Skocz do zawartości

Z kultury bez cenz**y

  • wpisy
    89
  • komentarzy
    1673
  • wyświetleń
    143957

Rogaty papierek


Soaps

783 wyświetleń

Maturalnych-zmagan-ciag-dalszy.-Dzis-dla

Pół felieton, pół historia życia. Wiem, nie każdy lubi czytać takie bzdety, ale jako że to blog i ja sam bzdety poczytać czasem lubię to... 

Jak pewnie wszyscy wiedzą maj jest miesiącem matur. Chociaż w teorii jest to jeden z najważniejszych (jeśli nie najważniejszy) egzamin w życiu, część osób wybiera kompletne olanie nauki, by następnie trząść portkami dopiero gdy będą przed lub po egzaminach. Ja sam nigdy nie miałem zbytniego zapału do nauki. Ludzie wokół mnie (rodzina, nauczyciele etc.) zwykli mawiać, że stać mnie na dużo więcej niż sobą reprezentuje, ale ja zawsze wolałem poświęcać nauce tyle czasu ile uważałem za potrzebne. Szczerze mówiąc, nie pamiętam sytuacji, aby kiedykolwiek wyszło mi to na złe – podstawówkę przeszedłem gładko z naprawdę dobrymi ocenami, gimnzajum również poszło mi bezproblemowo przy naprawdę minimalnych nakładach pracy, a w liceum męczyłem się jedynie z matematyką. Chociaż to głównie z uwagi na wymagającą nauczycielkę (szczerze, nawet wyszło mi to na dobre, bo nigdy nie byłem ścisłowcem).

 

Muszę przyznać, że czas matur, mimo wszelkich starań pozostania wyluzowanym, okazał się dość stresujący, nie tylko dla mnie. Nagle niewiedza lub wiedza powierzchowna w niektórych dziedzinach (na przykład moje makabryczne rozeznanie w lekturach, które zawsze wolałem zastąpić czymś bardziej poczytnym) stawała się dość przerażającą wadą, która mogła nieźle zaważyć na mojej przyszłości. Nie powiem, całkowitym laikiem nie byłem, bo też ograniczając Internet, gry, filmy i tym podobne przyjemności, trochę tego czasu na naukę poświęciłem (w 90% na matematykę, ale zawsze). Zdaje sobie sprawę, że z podobnymi odczuciami zmagają się miliony osób na całym świecie każdego roku. Po każdym kolejnym napisanym przeze mnie egzaminie przychodził stres związany z kolejnym, a gdy większość pisemnych była już za mną, na horyzoncie majaczyły ustne.

 

I wiecie, do czego zmierzam? Może zabrzmi to bardzo morałowo, ale nie warto było marnować nerwów. Matura okazała się egzaminem jak każdy inny i naprawdę nie uważam żeby dobre jej napisanie wymagało gigantycznej wiedzy. Pewnie, nie znam jeszcze wyników matur pisemnych, ale pobieżne sprawdzenie odpowiedzi z Internetem oraz dobre wyniki ustnych napawają optymizmem. Gdzie zatem ten morał? Nie bójcie się. Ci co macie matury dopiero przed sobą – naprawdę nie ma się kompletnie czego bać. Ten wielki zły rogaty papier okazał się wcale nie taki straszny jak go malują, a pewnie im będę starszy tym bardziej dostrzegę, że matura była naprawdę prosta. Szczególnie gdy znajomi studenci straszą sesją. Jasne, minimalnie przygotować się trzeba, bo inaczej mielibyśmy w Polsce zdawalność na poziomie 100%, ale nie warto na pewno zaniedbywać przez to życia towarzyskiego, swoich hobby czy przyjemności. Bez odbioru.

