Skocz do zawartości

panoramiczny

Forumowicze
  • Zawartość

    337
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez panoramiczny

  1. Trochę to brzmi jak odgrzewany kotlet, ale pierwszy tom spodobał mi się.

    Drugi wręcz przeciwnie. A ostatniego raczej nie kupię.

    Fakt, dziwna polityka wydawnicza Fabryki Słów.

    Mimo wszystko książka dla fanów demonów i otoczki związanej z nią. Apokaliptyczny klimat itp.

    W moim odczuciu przynajmniej.

  2. A muzycznie? Słyszałem ich "The Art Of War" i ten nowy utwór o Warszawie i cóż... mocno średnio, choć 3 kawałki się pozytywnie wyróżniają. Mąlo tego - są naprawdę dobre!

    Czuję malutką konsternację po wysłuchaniu po naładowanych po brzegi patosem słów "Warszawo walcz!"

    Z jednej strony miło, że ktoś chciał poświęcić czas na wymowę polskich słów. Piosenka też budzi ten powstańczy duch we mnie.

    Jest druga strona medalu. Czy to nie brzmi jakby Szwedzi za wszelką cenę chcieli pokazać się z dobrej strony w Polsce? Wygląda to trochę na podlizywanie i ta cała sytuacja mocno nasiąknięta jest sztucznością i chwytem markitengowym. Moim skromnym zdaniem ta polszczyzna mogła spokojnie zniknąć. Wtedy utwór byłbym w stanie znieść.

    Z tymi mejlami to prawda. Ich teksty powstały na podstawie właśnie takich mało znanych opowiastkach.

  3. Na koncercie nie byłem, ale słyszałem, że można pobawić się w gronie przyjaciół.

    Tak, Hail Of Bullets to ciekawa sprawa, bo tematyka również jest taka sama, w jakiej obraca się Sabaton. To, że mniej atrakcyjna, nie ujmuje przyjemności ze słuchania. W składzie mają członka zespołu Asphyx, który stał się lokalną ( na scenie holenderskiej) legalną. Charakterystyczny wokal mają.

    Marduk też ma utwór o PW'44

    Zatytułowany "Warschau"

    Też warto posłuchać.

    Co do Lao Che, to ich wariacja na temat powstania, chyba najbardziej mi się spodobała, bo oryginalne i wyśpiewane swojskim, miejskim językiem. I fragmenty wypowiedzeń postaci historycznych.

  4. A czytałeś może protoplastę gatunku, czyli "Drakula" Brama Stokera.

    Moim zdaniem jak najbardziej warto zaprzyjażnić się z tą powieścią.

    Znając życie, pewnie to już zrobiłeś, ale polecam innym, młodszym forumowiczów, którzy lubią książki z etykietką horroru. Ale w przyapdku Drakuli pokusiłbym się o szufladkowanie jej jako powieść "gotycka"

    Co lubicie w Lovecrafcie?

    Wstyd, ale jakoś nie miałem okazji poczytać jego dzieł. :(

  5. Witam :)

    Jakiś czas temu naszło mnie, by spróbować swoich sił na literackim poletku.

    Miałem zamiar napisać krótkei opowiadanie, nasiąkniete historią, ale mające raczej charakter przygodowy.

    Wyszło inaczej niż zamierzałem. Ogólnie mam do tego mieszane uczucia, ale znajomi powiadają, że to całkiem miłe, zgrabne opowiadanko. Niestety, wydaję się, że to tylko pocieszanie. I dlatego zwracam się z gorącą prośbą o przeczytanie i ocenę tego opowiadania. Jestem otwarty na wszelką krytykę.

    Ciemna ulica w podłej, łódzkiej dzielnicy. Troje cieni posuwa się w stronę nędznej kawiarni. Wydaje się, że jest ona opuszczona, jednak przebywają w niej podejrzani dla zwykłych ludzi mężczyźni. Bar od kilku lat jest miejscem spotykania się osób buntujących się przeciwko ustrojowi. Działa tu duża liczba band sabotażowych. Zwykli robotnicy mogą też tu zajrzeć, porozmawiać z osobami, które pocieszą braci w tych ciężkich dla Polski czasach. Warunek wejścia jest jeden ? musisz nienawidzić ?czerwonej zarazy?. Tak się tutaj określa komunizm.

    Trójka ludzi zbliża się do lokalu. Czują się pewnie, byli tu stałymi gośćmi. Jeden z nich pociągnął za klamkę i wszedł do budynku. Za nim weszli jego towarzysze. Ukazał się im swojski widok, do którego byli przyzwyczajeni. Na brudnych stołach grupka wąsatych pracowników sąsiedniej fabryki grała w karty. Za ladą obsługiwał gości barczysty właściciel knajpy. Na oddalonym stoliku siedziała młoda para. Zajadle dyskutowała o przyszłości narodu polskiego. O tym co czeka ich w tym mieście, czym jeszcze zaskoczy system dowodzony przez wodza zza Bugu. Co jeszcze wymyśli armia marionetek nazywających siebie rządem niepodległej Polski.

    Tymczasem grupa przyjaciół, którzy niedawno weszli do lokum zajęła miejsce przy ścianie. Jeden z nich wyciągnął gazetę i zaczął czytać. Reszta sączyła podłe piwo, podane przez uroczą kelnerkę. Nie obyło się bez wymownych uśmiechów i wzroku podążającego za oddalającym się wizerunkiem kobiety. Cisza przedłużała się. Słychać było jedynie donośne śmiechy lekko podpitych robotników. Jednak te niezręczne milczenie zostało przerwane.

    - Słuchajcie! Przecież spotkaliśmy się tutaj, by omówić dalsze akcje! Chyba, że rozmyśliliście się, co? ? powiedział wysoki mężczyzna w jasnej koszuli.

    - Antek, posłuchaj mnie uważnie. Przyszliśmy tu, bo chcemy przede wszystkim odpocząć po podróży. Zapomniałeś, że tydzień temu siedziałeś jeszcze w celi? Byliśmy tam we trzech, bo ty nas wpakowałeś w to bagno! Zawsze musimy cierpieć przez twoją niecierpliwość. W takich sytuacjach trzeba spokoju i opanowania, więc pozwól, że to ja będę decydował o naszych planach. ? odpowiedział postawny, elegancko ubrany kawaler.

    - I może jeszcze powiesz, że to ja kazałem wam iść za mną? Mogliście pójść swoją drogą, ja swoją. Nie byłoby wtedy tej kłótni. Ja mam określony cel w życiu i nie spocznę, póki nie wykonam go. A tym zamiarem jest wykorzenienie z naszego narodu komunistycznych zapędów. I nie wiem jak ty, ale ja przyjechałem do Łodzi, by uwolnić moich rodaków z ponownej niewoli. ? rzekł Antek.

    - Trzymaliśmy się razem, bo znamy się od dzieciństwa. Dobrze ci radzę ? sam nie zburzysz murów systemu. I nie buntuj ludzi, bo mogą obrócić się przeciwko tobie i nam. Wiesz, że ściany mają uszy, a chętnych na pieniądze od władzy nie brakuje?

    - Pozwólcie, że wtrącę się do waszej rozmowy ? powiedział mężczyzna odsunąwszy gazetę ? Antek, Piotr ma rację. W pojedynkę nic nie zdziałasz. Nawet w trójkę nic nie zdziałamy. Polacy to zatwardziały naród, choć powstawać potrafi, to ciężko mu się zjednoczyć. Tylko wojna może znów połączyć nas, ale nie chcemy trzeciego kataklizmu. Jesteś najmłodszy z nas wszystkich, więc posłuchaj naszych wskazówek. Tyś młody, szalony, naiwny. Głowy szkoda na bicie muru.

    - Marcin, ale ja nie potrafię siedzieć cicho, gdy te czerwone psy chcą zniewolić moją Ojczyznę! Przecież niedawno odzyskała niepodległość, 20 lat temu zakończyło się upokarzanie Polski na arenie światowej! Nie pamiętacie jak niemieckie świnie chciały nas zarżnąć? A Rosjanie im w tym pomagali, więc nie wierzę w to, że teraz chcą nam pomagać. Jednak czuję, że Polacy to zrozumieją i powstaną jak dawniej! Przeciwko ucisku i cenzurze! ? mówiąc te słowa, Antoni powstał z krzesła i obrócił się w stronę zdumionej gawiedzi ? Rodacy! Posłuchajcie mnie! Kto z was ma dosyć sytuacji w Polsce?!

    Liczył on na zgodną odpowiedź tłumu. Jednak przeliczył się z losem. Zaskoczony tłum zgromadzony w kawiarni odpowiedział niechęcią i pomrukiem niezadowolenia. Choć bywalcy tego lokalu zgodni byli w przekonaniu, że komunizm to zło i trzeba go tępić. Jednak w głębi serca byli obojętni na to, który wysłannik Stalina objął władzę w państwie. W głowie im było tylko to, żeby żona i dzieci nie chodziły z pustymi brzuchami. Niestety, często nie udawało się zarobić tyle, by mieć co jeść i wyglądać przyzwoicie. Większość pracowników łódzkich fabryk pracowała w wielu miejscach jednocześnie. Sytuacja była ciężka, więc priorytetem ludzi było przetrwanie następnego dnia i spokój rodzinny. Wiadomo, że pójście na barykady lub wszczęcie strajku, zakłóci upragniony odpoczynek od szarej, bezbarwnej, brutalnej rzeczywistości.

