Skocz do zawartości

Gofer

Hall of FAme
  • Zawartość

    8706
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Gofer

  1. Hyh... Siedzi tu Kag i spamuje, a moja statsiarska połówka aż się rwie do pisania. Tylko o czym? Ano postanowiłem też coś stworzyć =D W mrokach mej jaskini, zwanej również cukiernią, powstało takie o to cudeńko:

    forumactionum.png

    Kompletnie się na grafice nie znam, zrobiłem to w paintcie :P A serio, to po prostu mówisz Kag, że grafiki mają promować FA. A co widzę? Samo CD-A. Czytam CDA, CDA Rox. A jakoś o FA wszyscy zapominacie. Wstyd graficy, wstyd :P

  2. Nie, żebym jojczał, ale nowy układ konsolowego działu jest jakiś taki mętny. Trzeba się sporo naklikać, zanim dostanie się do tematów i jakoś za bardzo jest wszystko rozbite. Skończyło się niestety życie tego działu z telefonu, a szkoda :P

    IMO najlepsze było to pośrednie rozwiązanie, gdzie były trzy działy (konsole, komórki i jakiś trzeci, nie pamiętam go). IMO było bardziej przejrzyście. Jak to powiedział Kag, przyzwyczaję się, ale jednak stary porządek był IMO lepszy.

    PeQ - u mnie działa dobrze.

  3. Trupów? Trupowie to nowa grupa etniczna, tak? =D

    No i powiedz mi jedno. Co do cholery ma maskowanie do stania pod ścianą? o.O Zamykasz oczy i puff, jestes niewidzialny? Wyobraź sobie opisaną sytuację, wpada 12 zbrojnych do pomieszczenia i co? Stoją i patrzą przed siebie? No chyba nie. Formują jakiś okrąg, czy coś takiego, że widzą wszystko. Zresztą nie wpadli by wszyscy na pałe, ktoś by został raczej na zewnątrz. Zresztą po wyjściu założyłeś kaptur i idziesz spokojnie, jakby nic się nie działo. Jesli w środku było pusto, straż by wyskoczyła, nie?

    A że Felek się nie czepia... Co z tego? On to on, ja to ja.

  4. Kocham swój niewyparzony język =D Zapraszamy Mav, zapraszamy!

    Ja i Face rozmawialiśmy na GG no i padło tam "napisz to w dyskusjach", więc piszę. Nie bardzo mi się podoba to, co robi Face. Nic do Ciebie nie mam i w ogóle, ale od pierwszego(ew. drugiego) posta robisz ze strażników idiotów. Wejście jako trendowaty, ok, to mogę zrozumieć. Ale już późniejsze wejście do kapitana straży od tak, a potem wyjście stamtąd w tak banalny sposób... Nasze postacie może i są lepsze niż NPC, no ale bez przesady, postacie poboczne nie powinny być idiotami i dawać się złapać jak dzieci z przedszkola no...

  5. Jak dla mnie, to nie powinnaś tego wywalać. Co Ci wtedy z karty zostanie? Leczenie i imię, czyli w sumie nic...

    BS - pitolisz farmazony. Co z tego, że są podobieństwa? Najważniejsze, żeby roleplay był dobry :P Ja tam zresztą też nie znam kart reszty(poza Polim i Felkiem, no i teraz Anathemą), bo tak się gra fajniej. A już mi np Face powiedział, że mam w sobie coś z niego. Do Felkowej postaci też widzę drobne podobieństwo... Innymi słowy nie da się uniknąć takich małych zderzeń w kartach, więc się nie czepiaj i taktakuj ;]

    Ja bym zataktakował ale Fejsuch mi zabronił =O

    Cichutko dopisuje stosowny dokument TAK

    P.S - zresztą karta jest bardzo dobra, jak na pierwszy raz(tak tak, najpierwsiejszy!), więc IMO należy ją przyjąć, a nie jojczeć o najdrobniejszy szczegół *przypomina sobie pięć poprawek karty na FR* bo to serio może zniechęcić :P

  6. Lukrowany Leśny Duszek wyjechał z zaczarowanego lasu na swym Różowym rumaku.

    - No i to ja rozumiem - zakrzyknął radośnie. - Jestem na TAK, bo inaczej być nie może. Plusów i minusów nie wypiszę bo...

    Wskakuje na swego lśniącego Jednorożca i ucieka w las.

    P.S - Zdaję sobie sprawę z tego, że mój głos jest nieważny, z uwagi na moją znajomość z autorką :P

  7. Imię: Amhaiarkennar

    Rasa: Pół człowiek, pół drow

    Wiek: 50 lat

    Klasa: Łowca

    Wygląd:

    Jego skóra jest jasno szara ? coś pomiędzy skórą ludzką i drowią. Ma 1,75cm wzrostu i jest dobrze zbudowany. Posiada on białe, proste włosy do ramion, które zazwyczaj są rozpuszczone. Jego twarz zakrywa maska, mająca za zadanie ukrycie blizn szpecących jego twarz. Głowę zawsze zakrywa kaptur tak, że twarz zasłonięta jest cieniem, spod niego widać jedynie czerwone oczy, bez źrenic ? oczy demona, znak rozpoznawczy klanu. Kaptur połączony jest z czymś w rodzaju szala, którego oba końce opadają z tyłu, na plecy. Resztę jego ciemnozielonego stroju stanowią grube ubrania materiałowe, które zasłaniają całe ciało. Jest on tak szczelnie ubrany, ponieważ światło słoneczne drażni jego skórę. Ubrania pomagają częściowo pozbyć się tego problemu. Na rękach nosi skórzane rękawice bez palców. Przez plecy przewieszoną ma pochwę z wielkim, dwuręcznym mieczem. Przy pasie przypiętą ma kusze, która zawsze załadowana jest pięcioma bełtami. Reszta bełtów zaś znajduje się w kołczanie na udzie. Nosi wysokie, czarne, skórzane buty z klamrami, w prawym ukryty jest sztylet.

    Charakter:

    Amhaiarkennar jest osobą pokorną i zawsze najpierw myśli, potem działa. Wyjątek stanowią sytuacje, kiedy jest naprawdę wściekły. Nie należy on też do osób towarzyskich, ale woli podróżować w kompanii niż sam, lecz nie zwykł zbyt dużo z kompanami rozmawiać, a już na pewno im nie ufa. Wie też, że jego zawód tylko oficjalnie ma służyć społeczeństwu i że naprawdę chodzi tylko o bogactwo, prestiż i moc. Stara się nie wdawać w konflikty, ale jeśli już do takich dojdzie, nie boi się używać siły. Nie boi się kłamać i kraść, w końcu jeśli ktoś się daje, to znaczy, że nie zasługuje na prawdę i swoje dobra.

    Ekwipunek:

    W małej torbie, którą zawsze ma przy sobie trzyma racje żywnościowe ? zapasy na jakieś dwa dni, bandaże i różne zioła. Poza tym nosi bukłak z woda przypięty do paska. Uzbrojenie stanowi duży miecz półtoraręczny o prostym i standardowym wyglądzie. Wykonany jest z lekkich stopów, co gwarantuje mu dużą szybkość ataku. Na odległość walczy dzięki średniej wielkości kuszy, o dość dużej sile rażenia ? kusza może pomieścić pięć bełtów naraz. W bucie ma ukryty mały sztylet.

