nie wiedział w celu uzyskania jakiego klimatu była stworzona to byłbym zachwycony efektem, jaki nadała temu pokazowi. Jednak wiem i jak dla mnie to było całkowicie na nie.
    Najgorszym jednak aspektem całej sztuki,o którym wspomnę pod koniec mej minirecenzji (mówiłem, ze będzie mini) jest wcześniejsze nagranie dialogów i wywodów narratora. Głos był dosłownie puszczany z taśmy, a aktorzy tylko gestykulowali i próbowali ruszać szczęką w rytm słów. Dało to miejscami nader śmieszny efekt, gdyż nie zawsze gestykulacja zgadzała się z emocjami słyszanymi w czystym, pozbawionym szumów głosie prokuratora i sędziego.
    Co do (nie)spłonięcia Barbary Sdun.. Mogę tylko powiedzieć, że wyobrażałem to sobie zupełnie inaczej niż tylko, znów, puszczone krzyki po zniknięciu gdzieś za zamkiem czarownicy.
    W recenzji wymieniłem niemal same negatywne cechy rekonstrukcji, a jednak ocenię tę rekonstrukcję znacznie łagodniej. Bardzo żałuję też, że od niedawna nie jestem w posiadaniu żadnej lustrzanki, bo tutaj zdjęcia można było skomponować rewelacyjne, wystarczyłby monopod, minimalne wyczucie i przeciętnie jasny obiektyw. Brawa należą się autorom pomysłu szczególnie za pomysł, jest to świetny chwyt marketingowy reklamujący miasto. Dzięki temu setki turystów, którzy Reszel raczej traktują jako miasto przejazdowe zostali w nim choć na parę godzin. Ogólnie pod względem merytorycznym było bardzo ciekawie, nie było się do czego przyczepić. Historia ciekawa, nie nużąca. Niejasny był dla mnie tylko obraz magii praktykowanej przez czarownicę, dopiero po minucie, czy dwóch zorientowałem się, że to właśnie.. Magia..
    Moja ocena przedstawiona za pomocą cyfry będzie dość wysoka, a wręcz ostra krytyka ? w moim mniemaniu ? błędów jest spowodowana rozczarowaniem. Spodziewałem się większego rozmachu i zaangażowania ze strony aktorów. Następnym razem z pewnością niektóre błędy zostaną poprawione, jeśli oczywiście następny raz będzie. A jeśli będzie to zdecydowanie polecam, mimo wszystko warto przeżyć coś takiego, zrozumieć swego rodzaju głupotę tamtych czasu ? nakładanie tak wysokich kar za ?uprawianie magii?, zwykle dla niewinnych mieszkańców.
    Moja ocena: 7/10 za pomysł, pokaz ognia i historię.
  4. Omenik
    IRA
    Od GADa po teraźniejszość...
    Część 1 z 2
    Poniższy tekst poświęcony jest głównie Arturowi Gadowskiemu i zespole, który bez niego by w moich uszach nie istaniał, IRA.



    Tytułowy GAD, czyli Artur Gadowski odkąd pamiętam był - i jest - jednych z moich ulubionych wokalistów, obdarzony świetnym głosem - choć odkrytym w dość dziwny sposób (ale o tym później - wspiął się na szczyt polskich toplist lat 90tych, czyli tych w których dominował rock i tego typu muzyka - aktualnie jego "hity z najnowszej płyty" możemy również znaleźć wśród bestsellerów. Szybko, choć w walce z czyhającymi w ukryciu wielkimi problemami, rozwinęły się jego sława i popularność. Jak szybko? I dlaczego pogrubiłem słowo.. muzyka? Już pędzę z wyjaśnieniem...

    Muzyka jest dla mnie jedną z najważniejszych części życia, pozwala mi odetchnąć po ciężkim dniu i nabrać siły na kolejny. Pozwala mi na przelanie swych odczuć na setki nut słyszanych w kolumnach podpiętych pod wzmacniacz, czy wydobytych z otworu rezonansowego klasyka - tudzież harmonijki. Nie trawię, nie akceptuje i nie znoszę nazywania MUZYKĄ gatunków pokroju techno, czy dancehall. To nie jest MUZYKA, to po prostu METRONOM z wieloma wadami... Hip-hopu, czy też rapu również muzyką bym nie nazwał, ale to już z innych powodów. Nie dlatego, że mam coś przeciwko tej subkulturze i gatunkowi, ale to są po prostu słowa i podkłady - może się komuś podobać, może to ktoś kochać, mi to szczerze mówiąc wisi. Byleby był to hip-hop z wyższej półki, no a przynajmniej wyższej niż żałosna Firma, czy HempGru.