    Trójka przyjaciół powoli zmierzała ku wyjściu z knajpy. Piotr podszedł do kelnerki i z uśmiechem wręczył jej szczodry napiwek. Dziewczyna odwzajemniła ten gest zadziornym puszczeniem oka. Pozostali towarzysze czekali na niego przy drzwiach. Z wyraźną niecierpliwością. Od dawna mężczyzna ten lubił towarzystwo kobiet i przy każdej nadarzającej się okazji próbował poderwać jakąś kobietę. A one ulegały jego urokowi i sposobowi bycia. Zawsze był ubrany w elegancki płaszcz lub gustowną koszulę. Do tego nakładał wyprasowane spodnie i wyczyszczone buty. Był całkowitym przeciwieństwem sowich kompanów. Marcin wyglądał najgorzej z nich wszystkich. Jego odzież przypominała sito z licznymi otworami. Buty zostały pospiesznie kupione na łódzkim bazarze, na którym można znaleźć towary używane, podniszczone. Jednak wyszedł dopiero z więzienia, co tłumaczy jego ubiór. Piotr miał szczęście, bo jego rodzina mieszka w tym mieście, więc bez trudu zdobył porządne odzienie. Inna sprawa, że jego ojciec ma godziwą pracę i bez trudu opłaca mieszkanie i utrzymuje dom. Jego matka pracuje jako nauczycielka w jednej ze szkół. Antoni, najmłodszy z grupy wyglądał adekwatnie do swego wieku. Przeważnie ubierał się w przewiewne koszule i luźne spodnie. Pochodził on z Radomia. Jego familia prowadziła spokojne życie. Nie byli bogaci, ani też biedni. Dewiza nieżyjącego już ojca to: ?Największym bogactwem jest miłość?. Zgodnie z tym mottem byli oni najzamożniejszą rodziną w całym mieście. Każdy członek rodziny skoczyłby w ogień za drugim. W tych trudnych chwilach trzymali się razem, paląc wszystkie smutki w żarze domowego ogniska. Tato Antka umarł gdy jego syn miał 3 lata. Nie doczekał zobaczyć wspaniałego, szczerego ducha buntu. On sam prowadził działania partyzanckie podczas drugiej wojny światowej. Można rzec, że chłopak odziedziczył niechęć do najeźdźców.

    Piotr, Marcin i Antoni wyszli już z kawiarni. Ich wizyta przeciągnęła się, bo nastał już późny wieczór. Mieli znaleźć jakiś przytułek dla podróżnych, bo nikomu nie uśmiechała się noc na dworcu. Żwawym krokiem podążyli w stronę hotelu. Piotr miał trochę pieniędzy, więc mieli za co zapłacić. Inną sprawą jest to czy ktoś wpuści ludzi o wyglądzie bezdomnych. A o tym, że wyszli z więzienia lepiej nie przyznawać. Nie można być pewnym, jak ktoś taką informację zinterpretuje. W obecnej sytuacji w Polsce, ciężko przejrzeć zamiary nieznajomych. Po długiej i męczącej podróży z więzienia, marzeniem było rozprostować nogi i położyć się spać. W końcu znaleźli wyczekiwany hotel. Był stary i dość podupadły, lecz nikt nie narzekał. Pierwszy do środka wszedł Marcin. Żwawo przekroczył próg u ukazało mu się całkiem przyzwoite i przytulne wnętrze. Podszedł do lady i zadzwonił mosiądzowym dzwoneczkiem. Po kilku minutach, gdy już zamierzali wyjść, z zadymionego pokoju wyszedł mężczyzna. Był on średniego wzrostu. Miał nieogoloną twarz i trochę zapuszczone włosy. Widać, że na wyglądzie mu nie zależy. Jego buzię zdobiły ładne, drogie okulary. Dodawały one powagi. W mijanej popielniczce zgasił papierosa.

    - Słucham Pana. W czym mogę służyć? ? zapytał z szerokim, choć wymuszonym uśmiechem.

    - Szukamy noclegu na najbliższe cztery, pięć dni. Jeśli to możliwe to prosimy pokój dla trzech osób. ? odpowiedział mężczyzna.

    - Z tym ostatnim nie będzie problemu, ale z terminem noclegu mogą być drobne problemy. ? rzekł.

    - Można wiedzieć dlaczego? ? powiedział ostrym tonem Marcin.

    - Proszę się nie denerwować. Wiem co teraz Pan czuje, ale nic nie mogę z tym zrobić. ? odpowiedział spokojnie staruszek.

    - To może raczy nas Pan poinformować o powodzie? ? wtrącił oschle Piotr.

    - Nie wiem czy mogę, bo nie ja jestem właścicielem tego budynku. Ale już powiem, tylko niechaj to zostanie tajemnicą, bo nie chce stracić posady. Nawet teraz ledwie wiąże koniec z końcem. U mnie się nie przelewa, co dopiero będzie jak mnie zwolnią?! Posiadacz tego hotelu wyjechał nie wiadomo gdzie i zostawił ten przybytek na pastwę losu. A chętnych na niego nie brakuje. ? powiedział ze smutkiem w głosie.

    - Ale ja dalej nie rozumiem ? przyłączył się do rozmowy Antek ? Dlaczego nie możemy wziąć noclegu na pięć dni? ? zapytał z znużeniem.

    - Daj mi skończyć młodzieńcze. Niektórzy miejscowi bogacze chcą przerobić tą ruderę na stertę gruzu. A na niej postawią pomnik. ? odpowiedział mężczyzna.

    - Robi się ciekawie. A wiadomo co to za monument? ? zapytał Marcin.

    - Tego nie wie nikt. Rzecz jasna, oprócz samych zainteresowanych. No i jeszcze rząd i administracja orientują się w tej sprawie. ? rzekł.

    - W porządku, dziękujemy za informacje. Poszukamy noclegu gdzie indziej. Do widzenia! ? powiedział z rezygnacją Piotr.

    - Ależ Panowie! Zaczekajcie! Możecie się tu zatrzymać, ale tylko na cztery dni. Jak termin minie, załatwię wam miejsce do spania u mojego przyjaciela. Chłop jest uczciwy i miły. Ciężko teraz o takiego. A jego mieszkanie jest niedaleko. Więc umowa stoi? ? zapytał starzec.

    - W sumie nie mamy nic do stracenia. Dobra, zatrzymamy się tutaj. Ile płacimy? ? odpowiedział Marcin.

    - Za trzy osoby zapłacicie sześć tysięcy złotych. ? rzekł.

    - Trochę drogo, ale cóż. Proszę tu są pieniądze. Gdzie nasz pokój? ? powiedział Piotr.

    - Po schodach i potem w lewo. Numer cztery jest wasz. Tu są klucze. ? odpowiedział mężczyzna zabierając pokaźny kapitał.

    Trzech kompanów poszło we wskazanym kierunku. Każdy targał za sobą lichy tobołek. Wzięli co należy, bez zbędnych udogodnień. Mieli zacząć nowe życie, bez szalonych pomysłów i heroicznych wyczynów. Nie chcieli pójść kolejny raz do więzienia. Jeden pobyt w piekle starczy. Na całe życie. Spokojnego życia nie dało się wmówić Antoniemu. Był on z natury przebojowy i nie bał się głośno wygłaszać swoich idei. Próba wcielenia jednej z nich zakończyła się tragicznie. Chłopak podczas nauki w liceum podbudzał do buntu uczniów. Sprzeciwili się nauce historii. Nauczyciele wykładali zmienione losy Polski. Wszystkie tragedie wyrządzone przez Rosjan, zwalali na Prusaków i Niemców. Oczywiście ci, którzy orientują się w prawdziwych dziejach państwa opamiętali się i próbowali przeciwstawić się kłamstwu na uczelniach. Jednym z takich ludzi był Antek. Jego dziadek, z wykształcenia historyk, opowiadał różne opowieści o słynnych Polakach i ich zasługach dla kraju, czasem dla świata. Gdy usłyszał na jednym z wykładów o powstaniu styczniowych, wzburzył się niemiłosiernie. Wybuchnął wściekłością na dźwięk słów, mówiących o akcie insurekcji jako ?bezmyślne, bandyckie zachowanie wymierzone przeciwko niewinnemu carze Rosji?. W tydzień po tym wydarzeniu, młody Antoni przeciągnął na swoją stronę kilkunastu studentów, by wyszło z nim na ulicę. Rzecz jasna, zrobił to w tajemnicy prze rodziną. Ojciec, choć miał podobne poglądy co syn, nie zezwalał mu na strajk. Mówił, że to niebezpieczne. Martwił się, choć w głębi serca czuł nieopisaną dumę, że udało mu się wychować syna na honorowego obywatela, dla którego bezcenną wartością jest Ojczyzna. Rankiem w sierpniowy czwartek, w Radomiu odbył się pierwszy strajk młodzieży szkolnej. Na wiecu było o wiele więcej zgromadzonych, niż przewidywano. Wśród setki uczniów znalazł się Marcin. Piotr też był. Godzinny marsz charakteryzował się równością protestujących. Nie było lidera, wszyscy sprzeciwili się wspólnej, niewygodnej sprawie. Na myśl o tym wydarzeniu, Antoni dostaje niekontrolowanych dreszczy. Nigdy jeszcze nie widział tak solidarnych, młodych ludzi. Ten fakt ekscytował chłopaka, dla którego takie widoki powinny być chlebem powszednim. Niestety cała manifestacja została przepędzona przez oddziały milicji. Używali pałek, tarczy, często gołych pięści. Wszystkie te narzędzia wymierzone przeciwko bezbronnym studentom. Oni walczyli przy pomocy słów, tamci przy akompaniamencie dźwięku stali. Krzyki bitych i kopanych zagrzewały do energiczniejszego rozprawiania z buntownikami. Ten akt przemocy wobec przyjaciół, pozostał na długo w pamięci Antoniego. Zaprzysiągł zemstę komunistom. Lecz ona będzie wyglądał inaczej, niż zrobili to milicjanci. Polegać będzie na wytykaniu błędów władzy. O tym co robią źle, będzie mówić do megafonu, na skrzyżowaniu ulicy Mickiewicza z Paderewskiego. Przed nim legiony nieprzyjaciół, ubranych w czarne i granatowe uniformy. Za nim setki, tysiące druhów. To jest wymarzona scena dla Antka. Jego prawdziwe, jedyne marzenie, głęboko zakorzenione w jego duszy. Ta cała historia sprawia, że przybycie do Łodzi nie oznacza spokojnego życia. Wbrew obietnicy danej przyjacielem, nie podda się w dążeniu do realizacji swoich zamierzeń. On nie potrafi tak istnieć. Nie może siedzieć bezczynnie, gdy tysiące Polaków jest nękanych przez ustrój polityczny i aparaty bezpieczeństwa.