    Umiejętności:

    Jak każdy dobrze wyszkolony łowca, tak i Amhaiarkennar świetnie radzi sobie w walce dystansowej. Dodatkowo dzięki swoim demonim oczom może widzieć podczas gorszych warunków i na większych odległościach, niż ludzie, czy elfy. Problemu nie sprawia mu również walka mieczem półtoraręcznym, który zawsze trzyma w obu dłoniach. Nie radzi sobie natomiast w używaniu innych rodzajów broni jak obuchy i topory. Posiada on podstawy wiedzy magicznej, lecz nie korzysta z niej, bo nie ma do tego talentu. Jego atutem są szybkość i spryt, nie jest on zbyt silny.

    Historia:

    Kolejny piękny dzień w małej górskiej wiosce. Małej wiosce, w której mieszkali ludzie i elfy, krasnale i orkowie. Wiosce, która nie znała podziałów, wszyscy żyli w zgodzie, jak wielka rodzina. Jak zawsze rano wstali jeszcze przed świtem, aby udać się na obchód swoich farm. Niebo było zachmurzone, w powietrzu wisiała burza. Kilku ze starszych mieszkańców przeczuwało, że stać się może coś złego, ale nikt się nie przejmował ich gadaniem. W końcu w samo południe zaczęło lać. Chmury były tak ciemnie, że zdawało się, jakby był wieczór, bądź wczesny ranek. Dzieci podziwiały powstające na niebie zygzaki, kobiety zajmowały się robótkami ręcznymi, a mężczyźni... jak to mężczyźni, grali w karty, pili, bili się dla rozrywki.

    Nagle do karczmy, w której urzędowała większość mężczyzn wbiegła Anastazja. Kobieta była blada niczym letnia chmurka, jej oczy przepełnione były strachem, a ręce ubrudzone krwią:

    - D... d, d, d.... Drowy! - Wykrzyczała, jąkając się.- Zabili go... Zabili mojego męża!

    *

    - Mówię wam, podziwianie tego to była czysta rozkosz! Siedziałam na drzewie i wszystko widziałam ? relacjonowała kompani czarnowłosa kobieta w ciąży, popijając piwo. - Pojawili się znikąd. Dosłownie znikąd! Wpadli do wioski ze wszystkich stron i zaczęli wyrzynać ludzi! Zaciekawiło mnie to, więc podeszłam bliżej wioski i zajrzałam do jednego domu, wprost przez okienko...

    *

    Drzwi otworzyły się pod siłą kopnięcia drowa. Wszedł do domu powoli, z mieczem w dłoni i maniakalnym uśmiechem na twarzy.

    - Błagam, oszczędź nas! Proszę, nie zabijaj moich dzieci! - Krzyczała półelfka. - Proszę!

    Drow podszedł do niej powoli, złapał ją silnie za twarz i powiedział ciepłym głosem:

    - Nie martw się, nie zobaczysz och śmierci ? uśmiechnął się miło, po czym powiedział głosem okrutnym. - Zginiesz pierwsza!

    Wbił jej miecz w brzuch. Dwójka małych dzieci patrzyła na to, tuląc się do siebie...

    *

    - I wtedy ta mała się posikała. Ledwo powstrzymałam się od śmiechu! - Relacjonowała ciężarna, śmiejąc się głośno. - Wtedy odeszłam od okienka i cicho weszłam do domu, przez tylne drzwi. A jak weszłam do pokoju, to ta mała leżała już bez głowy ? mówiła z uśmiechem. - A ten białowłosy rozczłonkowywał tego małego. Najpierw ręce, potem nogi!

    - Wystarczy już tego! - Krzyknął karczmarz. - To miejsce dla normalnych ludzi, nie takich wariatek jak ty!

    - Lepiej się zamknij i polej nam jeszcze, grubasie! - Odpowiedziała grzecznie.

    - Wynoś się, wyno... - Zaczął, lecz nie dane mu było dokończyć, gdyż padł na ziemię trafiony kuflem w głowę.

    - No, na parę minut mamy go z głowy, na czym to ja skończyłam?

    *

    Czarnowłosa kobieta szła powoli w stronę drowa, uśmiechając się przy tym zalotnie i rozpinając koszulę. W końcu zrzuciła ją, podeszła do mordercy i pocałowała go namiętnie. Stali tak chwile, aż w końcu drow schował miecz i razem udali się na górę po schodach, przy akompaniamencie płaczu i jęków umierającego chłopca.

    *

    - Bardzo dobrze Amhaiarkennar, pokaż, co masz dla mamusi.

    Chłopiec podał czarnowłosej kobiecie, z blizną na twarzy, sakiewkę, którą przed chwilą ukradł jakiemuś krasnalowi.

    - Ładnie synku, mamusia jest z ciebie dumna! - Krzyknęła, głaszcząc go po głowie.

    - Mamo, dlaczego mam taki dziwny kolor i imię?

    - Po tatusiu, słonko.

    - A gdzie on jest?

    - Pewnie smaży się w piekle za to, co mi zrobił... - Powiedziała, łapiąc się za zeszpeconą twarz.

    *

    - Mamusiu, zabierz mnie do domu, proszę! - Krzyczał mały, szary chłopiec o białych włosach. - Jestem zmęczony.

    - Nie teraz, mama gra w karty ? powiedziała z przekąsem kobieta.

    Chłopiec wlazł pod stół i przytulił się do jej nogi.

    - Wynocha! - Krzyknął ktoś i kopnął go.

    - Maaaaamo! - Krzyknął płaczący chłopiec.

    - Przepraszam, panowie ? powiedziała kobieta, po czym zgarnęła swoje pieniądze i złapała malca za rękę. - Wychodzimy!

    *

    - To jak, bierzecie?

    - Hm... Jest dość silny. W dodatku, dzięki ludzkiej krwi pozbawiony części drowich wad... Ile?

    - A ile możecie dać?

    Ork pokazał kobiecie złoty wisior.

    - Umowa stoi ? rzekła kobieta z blizną na twarzy, chwyciła medalion i uciekła, pozostawiając obok orka małego, szarego chłopca o białych włosach.

    *

    Drzwi karczmy otworzyły się.

    - Wróciłam panowie, gramy dalej!

    Wróciła sama.

    *

    - Mistrzu, już nie mogę. Bolą mnie nogi ? powiedział mały, szary chłopiec.

    - Nie obchodzi mnie to, masz biegać, póki nie powiem, że możesz przestać! ? Odpowiedział mu wysoki elf, o długich blond włosach i pięknej, smukłej twarzy.

    - Ale ja już nie mogę!

    - Jeśli z jakiegoś powodu będziesz uciekał przed ogromnym smokiem, tez mu powiesz, że masz dość, bo bolą cię nóżki?

    - Chyba nie...

    - Jasne, że nie! Biegaj!

    *

    Weszliśmy powoli do jaskini, czuć było w niej smród zgniłego mięsa i odchodów.

    - Demon, czy nie demon, [beeep] zawsze śmierdzi jednako ? powiedział gruby krasnolud.

    Wszyscy zaśmiali się.

    - Święta racja. Załatwmy to szybko, bo nie wysiedzę tu zbyt długo ? powiedziałem.

