W cieniu Arkham ? recenzja ?Batman: Arkham Origins?
Jako że święta właśnie w pełni, a od dłuższego czasu nie publikowałem żadnej recenzji gry video, to postanowiłem zrecenzować grę w klimatach świątecznych, którą ukończyłem nie tak dawno temu. Nie ma więc czasu by zwlekać ? zakładajcie na plecy świąteczną pelerynę, na bat-uszy naciągnijcie czapkę mikołaja i przywiążcie do pasa batarangi z cukru ? pora spuścić świąteczne bęcki gangsterskiej populacji Gotham.
[Tu wstaw typowy żart o nieświeżym oddechu]
Zawsze lubiłem gry oparte na komiksach ? dużo rzadziej wprawiały w niesmak fanów komiksów, a i nietypowa wolność twórcza pozwalała developerom tworzyć niezwykle skoczliwego Wolverine?a, Supermana latającego przez wiszące w powietrzu obręcze czy żartobliwego Deadpoola, łamiącego wszelkie schematy narracji. Batman odwiedzał wirtualne poletko dosyć często, lecz nie zawsze otrzymywał odpowiednie wsparcie ? a to fabuła miałka, a to mechanika walki głupia, a to klimatu nie ma. ?Batman: Arkham Asylum? zaskoczył wszystkich, tworząc kompletnie nową, silną markę na rynku gier video. Jego sequel ? ?Arkham City? ? również został doceniony, choć zdania wśród graczy były i są podzielone. Część trzecia zaś to zjawisko? nieprzyjemne.
Biłem ich tak mocno, że teraz są w połowie drogi do nieba.
Gdy graczy znów nawiedził Cień Wielkiego Nietoperza, wielu z nich podniosło jęk i narzekanie podobne do tych, którym popisują się oponenci Mrocznego Rycerza ? powodów do narzekań było wiele:
- gry nie tworzyło Rocksteady .
- ?Origins? nie było kontynuacją, a prequelem.
- Jokerowi nie użyczył głosu Mark Hamill.
- W grze miał być multiplayer.
- Co to w ogóle za głupota?
Twórcy niewiele sobie z jęczenia robili, raczej tworząc kolejne kontrowersje, takie jak dodatkowe misje z Deathstroke w roli głównej, wyłącznie przy zamawianiu przedpremierowym, nawał zbirów, o których nikt nawet nie słyszał (Copperhead? Firefly?), zwiastuny ujawniające twisty fabularne (to samo przydarzyło się Bioware) i tak dalej, i tym gorzej. W marketing nie inwestowano zbytnio, to i uwaga graczy była jakby mniejsza. Osobiście potraktowałem premierę ?Origins? znudzonym ?meh?, a grę kupiłem dopiero po gigantycznej obniżce. Co dostałem za równowartość 20 zł?
Długo wyczekiwany crossover Batmana z Alicją w Krainie Czarów jest już w drodze!
Zacznijmy więc od fabuły ? afera w Arkham Asylum to pieśń przyszłości, Batman jest jeszcze całkiem świeżym bohaterem, do tego dużo bardziej brutalnym, sojusz Batman-Gordon nie istnieje, Joker jest kompletnie nieznany, Barbara stoi na własnych nogach, a w Gotham właśnie trwa Wigilia. W ten świąteczny wieczór arcyłotr Czarna Maska zażyczył sobie nietypowego prezentu ? głowy Batmana. Rolę mikołajów mają wykonać płatni zabójcy, skuszeni wysoką nagrodą za łepetynę uszatego, do rozgrywki włącza się także skorumpowana część policji, również chętna na kasę. Wychodzi więc na to, że w te Święta Batman raczej nie zasiądzie za wigilijnym stołem, ale za to porozdaje świąteczne kopniaki wszelkiej maści zbirom i łotrom, w większości sierotom ? bo żaden z nich nie spędza świąt z rodziną.
Na całe szczęście Batman potrafi perfekcyjnie parować powietrze.