    Gdy przekręcili klucz w zamku, ujrzeli ładny, zadbany pokoik. Ściany były pomalowane na relaksujący, zielony kolor. Okna były zasłonięte, więc początkowo było ciemno. Jednak po odsłonięciu zasłony, ukazał się szary, nie wyróżniający się niczym szczególnym widok. Apartament był dość duży, więc nie było problemów z miejscem do spania. Przy oknie stały trzy łóżka. Wyglądały na solidne. Zostały specjalnie postarzane, by dodać uroku meblom. Obok posłania stała ogromna szafa. Służyła ona do przechowywania ubrań, choć zmieści się coś większego. Blisko drzwi ustawione zostało biurko z lampką. Mężczyźni nie przypatrywali się temu widokowi długo. Od razu poszli rozprostować nogi na wygodnych łóżkach. Tylko Marcin nie dostosował się do kolegów. Usiadł na krześle i ze śmiertelną powagą wyciągnął z plecaka skórzany zeszyt. Jak się okazało był to pamiętnik. Założony został w dzieciństwie, w wieku dziesięciu lub jedenastu lat. Z roku na rok treść zmieniała się. Na początku zapisywał tam swoje małe sukcesy, takie jak dobra ocena w szkole, czy pochwała rodzica lub nauczyciela. Czasem notował swoje przeżycia z bójki szkolnej. W późniejszym okresie życia, chłopak pisał o pierwszych sympatiach. Z reguły Marcin nie był człowiekiem kochliwym. Jego najpoważniejszym uczuciem była miłość, którą darzył niejaką Anię. Było to, gdy miał szesnaście lat. Związek przetrwał całe półtora roku. Cały ten okres, mężczyzna zapamiętał jako szalone, romantyczne samobójstwo. Tak określał zakochanie w dziewczynie z wyższych sfer. Jego rodzice, tak samo jak Ani, nie wiedzieli o tym. To wydarzenie potwierdza, jak wielkim uczuciem darzyli się wzajemnie. Czar tego wspaniałego snu prysł, gdy ojciec dziewczyny zarządził przeprowadzkę do Warszawy. Fakt opuszczenia miasta nie podobał się jego córce, ale był personą stanowczą, nie lubił sprzeciwu. Gdy usłyszał wiadomość o tym, że ukochana zmienia miejsce zamieszkania, był zszokowany. Nie wiedział co powiedzieć, lecz zachował się rycersko. Podziękował za spędzone wspólne chwile. Za wszystkie miłe wspomnienia. Wiedział, że groźbami nic nie wskóra. Ania również była smutna z tego powodu, bo straciła jedynego prawdziwego przyjaciela, połówkę swojego serca. Nie była pewna, czy znajdzie drugiego takiego jak on. Marcin myślał tak samo. Obiecał, że nigdy już się nie zakocha. Poniekąd, ta przysięga nie jest zerwana do dziś. Choć na pozór wygląda na żywego, uśmiechniętego kawalera, to gdzieś głęboko w swoim duchowym ciele, był nieszczęśliwie zakochany. W uroczej, miłej, dziewczynie z blond warkoczem?

    Gdy mężczyzna zasiadł przy biurku, zaczął pisać o tym co się działo z nim i jego kompanią, w czasie gdy wyszedł z więzienia, aż do chwili obecnej. Napisał o ciekawej rozmowie w kawiarni i niespodziewanego przemówienia Antka. Skreślił parę słów o hotelu i o jego najbliższych losach. Zamykając pamiętnik, uśmiechnął się do siebie i spojrzał na wiszący na ścianie zegarek. Jego czarna wskazówka wskazywała godzinę 22. Zerknął na śpiących towarzyszy i wyciągnął z torby malutkie zawiniątko. Były to tanie papierosy. Nie lubił palić przy innych, bo często musiał kogoś częstować. A to nie uśmiechało się Marcinowi. Z skrętem w ustach czuł się niezwykle pewnie i bezpiecznie. Mężczyzna podszedł do okna i uchylił je. Wychylił się i patrzył na zatopioną w głębokim śnie Łódź. Ruch na ulicach zupełnie ustał. Gdzieniegdzie chowają się po kątach bezdomni. Po pustych chodnikach przemknie bezpański pies. Ten widok pochłaniał chłopaka. Wprowadzał w trans, rozluźniał. Pocieszał strapioną duszę. Przeżyła ona wiele, w ostatnich latach. Nieszczęśliwa miłość, pobyt w więzieniu, zapomnienie wyglądu domu rodzinnego. Szare, pogrążone w mroku budynki fabryczne, były jak kojący balsam na troski serca. Panorama odrapanych, odpychających ścian celi, wydrapała szpecącą szramę w umyśle. Ten widok został przeklęty. Nie chciał ponownie ujrzeć tych potwornych krat, tych szyderczych uśmieszków strażników. Aby tego uniknąć, starał się ostudzać gorące zamiary Antoniego. Nie chciał go zniechęcać, bo prezentuje te same poglądy co on. Umówił się z najmłodszym z towarzystwa chłopakiem, że nie wyjdzie już na ulicę strajkować. Jak dojdzie do manifestu, to będzie jedynie pomagać im duchowo lub materialnie. Wiedział, że to też jest ryzykowne, ale nie chciał zostać uznanym za zdrajcę w oczach przyjaciela, dzieci, żony. Również martwił się, że przyszłe pokolenia mogą ochrzcić go mianem sprzedawczyka.

    Nie wiadomo kiedy, Marcin wypalił już trzy skręty. Gasił na parapecie czwartego, gdy zorientował się, że jest już północ. Właśnie usłyszał donośne bicie dzwonów. Gdzieś w pobliżu musiał być kościół. Zamknął szczelnie okno i schował do plecaka papierosy. Rozebrał się i umył się w łazience. Swoje ubranie włożył do szafy i cicho ją domknął. Usiadł na łóżku i po raz kolejny pomyślał o Ani, rodzicach. Po minucie wstał i przyklęknął przy drzwiach. Choć nie było tam krzyża, zaczął się modlić. Zawsze przy wejściu do pokoju, powinien być wizerunek Jezusa lub Maryi. Tak nauczyła go matka. Uczynił znak krzyża i rozpoczął pacierz.

    - Panie Boże, Ty który jesteś wszędzie i w każdym stworzeniu. ? wypowiedział cicho, wręcz nieśmiało początek modlitwy. ? Racz wysłuchać słów prostego grzesznika. Władco Niebios, miej w swojej miłosiernej opiece, moich kochanych rodziców. Wiem, że dawno ich nie widziałem i nie dawałem znaku życia, ale pozwól Boże im wiedzieć, że nie przestałem ich szanować i kochać. Maryjo! Kochałaś swojego Syna nieprzemierzonymi zapasami miłości. Wiedz, że Ja również kochałem. Dobrze wiesz, że nie było to przelotne, szczeniackie uczucie. Daj mi szansę ujrzeć jeszcze raz moją Anusię! Choćby i na łożu śmierci, ale wiedz, że ja nigdy nie zapomnę! I będę czekać. Jezu, proszę o Twoją łaskę w dalszym moim nędznym życiu. Święta Trójco! Zastępy Świętych! Miejcie mój ukochany naród w opiece, by nie stracił szans odbudowy po wojnach. Niech zrobi to sam, w sposób solidarny, zgodny z Twoim, Chryste nauczaniem. Miejcie również i Mnie, waszego wiernego sługę, w trosce. Bym nie poddał się i ujrzał swoje, upragnione szczęście! Tak mi dopomóż Bóg! Amen.

    Tymi słowami zakończył swoją osobistą, intymną rozmowę z Bogiem. Pozostawał jeszcze w szoku. Rzadko otwierał się przed Osobą, której nie widział. Jednak dziś miał taką potrzebę i Bóg go wysłuchał. Marcin zacisnął wargi, by powstrzymać napływające łzy. Jednak nie zdołał ich zatrzymać. W dzieciństwie pewnie by się wstydził z tego, ale dzisiaj, w takim momencie jest z siebie dumny, bo każdy ma chwile słabości. Chłopak wstał z kolan, nie przejmował się bólem w nogach. Z poczuciem tęsknoty za Anią i Rodzicami, patrzył się w sufit. W ten sposób zasnął. Ile czasu poświęcił na bezowocne spoglądanie w górę, tego nie wie nikt.

    Nastał ranek. Promyki słońca rozbudziły trójkę przyjaciół. Pierwszy wstał Piotr, który popędził do łazienki. Miał zamiar porządnie się umyć, by zmazać piętno pobytu za kratkami. W trakcie jego pobytu, z legowiska zerwał się Antek, który bezpardonowym kopniakiem wytrącił ze snu Marcina.

    - Co jest? ? zapytał półprzytomnie obudzony mężczyzna.

    - Czas już wstać! Zobacz za okno.

    - Nie chce mi się ruszać. Powiedz mi, co tam ciekawego jest. ? rzekł chłopak.

    - Budowlańcy się zbierają obok naszego hotelu. Chyba wiesz co nas czeka?