    W drugiej połowie lat 80 ubiegłego stulecia Artur założył wraz ze znajomymi zespół Kurcze blade, a potem - gdy ten nie odniósł większego sukcesu - w roku 1986 kolejny, również niezaliczany do tych "udanych" projektów, mianowicie Landrynki dla dziewczynki. Chociaż.. może nie do końca był to nieudany projekt. Na szczęście - wielu osób, w tym moje - rok 1987 przyniósł mu angaż w polskiej, niepozornej grupie IRA założonej przez Kubę Płucisza. Współpraca do roku 1994 przynosiła genialne rezultaty - uwiecznione na krążkach - a pamiętny rok 96 był istną tragedią wielu fanów. Właśnie wtedy IRA zakończyła swą działalność.. Na szczęście - lub nie, zresztą zobaczycie jak ja to widzę w dalszej części artykułu - powróciła na początku XXIw., w roku 2002. Dużo liczb, ale będzie jeszcze więcej..


    Kuba Płucisz - założyciel zespołu IRA

    Co zatem poczęła biedna Gadzina w tym smutnym okresie? Ano na początku, czyli w roku 1998 wydała płytę pod zacnym tytułem - "Artur Gadowski" - i.. chwała Ci za to Arturze. Cała płyta zapełniona została przebojami, które w wolnych chwilach grają zarówno w mych głośnikach, jak i mym sercu. Warto dodać, że solową płytę Artura tworzyli między innymi.. gitarzyści IRY! Szczególnie polecam - znane pewnie wszystkim - "Szczęśliwego Nowego Jorku", trochę mniej znane "Czułe słówka" i utwór z historią wartą przytoczenia - "Ona i on"...

    A zanim o tym - obiecałem, że wyjaśnię jak Artur odkrył swoje genialne predyspozycje wokalne. Nie pamiętam ze wszelkimi szczegółami, a sprawdzać nie mam zamiaru - honor fana - ale to co powiem jest z pewnością prawdą. W momencie zakładania zespołu Landrynki dla dziewczynki, w którym według planów GAD wcale nie miał być wokalistą, a.. gitarzystą. Jednak przed występem w szkolnym przeglądzie zespołów zrezygnował śpiewak, a że chłopacy chcieli zagrać... Cóż, jeden gitarzysta mniej to nie aż taka tragedia - pf, i mówi to ktoś, kto gitarę pokochał w 5 roku życia - Artur postanowił go zastąpić. Ponoć nie wychodziło mu to zbyt dobrze, więc z pomocą - i litością nad wyciem młodzieńca - przyszła jego mama. Lekko sparafrazowane zdanie wypowiedziane przez rodzicielkę brzmiało mniej więcej tak - "Skoro już musisz to robić, to rób to dobrze. Wytłumaczę Ci, o co chodzi"... I tak to wszystko się zaczęło.. Wspomniałem też, że Landrynki nie były tak do końca nieudanym projektem.. No właśnie, mianowicie dzięki temu, że grali odkryto Gada...


    Artur nieco zmienił image...

    "Kiedy jesteś obok mnie.. Ziemia staje w miejscu czując mocne bicie naszych serc. Roztopimy każdy lód, rozpalimy gwiazdy, niebo będzie dobrym domem już do końca naszych dni..."
    Artura Gadowskiego kariera solowa..(1/2)


    Skoro sprawę odkrycia talentu Artura mamy za sobą pora na kolejne spełnienie mej obietnicy - powróćmy więc do kwestii historii utworu, dodajmy - jakże pięknego, "Ona i On" lub po prostu "Ona" - żeby było łatwiej. Muzą tekstu i jego docelowym odbiorcą miała być ówczesna żona twórcy, Barbarze. Grany był niezmiernie rzadko, na co naturalnie mam swoje wytłumaczenie.
    Która z kobiet świata byłaby zadowolona z tego, że jej facet publicznie wykonuje utwór opisujący moc uczuć do swojej byłej? Ano właśnie.. Tylko przypomnę, że Artur od 2009r. jest znów żonaty, a zespół IRA niedługo później wykonał wspomniane dzieło (nie chcę używać tak błahego słowa jak "piosenka" przy znakomitym dziele pracy Artura - bo to on napisał tekst i skomponował muzykę) na żywo. Może tutaj należałoby szukać związku?
    W 2006r. natomiast zagrali "Ją" po raz pierwszy we wspaniałej, akustycznej aranżacji.