    - Mięczak ? rzekł ponownie krasnal. ? Gdy byłem w twoim wieku, przesiedziałem kilka dni w takiej jaski...

    - Zamknij się. ? Powiedział jadowicie Numavir, elf, który mnie wyszkolił. - Gderasz, jakbyś nie wiedział, że podczas polowania na demona należy zachować bezwzględną ciszę. Potrzebujemy przecież elementu zaskoczenia.

    Krasnolud wybełkotał coś niezrozumiale i dalej szliśmy już w ciszy. Z każdym krokiem odór stawał się coraz silniejszy, a jaskinia coraz bardziej przerażająca. Wszędzie były kości. Po paru minutach wędrówki zauważyliśmy w końcu demona. Spał.

    - Uważajcie na niego chłopcy, wygląda na dość silnego. Nie uszkodźcie go za bardzo, bo jego ciało jest sporo warte... A oczy... Kto wie, może Amhaiarkennar w końcu dostanie własne.

    Nie mówiłem nic, uśmiechnąłem się tylko.

    Wszyscy przyczaili się z kuszami i łukami i stali w bezruchu. Tylko krasnal znów się z czymś szamotał.

    - Uspokój się wreszcie, Tirav ? powiedziałem szeptem. ? Niby jesteś takim doświadczonym profesjonalistą, a zachowujesz się jak jakiś osesek.

    - Ja ci pokażę oseska! ? Wykrzyczał, czerwieniąc się na twarzy.

    To był błąd. Demon obudził się i gdy tylko nas ujrzał ruszył w wściekłej szarży.

    - Ognia! ? Zakrzyknął Numavir, lecz słowa nie były potrzebne, wszyscy szyli w demona strzałami i bełtami. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i pewnie parł do przodu. Tirav złapał swój młot i rzucił się na bestię, pobiegł sam.

    - Wycofujemy się! Odwrót! ? Krzyczał elf. Ale część z nas za nic miała jego słowa, w końcu trzeba było pokonać bestię. Po chwili do krasnala dołączył ork z wielkim toporem, ja zaś i Till, człowiek, wciąż strzelaliśmy w demona. Krasnal okładał przeciwnika młotem, lecz ten nagle złapał go swoją łapą i uderzył nim o ziemie. Ork, który starał się mu pomóc skończył z głazem, który oberwał się z sufitu, w głowie. Bestia już chciała odgryźć Tiravowi głowę, ale wtedy do akcji wkroczyłem ja. Rzuciłem się na bestię z moim półtoraręcznym mieczem, wyskoczyłem i pchnąłem demona w klatkę piersiową, w samo serce. Przeciwnik ryknął dziko i upadł na plecy.

    - Dzięki... ? Powiedział krasnal. ? Nie wiem jak mam ci się odw... ? Nie zdążył skończyć, ponieważ Numavir roztrzaskał młotem jego głowę.

    - Może to go czegoś nauczy ? powiedział z szyderczym uśmiechem. ? Zabierzcie sprzęt poległych i głowę demona, reszta do niczego się już nie nadaje.

    *

    - Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? ? Zapytała mnie Shelul, nasza najlepsza lekarka i czarodziejka zarazem. ? Wiesz przecież, że nie będzie odwrotu i nie zobaczysz już nic takim, jakie jest teraz.

    - Zróbmy to ? odpowiedziałem krótko.

    Położyłem się na stole, wiedźma wypowiedziała jakieś zaklęcia i zasnąłem...

    *

    - Długo mam jeszcze chodzić z tymi bandażami na głowie? Już tydzień mam zasłonięte oczy, kiedy w końcu zdejmiesz te szmaty?! ? Wykrzyczałem zdenerwowany.

    - W zasadzie, to miałam je zdjąć już trzy dni temu, ale tak słodko w nich wyglądasz... ? Odpowiedziała niewinnym głosem.

    - Shelul, mówiliśmy już o tym. Nie zabiję twojego męża i nie będę z tobą. Trzeba mieć w życiu jakieś zasady. A teraz ściągaj ten bandaż...

    - Dziewczyna burknęła tylko coś pod nosem i zaczęła powoli ściągać opatrunek.

    - Zgasiłam pochodnie, na początku światło będzie bardzo drażnić twoje nowe oczy, ale później będą odporniejsze niż prawdziwe ? powiedziała, kończąc ściągać opatrunki.

    - Wszystko jest takie... Rozmazane i niewyraźne, co się dzieje? ? Zapytałem zdziwiony.

    - Potrzeba czasu, żebyś się przyzwyczaił. Ile widzisz palców?

    - Trzy, dwa, pięć, trzy.

    - Myślę, że do jutro będziesz widział idealnie, teraz powinieneś się przespać.

    - Sam? ? Zapytałem głupio.

    - Oczywiście, że nie...

    *

    Kolejny dzień, kolejne zadanie. Udać się miałem do miasta Omris, żeby porozmawiać z informatorem. Szedłem przez skwer, na szczęście było dziś dość pochmurno i słońce nie przeszkadzało mi zbytnio. Z zadowoleniem przyglądałem się otoczeniu moimi nowymi oczami. Widziałem ostro i dokładnie, nawet bardzo oddalone przeszkody. To mi się podoba.

    - Proszę pana, proszę pana ? usłyszałem i poczułem, że coś ciągnie mnie za nogawkę. ? Ściągnie pan z drzewa mój latawiec?

    - Spojrzałem w dół i ujrzałem małe, ludzkie dziecko.

    - A zapłacisz mi? ? Odpowiedziałem.

    - Nie mam pieniędzy.

    - Więc nie masz latawca. A teraz zmykaj, zanim się rozzłoszczę.

    Mały uciekł z płaczem. Cóż... Ja nie miałem udanego dzieciństwa, dlaczego więc mam pomagać innym?

    *

    - W jaskini tej znajdować się ma jakiś smok. Przynajmniej tak twierdzi nasz informator ? relacjonowałem w siedzibie klanu. ? Podobno jest bardzo stary i silny, plotki mówią, że umie gadać.

    - To tylko plotki, nie ma mówiących smoków ? odpowiedział Numavir.

    - No nie wiem, nie wiem. Dawno temu, za młodu...

    - Tak mistrzu, wiemy. Za młodu pokonałeś kiedyś gadającego smoka gołymi rękoma. Ale pozwól, że teraz my zajmiemy się polowaniem, dobrze?

    Starzec opuścił salę bez słowa.

    - No. Wyruszamy za tydzień.

    *

    - Jest ogromny!

    - Nigdy nie widziałem tak wielkiej bestii!

    - Gigant!

    - Spokój chłopcy. Jeszcze dziś wypijemy toast nad jego trupem. Wszyscy wiedzą, co mają robić? Zatem do ataku!

    Ruszyliśmy i otoczyliśmy smoka. Wyraźnie było widać, że nas zauważył, ale nie ruszył się nawet z miejsca. Mnie przypadło zaszczytne miejsce na tyłach smoka. Ogromnie zdziwiło mnie to, co ujrzałem. Była to wielka dziura w ziemi, z której biło jasne, błękitne światło. ?Czyżby portal?? Pomyślałem. Nieważne, pomyślę nad tym, gdy ubijemy stwora.

    - Czego tu szukacie? ? Usłyszałem głos w głowie.

