Skocz do zawartości

Eyjafjallajökull

  • wpisy
    40
  • komentarzy
    115
  • wyświetleń
    30778

Zaorane, czyli Harvest Moon: A New Beginning


Elano

830 wyświetleń

GRRNoOS.jpg

Sukces Facebookowego Farmville udowodnił, że ludzie potrzebują gier, w których mogą zabawić się w wirtualnego rolnika. Dla Yasuhiro Wady i jego Marvelous Entertainment to jednak żadna nowość - seria Harvest Moon, która w tym roku stała się pełnoletnia, od lat pozwala graczom uprawiać warzywa, doić krowy i wyrywać dziewczyny na dobrze prosperującą farmę. Jak wypada najnowsza odsłona serii*? Zapraszam do recenzji.

Nowa grę Japończyków zaczynamy standardowo - jako młody chłopak, którego wygląd możemy wybrać spośród kilku dostępnych wzorów, trafiamy na farmę w kiepsko prosperującej wiosce Echo Village. Gdy do niej przybywamy, odjeżdża właśnie właściciel nierentownej gospody. W miasteczku pozostaje niewiele osób. Najważniejszą z nich jest Dunhill, burmistrz, który wygląda jak znudzony życiem szeryf z Dzikiego Zachodu. Ów jegomość postanawia wykorzystać nas do przywrócenia świetności wiosce. Realizowanie planów nakreślonych przez zarządce jest głównym celem gry.

Początki są trudne. Farma jest zaniedbana, oprócz domu nic na niej nie ma. W mieście działa tylko jeden sklep, jest też osoba skupująca nasze towary, chłopak od zwierząt i to właściwie tyle. Oprócz możliwości posadzenia 3-4 gatunków roślin i odbycia spaceru przez okoliczne wzgórza i lasy nie mamy wiele do roboty. To spora wada, bowiem ktoś niecierpliwy może się szybko odbić od tego tytułu, co byłoby błędem. Trzeba zacisnąć zęby i przeżyć pierwszą porę roku, wiosnę. Potem z każdym dniem zaczyna robić się ciekawiej.

Twórcy zaoferowali graczom spore możliwości customizacji otoczenia. Wszystkie obiekty na farmie jak i w mieście możemy dowolnie przenosić (co obrazowane jest kuriozalną scenką, gdy nasz bohater podnosi dom z ziemi i ustawia go gdzie indziej). Możemy zgrupować pola uprawne w jednej części terenu, stodołę i kurnik w drugiej, a ogród urządzić w jeszcze innej części gospodarstwa. Podobnie jest z miastem, gdzie budynki, do których udajemy się częściej, możemy ustawić nieco bliżej, by nie musieć do nich biegać. Istnieje limit budowli na teren, jednak nigdy nie udało mi się do niego nawet zbliżyć. Świetny pomysł, który został naprawdę dobrze zrealizowany.

51QtBRQ.jpg

Zabawa w Pudziana

Z czasem, gdy nastanie lato, potem jesień i zima, a my zaczniemy wykonywać zadania wyznaczone przez burmistrza, do miasta wprowadzą się różne ciekawe osobowości. Większość z nich potrzebuje domu, który musimy wybudować sami ze znalezionych lub kupionych materiałów. Niczym ekipa Extreme Makeover: Home Edition, z postawieniem chaty uwijamy się błyskawicznie. Pani architekt sprzeda nam plany różnych budowli, znany kucharz otworzy restaurację, a fryzjer i projektantka mody pozwolą na zmianę fryzury i stroju. Nie wymieniłem oczywiście wszystkich potencjalnych mieszkańców wioski, bo jest ich znacznie więcej i sam jeszcze kilku z nich nie poznałem.

Teraz coś więcej na temat codziennej, żmudnej pracy na roli. W każdej porze roku mamy do dyspozycji kilka różnych rodzajów nasion, poza tym są też rośliny, które wykiełkują zawsze. Nie ma problemu z samodzielną budową kilku pasiek albo jeziorka, w którym hodujemy ryby. Ze zwierząt zaoferowano na początek krowę i kurę. Jeśli będziemy się nimi dobrze opiekować, to Neil, ekspert od trzody hodowlanej, zaoferuje możliwość kupna kilku innych gatunków, w tym mocno niestandardowych. Jakich? Popatrzcie na okładkę gry.