?Batman: Arkham Origins? dominuje w serii ?Arkham? w pewnych aspektach, które ? niczym w drzewku rozwoju ? po kolei wam ujawnię, byście nie mieli wyrobionej opinii o grze po przeczytaniu zaledwie kilku akapitów. Oczywiście mógłbym wam już na wstępie wyjaśnić, czy za ?Origins? warto się brać i czym właściwie jest ten dziwaczny fenomen (bo inaczej tej gry się nazwać nie da). Zacznijmy więc o tym, jak twórcy podeszli do podstawowego systemu sequela (prequela) ?więcej, lepiej, bardziej?. Jak w poprzednich częściach, tak i tutaj Batman ma podpięte drzewko rozwoju, w którym wykupuje punkty usprawniające np. pancerz albo długość kombo. Skillów do odblokowania jest cała masa, ale większość z nich przydaje się wyłącznie dla absolutnych fanatyków, grających na poziomie trudności ?I am the Night?. Drzewko podzielono na trzy gałęzie ? walka otwarta, walka skryta i skille specjalne. W tym pierwszym usprawniamy zdrowie i poprawiamy użyteczność gadżetów, w drugim kupujemy nowe sposoby na ciche zdejmowanie wrogów i pozbawianie ich różnych osłon (jak np. zakłócacz naszej wizji detektywistycznej), trzecie zaś to różnorakie usprawnienia, odblokowywane dopiero po wykonaniu odpowiednich questów pobocznych albo wyzwań. Twórcy usprawnili wiele gadżetów, przez co dużo dłużej przyjdzie nam zbierać xpeki i wydawać je na pozornie niepotrzebne ulepszenia, byleby tylko odblokować dalsze gałęzie drzewka.
Ach, poranna atmosfera w pracy.
Więcej, ale niekoniecznie lepiej jest w przypadku przeciwników ? w grze znajdziemy część starych znajomych z poprzednich gier (Pingwin, Szalony Kapelusznik, Killer Croc), kilku szerzej znanych wrogów (Deathstroke) oraz szereg wrogów tak rzadkich, że wielu z nas najpewniej o nich nigdy nie słyszało. W kilku przypadkach może się nawet zdawać, że twórcy specjalnie wybierali jakąś gangsterską drobnicę (vide prawa ręka Bane?a). Wzorem poprzedniczek większość potyczek z bossami daje nam dostęp do nowej zabawki, dzięki której nasz nietoperz może dostać się na wcześniej niedostępne miejsca ? problem w tym, że te gadżety albo już były w poprzedniczkach (broń Deathstroke), albo są żałosną kalką gadżetów z poprzedniczek (granat żelowy ? ten sam, co granat mrożący w Arkham City). Jedyną nowinką są zdobywane na Electrocutionerze rękawice, które pozwalają nam włączyć swoisty tryb ?berserk?, podczas którego nasze ciosy powalają wrogów niemal natychmiast na ziemię. Z przestępczej drobnicy nie ma praktycznie żadnych nowości ? są mniejsze wersje Bane?a, które trzeba otumanić przed atakiem, są Ninja (byli w AC), są też zbiry z nożami, tarczami, paralizatorami, bejsbolami ? głównie nuda. Same walki z bossami też nie są zbyt oryginalne ? znaczną część pokonuje się w stylu znanym już z ?Arkham Asylum? (uciekaj, jak szarżuje, żeby walnął w ścianę), część polega na prostym sposobie (walka z Copperhead, opierająca się na ciągłym wciskaniu kontry), część jest po prostu nudna (wielkie QTE z Jokerem) albo zepsuta (Firefly). Dobrych potyczek jest zaledwie kilka, w tym świetna walka z Deathstrokiem i ekstremalne podchody z Deadshotem. Oczywiście wracają też zagadki Riddlera oraz szereg pobocznych złoczyńców (Anarchia, który przypomina nastoletniego V).
Ciii, właśnie ma się zacząć "Mroczny Rycerz"
Lecimy (jak na skrzydłach) do kolejnego aspektu ? miasta. Gotham w ?Origins? to powycinane i posklejane Arkham City z dodatkiem kilku mniejszych lokacji oraz zamkniętych korytarzy. Twórcy nie wysilali się przy tworzeniu otwartego świata, więc i my nie mamy zbytnio po co kiedykolwiek dotykać podłoża, zwłaszcza że nowy Batman zgapił od Ubisoftu system wież, które trzeba odblokować, by móc obejrzeć całą dzielnicę wraz ze szczegółami. Wieże służą też jako punkty szybkiej podróży i każdy, kto marnował długie minuty w Arkham City na bujaniu się pomiędzy budynkami, z pewnością doceni tą nowinkę. Samo miasto nie jest ani trochę interesujące ? jedynymi znajdźkami są jakieś kawałki informacji, które są nam potrzebna do pokonania genialnego planu Riddlera, wielu z nich nawet nie widzimy, chyba że znajdziemy odpowiedniego typa, świecącego się na zielono i go odpowiednio przesłuchamy, po uprzednim przetrzepaniu jego kumpli. Nowinką jest też system przestępstw ? co jakiś czas, gdy beztrosko fruwamy sobie ponad dachami Gotham, nagle w uszach zabrzmi nam komunikat policyjny, a na ekranie pojawi się strzałka, wskazująca miejsce przestępstwa. Niestety każde przestępstwo wygląda identycznie ? należy wylądować z impetem na głowie najbliższego łotra i przetrzepać skórę reszcie. Nuda, ale XP jest.