    - On gada!

    - Bogowie, gadający smok!

    - Niemożliwe!

    - A niech mnie, starzec miał rację!

    - Milczeć! ? Powiedział smok. ? Mówcie, czego chcecie i wynoście się, albo wszyscy zginiecie.

    - To proste ? odrzekł mu Numavir. ? Twojego truchła.

    Smok nie odpowiedział, tylko ryknął głośno. Zauważyłem, jak jego wielki ogon leciał w moją stronę. Podskoczyłem i wylądowałem na nim. Zacząłem wspinać się na grzbiet smoka najszybciej, jak tylko się dało. Nagle stwór wykonał ostry zwrot w prawo, prawie zleciałem z jego grzbietu, dlatego też wyciągnąłem z buta sztylet, wbiłem go między łuski i zacząłem się wspinać. Szło dobrze i już po chwili byłem przy jego szyi, wtedy zobaczyłem, jak ten z łatwością radzi sobie z moją kompanią. Zabijał jednego po drugim, a to łapą, a to zionąc ogniem. Musiałem go powstrzymać. Szybko wyciągnąłem z pochwy miecz i wbiłem go w grzbiet smoka. Ten zaczął rzucać się i w końcu stanął na tylnych łapach, a ja zawisłem wysoko nad ziemią, trzymając się miecza. Niestety ten powoli wysunął się z ciała bestii i poleciałem prosto w dół.

    Gdy już myślałem, że upadek mnie zabije, stało się coś dziwnego. Zawisłem w powietrzu.

    - Uważaj na siebie, kochasiu ? powiedziała Shelul, stawiając mnie bezpiecznie na ziemię.

    - Będę ? odpowiedziałem z uśmiechem.

    Wyciągnąłem szybko kuszę i zacząłem strzelać w głowę bestii, starając się ją okrążyć. Wiedziałem, że strzelając bełtami w taką bestię, mogę ją co najwyżej rozwścieczyć, ale to nie przeszkadzało mi w staraniach. Nagle stało się coś, czego się nie spodziewałem. Smok dostał po łbie wielkim głazem. Wreszcie magowie wzięli się do roboty. Wyciągnąłem miecz i ruszyłem do ataku. Nie mogłem zrobić nic głupszego. Smok złapał mnie w łapę. ?To koniec.? Pomyślałem. Myliłem się. Smok cisnął mną w ścianę jaskini. Leżałem na ziemi. Chyba byłem cały, nie licząc kilku pękniętych żeber. Niestety nie mogłem wstać, pozostała mi obserwacja. Patrzyłem, jak magowie ciskają w smoka skałami i błyskawicami. Pierwszy raz w życiu zmartwiło mnie cierpienie bestii. On był inteligentny, mówił, miał uczucia. A my? My bestialsko mordowaliśmy to stworzenie. Ale nie mogłem zrobić nic. Przyglądałem się. Smok wył i ciskał się na boki, raniony kolejnymi głazami i zaklęciami. W końcu zaczął ziać ogniem. Na oślep, gdzie tylko mógł. Usłyszałem nagle straszne wycie ? to moi towarzysze, wyli z bólu. Nawet magowie nie zdołali uchronić się przed smoczym ogniem. Gdy w końcu smok przestał, w jaskini panowała już kompletna cisza, nie licząc ciężkiego smoczego oddechu.

    - Smoku! - Krzyknąłem wstając.

    Smok nie odpowiedział, położył się tylko. Cierpiał. Podpierając się mieczem ruszyłem w jego stronę.

    - Wybacz! - Krzyknąłem. - Wybacz mi. To moja wina.

    - Twoja? - Usłyszałem w głowie. - Nie zraniłeś mnie nawet.

    - Ja ich tu sprowadziłem. Myślałem że jesteś kolejną bezmyślną bestią, którą zabijemy dla bogactwa i sławy.

    Smok westchnął ciężko.

    - Więc masz, czego chciałeś. Powrócisz do swoich, jako bohater. Moje dni są już policzone. Mam nadzieję, że świadomość, że zabiłeś ostatniego, prawdziwego smoka nie da ci spokoju do końca życia. A teraz chodź tu do mnie i dobij mnie.

    Stanąłem przed jego pyskiem. Wszedłem na niego, podniosłem miecz i...

    - Nie mogę. Wybacz mi.

    Schowałem miecz do pochwy, kuszę przypiąłem do pasa. Poprawiłem maskę i kaptur i ruszyłem w stronę wyjścia.

    - Pamiętaj! - Usłyszałem w głowie. - Do końca życia!

    Wyszedłem z jaskini i ujrzałem światło. ?Portal!? Przypomniało mi się. Wróciłem do jaskini najszybciej, jak tylko mogłem, ale ta była pusta. Nie było w niej już smoka, anie jego ciała. Zniknęło też źródło niebieskawego światła. Zostały gruzy i zwłoki moich towarzyszy.

    ***

    No, poprawki gotowe. Pierwsza część poprawek to uzupełnienie o mamuśce, a które ktoś prosił, a drugie to zmiana finałowej sceny i wymazanie koncepcji podróży między wymiarowej. Po przemyśleniu sprawy stwierdziłem, ze takim przybyszem skądinąd nie grałoby się zbyt fajnie, przynajmniej mi :P

  8. Poprawiłem już wytknięte mi błędy i podmieniłem ostatnie zdanie. Skolioza to nie choroba, z której należy żartować ^^"

    Wampirze opowieści

    PROLOGv1.01

    Ludzie myślą, że dobrze znają otaczający ich świat. Ale czy na pewno tak jest? Ile razy dzieje się coś dziwnego, coś nieprawdopodobnego, co łamie wszelkie znane nam zasady? Szukacie wtedy wyjaśnienia naukowego, powołujecie się na ruchy powietrza czy inne przyciągania ziemskie, nie dopuszczacie do siebie myśli, że może istnieć coś, czego nie możecie pojąć i zamknąć w małym urządzeniu. Nie dostrzegacie tego, co pozwoliło waszym przodkom tworzyć rzeczy, o których wy możecie tylko śnić. Nie dostrzegacie magii.

    Śmiejecie się, nazywacie mnie wariatem, prawda? Ale magia odgrywa w waszym życiu dużo większe znaczenie, niż możecie to sobie wyobrazić. Gdyby nie ona, to dalej mieszkalibyście w jaskiniach. Ale zostawmy historię w spokoju, chcę opowiedzieć wam o tym, co dzieje się teraz. A teraz ważą się losy nie tylko istot magicznych, ale także całego świata...

    *

    - To niedorzeczne! Nie wolno wam porywać ludzi, nawet w imię wyższych celów! Zdecydowaliście przecież, że ludzie są nietykalni. Łamiecie własne postanowienia!

    - Uspokój się, Alcer ? odpowiedział mu Carter, przywódca klanu wampirów z Ameryki Północnej. ? Wiesz dobrze, że tak trzeba. Przyznacie mi rację, prawda panowie? ? Rozejrzał się po sali. Prócz niego siedziało tam jeszcze pięciu nosferatu, władcy rodów poszczególnych kontynentów. Wszyscy skinęli głowami na potwierdzenie.- Jak widzisz, wszyscy są zgodni co do tego, że tak trzeba. Wezwaliśmy Cię tu tylko dlatego, że jesteś potomkiem hrabiego Tepesa... Rozsądziłbyś sprawę, gdybyśmy nie mogli dojść do porozumienia.

