Pewien znany Wam zapewne forumowicz nadesłał mi kiedyś ciekawą prywatną wiadomość. Dał mi pewną radę odnośnie bloga twierdząc, że moje najlepsze (jedyne dobre ) teksty wychodzą właśnie o tej godzinie i poruszają tematy pasujące do tego forum jak pięść do nosa. W historii mojego bloga przypominam sobie tylko jeden taki wybryk (pierwszy wpis w dziale Z życia Knockersa). Naszła mnie ochota na powtórzenie tego. Oczywiście nie odgrzewanie kotleta, ale jednak.
Sny to najdziwniejsza rzecz jaka istnieje. Nikt do końca nie może powiedzieć o tym, skąd one się biorą. Ok, powiesz, że z umysłu i że tak mówią w telewizji. Mnie to nie interesuje, bo jak dla mnie sny są tak dziwaczne i magiczne, że nie da się ich genezy od tak wyjaśnić. O czym śnicie? Pewnie nie pamiętacie... Ja też zapominam to, o czym śniłem. Zazwyczaj zaraz po tym, jak się obudzę. Otwieram oczy- patrzę się przez chwilę tępym wzrokiem w sufit i zastanawiam się, czy to już jawa, czy jeszcze sen.
Co mnie najbardziej dziwi?- Chyba to, że gdy śnię, to uparcie wierzę w to wszystko, co wtedy przeżywam. Nie ważne jakie to nie są głupoty i tak twardo bronię swoich wątpliwych racji.
Zapamiętałem mój wczorajszy sen i to o nim jest ten wpis.
Był to najdziwniejszy sen jaki pamiętam. Myślę sobie "jakie ja jeszcze pamiętam?"- właściwie żadnego... Pamiętam tylko, że jeszcze nie dawno kilka z nich pamiętałem. Nie ważne. Nie wiem, jak sen się zaczął. Chyba miłością. Nie powinienem wdawać się w tego szczegóły, bo dostałbym bana- takie tu panują zasady i trzeba się do nich ustosunkować. Tak, jestem aż takim drewniakiem jakkolwiek niemodne byłoby to określenie.
Kobieta- cóż, ona była naprawdę piękna. Jej sylwetka przypominała nieco te poniższe. Była mieszanką moich ideałów. Odzwierciedlała najczulsze obiekty moich pożądań.
Miała jej uśmiech, w ogóle sporo przypominała tą dziewczynę
choć w realu nigdy bym się o to nie podejrzewał. Wziąłem z nią ślub- zakładam, że cywilny bo księdza specjalnie sobie nie przypominam. Poszliśmy, a raczej przetransportowaliśmy się otoczeni weselnikami (?) do naszego mieszkania umiejscowionym w niemłodej i nieładnej kamienicy. Co dziwne samo mieszkanie było już w porządku. Było bardzo obszerne i jego sufit byt wysoki jak w katedrze. W środku stanąłem z dala od wszystkich z uradowaną miną. Oglądałem mieszkanie nie myśląc, że nikt o zdrowych zmysłach architektonicznych nie wybudowałby czegoś takiego. Żona poszła i powiedziała, że niebawem wróci. Nie wiem czemu, ale za bardzo jej nie wierzyłem.
Całą kwesta mojego wieku mnie dziwiła. Choć wciąż byłem z rocznika szesnastolatkiem aparycję miałem o wiele bardziej dojrzalszą.
Wciąż chodziłem po domu. Na stole zobaczyłem jedyną rzecz żony, jaką pamiętam ze snu- segregator wypełniony chronologicznie poukładanymi zeszytami składającymi się w kilka tomów kryminału. Kiedyś- w czasach powojennych- często właśnie tak wydawano książki. Przeczytałem fragment i muszę powiedzieć, że kryminał był bardzo ciekawy. Ważną rolę odgrywało tam prosektorium, ale więcej niestety nie pamiętam. Jeżeli sen stworzył się w moim umyśle niewiarygodne jest to, że tamtejsze książki miały swoją fabułę, swoich bohaterów- i to tylko na potrzeby mojego snu.
Czekała mnie noc poślubna, w osłupieniu oczekiwałem żony. Dom pustoszał. Zostałem sam. Żony wciąż nie było. Usłyszałem odgłos kluczy, drzwi otwierały się, obudziłem się.
Scenarzysta fabuł do snów choć ewidentnie rąbnięty zasługuje na Oscara. Nie ważne, w jakich głupich sytuacjach byś nie uczestniczył... I tak w to uwierzysz i nie będziesz chciał tego kończyć. Najgorsze są właśnie końce. Wreszcie osiągasz to, na czym ci tak zależało, twoje życie nabiera sensu, nareszcie ty stajesz się szczęśliwy ale w pewnym momencie sen się przerywa, a ty wracasz to przykrej, szarej rzeczywistości.
I tak oto temat- rzeka wpłynął do jego ujścia- ogromnego oceanu.
Dobranoc.
WPIS MIAŁ POJAWIĆ SIĘ WCZORAJSZEJ NOCY, JEDNAKŻE DOKOŃCZYŁEM GO DOPIERO DZIŚ RANO, PRZEPRASZAM.
3 komentarze
Rekomendowane komentarze