Batman jest zbyt twardy dla zwykłej deski z dykty.
Pora na mechanikę walki i skradania się ? jak już wspominałem, ?Origins? nie wprowadza praktycznie żadnych nowinek w zakresie gadżetów i ruchów. Jedyną nowinką są te niezwykłe elektryczne rękawice, które po prostu dają nam możliwość szybszego wykończenia sporej bandy nieprzyjaciół. Tak jak i w poprzedniczkach, tak i tutaj gra nalicza kombo, zbierając wszelkie zadane wrogom ciosy i wyprowadzane kontry do wspólnej puli, która po przekroczeniu pewnej ilości daje nam możliwość wykonania jednego super-ciosu. Do wyboru mamy znokautowanie jednego wroga, otoczenie się chmarą nietoperzy (przydatne w ciasnych zaułkach), rozbrojenie wroga (niszczymy broń) i wyskok w górę przy jednoczesnym odpaleniu batarangów, wykańczających ogłuszonych chwilowo wrogów. Gra się w to dosyć płynnie, choć uniki nie działają za każdym razem, a na poziomie trudnym czas na wprowadzenie kontry jest diabolicznie krótki. Zauważyłem także, że dużo rzadziej zaczynamy walkę z wysokości, przez co nie mamy już byt wielu okazji, by wbić się na kogoś z pełnym rozpędem i przejechać na nim jak na deskorolce po brudnym bruku. Odnośnie elementów skradanych ? część pomieszczeń jest dobrze rozplanowana, dając nam szeroki zakres eliminowania przerażonych wrogów, więcej jednak jest takich pomieszczeń, w których niemal nie da się pozostać niewidocznym, wrogowie widzą nas przez ściany, nigdy nie korzystają z montowania min na gargulcach, ani nie pozostają w grupie, łażąc osobno, jak ostatni idioci.
Ten epizod był całkiem zabawny.
Wszystkie powyższe narzekania mają jedną wspólną cechę ? twórcy zrezygnowali z pewnych aspektów w eksploracji i w walce, ponieważ zwyczajnie nie dawali sobie z nimi rady. ?Batman: Arkham Origins? jest słynne ze swoich bugów i niestety muszę wam uświadomić, że zła reputacja tej gry jest jak najbardziej prawdziwa. Dlaczego nie możemy zbyt często nurkować, by nabierać szybkości albo natychmiastowo nokautować wrogów? A to dlatego, że podczas nurkowania Batman wcale nie nabiera prędkości, a do tego bardzo często wpada w dziwaczną pętlę animacji, sprawiając, że jego peleryna skacze jak szalona, albo sam batman zdaje się kicać w powietrzu. Dlatego też nie nurkujemy zbyt często. Dlaczego walki skradanej jest tak mało i do tego często jest źle zaprojektowana? A to dlatego, że jeżeli spróbujemy odciąć batarangiem przeciwnika podwieszonego pod gargulcem, to ów spokojnie ułoży się na płask w powietrzu, lewitując nad głowami markotnych kolegów! Na dodatek animacja cichego wykończenia jest w pewnych miejscach zepsuta, przez co czasami zdarzało mi się, że ogłuszony typ wyfruwał z mych ramion, jakby pociągnęła go do tyłu odpalona rakieta. Na dodatek jeden z finisherów ? wystrzelenie batarangów ? jest tak tragicznie zoptymalizowany, że gdy tylko batarangi dotykają leżących wrogów, ci wylatują wysoko w powietrze, odbijając się od ścian i sufitów! Pamiętacie, jak w ?Arkham Asylum? rozwiązywanie zagadek Riddlera polegało na skanowaniu przedmiotów z bliska? Tu tego nie ma, bo otoczenie jest pełne śmiertelnych pułapek, takich jak leżąca na podłodze książki, które wsysają stopę Batmana, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Niektóre ściany są równie zbrodnicze, udostępniając nam możliwe do wspięcia się półki, gdzie po wejściu na nie nasz bohater traci głowę, wessaną przez betonowy sufit. Bugów jest tu po prostu tak wiele, że jest to niepojęte. Na całe szczęście większość z nich jest raczej zabawna, niż irytująca (podczas walki z przywódczynią klanu Ninja zbugował się jej miecz, przez co ona walczyła powietrzem, a Batman z wprawą owo powietrze blokował).