    Alcer zacisnął dłoń, w skórzanej rękawicy, na rękojeści swojego miecza i rzucił:

    - Dlaczego nie weźmiecie mnie?

    - Dobrze wiesz, że to nie możliwe. Jesteś ważnym elementem tej układanki. W końcu to na ciebie...

    - Dość! ? Przerwał mu ze złością na twarzy Alcer. ? Załatwmy to jak dawniej, w pojedynku. Stawaj do walki!

    Carter wstał ze zdobionego, mahoniowego krzesła i podszedł do swojego oponenta. Honor zabraniał mu chociażby pomyśleć o tym, żeby się wycofać. Stanęli tak blisko, że obaj czuli na twarzach swoje oddechy. Odrzucili swe peleryny i gdy tylko te dotknęły kamiennej podłogi, odskoczyli od siebie. Wyciągnęli miecze.

    Gdy wylądowali Alcer ruszył na niego z dużą prędkością. Przeciwnik nie zareagował, spokojnie czekał na cios. Ten w końcu nadszedł, szybkie i mocne uderzenie z góry zostało z łatwością sparowane przez Cartera. Odpowiedział niewiarygodnie szybkim uderzeniem z prawej strony. Trafił. Krew chlusnęła na kamienną podłogę.

    - Może to nauczy cię pokory. ? Powiedział Carter, odwracając się. Ale Alcer nie miał najmniejszego zamiaru się poddawać. Rzucił się na odwróconego do siebie plecami oponenta, ten jednak szybko zareagował i wytrącił mu miecz kopnięciem, złapał za szyję i rzucił nim w solidną, kamienną ścianę, na której został spory wyłom. Alcer i tym razem podźwignął się na nogi. Zaatakował ponownie, tym razem na dystans. Z jego ręki wystrzeliła świecąca kula, która przeleciała obok głowy Cartera.

    - Tego już za wiele! ? Wykrzyczał rozwścieczony wampir. Odwrócił się i skoncentrował swoją energię na mieczu, który następnie posłał w Alcera. Broń przebiła jego brzuch i wbiła się w ścianę..

    - Uciekajmy panowie, to zaraz wybuchnie ? powiedział spokojnie Carter. Wtedy każdy z wampirzych władców zmienił się w stado nietoperzy, które rozproszyły się i uleciały z zamku. Alcer starał się uwolnić. Udało mu się. Niestety na próżno, nie zdążył zrobić dwóch kroków, gdy miecz zaczął świecić bardzo jasnym, białym światłem i nagle eksplodował. Eksplozja rzuciła nim w przeciwległą ścianę, a po chwili przysypały go gruzy walącego się zamku.

    - Myślicie, że wróci? ? zapytał ktoś z rady.

    - Z pewnością. Potrzebuje nas.

    *

    Grałem właśnie na komputerze, gdy nagle poczułem wstrząs, któremu zawtórował przerażający huk. Szybko wybiegłem na balkon i zobaczyłem, że na miejscu zamku Chojniastego, oświetlonego przez wielkie lampy, znajdował się jedynie słup kolorowego ognia.

    *

    Po powrocie ze szkoły, jak zwykle walnąłem się na kanapę i włączyłem telewizję. Trafiłem na wiadomości:

    - ..się zamku Chojnik spowodowane było przez bardzo rzadko spotykaną na tych terenach aktywność sejsmiczną, eksplozja zaś wywołana była przez zmagazynowane w piwnicy fajerwerki, które użyte miały być na pierwszym dorocznym festiwalu historycznym. Naukowcy uspokajają, że ponowne wstrząsy nie powinny się pojawić. Z Jeleniej Góry na żywo nadawała dla was Elżbieta Gracjasz, dziękuję.

    - A oto kolejne wiadomości: Prokuratura ujawnia dane osobowe pedofila, jest nim...

    Wyłączyłem telewizor.

    - Aktywność sejsmiczna... Jasne, czemu na to nie wpadłem? To oczywiste i przewidywalne jak fabuła Wiedzmina.

    ***

    P.S - Martuch, 7/10? Przesadziłeś, ja bym nie dał więcej niż 5. Stać mnie na dużo więcej, wiem to :P

  9. Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy ;] Usłyszeć taką drobną pochwałę od Ciebie, to jak wielkie zachwyty P_ nad kartą ^^ Przynajmniej takie odnoszę wrażenie :P Jak będę miał chwilę czasu i weny, to zrobię poprawki.

    P.S - przypomniało mi się. Wstawka z dzieckiem miała pokazać bezwzględność mojej postaci :P

  10. 1) Tak

    2) Nazwałem to klanem, bo tak mi się skojarzyło. To jest taka organizacja/zrzeszenie/gildia, która poluje na różne demony, smoki i inne tego typu rzeczy. Są orki, krasnale, ludzie i elfy, bo to taka multirasowa instytucja ponad podziałami :P

    3) Po wstawce Felessana z dziewczynką przy fontannie nie mogłem sobie odmówić 'skopiowania' pomysłu.

    4) Tak, pół-drow jest bardziej odporny, ale słońce powoduje u niego pewien dyskomfort. A co do oczu... Po prostu dają dużo większe możliwości, niż zwykłe oczy. Dalej, wyraźniej, ostrzej i więcej. A dlaczego akurat mnie? Bo zasłużyłem :P No i inni, starsi członkowie już mieli.

  11. Ano dziękuję, uwagi przydadzą się na przyszłość. Z tą ścianą miałem poprawione, widocznie skopiowałem starszą wersję ^^"

    Co do "cięcie" to fajny pomysł, kiedyś go wykorzystam ;]

    I nie, nie oglądałem tego filmu :P

  12. Imię: Amhaiarkennar

    Rasa: Pół człowiek, pół drow

    Wiek: 50 lat

    Klasa: Łowca

    Wygląd:

    Jego skóra jest jasno szara ? coś pomiędzy skórą ludzką i drowią. Ma 1,75cm wzrostu i jest dobrze zbudowany. Posiada on białe, proste włosy do ramion, które zazwyczaj są rozpuszczone. Jego twarz zakrywa maska, mająca za zadanie ukrycie blizn szpecących jego twarz. Głowę zawsze zakrywa kaptur tak, że twarz zasłonięta jest cieniem, spod niego widać jedynie czerwone oczy, bez źrenic ? oczy demona, znak rozpoznawczy klanu. Kaptur połączony jest z czymś w rodzaju szala, którego oba końce opadają z tyłu, na plecy. Resztę jego ciemnozielonego stroju stanowią grube ubrania materiałowe, które zasłaniają całe ciało. Jest on tak szczelnie ubrany, ponieważ światło słoneczne drażni jego skórę. Ubrania pomagają częściowo pozbyć się tego problemu. Na rękach nosi skórzane rękawice bez palców. Przez plecy przewieszoną ma pochwę z wielkim, dwuręcznym mieczem. Przy pasie przypiętą ma kusze, która zawsze załadowana jest pięcioma bełtami. Bełty zaś nosi w kołczanie na udzie. Nosi wysokie, czarne, skórzane buty z klamrami, w prawym ukryty jest sztylet.

