poCONVERSE'ujmy o... - GENEZA
No i stało się.
Po raz pierwszy w swoim dwudziestokilkuletnim życiu stworzyłem bloga
.
Chciałoby się rzec, że za moich czasów to takich wynalazków nie było, ale cóż to za argument, kiedy ja nigdy nawet najzwyklejszego papierowego dziennika nie prowadziłem. Skąd więc mnie naszła taka myśl szalona, by właśnie teraz to uczynić? Jedni powiedzą, że to modne, że tak trzeba, że to trwoga jak bez bloga... Zapędziłem się. A powód jest dość prozaiczny. Choć wymaga osobnego akapitu.
Jest akapit, następny nawet, więc spieszę z wytłumaczeniem się z owego bloga utworzenia. Jako, że od pewnego czasu studiuję, a Ci którym to się również przytrafiło wiedzą doskonale, że czasem z przypadku, niekiedy dobrowolnie, przypada nam w udziale przedmiot szumnie zwany technologią informacyjną. Nie, nie studiuję informatyki. Rzekłbym, że jestem bardzo daleki od tego. Ale to już temat na osobny wątek, tak więc wracam do meritum blogowej genezy. Przedmiot ten udało mi się jakiś czas temu szczęśliwie zaliczyć, a nawet o nim zapomnieć. Ale wymyśliłem sobie drugi kierunek studiów, więc i tam przedmiot ten się pojawił. Na szczęście istnieje możliwość przepisania ocen, z której to oczywiście skorzystałem i mogłem powrócić do swojego słodkiego zapomnienia. Nie do końca... Podczas minionych wakacji napadła mnie jakże błyskotliwa myśl, by od października rozpocząć studia na zupełnie nowym kierunku. Tak, wiem... Nie musicie tak dziwnie na mnie patrzyć.
Za to możecie z łatwością odgadnąć, że po raz trzeci wpadliśmy na siebie z nieszczęsną "informatyką". No to co? No to wykaz ocen z lat wcześniejszych w dłoń i szybka wycieczka do Pana Prowadzącego, co by mi wpis potraktował z Ctrl+C, a zaraz po tym jeszcze z Ctrl+V. Ale prrr szalony! Mgr Komputer miał pewne zastrzeżenia. Żeby przepisać mi ocenę, muszę wykazać się niebywałą umiejętnością prowadzenia web loga...
Tutaj malutkie trybiki w mej rozczochranej łepetynie poczęły się niespiesznie obracać, a gdy osiągnęły już pewien optymalny poziom działania, moje myśli uciekły w kierunku CD-ACTION. Zdarzyło się bowiem, że od pewnego czasu (niech będzie, że od dziesięciu lat) jestem czytelnikiem tego pisma, a od niedawna także uczestnikiem WWWeekendowych Konkursów. Czemu by więc nie pisać o tych cyklicznych zabawach organizowanych na stronach internetowych ulubionego magazynu. Dodać jeszcze muszę, że cenię sobie, gdy wszystko jest odpowiednio poukładane, dlatego i moje wpisy chciałbym załączać według pewnego przyjętego przed momentem schematu. A ten ujawni się najwcześniej za tydzień. Najlepiej by było, gdybym rozpoczął już od piątku, kiedy ogłoszono temat prac konkursowych, ale na to mi niestety czas nie pozwolił. Także blogować będę od jutra, czyli od poniedziałku. Akurat będzie już można głosować na zdjęcia konkursowiczów.
W opisie zamieściłem zdanie wskazujące, że nie tylko o konkursach będę pisał. Mam zamiar tego dotrzymać, ale to zweryfikują czas i aktualny poziom mojego lenistwa.
Tymczasem tyle ode mnie. Co prawda Mgr Komputer ma oceniać nasze blogi już 9 listopada, ale po terminie tym nie zawieszę działalności. Kończę. Jak na pierwszy wpis taka ilość znaków wydaję mi się i tak przytłaczająca.
PS.
Niektórych może ucieszy fakt, iż postanowiłem co obszerniejsze komentarze zamieszczane w tematach WWWeekendowych Konkursów przenieść właśnie tutaj.
Asgaroth
ma teraz pewnie uśmiech od ucha do ucha na twarzy. To taki prezent ode mnie z okazji cmentarnego weekendu.
9 komentarzy
Rekomendowane komentarze