    - Nie rozumiem. Wiesz dobrze, że rano nie potrafię logicznie myśleć. Robotnicy pod domem? Próbujesz powiedzieć, że co? Nie masz chyba na myśli tego, że? - powiedział zaspanym głosem.

    - Dobrze myślisz. Niestety. Przybyli tu po to, aby zbudować ten cholerny pomnik! Ciekawe po co on komuś. ? odpowiedział.

    - Mówisz poważnie? Hotelarz mówił o czterech dniach. A tu jedna nocka dopiero przespana. Musimy coś tym zrobić, przecież zapłaciliśmy za cztery dni. Niech nam odda te pieniądze! Złodziej jeden! Zaraz do niego pójdę, tylko narzucę jakieś ubranie na siebie. ? rzekł zirytowany Marcin.

    W tej chwili z łazienki wyszedł Piotr. Przepasany ręcznikiem począł ubierać się w swoje wykwintne koszule. Nawet w stroju codziennym nie zapominał o byciu eleganckim. Woń jego perfum roznosiła w całej izbie. Antkowi wydawało się, że nawet mężczyzna w portierni czuje ten zapach. Jego obojętność dziwiła i denerwowała, ale taki był jego charakter. A ta rzecz wolno i rzadko przechodzi metamorfozę. Gdy wszyscy byli już gotowi, Antoni wyciągnął z lodówki jedzenie. Nie były to frykasy, tylko zwykły podróżniczy prowiant. Następnie wyciągnął chleb z torby. Czerstwy, ale nikt nie narzekał. Marcin swoim podręcznym scyzorykiem otworzył puszkę konserwy. Wszyscy zaczęli smarować kromki pieczywa. Panowała przy tym cisza. Z tej prostej czynności, trójka towarzyszy uczyniła rytualna scenę. Wiedzieli oni, że to ostatnia chwila, by zakosztować nagiej, nieubranej w żadne dźwięki sielanki. Po tym, gdy zobaczyli koczujących pod ścianami budynku robotników, nie chciało im się już żyć. Był to zwiastun nadchodzącej, długotrwałej tułaczki. Nawet obiecana przez staruszka pomoc, nie spełniała marzeń o spokoju. Mimo to, postanowili pójść do mężczyzny, po adres jego przyjaciela. I po zwrot pieniędzy. Ciekawiło ich to, kim okaże się darczyńca dachu nad głową. Antoni chciał, by był to człowiek ? buntownik. Nie lubiący obecnego ustroju, u którego priorytetem jest walka o poprawę życia. Interesowała go również zagadka monumentu. Miał nadzieję, że będzie to wizerunek naszego polskiego bohatera narodowego. Takim jest Piłsudski, Mickiewicz, Mieszko. Najbliżej mu było do wieszcza romantyzmu. Tak jak on, młody chłopak zagrzewał do buntu przeciwko uciskowi. Tylko czasy się zmieniły. 200 lat temu Polacy czuli, że Ojczyzna została utracona, przyznawali się do tego, że chcą walczyć o niepodległość. W obecnej chwili takiego zrywu nie ma. Niektórzy wspominają o tym, że Polska jest trzymana na wodzy przez Związek Radziecki. Nie podoba im się to, lecz boją się głośno mówić o prawdzie. Naród zastraszany jest wieloma sposobami. Od milicji zacząwszy, na cenzurze skończywszy.

    Dla Piotra nie miało większego znaczenia u kogo będzie mieszkać, jednak właściciel musi spełniać kilka warunków. Po pierwsze uczciwość. Co raz trudniej o tą cechę u ludzi. Drugą sprawą jest szacunek. Mężczyzna lubił mieć poważanie wśród innych, więc wymagał tego po przyjacielu hotelarza. Marcinowi było obojętnie kim okaże się tajemniczy znajomy. Wymagał tylko spokoju, by myśli trochę odpoczęły od bezlitosnych zamieci losu. Dusza również pragnęła bezpiecznej przystani, w której może zakotwiczyć na długi okres czasu.

    Po zjedzeniu posiłku, przyszedł czas, by porozmawiać o obiecanym noclegu. Umówili się, że nie ma sensu schodzić we trójkę. Do dyskusji wyznaczony został Piotr i Marcin. Antoni miał zostać w pokoju i obserwować krzątających się pracowników budowy. Wydawać się mogło, że to zadanie jest nudne i niewymagające skupienia. Dla najmłodszego z przyjaciół było to niezwykle ciekawe i pasjonujące zajęcie. Tak się działo, ponieważ był zainteresowany sprawą pomnika. To, kto zostanie uwieczniony na monumencie nie dawało mu spokoju. Jego ciekawość prowadziła nierzadko do śmiesznych sytuacji. W młodości wiele miał przygód związanych z nadmierną fascynacją jakimś tematem.

    Dwoje mężczyzn przymknęło drzwi od swojego mieszkania. W żwawym tempie zbiegło ze schodów. Ta przebieżka nie sprawiła większych problemów, bo izdebka znajdowała się na pierwszym piętrze. Po minucie ujrzeli przed sobą recepcję. Nie posiadała ona dużych rozmiarów. Była raczej kameralna, dobrze odzwierciedlała klasę hotelu. Jednak mimo braku dobrego zdania o schronisku wśród prostych ludzi w Łodzi, trójce przyjaciół żyło się tutaj przyjemnie. Nie mieli najmniejszej ochoty opuszczać budynku. Niestety, koleje losu potoczyły się inaczej niż zamierzali. Piotr przystanął przy krawędzi biurka. Malutki dzwoneczek czekał. Marcin, który doskoczył do kolegi, nie omieszkał go użyć. Na dźwięk metalicznego odgłosu, hotelarz zerwał się. Słychać było jego pospieszne kroki w zamkniętych drzwiach. Po kilku chwilach ukazał się poczciwy staruszek w zabawnych, filuternych okularach. Poprawił wygnieciony pulower i przekrzywione binokle. Zobaczywszy dwóch znajomych mężczyzn, wyciągnął swoją dłoń na powitanie. Po zakończonym rytuale powitania, postanowił zacząć gawędkę. Domyślał się, że nie będzie to przyjemna wymiana zdań.

    - Miło was znów widzieć! ? rozpoczął rozmowę dziarskim pozdrowieniem. ? W czym mogę służyć?

    - Ty mały, stary gnoju! ? Marcin zirytował się jego beztroskim tonem. ? Dobrze wiesz, że przybywamy tu w pewnej sprawie! Nie będę przedłużać, więc przejdę do sedna problemu. Po pierwsze, żądamy zwrotu pieniędzy! Pięć tysięcy piechotą nie chodzi! Po drugie, obiecałeś adres swojego koleżki. I jak? Zrobisz, co do ciebie należy, czy chcesz pogadać inaczej?

    - I jeszcze jedno! ? wtrącił się Piotr. ? Tylko bez przekrętów z tym przyjacielem, bo wiedz, że nie zawahamy się skorzystać z usług milicji. ? rzekł.

    - Panowie! Bez nerwów! Myślicie, że na starość nie mam nic do roboty, tylko kręcić jakieś oszustwa? Mi też nie na rękę, zostać wylanym na zbity pysk. Co ja żonie powiem? Ukrywałem tą wiadomość, bo nie chciałem martwić jej. Chora jest, niedługo skona. Dwójka dzieciaków zostanie osieroconych. Ja stracę pracę, będę utrzymywać rodzinę z zasiłku i z łaski krewnych. Ludzie! Życie mi się wali! A niedawno byłem poważany wśród znajomych. A teraz co? Zostało mi siedzieć w tych czterech ścianach, w tym cholernym hotelu. ? zakończył bliski płaczu.

    - Głupio się czuję. Zwalił mnie pan z nóg. A myślałem, że to ja mam ciężko. ? powiedział po minucie ciszy, zmieszany Piotr.

    - W porządku. Wiem, że ja zachowałbym się na waszym miejscu tak samo. Młodzi jeszcze jesteście. Naprawdę, warto zatrzymać się na chwilę. Pomyśleć o sile rażenia swoich słów. One też bolą. Jak pięści. Nie chciałem nikogo wprowadzać w błąd. Jestem uczciwym obywatelem. W tych czasach trudno o takiego. Ze swojej postawy nie jestem dumny. Wiecie dlaczego? Być jedynym przyzwoitym wśród określającego się tym mianem społeczeństwa, to nie powód do radości. Raczej do wstydu. Za innych. Ja spełniam obowiązki Człowieka, a nie osoby. A to różnica. I to wielka. Człowiekiem jest się w środku, osobą na zewnątrz. Sztuka myślenia zanika u młodych. Teraz im co innego w głowie. Zliczyć nie można, ile wyrostków chowa się z wódą po kątach. Ilu przesypia nocki na ławce w parku, nie kontrolując siebie. No wy dajecie inny przykład. Na szczęście są jeszcze wyjątki od tej chorej sytuacji. Gdyby zamiast was ujrzałbym dwójkę zapitych młodzieniaszków, dawno wyrzuciłbym ich za drzwi. Obecne pokolenie mówi, że chce zmieniać Polskę, ale w ten sposób jej nie uzdrowią. Przyszłość Ojczyzny spoczywa na ich barkach, wątłych co prawda, ale zawsze mogą udźwignąć ciężar obowiązków. Polska inteligencja robi co może, aby pięknym słowem wyprzeć socjalistów za Bug. Tam ich miejsce. Poeci i pisarze mają to do siebie, że w ich ustach wyraz ?precz?, brzmi jak piękne zaproszenie do powrotu na łono matki ? Rosji. Muszę się przyznać, że sam działam w takim stowarzyszeniu. Mimo zaawansowanego wieku staram się wspierać buntujący się naród. Życzę wam tego, lecz wiem, że już teraz macie już plany na przyszłość. Chłopie, uśmiechnij się! Zapomniałem już o tych słowach, co powiedziałeś. Nie wiem dlaczego, ale lubię was i tego trzeciego. Coś czuję, że jeszcze spotkamy się. Choć nie w pełnym składzie. ? zakończył swoje przemówienie.

    Długa tyrada mężczyzny zbiła z tropu dwójkę przyjaciół. Uzbrojeni byli w ostre, zadziorne argumenty. Jednak hotelarz rozbroił ich. Nie przemocą. Swoim zaskakującym opanowaniem. Iście nieludzkim. Marcin poczuł jakieś nieopisany spokój bijący z dziadka. Wydawało mu się, że czas zatrzymał się, w oczekiwaniu na dalsze słowa. Jakże piękne one były! Niezwykle kusiły i pociągały. Emanowały mądrością. Piotr wiele czytał, jednak przekonania żadnego filozofa nie trafiły tak bezpośrednio w jego serce, jak przemówienie hotelarza. Zobaczył w jego oczach pasję. Zląkł się, bo przypomniał sobie historię człowieka opętanego przez siły nieczyste. Na szczęście nic nie wstąpiło w staruszka. Jedynie mogła to być jakaś zagubiona muza, może sama Ojczyzna wybrała wiekowe usta, na wygłoszenie wołania o pomoc?

    Milczenie narastało, bo nikt nie był w stanie wypowiedzieć się. Po kilku, kilkunastu minutach zakończyło się, bo ciszę przerwał Marcin, który był bliski płaczu.

    - Panie, nie wiem czy mogę wypowiedzieć się w tym czasie, więc proszę o przebaczenie. ? mówiąc te słowa, kawaler wyglądał jak małe, pięcioletnie dziecko, proszące o słodycze.

    - Bez przesady! Nie jestem jakimś Bogiem, by zwracać się do mnie w taki sposób. Wiem, rozgadałem się, ale to dzięki wam mogłem wypowiedzieć głośno swoje myśli. Dziękuję za to. ? odpowiedział mężczyzna, który wyglądał zwyczajnie. W niczym nie przypominał człowieka, który mówiąc, łamał bariery w sercu niejednego słuchającego.

    - Słowa Pana sprawiły, że jestem w szoku. Kompletnie nie wiem jak się zachować. Pańskie słowa trafiły w sedno. ? rzekł Marcin, poprawiając ton na mniej doniosły.

    - Jeśli już ochłonęliśmy, to może pogadamy o tym po co tu przyszliśmy. ? Piotr bestialsko przerwał uroczystą atmosferę w zwykłej, zakurzonej recepcji. Biurko powróciło do swojej pierwotnej postaci, a przecież było polerowanym pulpitem mówcy.

    - Chodzi o adres mieszkania mojego znajomego?

    - Tak. Dokładnie o to. No i jeszcze o pieniądze.

    - Proszę. W tym worku są i banknoty i miejsce zamieszkania mojego przyjaciela.

    Wypowiadając te słowa, staruszek miał smutny wyraz twarzy. Rzadko zdarzało się, że ktoś nazwał go oszustem i sugerował nie dotrzymywanie obietnic. A to przed chwilą zrobił Piotr. Marcin zauważył te zafrasowane oblicze hotelarza i szybko zareagował. Zimnym spojrzeniem zganił przyjaciela. On zrozumiał to i przeprosił mężczyznę.

    - Przepraszam za kłopoty, ale wie Pan jak to jest na świecie. Jest mi głupio z powodu moich bezpodstawnych błędnych oskarżeń. ? odpowiedział.

    - W porządku. Nie gniewam się. Jak będziecie u mojego kolegi, to podajcie moje imię i nazwisko. Powiedźcie, ze to ja was przysłałem.

    - A można wiedzieć, jak się Pan nazywa? ? uprzejmie rzekł Marcin.

    - To jeszcze się nie znamy? Mam na imię Stanisław Zajączkowski.

    W tym momencie wyciągnął rękę na symboliczny gest przywitania. Dwaj przyjaciele odwzajemnili to.

    - Ja jestem Marcin, a to Piotr. Ten, który został na górze to Antoni. Miło było ciebie poznać. My już będziemy uciekać. Musimy spakować nasze torby. Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Za pomoc.

    - Mi również jest niezwykle przyjemnie zawrzeć znajomość. Do zobaczenia. W niedalekiej przyszłości. Może jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia!

    Stanisław jeszcze długo patrzył na oddalające się kontury ludzi. W tej chwili zamknął się pewien rozdział w życiu trójki kompanów. Otworzyły się nowe wrota. Prowadziły one na ścieżki nieznanego etapu. Powitały wędrowców uśmiechem. Szczerym? A może szyderczym? Nikt nie znał przyszłości, która czeka. Chcieli jak najszybciej opuścić hotel. Pragnęli zaznać nowych doświadczeń. Sądzili, że lepszych niż dotychczasowe. Znużyła ich wieczna tułaczka z miejsca na miejsce. Marzyli o domu, w którym mogli spokojnie odpocząć i zamknąć się na otaczająca rzeczywistość. Jednak nie mieli pewności w tym zagadnieniu.

    Schody na pierwsze piętro nie przypominały zwykłych betonowych bloków. Wydawało się, że prowadziły one do Raju. Do upragnionego przytułku, gdzie mogliby spędzić resztę życia. A może nie była to wcale droga do nieba? Możliwe, że na krańcu wędrówki nie ujrzą aniołów aureoli świętych, tylko rozgrzane do czerwoności lica potępionych. Prawdopodobnie życie zrobi nie jedną niespodziankę. Jakby obecnych zakrętów i rozjazdów mieli mało.

    Na dźwięk przekręcanego klucza w zamku, Antek zerwał się. Miał dosyć siedzenia w ciasnym pomieszczeniu i bezsensownego patrzenia w sufit lub w ściany. Widok robotników dawno go znużył. Czuł się jak malutkie dziecko, które zostało ukarane przez rodziców. Porównanie jest bliskie prawdy. Los zamknął go w zimnych murach hotelu. Tylko nie chłopak nie mógł przypomnieć sobie, co przewinił.

    Ujrzawszy dwójkę przyjaciół, na jego twarzy pojawił się uśmiech. Martwił się, że rozmowa nie pójdzie po ich myśli i hotelarz nie da im wymarzonego adresu. Nie czekając na pozwolenie zapytał się o wyniki konwersacji.

    - No nareszcie! Już zaczynałem się zastanawiać, co was zatrzymało. Chyba hotelarz nie sprawiał problemów? ? zapytał się.

    - Skądże. To poczciwy i równy gość. Bez zbędnych problemów dał nam adres i pieniądze.

    Piotr, który właśnie przekroczył próg apartamentu, usiadł na łóżku. Nie wiadomo kiedy, w jego dłoni pojawiła się bułka. To zachowanie przyciągnęło spojrzenia rozmawiających kolegów. Wtedy szybko wsadził kanapkę do buzi i położył się. Po niecałej minucie usłyszeli donośny odgłos w okolicach przełyku. Potem obrócił się na bok i zasnął. Nie wiadomo czym był tak zmęczony. Być może pogawędka z Stanisławem zmęczyła go.

    - Jeśli wszystko załatwione, to najwyższy czas porzucić te ściany i przenieść się. Co się tak patrzysz? Źle mówię? ? powiedział podirytowany Antek.

    - Nie, nie. Zamyśliłem się trochę. Coś mi się przywidziało? A raczej ktoś? Boże! Co się ze mną dzieje?! Masz rację musimy opuścić ten cholerny dom!

    Głos mężczyzny był daleki, nieobecny. A przecież tu stał. Było to dziwne i zarazem przerażające.

    - Marcin! Wszystko w porządku? Cały jesteś blady! Może jesteś chory? Twoje oczy są jakby szkliste? Czy ty płaczesz? ? zapytał zmartwiony Antoś.

    Rzeczywiście płakał. Jego serce łkało cichutko, a źrenice odbijały łzy. Dusza stwarzała wizje, by móc spotkać się z swoją drugą połową, która uciekła w młodości. Jakże on teraz pragnął ujrzeć ponownie swoją utraconą wielką, jedyną miłość. Choć na chwilę. Marzył, by spojrzeć jej głęboko w oczy i wyszeptać: ?Kocham Cię?. Chciał dzielić się z nią swoimi radościami, smutkiem, szczęściem. Wierzył, że Ania dalej go pamięta. Miał nadzieję, że wszystkie przeszkody życiowe, nie zerwały grubej nici więzi. Ucieszył się gdy przywidziała mu się ukochana. Liczył, że jest to prawdziwa postać. Niestety rzeczywistość jest brutalna i rzadko daje szansę na bycie spełnionym. We własnym świecie, który zakorzenił się w świadomości, żyje razem ze swoją miłą. Mieszka w małej, drewnianej chatce. Wokół domu układały się malowniczo wzniesienia. Pulsowały w rytm bicia serca dwojga zakochanych. Chciał trwać w tym miejscu, lecz obowiązki nie pozwalały. Anuś głaszcząc kota na kolanach, machała na pożegnanie swojemu wielbicielowi. Wraz z otwarciem oczu, obraz stawał się niewyraźny, rozmyty.

    - No coś ty! Zastanawiałem się nad pewną kwestią. Chodzi o mieszkanie. Mam trochę wątpliwości. Czy na pewno słusznie postępujemy? ? odpowiedział.

    Skłamał, bo rozmyślał nad innym problemem. O historii miłości nie chciał nikomu mówić. Bał się, że czar pryśnie. Jednak o nowym miejscu zamieszkania też myślał. Obawiał się, że dach domu nie wytrzyma nawałnicy problemów, deszczu smutków, gradu wyzwisk, rzucanych przez wrogów. Być może mgła nienawiści owinie ciepło bijące z domowego ogniska. Teraz nie dopuszczał do siebie, że tak może być. Chciał ślepo wierzyć w uczciwość wszystkich ludzi. Zaufał Stanisławowi. Miał nadzieję, że słusznie.