Zabierz mnie tam...
Może pora na wyciągnięcie konkluzji (bo zbliżamy się do niebezpiecznego pułapu tl;dr) ?
?Batman: Arkham Origins? to zwyczajny skok na kasę. Nowe studio otrzymało od Rocksteady wszystkie systemy, grafikę, modele i wykreowany świat, po czym zlepili z tego potwora, partoląc przy okazji kilka kluczowych aspektów zabawy. Zwyczajnie nazwałbym to ?typową rzemieślniczą robotą?, ale nadmiar bugów i brak jakichkolwiek poważnych zmian zręcznie powstrzymuje mnie przed wydaniem takiego werdyktu. Najgorsze jest jednak to, że ta gra nie jest zła w swoim obecnym stanie ? poprzednie gry z serii ?Arkham? dały nam tyle radochy i możliwości, że chcąc nie chcą w ?Origins? otrzymujemy więcej tego samego, lecz bez żadnej rewolucji czy kunsztu. To bardziej wygląda jak biurokratyczna operacja:
Twórca: Co najmilej wspominają gracze z ?Arkham Asylum??
Doradca: Wizje Stracha na Wróble.
- ?Batman: Arkham Origins? ma w sobie wizje niemal co chwila, począwszy od misji z Szalonym Kapelusznikiem, poprzez walkę z Copperhead, aż do psychoanalizy Jokera. Większość jest naprawdę ładna, ale żadna nie jest zaskakująca.
Twórca: Co najmilej wspominają gracze z ?Arkham City??
Doradca: Gadżety, otwarty teren i szereg znanych przeciwników.
- ?Arkham Origins? zawiera wszystkie gadżety z poprzedniczek, większe miasto i jeszcze więcej komiksowych wrogów.
Temu biedakowi nikt nie może pomóc - gra się zbugowała
Jak sami widzicie ? niewiele w tym było pasji i poświęcenia dla marki. Pochwalić należy doskonałe przerywniki filmowe, w większości wykonane w stylu studia Blur, nowy system detektywistyczny (choć jest prosty i dość miałki) oraz samą Bat-rozgrywkę. Gra się w tą grę tak samo, jak w poprzedniczki, więc jeśli poprzednie części się wam podobały, to nie ma powodu, byście po tą grę nie sięgali. Jeżeli zaś seria ?Arkham? jest wam obojętna, to ?Origins? będzie dla was jednym wielkim rozczarowaniem i nudą, bo nie ma w niej prawie nic nowego. Wspomnieć mogę, że grafika i muzyka są na stałym ? średnim ? poziomie, zaś ukończenie głównego wątku oraz krótkich questów pobocznych zajmuje przeważnie 12 godzin. W multi nie grałem, bo i nie widziałem potrzeby.
Wesołych Bat-Świąt!
Ocena: 6/10
Plusy:
+ To nadal ta sama gra.
+ Tryb detektywistyczny z możliwością odtwarzania wydarzeń.
+ Joker się stara.
+ Możemy przez moment pograć Jokerem.
+ Wiele komiksowych postaci i nawiązań do słynnych komiksów z Batmanem.
+ Walka z Deathstrokiem.
+ Część wizji jest urocza.
+ Możliwość szybkiej podróży.
+ Cut-scenki.
Minusy:
- Nie ma tu nic nowego.
- Bugi, bugi, bugi.
- Kto wpadł na pomysł, by dodać do tej gry multiplayer?
- Irytujące powiadomienie o możliwości dołączenia do specjalnego klubu.
- Walki z bossami są powtarzalne.
- Zero nowych gadżetów.
- Miasto jest puste i martwe.
- System wież.
Zwiastun
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze