Skocz do zawartości

Scipio

Forumowicze
  • Zawartość

    49
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez Scipio

  1. Scipio
    Oczywiście nie wkurzają mnie słuchawki jako takie a jedynie jakość ich wykonania. Nie wiem czy mam pecha trafiać na wyjątkowo nieudane modele czy może cały rynek przeżywa jakiś kryzys jakości ale cała sytuacja staje się dla mnie nie do zniesienia. W ciągu niecałych dwóch lat straciłem 5 par słuchawek! Zrozumiałbym taką sytuacja gdybym korzystał z wyrobów trzeciorzędnych firm ale z reguły staram się trzymać znanych marek i szukać opinii o ich wyrobach. Niestety jak widzicie nie przynosi to większych rezultatów.
    Najgorsze jet to, że słuchawki mogą być łatwo zabezpieczone przed większością uszkodzeń z jakimi miałem do czynienia. Wystarczyłaby solidna, elastyczna, dobrze przylegająca do kabla osłonka miejsca w, którym łączy się on ze słuchawką i solidnie łączenia plastikowych elementów. Stworzenie takich słuchawek to nie jest projekt wymagający angażowania specjalistów z NASA ani wykorzystania materiałów zwiększających dwukrotnie cenę urządzenia! Ba miałem modele słuchawek, które spełniały by część moich wymagań ale natychmiast zawodziły na innym polu. Przewód jest solidnie przytwierdzony do głośniczka? Obudowa rozleci się w ciągu dwóch miesięcy. Ktoś zadbał o jej dobre wykonanie? To pewnie osłonka przewodu będzie tak sztywna, że zanim się obejrzę dojdzie do jego uszkodzenia.
    Być może istnieje masa starannie wykonanych słuchawek za, które nikt nie liczy sobie ponad 150zł. Ja jednak straciłem zapał do szukania. Skoro i tak ma się zepsuć to niech psuje się coś taniego. Dziś widziałem w sklepie stoisko pełne różnych noname'ów. Były niedrogie i miały ładne opakowania. Od dziś to będą moje główne kryteria wyboru słuchawek.
  2. Scipio
    Coraz bardziej irytuje mnie polski absurd wyborczy. W telewizyjnym głównym nurcie istnieją niemal wyłącznie 4 kandydaci a i z tej listy 2 jest z góry określonych jako pozbawieni szans. Nawet jeśli zobaczymy gdzieś kandydata, którego nie popiera żadna z zasiadających w sejmie partii to już w pierwszym pytaniu ("Po co pan kandyduje skoro nie ma pan szans?") zostaje on sprowadzony do roli ciekawostki. Wydaje się, że dziennikarze kompletnie zapomnieli o naturze demokratycznego ustroju i postanowili go przekonstruować w plebiscyt popularności polskich "arystokratów".
    Zadajmy sobie głupie pytanie: Czemu oddaje głos na danego kandydata? Oczywiście dlatego, że uważam go za najlepiej przygotowanego do pełnienia danej funkcji. W sprawnie działającej republice poparcie dla kandydata przynajmniej w 60% (prawdomówność to pozostałe 40%) powinno być wyrazem oceny głoszonych przez niego idei. Oczywiście wymaga to stworzenia okazji do zapoznania się z tymi ideami. A cóż na ta nasze media? Z góry traktują poparcie danych kandydatów jako przypisane do nich. Przedstawiają jedynie liderów pierwszych sondaży jako wartych uwagi dyskryminując całą resztę. Oczywiście nie ma co się oszukiwać sondaże faktycznie nie zmieniają się z dnia na dzień a wyborcy chcą słyszeć wiadomości właśnie o swoim faworycie. Dlatego nie żądam by każdy kandydat miał dokładnie tyle samo czasu antenowego. Chce jedynie uczciwości w organizowaniu debat i wywiadów. Bo czy nie jest absurdem organizowanie dwóch debat w dwóch ligach? Dzielimy ludzi na podstawie poparcia decydując, którzy z nich będą mieli "zaszczyt" pokazać się na wydarzeniu będącym podstawą budowania tego poparcia. Podobnie jest z wywiadami dziennikarze na starają się wybadać cech, które przemawiałyby za/przeciw wyborowi danemu człowiekowi a dowiedzieć jak czuje się jak czuje się ona będąc przegranym lub jednym z dwóch możliwych zwycięzców.
    Nie można stawiać kandydatów w pozycji zwycięzcy i przegranych a priori bo wszystkie tego typu działania mają charakter samospełniającej się przepowiedni co szczególnie widoczne jest w petryfikacji polskiej sceny politycznej. Praktycznie od powstania III RP widzimy te same twarze. Większość z nich nieraz się skompromitowała a jednak po pewnym czasie powracają oni na szczyt. Wyborcy coraz częściej kierują się zasadą mniejszego zła narzekając jednocześnie, że nie ma na kogo głosować. W pewnym sensie ci ludzie zostali namaszczeni poparciem przez media tylko na podstawie tego, że raz dostali się w szeregi elit. Niestety nic nie wskazuje na odwrócenie tego trendu, co niestety może skończyć pozostaniem w polityce jedynie dwóch graczy, których spór będzie sprowadzał się obrzucania się inwektywami. Merytoryczność zniknie zupełnie. W końcu osoby, które jej oczekują i tak nie będą miały na kogo głosować.
    Na szczęście pozostał jeszcze internet: http://polityczni.pl/8_z_10_na_prezydenta,audio,51,5094.html