    - Masz wątpliwości? Pakujmy walizki i wynośmy się. Trzeba obudzić Piotrka. Też wybrał porę do leniuchowania. ? rzekł pełny werwy Antoni.

    Wrzucanie ubrań i innych rzeczy nie sprawiało najmniejszego problemu. Najmłodszy z towarzyszy skończył to zajęcie najszybciej. Miał mało odzieży, bo nie był strojnisiem. Do bocznej kieszeni torby włożył portfel z oszczędnościami i różaniec. Marcin spakował wszystko bez zbędnej dbałości o późniejszy wygląd przedmiotów. Upewnił się czy ma solidnie ukryte papierosy i pamiętnik. Piotr, który został niedawno obudzony ze snu, miał wyraźne kłopoty. Starannie składał koszule i inne ubrania, by nie pogniotły się. Chwilę potem wszedł do toalety, by zabrać parę perfum. Takie zachowanie denerwowało pozostałych, bo zależało im na czasie. Chcieli jeszcze przed wieczorem być już na ulicy Niemcewicza, bo tam zameldowany jest znajomy Stanisława. Zegar wskazywał godzinę szesnastą, więc mieli zapas czasu.

    - Możesz się trochę pospieszyć? My jesteśmy już gotowi. Czekamy na ciebie. ? powiedział Antoni, zmęczony ciągłym wyczekiwaniem.

    - Przecież kilka minut nas nie zbawi! Muszę znaleźć jeszcze dwie rzeczy. A wasze dopominanie przedłuży tez proceder. ? rzekł zdenerwowany Piotr.

    - Chyba już spakowałeś wszystkie koszule. Czego ci jeszcze brakuje?

    - Nie chodzi o ubranie. Mój ulubiony zegarek. Gdzieś i się zapodział! Nie wyjdę, póki nie odszukam go.

    Okazało się, że zguba spoczywała bezpiecznie w kieszeni płaszcza. Gdy upewnili się, że nic nie zostawili, po raz ostatni przekroczyli próg mieszkania. Dźwigając ciężkie torby i plecaki, zeszli na dół. W recepcji panował orzeźwiający chłód. Drzwi były otwarte. Z dala dochodziły barwne rozmowy pracujących robotników. Hotelarz, który stał we framudze drzwi, obrócił się.

    - Widzę, że wszyscy w komplecie. Jest mi przykro, że sprawy przybrały taki obrót, ale nie miałem na to wpływu. Szczęścia życzę w życiu! ? powiedział ze smutkiem Stanisław.

    Marcin podał klucze i podziękował za dobre słowo. Następnie cała gromada skierowała się ku wyjściu. Łódź powitała wędrowców gwarem ulicznym i pędzącymi samochodami. Za takim widokiem tęsknili. Mieli już dosyć statyczności. Pragnęli dynamiki.

    Aby dotrzeć na ulicę Niemcewicza, musieli pokonać liczne zakręty i ruchliwe skrzyżowania. Omijali przechodniów. Drogi nie ułatwiał niesiony ciężar. W końcu, po dwóch godzinach wędrówki, ujrzeli wyczekiwany napis z informacją, że w tym miejscu zaczyna się ulica Niemcewicza. Teraz wystarczyło odszukać numeru domu. Znajomy staruszka mieszka pod dziewiątką. Po kilkunastu minutach odnaleźli wymarzony budynek. Teraz wystarczyło wejść i przywitać się, lecz to nie takie proste. W trzech głowach walczyły dwie myśli. Jedna to wahanie o przyszłość. Druga ? przeczucie, że gorzej już być nie może.

    Weszli. Otworzyli duże drewniane drzwi. Przywitał ich okropny zapach z klatki schodowej. W prawie każdym bloku było tak samo. Przekroczyli próg i zaczęli wchodzić w górę po schodach. Fatalne wykonanie nie ułatwiało wspinaczki. Gdy ujrzeli właściwe drzwi, odetchnęli z ulgą, widząc pokonane stopnie.

    Postanowili zapukać. Popis odwagi dał Marcin, który energicznie zastukał w drewnianą furtkę. W absolutnej ciszy i zadumie czekali na odzew z drugiej strony. Po paru chwilach ktoś poruszył się za drzwiami.

    Chwilę potem otworzyły się i ukazała się postać mężczyzny. Był on wysoki, chudy, ubrany w rozciągnięty sweter. W ręku trzymał książkę ? ?Zbrodnia i Kara?. Zaskoczył go widok trzech w sile wieku ludzi. Przestraszył się, bo wypadła mu pozycja. Szybko podniósł ją Antek i podał właścicielowi.

    - Dziękuję. ? powiedział drżącym głosem.

    Najprawdopodobniej myślał, że nasi bohaterowie to tajny oddział milicji lub jakiś inny aparat bezpieki.

    - Dzień Dobry. ? panoszącą się ciszę, przerwał głos Marcina.

    - Witam. W czym mogę pomóc?

    - To długa historia. Czy wejdziemy do środka? ? zapytał grzecznie. Nie mógł wytrzymać odoru wódki wymieszanej z czymś innym, równie śmierdzącym.

    - Dobrze. Zapraszam do środka.

    Gdy wszyscy już weszli, mężczyzna zamknął szczelnie drzwi. Nie chciał doznać kolejnej niespodzianki. Jedna mu starczy.

    Mieszkanie było dość duże. Nie było problemów z pomieszczeniem się. Cała czwórka usiadła na eleganckich, skórzanych fotelach. Przyjaciel hotelarza poczęstował gości drogim cygarem. Był to towar luksusowy i mało kto mógł zakosztować kubańskiego cudeńka. Jegomość odłożył książkę na szklany stół i zaczął rozmowę. Chciał rozwiać wszystkie tajemnice.

    - W takim razie, po co nachodzicie moją skromną osobę w słoneczny dzień? ? zaczął.

    - Przybywamy z malutką prośbą. ? odpowiedział prędko Piotr.

    - Zamieniam się w słuch.

    - Chodzi o to, że mamy wspólnego znajomego. Stanisław Zajączkowski. Mówi to coś panu?

    - To mój najlepszy przyjaciel. Znamy się od dawna. Od piaskownicy. To on was tutaj przysłał? ? zapytał.

    - W pewnym sensie tak. Jak zapewne Pan wie, pracuje on w hotelu. Tak się złożyło, że mają zamiar go zburzyć i postawić na jego miejsce jakiś cholerny pomnik. ? kontynuował najstarszy z trójki.

    - Tak, wiem o tym. To straszna tragedia. Nie wiem co teraz zrobi ze sobą. Bez pracy ciężko dziś przetrwać. Oczywiście może liczyć na moją pomoc finansową. Przeczuwam, że nie o to chodzi, czyż nie?

    - Tak. Chodzi o coś zupełnie innego, a mianowicie nie mamy gdzie mieszkać. I dlatego przyszliśmy tutaj. ? odpowiedział Marcin, pozwalając, by Piotr mógł dokończyć cygaro.

    - Nie rozumiem. Czemu zwracacie się z tym do mnie? Chcecie zamieszkać tutaj? ? zapytał zdziwiony staruszek.

    - Stanisław chce cię poprosić, abyś udzielił nam dachu nad głową na jakiś czas.

    - Na jak długo?

    - Jakiś miesiąc.

    - W sumie mogę się zgodzić. Czuję taką wewnętrzną pustkę, odkąd straciłem zonę. ? powiedział.

    - Naprawdę, jest nam przykro z tego powodu. Jeśli to nie tajemnica, to jak umarła? Naturalnie, czy wypadek? ? zapytał Antoni.

    - Wypadek. W sumie nie wiem jak to nazwać. Wypadek jest przypadkowy. Morderstwo jest umyślne. ? rzekł smutny mężczyzna.

    - Została zamordowana? Jestem zszokowany. Pan mówi o tym tak lekko? Ja bym pomścił ją, chodziłbym po sądach!

    - Pogodziłem się z tym. Czas leczy rany. Zemsta nic mi nie da, co sam wpakuję się za kratki.

    - Nie wiadomo. Zawsze można spróbować. Daje to wyraz jak wielkie uczucie to było.

    - Będziesz kochać zza krat? ? zapytał staruszek.

    - A czemu nie? ? odpowiedział Antek.

    - Sądzisz, że kwiat miłości nie uschnie w zimnych murach więzienia?

    - Raczej nie.

    - Kochałeś kiedyś?

    - Nie.

    - Nie znasz życia. W innym wypadku, byś wiedział do czego człowiek jest zdolny.

    Szczerość jaka emanowała z właściciela mieszkania była zadziwiająca. Mimo tego, że zgromadzeni nie znali się, to rozmawiali o sprawach intymnych jakby byli przyjaciółmi. Miał on coś w sobie, że każdy chciał mu powierzyć swoje tajemnice i problemy. Marcin chciał temu zaradzić.

    - Mądre słowa. Wypadałoby poznać się. Jestem Marcin, a to Antoni. Młody jest jeszcze, więc niektórych rzeczy nie pojmie. To Piotr. ? przedstawił towarzyszy.

    - Moje uszanowanie. Nazywam się Ryszard Fornalski. Ta rozmowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że przyjmę was pod mój dach. Będzie ciekawie. Konfrontacja kilku odmiennych charakterów. To musi zakończyć się burzą. Myśli. ? rzekł mężczyzna.

    - W takim razie gdzie nasza sypialnia? Chciałbym rozpakować swoje torby i przebrać się, bo nie wypada gawędzić z tak znakomitym człowiekiem, w brudnej, spoconej koszuli. ? powiedział Piotr, wypalając resztki cygara.