    Charakter:

    Amhaiarkennar jest osobą pokorną i zawsze najpierw myśli, potem działa. Wyjątek stanowią sytuacje, kiedy jest naprawdę wściekły. Nie należy on też do osób towarzyskich, ale woli podróżować w kompanii niż sam, lecz nie zwykł zbyt dużo z kompanami rozmawiać, a już na pewno im nie ufa. Wie też, że jego zawód tylko oficjalnie ma służyć społeczeństwu i że naprawdę chodzi tylko o bogactwo, prestiż i moc. Stara się nie wdawać w konflikty, ale jeśli już do takich dojdzie, nie boi się używać siły. Nie boi się kłamać i kraść, w końcu jeśli ktoś się daje, to znaczy, że nie zasługuje na prawdę i swoje dobra.

    Ekwipunek:

    W małej torbie, którą zawsze ma przy sobie trzyma racje żywnościowe ? zapasy na jakieś dwa dni, bandaże i różne zioła. Poza tym nosi bukłak z woda przypięty do paska. Uzbrojenie stanowi duży miecz półtoraręczny o prostym i standardowym wyglądzie. Wykonany jest z lekkich stopów, co gwarantuje mu dużą szybkość ataku. Na odległość walczy dzięki średniej wielkości kuszy, o dość dużej sile rażenia ? kusza może pomieścić pięć bełtów naraz. W bucie ma ukryty mały sztylet.

    Umiejętności:

    Jak każdy dobrze wyszkolony łowca, tak i Amhaiarkennar świetnie radzi sobie w walce dystansowej. Dodatkowo dzięki swoim demonim oczom może widzieć podczas gorszych warunków i na większych odległościach, niż ludzie, czy elfy. Problemu nie sprawia mu również walka mieczem półtoraręcznym, który zawsze trzyma w obu dłoniach. Nie radzi sobie natomiast w używaniu innych rodzajów broni jak obuchy i topory. Posiada on podstawy wiedzy magicznej, lecz nie korzysta z niej, bo nie ma do tego talentu. Jego atutem są szybkość i spryt, nie jest on zbyt silny.

    Historia:

    - To jak, bierzecie?

    - Hm... Jest dość silny, w dodatku dzięki ludzkiej krwi pozbawiony części drowich wad... Ile?

    - A ile możecie dać?

    Ork pokazał kobiecie złoty wisior.

    - Umowa stoi ? rzekła kobieta, chwyciła medalion i uciekła, pozostawiając obok orka małego, szarego chłopca o białych włosach.

    *

    - Mistrzu, już nie mogę. Bolą mnie nogi ? powiedział mały, szary chłopiec.

    - Nie obchodzi mnie to, masz biegać, póki nie powiem, że możesz przestać! ? Odpowiedział mu wysoki elf, o długich blond włosach i pięknej, smukłej twarzy.

    - Ale ja już nie mogę!

    - Jeśli z jakiegoś powodu będziesz uciekał przed ogromnym smokiem, tez mu powiesz, że masz dość, bo bolą cię nóżki?

    - Chyba nie...

    - Jasne, że nie! Biegaj!

    *

    Weszliśmy powoli do jaskini, czuć było w niej smród zgniłego mięsa i odchodów.

    - Demon, czy nie demon, [beeep] zawsze śmierdzi jednako ? powiedział gruby krasnolud.

    Wszyscy zaśmiali się.

    - Święta racja. Załatwmy to szybko, bo nie wysiedzę tu zbyt długo ? powiedziałem.

    - Mięczak ? rzekł ponownie krasnal. ? Gdy byłem w twoim wieku, przesiedziałem kilka dni w takiej jaski...

    - Zamknij się. ? Powiedział jadowicie Numavir, elf, który mnie wyszkolił. - Gderasz, jakbyś nie wiedział, że podczas polowania na demona należy zachować bezwzględną ciszę. Potrzebujemy przecież elementu zaskoczenia.

    Krasnolud wybełkotał coś niezrozumiale i dalej szliśmy już w ciszy. Z każdym krokiem odór stawał się coraz silniejszy, a jaskinia coraz bardziej przerażająca. Wszędzie były kości. Po paru minutach wędrówki zauważyliśmy w końcu demona. Spał.

    - Uważajcie na niego chłopcy, wygląda na dość silnego. Nie uszkodźcie go za bardzo, bo jego ciało jest sporo warte... A oczy... Kto wie, może Amhaiarkennar w końcu dostanie własne.

    Nie mówiłem nic, uśmiechnąłem się tylko.

    Wszyscy przyczaili się z kuszami i łukami i stali w bezruchu. Tylko krasnal znów się z czymś szamotał.

    - Uspokój się wreszcie, Tirav ? powiedziałem szeptem. ? Niby jesteś takim doświadczonym profesjonalistą, a zachowujesz się jak jakiś osesek.

    - Ja ci pokażę oseska! ? Wykrzyczał, czerwieniąc się na twarzy.

    To był błąd. Demon obudził się i gdy tylko nas ujrzał ruszył w wściekłej szarży.

    - Ognia! ? Zakrzyknął Numavir, lecz słowa nie były potrzebne, wszyscy szyli w demona strzałami i bełtami. Ten jednak nic sobie z tego nie robił i pewnie parł do przodu. Tirav złapał swój młot i rzucił się na bestię, pobiegł sam.

    - Wycofujemy się! Odwrót! ? Krzyczał elf. Ale część z nas za nic miała jego słowa, w końcu trzeba było pokonać bestię. Po chwili do krasnala dołączył ork z wielkim toporem, ja zaś i Till, człowiek, wciąż strzelaliśmy w demona. Krasnal okładał przeciwnika młotem, lecz ten nagle złapał go swoją łapą i uderzył nim o ziemie. Ork, który starał się mu pomóc skończył z głazem, który oberwał się z sufitu, w głowie. Bestia już chciała odgryźć Tiravowi głowę, ale wtedy do akcji wkroczyłem ja. Rzuciłem się na bestię z moim półtoraręcznym mieczem, wyskoczyłem i pchnąłem demona w klatkę piersiową, w samo serce. Przeciwnik ryknął dziko i upadł na plecy.

    - Dzięki... ? Powiedział krasnal. ? Nie wiem jak mam ci się odw... ? Nie zdążył skończyć, ponieważ Numavir roztrzaskał młotem jego głowę.

    - Może to go czegoś nauczy ? powiedział z szyderczym uśmiechem. ? Zabierzcie sprzęt poległych i głowę demona, reszta do niczego się już nie nadaje.

    *

    - Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? ? Zapytała mnie Shelul, nasza najlepsza lekarka i czarodziejka zarazem. ? Wiesz przecież, że nie będzie odwrotu i nie zobaczysz już nic takim, jakie jest teraz.

    - Zróbmy to ? odpowiedziałem krótko.

    Położyłem się na stole, wiedźma wypowiedziała jakieś zaklęcia i zasnąłem...

    *

    - Długo mam jeszcze chodzić z tymi bandażami na głowie? Już tydzień mam zasłonięte oczy, kiedy w końcu zdejmiesz te szmaty?! ? Wykrzyczałem zdenerwowany.

    - W zasadzie, to miałam je zdjąć już trzy dni temu, ale tak słodko w nich wyglądasz... ? Odpowiedziała niewinnym głosem.

    - Shelul, mówiliśmy już o tym. Nie zabiję twojego męża i nie będę z tobą. Trzeba mieć w życiu jakieś zasady. A teraz ściągaj ten bandaż...

    Dziewczyna burknęła tylko coś pod nosem i zaczęła powoli ściągać opatrunek.

    - Zgasiłam pochodnie, na początku światło będzie bardzo drażnić twoje nowe oczy, ale później będą odporniejsze niż prawdziwe ? powiedziała, kończąc ściągać opatrunki.

    - Wszystko jest takie... Rozmazane i niewyraźne, co się dzieje? ? Zapytałem zdziwiony.

    - Potrzeba czasu, żebyś się przyzwyczaił. Ile widzisz palców?

    - Trzy, dwa, pięć, trzy.

    - Myślę, że do jutro będziesz widział idealnie, teraz powinieneś się przespać.

    - Sam? ? Zapytałem głupio.

    - Oczywiście, że nie...

    *

    Kolejny dzień, kolejne zadanie. Udać się miałem do miasta Omris, żeby porozmawiać z informatorem. Szedłem przez skwer, na szczęście było dziś dość pochmurno i słońce nie przeszkadzało mi zbytnio. Z zadowoleniem przyglądałem się otoczeniu moimi nowymi oczami. Widziałem ostro i dokładnie, nawet bardzo oddalone przeszkody. To mi się podoba.

    - Proszę pana, proszę pana ? usłyszałem i poczułem, że coś ciągnie mnie za nogawkę. ? Ściągnie pan z drzewa mój latawiec?

    Spojrzałem w dół i ujrzałem małe, ludzkie dziecko.

    - A zapłacisz mi? ? Odpowiedziałem.

    - Nie mam pieniędzy.

    - Więc nie masz latawca. A teraz zmykaj, zanim się rozzłoszczę.

    Mały uciekł z płaczem. Cóż... Ja nie miałem udanego dzieciństwa, dlaczego więc mam pomagać innym?

    *

    - W jaskini tej znajdować się ma jakiś smok. Przynajmniej tak twierdzi nasz informator ? relacjonowałem w siedzibie klanu. ? Podobno jest bardzo stary i silny, plotki mówią, że umie gadać.

    - To tylko plotki, nie ma mówiących smoków ? odpowiedział Numavir.

    - No nie wiem, nie wiem. Dawno temu, za młodu...

    - Tak mistrzu, wiemy. Za młodu pokonałeś kiedyś gadającego smoka gołymi rękoma. Ale pozwól, że teraz my zajmiemy się polowaniem, dobrze?

    Starzec opuścił salę bez słowa.

    - No. Wyruszamy za tydzień.

    *

    - Jest ogromny!

    - Nigdy nie widziałem tak wielkiej bestii!

    - Gigant!

    - Spokój chłopcy. Jeszcze dziś wypijemy toast nad jego truchłem. Wszyscy wiedzą, co mają robić? Zatem do ataku!

    Ruszyliśmy i otoczyliśmy smoka. Wyraźnie było widać, że nas zauważył, ale nie ruszył się nawet z miejsca. Mnie przypadło zaszczytne miejsce na tyłach smoka. Ogromnie zdziwiło mnie to, co ujrzałem. Była to wielka dziura w ziemi, z której biło jasne, błękitne światło. ?Czyżby portal?? Pomyślałem. Nieważne, pomyślę nad tym, gdy ubijemy stwora.

    - Czego tu szukacie? ? Usłyszałem głos w głowie.

    - On gada!

    - Bogowie, gadający smok!

    - Niemożliwe!

    - A niech mnie, starzec miał rację!

    - Milczeć! ? Powiedział smok. ? Mówcie, czego chcecie i wynoście się, albo wszyscy zginiecie.

    - To proste ? odrzekł mu Numavir. ? Twojego truchła.

    Smok nie odpowiedział, tylko ryknął głośno. Zauważyłem, jak jego wielki ogon leciał w moją stronę. Podskoczyłem i wylądowałem na nim. Zacząłem wspinać się na grzbiet smoka najszybciej, jak tylko się dało. Nagle stwór wykonał ostry zwrot w prawo, prawie zleciałem z jego grzbietu, dlatego też wyciągnąłem z buta sztylet, wbiłem go między łuski i zacząłem się wspinać. Szło dobrze i już po chwili byłem przy jego szyi, wtedy zobaczyłem, jak ten z łatwością radzi sobie z moją kompanią. Zabijał jednego po drugim, a to łapą, a to zionąc ogniem. Musiałem go powstrzymać. Szybko wyciągnąłem z pochwy miecz i wbiłem go w grzbiet smoka. Ten zaczął rzucać się i w końcu stanął na tylnich łapach, a ja zawisłem wysoko nad ziemią, trzymając się miecza. Niestety ten powoli wysunął się z ciała bestii i poleciałem prosto w dół. Prosto, do źródła tego błękitnego światła...

    *

    Odzyskałem przytomność.

    - Gdzie ja jestem? ? Powiedziałem, łapiąc się za głowę.

    Rozejrzałem się dookoła. Byłem w jakimś zaułku. Wstałem i wyszedłem z niego wprost do wielkiego, tętniącego życiem miasta. Poprawiłem na głowie kaptur, bo słońce grzało niemiłosiernie. Podszedłem do jakiejś kobiety i złapałem ją za ramię.

    - Gdzie ja jestem?

    - Łapy precz psychopato! ? Krzyknęła kobieta i zaczęła bić mnie siatką. ? Puszczaj mnie, puszczaj! ? Puściłem, a baba uciekła.

    Co się dzieje? Co to za język? Gdzie ja jestem?

    Poprawiłem kaptur i ruszyłem na poszukiwanie odpowiedzi...

    ***

    Cóż mogę powiedzieć... Mam nadzieję, że wam się podoba :P

    P.S - Ych... Skleroza :P Nie wiem, czy wynika z tekstu dość jasno, że postać moja przybyła z innego wymiaru/czasu. Jeśli nie, to właśnie informuje, że tak jest :P

  13. Wampirze opowieści
    PROLOG


    Ludzie myślą, że dobrze znają otaczający ich świat. Ale czy na pewno tak jest? Ile razy dzieje się coś dziwnego, coś nieprawdopodobnego, co łamie wszelkie znane nam zasady? Szukacie wtedy wyjaśnienia naukowego, powołujecie się na ruchy powietrza czy inne przyciągania ziemskie, nie dopuszczacie do siebie myśli, że może istnieć coś, czego nie możecie pojąć i zamknąć w małym urządzeniu. Nie dostrzegacie tego, co pozwoliło waszym przodkom tworzyć rzeczy, o których wy możecie tylko śnić. Nie dostrzegacie magii.

    Śmiejecie się, nazywacie mnie wariatem, prawda? Ale magia odgrywa w waszym życiu dużo większe znaczenie, niż możecie to sobie wyobrazić. Gdyby nie ona, to dalej mieszkalibyście w jaskiniach. Ale zostawmy historię w spokoju, chcę opowiedzieć wam o tym, co dzieje się teraz. A teraz ważą się losy nie tylko istot magicznych, ale także całego świata...