    Pod tym linkiem możecie znaleźć zapis debaty prezydenckiej zorganizowanej na UW. Od siebie dodam tylko, że w pierwszej turze nie ma żadnego powodu by kierować się mniejszym złem. Wciąż mam nadzieje, że wynik zaskoczy osoby przekonane już, że nic nie odbierze im monopolu na władzę.
  3. Scipio
    Mass Effect 2 jeden z najgłośniejszych tegorocznych tytułów. Średnia ocen powyżej 90%. Można powiedzieć, że wszyscy uznali ten tytuł, za arcydzieło gatunku. A ja? Ja patrze na to wszystko z boku i nijak nie mogę tego zrozumieć.
    Owszem gra w ME2 przysporzyła mi wiele radości. Widać, że twórcy uczą się na własnych błędach i starają się usunąć wszelkie niedoróbki poprzedniej części. Wszystko stało się bardziej dynamiczne i przystępne. Zniknęły bliźniaczo podobne do siebie lokacje i cała męczarnia z dotarciem do nich naszym Mako. Dzięki poprawieniu systemu umiejętności walka stała się ekscytująca nawet jeśli nie gra się jedną z wariacji żołnierza. Nawet dialogi stały się, żywsze dzięki specjalnym akcjom jakie możemy podjąć w odpowiednich miejscach. Usunięto praktycznie każdy irytujący szczegół z poprzedniej części.
    W tym momencie możecie zapytać: "Skoro poprawili wszystko to czego jeszcze oczekujesz? Co zmienił byś w tej grze?" Już odpowiadam: tylko jedną rzecz - historie. Czasem mam wrażenie, że jestem ostatnim człowiekiem na ziemi, który oczekuje od gry (szczególnie gry RPG) ciekawej i w miarę inteligentnej fabuły. A niestety ME2 prezentuje w tej dziedzinie poziom filmów klasy B. Jedyną różnicą jest fakt, że nikt nie oczekuje, że będę brał na poważnie wyżynającego hordy wrogów Reb'a Brown'a a przygody komandora Shepherda przedstawiane są jako niezwykle wciągająca epicka historia, z których podobno Bioware słynie.
    Rozczarowanie towarzyszyło mi na wielu etapach gry i w tym momencie nie mam chyba innego wyboru niż posypanie paroma spoilerami.
    - Już pierwsza godzina gry została popsuta przez fabularną głupotkę nasza postać szybko i bezproblemowo nawiązuje współprace z Cerbeusem organizacją, która nie tylko była jedynym z naszych przeciwników w pierwszej części gry ale w przypadku mojej postaci była odpowiedzialna za śmierć większości naszego oddziału i potworne eksperymenty medyczne na ocalałych. Nad czymś takim nie przechodzi się do porządku dziennego. Rozumiem galaktyka jest zagrożona i trzeba zapomnieć o dawnych sporach ale należy to powiedzieć głośno - szczególnie że poważne wykorzystanie tego motywu mogło dodać głębi całej historii.
    -Drugą największą głupotą fabuły są nasi głowni przeciwnicy - otóż cała ludzka cywilizacja jest zagrożona przez jeden statek zbieraczy cumujący przy jednej stacji kosmicznej. Oczywiście za zbieraczami stoją żniwiarze ale jedynym problemem jaki rozwiązujemy w dwójce są właśnie te robale. Śmiem twierdzić - że obstawienie przekaźnika Omega i rozwalanie wszystkich przelatujących przez niego statków (jednego statku) byłoby znacznie mniej samobójczym sposobem na zapewnienie ludzkości bezpieczeństwa.
    Oczywiście pomiędzy tymi decydującymi punktami możemy znaleźć szereg mniejszych głupotek jak np. najemników mordujących robotników budowlanych ponieważ.... hmmm... chyba tylko dlatego, że są złymi ludźmi. Może twórcy uznali, że nie przyjmiemy do drużyny doskonałego zabójcy jeśli wcześniej nie wbiją nam do głowy, że kieruje się jakimś tam kodeksem honorowym.
    Do fabuły można mieć jeszcze inny zarzut tyczący się jej struktury. Otóż gra składa się ze wstępu i zakończenia. Niczego pomiędzy. 80% czasu spędzamy na werbowaniu uberpro składu a kiedy szykujemy się już do wielkiego kopania tyłków po 50 minutach okazuje się, że już po wszystkim - zniszczyliśmy "flotę" zbieraczy, zdobyliśmy ich stacje i prawdopodobnie wytępiliśmy cały ten żałosny gatunek. Twórcy nie pozwalają się nacieszyć kompletnym składem co jest całkowicie niezrozumiałe biorąc pod uwagę czas jaki poświęciliśmy na jego skompletowanie. Nie licząc trzech decyzji w ostatniej misji nie mamy okazji przekonać się, że posiadają oni jakieś specjalne zdolności. Pomyślcie o ile większą satysfakcje poczulibyśmy gdyby podczas jakiejś misji na obcym statku Tali stwierdziła by, że dana linia zasila jego systemy obrony i może ją odłączyć albo podczas jakiejś misji w dżungli dzięki obecności Thane'a odpowiednio wcześnie wykrywamy wrogą zasadzkę dzięki czemu mamy okazje sami zastawić na wroga pułapkę. To dzięki takim rzeczom poczulibyśmy, że warto było włożyć cały ten trud w rekrutacje tych osób a po skończonej misji można byłoby sobie powiedzieć - "miałem nosa by zabrać go na tę misje".
    Pewnie wielu z was myśli teraz, że czepiam się tu jakichś nieistotnych głupot i jest to po części prawda ale to właśnie takie głupoty odróżniają arcydzieła gatunku od zwykłych produkcji. ME2 jest moim zdaniem świetną grą zasługującą na ocenę w granicach 8/10 i mam nadzieje, że z czasem kiedy emocje opadną inni też zaczną dostrzegać tę problemy - w końcu twórcy nie powinni w 3 części popełnić tych samych błędów.
×
×
  • Utwórz nowe...