    - Niech wasz pokój będzie pokój na prawo. Łazienka jest trochę dalej. A kuchnia obok tego pokoju.

    - Dziękujemy serdecznie za gościnność. Oczywiście będziemy płacić za czynsz.

    - Nie trzeba. Będę wdzięczny, jeśli wolne chwile będziemy spędzać na dyskusjach. Na różne tematy. W końcu mam do kogo gębę otworzyć! ? powiedział uradowany Ryszard.

    Wystrój domu robił wrażenie. Na ścianach umieszczone zostały poroże jelenia. Przy wejściu do pokoju położona była gustowna wycieraczka. Sama sypialnia była sporych rozmiarów. Tylko łóżko było jedno. Wszyscy zaczęli rozpakowywać pakunki. Marcin rzucił na łóżko plecak. I pospiesznie przebrał się w coś innego. Marcin zajął łazienkę, myjąc się z brudu. Szybko mijały godziny. Staruszek przygotował smaczną kolację, po której wszyscy położyli się spać. Zmęczenie ogarnęło całe ciało.

    Jednak istniała jedna rzecz, która nie była znużona podróżą. Dusza miała czas na odrobinę wytchnienia. W końcu nieustający sztorm na morzu życia ustał. Przejaśniało się. Na niebie widać było dwa gołębie ? zwiastuny pokoju, szczęścia. Na jak długo wyśmienita pogoda utrzyma się? Czy to chwilowa radość? Czy wieczna idylla?

    Przed zaśnięciem, Antkowi przypomniała się pewna rzecz z przeszłości. Uśmiechnął się na wspomnienie o balu. Został on wydany z okazji rozpoczęcia manifestu studentów. Miało to na celu zwiększenie poczucia własnej wartości wśród protestujących. Przyniosło to oczekiwany skutek, bo rankiem wyszła na ulicę ponad setka pełnych zapału młodych ludzi. Podczas zabawy zapoznał się z pewną dziewczyną. Zapomniał imienia, ponieważ nie w głowie mu były zaloty. Pochłonął go jeden cel ? sprzeciw komunistycznej władzy. Powrócił do tego zdarzenia, gdy Ryszard zadał pytanie o miłość. Czy był kiedykolwiek zakochany? Trudne pytanie. Jeszcze trudniejsza odpowiedź. Nie znał definicji tego pojęcia. Tego można nauczyć się z czasem.

    Sen trojga przyjaciół przebiegał bez zakłóceń. Każdemu śniło się swoje marzenie. Piotr wysnuł pragnienie o spokoju i odpoczynku od wiecznych trosk. Antoni fantazjował o wolnej Polsce, która będzie się liczyć na arenie międzynarodowej. Nie będzie pomiatana przez kraje ościenne. Marcin mógł myśleć tylko o jednej osobie. Morfeusz wspierał go i cicho ukołysał go do snu.

    Zamiast piania koguta, gwar uliczny obudził towarzyszy. Pierwszy wstał Antek, który wykorzystując sytuację, że najstarszy z kompanów śpi, poszedł do łazienki. W kuchni jadł śniadanie Ryszard.

    - Dzień Dobry! ? uprzejmie przywitał swojego lokatora.

    - Witaj. ? odpowiedział zaspanym głosem.

    - Jak zakończysz poranną toaletę, przyjdź tu. Mam ci coś do powiedzenia. Powinno cię zaciekawić.

    - W porządku.

    Chłopak był niezwykle zainteresowany, tym co chcę zdradzić mu właściciel. Po głowie krzątały się niespokojne myśli, które nie dawały spokoju. Szorując zęby nie skupiał się na tej czynności. Umysłem był w kuchni. Razem ze staruszkiem. Po pięciu minutach otworzył drzwi i skierował swoje stopy w kierunku jadalni. Zgodnie z zapowiedzią, Ryszard cierpliwie czekał.

    - Słucham. Czymś miał pan się ze mną podzielić. Jakąś informacją. ? rzekł podekscytowany Antoni.

    - Nie zapomniałem o tym. Wiesz o tym, że Stanisław jest działaczem w tajnej organizacji, zrzeszającej przeciwników socjalizmu w Polce?

    - Tak. Marcin coś wspominał o tym. Wspiera poetów, tak?

    - Nie tylko. Wiem, że sprawa pomniku cię interesowała. Mam wiadomość dotyczącą tego problemu.

    - Jaką? Jestem niezmiernie ciekawy, kto został uwieczniony na monumencie. ? rzekł.

    - Pewnie myślałeś, że Mickiewicz, Chopin lub Kościuszko? Tak samo sądziły setki innych mieszkańców Łodzi. Władza zadecydowała co innego.

    - A mianowicie?

    - Stalin.

    - Nie rozumiem.

    - Stalin. Jego oblicze będziemy podziwiać zamiast hotelu.

    - Jeśli to prawda, nie możemy czekać! Trzeba coś z tym zrobić. Nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma, gdy takie rzeczy dzieją się parę przecznic stąd!

    Antoni był naprawdę zszokowany. Nie spodziewał się, że w Polsce będą stawiać pomniki obcym dyktatorom. W jego umyśle powstał kocioł z parującymi myślami. Emocje były tak silne, że pragnęły wyjść z ciała mężczyzny i same rozprawić się z komunistami.

    - I właśnie mam pewien plan. Chcę ciebie zaangażować w to. Oczywiście za twoją zgodą. Miałbym miejsce dla jednego z twoich przyjaciół. Wchodzisz w to?

    - Rzecz jasna! A co miałbym konkretnie robić?

    - Mamy zamiar strajkować. Wszcząć bunt przeciwko władzy. Ja, Stanisław i Ty bylibyśmy organizatorami manifestu. Angażowalibyśmy ludzi i produkowalibyśmy ulotki i transparenty.

    - W porządku. We mnie aż się gotuję, by zrobić podobne przedsięwzięcie. Miarka się przebrała! Z tym przesadzili! ? powiedział Antek.

    - Wiedziałem, że mogę tobie zaufać. Pozostała do omówienia rola jednego z twoich kompanów.

    - Porozmawiam z nimi. Co mieliby robić?

    - Potrzebujemy człowieka, na którym można polegać. Jego zadanie będzie następujące. Krótkie czasopismo, które napiszemy, trzeba rozdać po obywatelom. Nie będzie tego robić sam. Wyznaczyliśmy jeszcze jedną osobę do tego.

    - Rozumiem. Jak się obudzą, zachęcę ich do udziału. ? powiedział pełen zapału.

    - Dziękuję. Niech żyje Polska!

    - Wolna i niepodległa!

    Gdy po skończonej rozmowie udał się do pokoju, ujrzał ubranych już przyjaciół. Nie pozostawało nic innego, by zapytać ich o kwestię uczestnictwa w strajku. Był pewien, że jeden z nich się zgodzi. Tylko kto?

    - Gdzie byłeś? ? zagadnął Piotr.

    - Byłem w łazience i uciąłem interesującą pogawędkę z właścicielem.

    - O czym tak dyskutowaliście? ? wtrącił się Marcin, który ścielił łóżko.

    - O losach hotelu i o pomniku.

    - I co? Wiadomo coś konkretniejszego? Kogo uwiecznią?

    - Mam złą wiadomość, która mnie wstrząsnęła. Postawią monument na cześć wodza.

    - Kościuszki? ? zgadywał najstarszy z kompanów.

    - Nie. Stalina.

    - O cholera! Mówisz poważnie? ? na dźwięk nazwiska dyktatora zza Bugu, Marcin rzucił koc, z którym mocował się od dwóch minut.

    - Jak najbardziej. Niestety, to prawda. Trzeba coś zaradzić.

    - Co proponujesz? ? zapytał Piotr.

    - Mamy plan. Ja, Stanisław i Ryszard. Organizujemy manifest.

    - To coś poważnego. Bierzesz w tym udział?

    - Oczywiście! Nie będę patrzył jak robotnicza krew tryska spod taśm produkcyjnych!

    - Wiesz, że możesz trafić znów za kratki?

    - Rozważałem to. I powziąłem decyzję.

    - Jaką?

    - Moje życie jest jak piasek a pustyni. Pustynia to naród, moje istnienie to jednostka. Ona może zrobić dużo.

    - A jak jednostka zakończy żywot?

    - Jest jeszcze kilkaset tysięcy innych.

    Ta krótka wymiana zdań utwierdziła Marcina w przekonaniu, że Antoni nie zmieni przekonań. Będzie wiecznym buntownikiem w imię dobra ogółu. W duchu był z niego dumny, że nie zdradził ideałów. Niektórym to się nie udaje. Mężczyzna postanowił wspierać go, bo uważał, że w grupie mogą coś zdziałać. W Polsce dzieje się coraz gorzej. Ktoś musi temu zaradzić. I te osoby znalazły się. W jednym mieście.

    - Masz rację. Dobrze robisz, biorąc udział w manifeście. Traktuję ciebie jak brata, więc martwię się o ciebie. Zrozum moje wątpliwości. ? powiedział po minucie ciszy.

    To zdanie głęboko wzruszyło Antoniego. Nie miał rodzeństwa. Obcy człowiek zastąpił mu rodzinę. To było piękne i szczere. Podszedł do przyjaciela i rzucił się na niego, w geście miłości. Poklepali się po plecach i wyrwali się z uścisku. Na tą scenę patrzył również Piotr, który poczuł zazdrość. Nie darzył wielką sympatią Antka, bo widział w nim tylko buntownika, który nie ma wyższych wartości w życiu. Bardzo się mylił! Chłopak dorósł do roli, jaką wypełni w historii państwa. Najstarszy z towarzyszy usiadł na łóżku i zaczął gorączkowo myśleć, co zrobić, by pokrzyżować plany strajkujących. Wpadł na pewien okrutny pomysł. Omamiły go pieniądze i inne korzyści, wynikające z tego planu. Z drugiej strony byłoby to podłe. Resztki człowieczeństwa ostały się w kawalerze. Po chwili poniosły klęskę. Starcie z żądzą pomnażania majątku i wiecznego spokoju, było zbyt trudne. Piotr wstał i wyszedł z domu, nie mówiąc ani słowa. Wiedział gdzie pójść.