    *


    - To niedorzeczne! Nie wolno wam porywać ludzi, nawet w imię wyższych celów! Zdecydowaliście przecież, że ludzie są nietykalni. Łamiecie własne postanowienia!
    - Uspokój się, Alcer ? odpowiedział mu Carter, przywódca klanu wampirów z Ameryki Północnej. ? Wiesz dobrze, że tak trzeba. Przyznacie mi rację, prawda panowie? ? Rozejrzał się po sali. Prócz niego siedziało tam jeszcze pięciu nosferatu, władcy rodów poszczególnych kontynentów. Wszyscy skinęli głowami na potwierdzenie.- Jak widzisz, wszyscy są zgodni co do tego, że tak trzeba. Wezwaliśmy Cię tu tylko dlatego, że jesteś potomkiem hrabiego Tepesa... Rozsądziłbyś sprawę, gdybyśmy nie mogli dojść do porozumienia.
    Alcer zacisnął dłoń, w skórzanej rękawicy, na rękojeści swojego miecza i rzucił:
    - Dlaczego nie weźmiecie mnie?
    - Dobrze wiesz, że to nie możliwe. Jesteś ważnym elementem tej układanki, w końcu to na ciebie...
    - Dość! ? Przerwał mu ze złością na twarzy Alcer. ? Załatwmy to jak dawniej, w pojedynku. Stawaj do walki!
    Carter wstał ze zdobionego, mahoniowego krzesła i podszedł do swojego oponenta tak blisko, że obaj czuli na twarzach swoje oddechy. Odrzucili swe peleryny i gdy tylko te dotknęły kamiennej podłogi, odskoczyli od siebie, wyciągając miecze.

    Gdy wylądowali Alcer ruszył na niego z dużą prędkością, lecz jego przeciwnik nie zareagował, spokojnie czekał na cios. Ten w końcu nadszedł, szybkie i mocne uderzenie z góry zostało z łatwością sparowane przez Cartera, który odpowiedział niewiarygodnie szybkim uderzeniem z prawej strony. Trafił. Krew chlusnęła na kamienną podłogę.
    - Może to nauczy cię pokory. ? Powiedział Carter, odwracając się. Ale Alcer nie miał najmniejszego zamiaru się poddawać. Rzucił się na odwróconego do siebie plecami oponenta, ten jednak szybko zareagował i wytrącił mu miecz kopnięciem, a następnie złapał za szyję i rzucił nim w solidną, kamienną ścianę, na której zostało po tym wgniecenie. Alcer i tym razem podźwignął się na nogi i zaatakował ponownie, tym razem na dystans. Z jego ręki wystrzeliła świecąca kula, która przeleciała obok głowy Cartera.
    - Tego już za wiele! ? Wykrzyczał rozwścieczony wampir. Odwrócił się i skoncentrował swoją energię na mieczu, który następnie posłał w Alcera. Miecz wbił się w ścianę, przypinając do niej płaszcz wampira.
    - Uciekajmy panowie, to zaraz wybuchnie ? powiedział spokojnie Carter. Wtedy każdy z wampirzych władców zmienił się w stado nietoperzy i tak ulecieli z zamku. Alcer starał się uwolnić. Udało mu się. Niestety na próżno, nie zdążył zrobić dwóch kroków, gdy miecz zaczął świecić bardzo jasnym, białym światłem i nagle eksplodował. Eksplozja rzuciła Alcerem na przeciwległą ścianę, a po chwili przysypały go gruzy walącego się zamku.
    - Myślicie, że wróci? ? zapytał ktoś z rady.
    - Z pewnością. Potrzebuje nas.


    *


    Grałem właśnie na komputerze, gdy nagle poczułem wstrząs, któremu zawtórował przerażający huk. Szybko wybiegłem na balkon i zobaczyłem, że na miejscu zamku Chojniastego, oświetlonego przez wielkie lampy, znajdował się jedynie słup kolorowego ognia.


    *


    Po powrocie ze szkoły, jak zwykle walnąłem się na kanapę i włączyłem telewizję. Trafiłem na wiadomości:
    - ..się zamku Chojnik spowodowane było przez bardzo rzadko spotykaną na tych terenach aktywność sejsmiczną, eksplozja zaś wywołana była przez zmagazynowane w piwnicy fajerwerki, które użyte miały być na pierwszym dorocznym festiwalu historycznym. Naukowcy uspokajają, że ponowne wstrząsy nie powinny się pojawić. Z Jeleniej Góry na żywo nadawała dla was Elżbieta Gracjasz, dziękuję.
    - A oto kolejne wiadomości: Prokuratura ujawnia dane osobowe pedofila, jest nim...
    Wyłączyłem telewizor.
    - Aktywność sejsmiczna... Jasne, czemu na to nie wpadłem? To proste jak dziecko ze skoliozą.


    ***



    Tak więc moi drodzy, tutaj zamieszczam prolog opowiadania, a kto wie, może i cyklu, o wampirkach. Proszę o wszelkie uwagi, mile widziane są te pozytywne, ale jeszcze bardziej ucieszą mnie te negatywne - w końcu trzeba się rozwijać.

    P.S - Zdaję sobie sprawę z tego, że część z rzeczy tu przedstawionych może odbiegać od wampirzego kanonu, ale ja nie lubię tego typu ograniczeń :P

    P.P.S - Jakby kto pytał, miejscem akcji jest, póki co, moja ukochana Jelenai Góra i okolice ^^
  14. Sent, tak się składa, że z tym samochodem tak było. Dostałem w tyłek, zgniótł mi pan kierowca zderzak. Rzekłem mu radośnie "wesołych świąt" i pojechałem dalej. Kwestia podejścia.

    Przykład z telewizorem jest głupi, jest takie coś jak gwarancja.

    Opóźnienie - wina poczty polskiej. Pani z prenumeraty wysyła wszystko przed premierą kioskową.

    A zagubiona płyta... Cóż, zdarza się. Jeśli trzeba zapakować x tysięcy paczek, to raz na jakiś czas się pomylić można.

    A poza tym, to nikt Ci prenumerować nie karze. Nie chcesz? Nie kupuj.

    Szwenio - ta golarka to była reklamówka, tak samo jak 'insajder' :P

    A ja prenumeratę przedłużam co rok w październiku. Nie wiem jak to się dzieje, że w inne miesiące nigdy nie mam pieniędzy, a w październiku zawsze mam wolne 150zł o.O

  15. 1. Fakt, opóźnienia są.

    2. Masz głupiego listonosza.

    3. Wychodzi taniej niż w kiosku i argument typu "w X więcej się oszczędza na prenumeracie" do mnie nie trafia. Bo widzisz, dla CDA prenumerata jest opłacalna, bo marża którą bierze kiosk/sklep przypada im, a twoje czasopismo X wyzbywa się tej kasy(swoją drogą głupota...).

    4. Zdarza się, powinieneś zadzwonić i poprosić o dosłanie.

    Generalnie jestem z prenumeraty zadowolony, jest mi ona bardzo na rękę. Uzbierać raz na rok 150zł to nie problem, a raz na miesiąc 15zł to już pewien problem(jeszcze uczniakiem jestem). No i mam prezent gratis ^^

    A prenumerata teczkowa, to taka, gdzie płacisz z góry a potem sobie odbierasz w kiosku, za free :P

×
×
  • Utwórz nowe...