 

Spoiler

Tak na marginesie, jedna rzecz wywołuje we mnie taki wewnętrzny uśmiech: sporo ludzi z tego forum pamięta czasy jak gardziłem japońską animacją, moje „nawrócenie” i masę recek, które naklepałem. Nigdy bym wtedy nie przypuszczał, że wykorzystam „chińską bajkę” na maturze ;p. 

yuno.png

 

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Z tym marnowaniem nerwów to też jednak zależy mocno na co chcesz iść :P. Jak na filozofię czy coś niszowego to pewnie, nie ma co marnować nerwów - bo zdać każdy zda. Na wiele kierunków wystarczy zdać. Na medycynę jednak jak najbardziej warto marnować nerwy. Kolega miał po 90+% ze wszystkich wymaganych na medycynie przedmiotów (z Chemii to nawet okolice setki), a i tak musiał czekać na drugi nabór. Weź sobie tu napisz chemię na tyle chodząc codziennie na piwko i fajeczki do pubu. Albo jak chcesz pójść na Mechaniczny na PWr to też trzeba jednak marnować nerwy (w tamtym roku na AiR było średnio po 80% z matmy i fizy rozszerzonej). No i oczywiście nie bd mnożyć przykładów w nieskończoność.

Ale jedna rzecz w temacie matury jest mega prawdziwa - mem z Buzzem astralem i chudym: "matura to tam ch**, zobaczysz co to sesja".

No i co do papieru rogatego. Sorry, ale ten papier sam w sobie to jest dobry do podtarcia się ewentualnie :P. Jak nie zamierzasz z niego skorzystać lepiej to już papierek z zawodówki będzie lepszy. Nie widziałem, żeby ktoś szukał do pracy do pisania rozprawek czy szukania pierwiastków z wyróżnika.

Imo polska matura to patologia trochę, że jest tak łatwo zdać. To jest serio problem, bo na studiach się z braku czasu goni, żeby jednak wykształcić ludzi przed tym 25 rokiem życia. Tu nie ma być prosto i przyjemnie tylko ma kosztować wysiłek, bo nie każdy musi mieć wykształcenie. Łatwa matura, super. Matma rozszerzona w liceum, "rachunek różniczkowy" wprowadzili. Niby dlatego, żeby lepiej przygotować do studiowania, bo parę lat nie było w ogóle i były kłopoty. Ale cudzysłów dlatego, że nazywa się to "rachunek różniczowy", a ilu przyszłych żaków wie w ogóle co to różniczka :P. Potem kończy się to masowym wywalaniem z wielu kierunków, gdzie łatwo się dostać. Jasne, do pustego salomon nie naleje, ale matma na kierunku technicznym to jest +200% liceum. I choćby dlatego, że liceum to kolejne 3 lata, warto byłoby je wykorzystać na zmniejszenie tej statystyki do 100%. 

Edytowano przez otton
  • Upvote 2
Link do komentarza

@otton No w 100% bez stresu faktycznie się nie da. Poza tym rozszerzenia już tej wiedzy jednak wymagają - sam pisałem polski i historię i mam mieszane uczucia. Aczkolwiek mowię tu o samych podstawach czyli wymaganym minimum aby w ogóle zdać. I masz rację, to jest problem, bo ludzie, którzy prześlizgnęła się przez 3 czy 4 lata zdają maturę z palcem nie powiem gdzie.

@Aroniusz bzdura. Ja byłem w klasie gdzie prawie nikt nie czytał lektur i zawsze większość jako argumentów używała Tolkiena, Gry o Tron czy chociażby Wiedźmina. Ja sam na egzaminie ustnym z polskiego (miałem 100%) podparłem się Grą o Tron i Ręką mistrza napisaną przez Kinga (jedna z moich ulubionych książek btw). A chińska bajka? Próbując udowodnić, ze warto brnąc w miłość pomimo cierpienia podałem przykład Yuno z Mirai Nikki.

Link do komentarza

Oj, z tymi odwołaniami to też nie jest tak do końca, że polonistom chodzi przede wszystkim o to, żeby lecieć szkolną nudą. Bo wcale nie chodzi. A jeżeli chodzi to taki ktoś nie powinien nazywać się siebie pedagogiem, bo w podstawie jest raptem garść lektur. Do tego część jest społecznie szkodliwa, jak np. Dziady Mickiewicza czy Sienkiewicz, bo tworzą fałszywe przekonania o Polsce (o czym zresztą pisał swego czasu Gombrowicz).  Problem wielu maturzystów jest taki, że automatycznie zakładają, że wszystko, co napiszą jest prawidłowe merytorycznie - i tylko wszystko zależy od złośliwości nauczyciela.

Miałem okazję już po maturze porozmawiać przy okazji wizyty w starej szkole z nauczycielką polskiego i wyjaśniła mi wtedy, o co tak w zasadzie tu chodzi polonistom. Tu nie chodzi o usilne skreślanie wszystkiego, co nie jest szkolnie nudne. Chodzi o to, żeby uczeń pokazał, że jego zdolność czytania od czasu gimbazy postąpiła. Bo tak w zasadzie polski ze średniej to już bardziej "zajęcia z literatury", niż polski. Że uczeń umie przeczytać nie tylko bajeczkę - pinokiowi rośnie nos = nie wolno kłamać i ogólne moralitety. Uczeń po średniej powinien już umieć odczytać intencje, odwołania do kultury etc. Problemem nie jest pisanie o popkulturowym badziewiu, tylko zauważenie w nim czegoś więcej, niż by zauważył uczeń gimnazjum - i właśnie brak zauważenia = skreślenie. Sprawnie napisany argument choćby i z Harry'ego Pottera, znajdujący w tekście głębszy sens będzie lepszy, niż pozbawione zrozumienie klepanie Prousta w odniesieniu do samej fabuły. Aczkolwiek inna sprawa, że w książkach "szkolnie nudnych" są w większości rzeczy, gdzie te ukryte intencje są bardzo wyraźnie zarysowane. Dlatego jednak poloniści tak cisną na nie - dla słabszych uczniów, nie umiejących napisać "po licealnemu" o popkulturowym szrocie, przeczytanie tych paru książek może być naprawdę zbawieniem przed niezdaniem. Owszem, często są nudne, ale też jednak wszystko jest tam podane na tacy.

 A krasnolud to przecież nie jest człowiek - i jakoś nie dziwi mnie brak zaliczenia :P. I zapewne argument przeszedłby, gdyby napisać do tego parę słów tłumaczących, dlaczego można dokonać takiego zaokrąglenia - i wystarczy do tego sam Władca, ale dodatkowo jeszcze o rasach Śródziemia Tolkien napisał w Sillmarillionie niejeden rozdział.

Żaden polonista wszystkiego nie przeczytał i nie wszystko może sprawdzić. Tak naprawdę jedyne, co może zrobić egzaminator to ustalić w Internecie czy dany twór istnieje, ale też bez czytania go. Wyobraźcie sobie, że sprawdzacie xxx prac o yyy różnych argumentach i najpierw czytacie zzz dotatkowych książek, żeby je ocenić. 

Link do komentarza

Heh, ja całą podstawówkę przespałem, całe gimnazjum przespałem, całe technikum przespałem, ani razu dosłownie do niczego się nie uczyłem, a na koniec zawsze i tak miałem świadectwo z wyróżnieniem i jeśli nie najwyższą to prawie najwyższą średnią w szkole. (i chryję na koniec roku na apelu gdzie wyrzucali na środek tych "wybrańców", Boże jak ja tego nienawidziłem :dry:). Toteż z roku na rok widząc że przynosi to efekty- kontynuowałem tę moją małą "tradycję" wyje&izmu doprowadzając przy okazji do szewskiej pasji moich biednych rodziców, którzy nie potrafili ogarnąć CZEMU się nie uczę i JAK potem nie mam samych 1 z góry na dół, w końcu WSZYSCY się uczą, kują, na zajęcia, na sprawdziany, na egzaminy więc logiczne, że i ja powinienem. Bo wszyscy. A ja taka niewdzięczna menda, że nawet zadania domowe w szkole na lekcjach zdążałem zrobić, więc w domu była... no, wiadomo- prokrastynacja, czy jak to mądre słówko leci. I czas na hobby.

Potem przyszły studia i... no, nie, prawie, bo przynajmniej na przedmiotach matematycznych można było wreszcie się pobawić całkami, pochodnymi, granicami, ciągami i chyba najzabawniejszą rzeczą- liczbami urojonymi :laugh:

Z maturą było tak samo- obudziłem się jakieś 15 minut przed egzaminem, oporządziłem, ubrałem w jakieś lepsze szmaty, przyszedłem zaspany (tak, tak miałem daleko do mojego technikum, że 5 minut i jestem) i tak samo zaspany wyszedłem po 40 minutach, co najwyraźniej było powodem gula u członków komisji. Nuda taka sama, jak na lekcjach, tyle tylko że w mało wygodnym garniaku. W dzisiejszych czasach matura to dużo szumu o nic. Szumu kreowanego głównie przez nawiedzonych nauczycieli, którzy sieją tę paranoję oczekując... no właśnie- czego? Szumu gdzie ten papierek jest wyznacznikiem dosłownie niczego, bo żeby nie naklepać z podstawy tych 30% czyli wszystkich zamkniętych pytań plus jednego otwartego, to państwo wybaczą, nie będę tu nikomu ubliżał, po prostu powtórzę to co kiedyś zasłyszałem, a co osobiście uważam za naprawdę trafne spostrzeżenie- nie każdy tę maturę musi mieć. Wbrew temu, jak zwariowany jest dzisiejszy świat i wbrew temu jak duże ma parcie na ten świstek. Paradoksalnie posunąłbym się nawet do stwierdzenia, że to właśnie to chore parcie zdewaluowało maturę i sprawiło, że w cenie stały się zawody "fizyczne", bo za czasów jeszcze naszych ojców matura to faktycznie było coś. Można było śmiało powiedzieć, że ten, kto zdał maturę reprezentował pewien wyższy poziom wiedzy od reszty. Na studia szli nieliczni maturzyści, jeszcze mniej liczni je kończyli i ci ludzie faktycznie byli kimś z nieprzeciętną wiedzą. Zgoda, że nie było internetu i takiego dostępu do wiedzy specjalistycznej co dziś, ale jednak.

Tymczasem wszystko zaczęło schodzić, stopniowo, schodek po schodku- matura stawała się coraz łatwiejsza (kolejna zabawna lub nie rzecz- nie na darmo mówi się, że za 2, 3 lata na maturze będzie zadanie "pokoloruj owoce i napisz ile ich jest"), rynek pracy też zaczął ją lekceważyć, więc maturzyści przestali być uważani za "tych lepszych", widząc to tłumnie ruszyli na uczelnie, żeby nie zostać już na zawsze w tyle. Patologię z tym (tym, czyli masowym przyjmowaniem, wykwitem prywatnych wyższych szkół kiszenia ogóra i skrobania marchewy nie przekazujących żadnej wiedzy, tylko nastawionych na drenaż portfeli) pominę, ale wzrost studentów logicznie prowadzi do wzrostu inżynierów i licencjatów. Niejednokrotnie z zerową wiedzą. To, co kiedyś było uważane za faktyczny wyznacznik prestiżu, dziś stał się czymś ledwo "ponad", więc wszyscy walą na magistra. A za niedługo pewnie i to będzie za mało, więc doktoryzował się będzie również każdy jak leci. Potem zostaje tylko profesura i  dochodzimy do punktu, gdzie zaobserwujemy niezwykle ciekawe zjawisko odpowiadające na pytanie "co pieprznie pierwsze- ten chory system bo skończyły się stopnie naukowe a parcie jak było tak jest, czy ktoś wreszcie się opamięta i zreformuje ten syf?"

Wiąże się to bezpośrednio z kolejnym smutnym (lub żałosnym, zależy jak spojrzeć) faktem- dzięki połączeniu tego wszystkiego rynek jest dosłownie zalany masą ludzi po- wybaczcie chamską szczerość, ale inaczej nie jestem w stanie tego traktować- gównokierunkach pokroju socjologii, europeistyki czy innych gender studies (WHAT)- ogólnie studiach z działki chómanistyki (i tak, specjalnie to tak piszę, bo ci ludzie- co sprawdziłem- otwarcie się przyznają, że poszli na jakieś "proste" studia humanistyczne, bo koniecznie chcą papier "bo jak to tak bez", a nie potrafią into przedmioty ścisłe, albo nie chcą się męczyć ze studiami), których wiedza zalega pod pięciokilometrową warstwą mułu, ale strasznie się żalą, że nie ma dla nich pracy (tak wiem, sam się nasuwa ten mało śmieszny żart z czyszczeniem frytkownic w Macu), a już tym bardziej takiej, w której pracodawca "doceniłby" ich wartość i dał na start 3,5 tysia na rękę. Za siedzenie i uśmiechanie się. Mhm... nie, to już nie był żart. Tacy też serio istnieją.

Reasumując- matura: niezrozumiały dla mnie owczy pęd za czymś, co dziś nawet nie niesie ze sobą żadnej prawdziwej wartości.

Edytowano przez mongol13
  • Upvote 1
Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...