    Wykorzystując moment nieobecności kolegi, Antoni zaproponował Marcinowi pośredni udział w przedsięwzięciu. Po chwili namysłu zgodził się. Poszli do Ryszarda omówić szczegóły. Atmosfera narastała. Cała trójka przyszłych manifestujących wyczekiwała na godzinę dwudziestą. Wtedy rozpoczynała się arcyważna misja Marcina. Niedawno Stanisław przyniósł karton ulotek, zachęcających do udziału w jutrzejszym strajku. Czasopism było dużo, więc liczył na pomoc drugiego doręczyciela. W tym całym zamieszaniu prawie zapomniał o tęsknocie do Ani. Był przejęty organizacją. Uśmiechnął się, gdy pomyślał o ukochanej. Obraz dziewczyny zachęcał do walki przeciwko komunistom. Czuł, że byłaby z niego dumna. Zrozumiałaby jego poświęcenie dla ojczyzny.

    Nikt nie przejmował się zachowaniem i nieobecnością Piotra. Poszedł on do rodziców, a wcześniej do innego miejsca. Skutki jego wędrówki okażą się brzemienne w skutki.

    Nastała wyczekiwana pora. Zegar wskazał równo godzinę dwudziestą. Marcin narzucił skórzany płaszcz i wziął torbę pełną propagandowych haseł. Wyszedł z mieszkania. Szybko pokonał schody. Nie zwracał uwagi na wszechobecny smród. Wyskoczył z bloku, potrącając jednego z przechodniów. Chciał jak najszybciej rozdać ulotki, by móc cieszyć się swoim wkładem w manifest. Chodzenie po mieście nie sprawiało problemu. Dostał mapkę z zaznaczonymi punktami, w które musi dostarczyć czasopisma. Jego nogi posłusznie prowadziły do celu. Gdy minął ulicę Kochanowskiego ujrzał pochyloną postać. Zbierała rozrzucone papierzyska. Była to młoda kobieta, ubrana w zwiewną sukienkę i jasnozieloną koszulkę. Był wieczór. Trochę mroźno, więc zdziwił się tak lekkim odzieniem dziewczyny. Miała piękne, długie włosy. Zupełnie jak Ania. Mężczyzna westchnął i podbiegł pomóc. Kończąc zbieranie dokumentów, usłyszał ciche łkanie. Mimowolnie przytulił ją i podał torbę z ogłoszeniami.

    - Już dobrze? Proszę się uspokoić. Niech pani powie, co się stało. Czy ktoś panią skrzywdził? ? zapytał Marcin, jednocześnie gładząc jej głowę.

    Stali tak parę minut. W uścisku. Dziewczyna pozwalała, by ktoś ją obejmował. Nie wyrywała się. W końcu podniosła głowę i popatrzyła na chłopaka.

    W tym momencie jakaś nieopisana siła chwyciła go za gardło. Łzy napłynęły do oczu. Nie walczył z nimi. Nie miał siły. Zabrało je jedno spojrzenie, na które czekał tyle lat! Przed nim stała jego ukochana! Najmilsza sercu. Rozłąka została przerwana w sposób nieoczekiwany, niespodziewany. Płakał ze szczęścia. Płakali oboje. Anusia nie zapomniała o nim. Czekała na niego. Dzień i noc. Miłość była tak wielka, ze wytrzymała próby losu. Nie dała się złamać. Przetrwała wszystko. Trwali w tej świadomości kilka minut. Nie przejmowali się wzrokiem gapiów. Liczyły się tylko dwie osoby. Dla nich świat się zatrzymał.

    Usiedli na ławeczce. Złapali się za ręce. Tak samo robili w młodości, gdy ich uczucie zakwitało. Teraz jest tak silne, że żadna siła go nie przełamie. Chcieli powiedzieć sobie wszystko. Co robili, gdzie byli. Tylko on i ona. I serce bijące w rytm oddechów zakochanych. Nikt więcej. Marcin wziął chusteczkę i delikatnie otarł twarz z łez. Wtedy ujrzał tą samą wesołą buzię, z której nie znikał promienny uśmiech. Patrzyli sobie w oczy. Marcin wyszeptał to, na co czekał przez tyle lat.

    - Kocham Cię?

    - Kocham Cię? - odpowiedziała tym samym.

    Potem pocałowali się. Czekali na to, by ich usta znów mogły się złączyć. Muśnięcie pięknych, malinowych ust, trwało w nieskończoność. Było to jak podróż w nieznaną krainę, w której mogliby zamieszkać do końca swoich dni.

    Wstali i zapominając o sowich obowiązkach, poszli w kierunku domu. Nie rozmawiali. Szli w milczeniu. Nie chcieli zakłócać romantycznej ciszy, dyktowanej przez niespokojne oddechy, przyspieszone bicie serc.

    Marcin zdjął płaszcz i otulił ukochaną. Nie martwił się siebie. Ważne, że Ania była bezpieczna.

    Zaraz potem zaczął padać deszcz. Nie przejmowali się tym. Wędrowali w znanym kierunku. Wydawało się, że ich stopy nie dotykają ziemi, by nie zabrudzić białej, niewinnej miłości.

    Marcin objął Anię i zatańczył pięknego walca na pustym chodniku, w świetle latarni. Akompaniamentem były krople deszczu, uderzające w krawężnik.

    Trwali w niezwyklej chwili. Chcieli zostać w tym świecie na zawsze.

    Potem mężczyzna wziął ukochaną na ręce i poniósł do domu, by zacząć nowe życie. W zgodzie z naturą, ojczyzną, miłością.

    Przysięgli, że nigdy nie opuszczą siebie. Byli szczęśliwi. Pierwszy raz w życiu.

  6. A polecam samemu, bo można się nieźle wystraszyć. Ogólnie ten film zdawał się dosyć nowatorski :)

    Co do pociągu, to nastaw się raczej na coś w stylu Piły chociażby.

    A i mam mały problem. Kiedyś, jak leciały mecze z MŚ, fajny film emitowali na bodajże "dwójce". Była to historia pewnego byłego tenisisty, który zgłasza się jako instruktor do klubu tenisowego dla tych bardziej zamożnych ;)

    Tam poznaje siostrę pewnego syna bogacza, w której się zakochuje(i żeni). Potem wpadł w romans z byłą dziewczyną tego właśnie syna. Ona go prosi, by zerwał z żoną i został z kochanką. Niedługo potem żona zachodzi w długo oczekiwaną ciążę. Bohater decyduje się na radykalny krok. Zabija staruszkę, która była sąsiadką kochanki i czeka na schodach na kochankę. Gdy ona pojawia się, on ją zabija. Upozorował to całe zamieszanie, jako napad jakiegoś narkomana. Film kończy się porodem synka. Dość to wszystkie chaotyczne, ale jako całość wygląda smacznie. Tylko zapomniałem jak ów film się nazywa. I z tym zwracam się do forumowiczów :)

  7. Witam.

    Poszukuję dobrych Thrillerów, chociaż Horrory też mogą być.

    Ważne żeby filmy nie były starsze niż z 2007 roku.

    Powinieneś zobaczyć (o ile nie oglądałeś) :

    [rec] - bardzo oryginalnie, czasami przeraża, czyli film in plus.

    Antychryst - choć to bardziej psychologiczny dramat, to i elementy horroru się znajdą.

    Mgła - coś dla fanów S.Kinga.

    Sierociniec - zrobił na mnie piorunujące wrażenie.

    Nocny Pociąg Z Mięsem - krwawo, brutalnie, ale wciąż smacznie.

    I to byłoby na tyle, bo mimo wszystko wolę oglądać starsze horrory :)

  8. Fakt, że wydaje się sztucznie rozciągnięta. Moim zdaniem to zabieg, mający na celu opisanie każdego momentu w historii. Coś dla ludzi, którzy nie przepadają za ciągłą akcją. Więc, aby książka nie była zbyt krótka, autor trochę ją wydłuża. Czy na siłę? Może czasami. Wypowiadam się na podstawie tych dwóch książek oczywiśćie. Nie wiem jak to jest w innych :)

    Graham Masterton. Znacie? Lubicie? Czytałem tylko "Diabelski Kandydat". I muszę przyznać, że średnio mi przypadła do gustu. Niby fabuła ciekawa, postacie też dobrze wykreowani, ale jednak brakowało tego "czegoś", co przyciąga do dalszego czytania.

  9. @Tzar

    Czytałem fragment "Mojego Własnego Diabła" M.Careya i muszę przyznać, że zapowiada się bardzo ciekawie.

    Z patrolami chciałem się kiedyś zapoznać, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy.

    A N.Gaimana nigdy nie czytałem.

    Tak więc dzięki za propozycje :)

  10. Czytaliście może "Poczet Dziwów Miejskich" Krzysztofa Piskorskiego?

    Szukałbym coś podobnego w takim właśnie stylu, czyli odrobina humoru (czarny wskazany), akcja dzieje się w mieście, w którym na porządku dziennym są ekscesy różnych stworzeń nie z tego świata.

    Znajdzie coś podobnego?

  11. Szkoda, że sama muzyka nie jest odkrywcza, ale miłośnicy patosu będą zadowoleni z ostatniej płyty ;)

    Ja tam ich szanuję za to, że chwalą bohaterstwo innych narodów. I za to duży plusik !

    No i zauważyłem, że dzięki 40-1 rozpalili nowy oogień patriotyzmu w Polakach

×
×
  • Utwórz nowe...