Pozostali kandydaci? A kogo oni obchodzą?
Coraz bardziej irytuje mnie polski absurd wyborczy. W telewizyjnym głównym nurcie istnieją niemal wyłącznie 4 kandydaci a i z tej listy 2 jest z góry określonych jako pozbawieni szans. Nawet jeśli zobaczymy gdzieś kandydata, którego nie popiera żadna z zasiadających w sejmie partii to już w pierwszym pytaniu ("Po co pan kandyduje skoro nie ma pan szans?") zostaje on sprowadzony do roli ciekawostki. Wydaje się, że dziennikarze kompletnie zapomnieli o naturze demokratycznego ustroju i postanowili go przekonstruować w plebiscyt popularności polskich "arystokratów".
Zadajmy sobie głupie pytanie: Czemu oddaje głos na danego kandydata? Oczywiście dlatego, że uważam go za najlepiej przygotowanego do pełnienia danej funkcji. W sprawnie działającej republice poparcie dla kandydata przynajmniej w 60% (prawdomówność to pozostałe 40%) powinno być wyrazem oceny głoszonych przez niego idei. Oczywiście wymaga to stworzenia okazji do zapoznania się z tymi ideami. A cóż na ta nasze media? Z góry traktują poparcie danych kandydatów jako przypisane do nich. Przedstawiają jedynie liderów pierwszych sondaży jako wartych uwagi dyskryminując całą resztę. Oczywiście nie ma co się oszukiwać sondaże faktycznie nie zmieniają się z dnia na dzień a wyborcy chcą słyszeć wiadomości właśnie o swoim faworycie. Dlatego nie żądam by każdy kandydat miał dokładnie tyle samo czasu antenowego. Chce jedynie uczciwości w organizowaniu debat i wywiadów. Bo czy nie jest absurdem organizowanie dwóch debat w dwóch ligach? Dzielimy ludzi na podstawie poparcia decydując, którzy z nich będą mieli "zaszczyt" pokazać się na wydarzeniu będącym podstawą budowania tego poparcia. Podobnie jest z wywiadami dziennikarze na starają się wybadać cech, które przemawiałyby za/przeciw wyborowi danemu człowiekowi a dowiedzieć jak czuje się jak czuje się ona będąc przegranym lub jednym z dwóch możliwych zwycięzców.
Nie można stawiać kandydatów w pozycji zwycięzcy i przegranych a priori bo wszystkie tego typu działania mają charakter samospełniającej się przepowiedni co szczególnie widoczne jest w petryfikacji polskiej sceny politycznej. Praktycznie od powstania III RP widzimy te same twarze. Większość z nich nieraz się skompromitowała a jednak po pewnym czasie powracają oni na szczyt. Wyborcy coraz częściej kierują się zasadą mniejszego zła narzekając jednocześnie, że nie ma na kogo głosować. W pewnym sensie ci ludzie zostali namaszczeni poparciem przez media tylko na podstawie tego, że raz dostali się w szeregi elit. Niestety nic nie wskazuje na odwrócenie tego trendu, co niestety może skończyć pozostaniem w polityce jedynie dwóch graczy, których spór będzie sprowadzał się obrzucania się inwektywami. Merytoryczność zniknie zupełnie. W końcu osoby, które jej oczekują i tak nie będą miały na kogo głosować.
Na szczęście pozostał jeszcze internet: http://polityczni.pl/8_z_10_na_prezydenta,audio,51,5094.html
Pod tym linkiem możecie znaleźć zapis debaty prezydenckiej zorganizowanej na UW. Od siebie dodam tylko, że w pierwszej turze nie ma żadnego powodu by kierować się mniejszym złem. Wciąż mam nadzieje, że wynik zaskoczy osoby przekonane już, że nic nie odbierze im monopolu na władzę.
3 komentarze
Rekomendowane komentarze