    Okładka płyty "Mój dom" wydanej w 1991r.


    "Lubię nosić buty z wielkim czubem, moje długie włosy to jest coś, co lubię!"
    Pamiętny rok 1991


    Ekhm, nie wspominałem, że cytat z tej piosenki opisuje mniej więcej moją osobę? Co prawda IRA to najlżejsza muzyka jakiej na co dzień słucham - no, oprócz jazz fusion, które gram - bo raczej klimaty Iron Maiden są tymi.. Tymi "moimi". A przecież IRA tak odbiega od tej "starej, dobrej muzyki"...

    Podejrzewam, że większość ludzi, która z IRĄ nie miała dłuższej styczności nie wyobrażają sobie teraźniejszego Artura wyśpiewującego ten tekst, jednak nawet i teraz (niestety w latach 90 byłem jeszcze "za mały" by pojechać na koncert IRY, więc nie wiem jak to wyglądało na żywo) brzmi to świetnie. A dlaczego panuje takie wyobrażenie o zespole - mianowicie słychać cały czas o "plastikowości" zespołu i komercji? O tym w kolejnym akapicie. Teraz zwróćmy uwagę na parę drobnych szczegółów z okresu, w którym to napisano powyższy tekst...

    Zespół wraz z Gadem zagrał po raz pierwszy w roku 87, a pierwsza płyta z jego udziałem została wydana w 1989, dlaczego więc tytuł wpisu - i cały wpis - traktuje o latach 1993-2011? Szczerze? Naprawdę nie lubię pierwszej płyty. W moim przekonaniu IRA rozpoczęła działalność w roku 1991 i.. niech tak zostanie!

    Bezapelacyjnie moim zdaniem najlepszą płytą zespołu jest wydany właśnie w tym roku krążek o wdzięcznej nazwie "Mój dom", którą najwyraźniej podłapał jakiś tekściarz Feela.
    IRA ponoć zawsze grała pop-rock, ale tutaj.. Tutaj wszystko jest zrobione tak, by wprowadzić słuchacza w mocne rockowe klimaty - przecinka celowo nie użyto w celu zachowania sensu wypowiedzi.
    I nie, nie jestem chory, nie majaczę i mój umysł pracuje najlepiej, jak tylko potrafi. Po prostu takie jest moje zdanie.
    Na płycie znajdziemy wiele ciekawych, częściowo o tematyce politycznej - choć bez większych narzekań, utworów - między innymi wspomniany "Mój dom", w którym to krzyk Artura gniecie mi genitalia. Ale.. Proszę, niech gniecie mi dalej! W tym wypadku nie przeszkadza mi to wcale. Album jest naprawdę mocno zróżnicowany i nie może się znudzić. Odnajdziemy tam kontrowersyjne, mocniejsze perełki (na przykład - "Bierz mnie") oraz te spokojniejsze, bardziej wdzięczne - chociażby słynna "Nadzieja", czy pominięty, nie wiedzieć czemu, najkrótszy utwór przerażający mnie swą genialnością, czyli "Twój cały świat".

    Płyta ta była chyba jedną z najważniejszych - jak nie najważniejszą - w historii zespołu. To tutaj pojawiły się kawałki, które od lat kojarzone są właśnie z tą grupą...


    I.. ciąg dalszy nastąpi!

    W następnej części:
    - przybliżę dalsze losy zespołu,
    - dopowiem "kilka" słów do już wypisanych na temat kariery solowej Artura,
    - zaprzeczę - lub nie - pogłoskom o "zeszmaceniu" się zespołu,
    - wspomnę o problemach napotkanych przez zespół oraz tych, z którymi Artur musiał walczyć w pojedynkę
    oraz wiele, wiele więcej!

    Zapraszam do komentowania wszystkich - i fanów IRY i antyfanów, to samo tyczy się gatunku.
    Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam.

×
×
  • Utwórz nowe...