Nie samą robotą na polu człowiek żyje. W A New Beginning powracają takie aktywności jak gotowanie potraw (przepisy kupujemy, dostajemy od kucharza albo... łowimy w rzece czy, co już jest absurdem tak dużym, że nie pasuje nawet do tak niepoważnej jak nowy Harvest Moon pozycji - wykopujemy w kopalni), możliwość uczestnictwa w różnorakich festiwalach (na najlepsze zwierzę, na najlepszy okaz kartofla i tym podobne) czy poderwania którejś z kręcacych się po wiosce dziewczyn, aby założyć z nią szczęśliwą rodzinę i spłodzić dziecko, które wykorzystamy do pracy będziemy bardzo kochać. Sposobów na zorganizowanie czasu jest mnóstwo i większość dnia spędza się właśnie na takich zajęciach, a nie na podlewaniu roślin i czyszczeniu stajni.

aZI2576.jpg

Tak liczny zwierzyniec niełatwo utrzymać, ale dochody z jajek i mleka to nie byle co

Warto dodać jeszcze kilka zdań o oprawie. Grafika jest w pełni trójwymiarowa, a grę obserwujemy w rzucie izometrycznym. Oprawa nie zachwyciła mnie tak, jak w przypadku najnowszej Zeldy na 3DS-a, ale wygląda schludnie. W przypadku dialogów, postacie prezentowane są jako dwuwymiarowe popiersia. Głosów postaci brak. Problemem jest framerate, który jest zauważalnie zbyt niski, jeśli na mapie znajduje się za wiele obiektów (a na polu i w mieście zawsze jest ich za dużo). Początkowo nieco boli te kilka klatek za mało, ale potem przestaje się na to zwracać uwagę. Muzyka jest, tyle można o niej powiedzieć. Każda pora roku charakteryzuje się inny motywem, wszystkie z nich szybko się jednak zapętlają.

Nowy Harvest Moon nie jest grą dla wszystkich. To specyficzna seria, która z jednej strony wygląda na grę dla siedmiolatków, a z drugiej oferuje ogrom możliwości, których dzieciak z podstawówki raczej nie opanuje. Przestawianie budynków i reszty ustrojstwa to nowy i świetny aspekt, który wykorzystano należycie. Nie jest to tytuł, który odpala się na 4-5 godzin dziennie, bo fabuła jest porywająca i chcemy dowiedzieć się, jaki jest tej przygody finał, bo grać możemy do upadłego, a i tak napisów końcowych nie ujrzymy. Nie wykorzystano także potecjału dwóch ekranów. Dolny służy tylko i wyłącznie jako mapa, a aż prosi się o możliwość szybszego wybierania rysikiem potrzebnego nam elementu ekwipunku. To dobra rzecz do włączenia na godzinkę w wolnej chwili, przerobienia 3-4 dni i odłożenia na półkę, bo do zabawy szybko wkrada się rutyna - codziennie robimy właściwie to samo.

* Ostatnią częścią, w którą miałem okazję zagrać, było fenomenalne Friends of Mineral Town, przez wielu nazywane najlepszą odsłoną serii. Kilkanaście kolejnych odsłon mnie ominęło, więc niestety nie powiem wam, co się zmieniło na lepsze i na gorsze względem The Tale of Two Towns czy Grand Bazaar, które wypuszczono na DS-a.

8 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Jako fan serii odnoszę wrażenie, że z odsłony na odsłonę twórcy powoli zapominają co takiego świadczyło o jej popularności w czasach Back to Nature. Tak czy inaczej w nową część i tak pewnie się zaopatrzę, ale nie spodziewam się sugerowanego w tytule "nowego początku".

Link do komentarza

Jeśli możesz napisać, co świadczyło o popularności tej serii za czasów PSX, to wal, bo nie grałem.

Nowego początku niestety nie ma. To chyba tylko nowy początek dla wioski, w której operujemy. Ciekawe, co z następnymi dwiema odsłonami. Story of Seasons wygląda na to samo, co od lat, a Lost Valley to jakiś Minecraft z przetragicznym stylem graficznym.

Link do komentarza
Jeśli możesz napisać, co świadczyło o popularności tej serii za czasów PSX, to wal, bo nie grałem.
Przecież grałeś w tę część, tylko pod innym tytułem i na innej platformie ;)
  • Upvote 1
Link do komentarza

Trudno to określić. Wcześniejsze gry były po prostu bardziej.. Swojskie? Nie było tej ciągłej gonitwy za gotówką i ulepszeniami, choć była ona obecna jako tło rozgrywki. Postacie też były trochę fajniejsze i mniej sztampowe.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...