Skocz do zawartości

Screen Saver

  • wpisy
    91
  • komentarzy
    512
  • wyświetleń
    93741

Niech żyje król!


Grimmash

764 wyświetleń

Godzillabanner_zps61623130.jpg

Film rozpoczyna się zgodnie z Htchcockowską dewizą od trzęsienia ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Reżyser skrupulatnie buduje suspens, zanim pokazuje swoim widzom jakiegokolwiek stwora. Wiąże luźno swoją wizję z oryginalnym dziełem z 1954 i prawdziwą historią. Twórca skupia się na pokazaniu katastrofy poprzez ludzką tragedię. Na szczęście nie zapomina o fanach i daje im to, czego pragnęli, Godzillę walczącą, boga wśród potworów. Daje im iście spektakularne widowisko, tak dobre, bo momentami poprowadzone z punktu widzenia osób bliskich zdarzeniom. Realizm zagrożenia rośnie, dzięki grze aktorskiej, kątom kamery ukazującym walczące monstra z perspektywy małego ludzika patrzącego w niebo albo helikoptera krążącego w oddali. Wszystkie środki techniczne służą jak najlepszemu oddaniu realności zagrożenia, rozmiarów zniszczeń, poświęconej ludzkiej krwi i rozpaczy żyjących ? czy odnajdą swoich bliskich żywych, czy sami przeżyją. Napięcie trzyma widza do ostatniej chwili i rzeczywiście pod względem charakteru produkcji i otrzymanego efektu przypomina ?Godzillę: Króla potworów? (1954), to od tamtego dzieła zacznę swoje przemyślenia.

60 lat wcześniej (1954-2014)

Produkcja na początek serwuje ciekawe sceny w trakcie napisów początkowych. Padają tam obrazy prezentujące teorię ewolucji Darwina, drzewo genealogiczne dinozaurów, próby nuklearne, tajemnicze zniknięcia statków itp. Ostatni element wiąże się z pierwszym dziełem o potworze. Tam właśnie na jego trop ludzie wpadają poprzez znikające statki,. Paleontolog naoczny świadek działalności potwora snuje swoje starożytne teorie sugerując, że stwora zbudziły wybuchy nuklearne. Wywabiły one go z oceanicznej pieczary, pochodzenie stwora Dr Kyohei Yamane udowadnia znalezionymi niedaleko miejsca działalności bestii trylobitami. Zanim ludzie decydują się wykorzystać wynalazek pewnego naukowca, stwór szerzy zniszczenie i dobiera się do japońskiej metropoli. Rozszczepiasz tlenu dusi wszystkie organizmy w wodzie, tak król potworów zostaje pokonany.

Gojira-02_zps04200abd.jpg

Obraz emanuje jak na tamte czasy sporą dawką realizmu, mrożącym oddech efektem destrukcji miasta i kruchości ludzkiego życia wobec takiego zagrożenia. To, co Ishirô Honda zostawił po sobie próbuje podłapać Gareth Edwards i osiągnięcia swojego poprzednika posuwa krok na przód. Prowadzi znakomitą grę, skupiając się na ludzkich reakcjach na nowe, nieznane dotąd zagrożenie. Oryginał nie do końca osiągnął efekt osiągnięty teraz. Ukazał lęk przed potęgą atomu, lęk przed nieznanym, strach rodem z koszmarów, w których coś ogromnego poluje i rozdeptuje ludzi jak robaki. Godzilla stanowiła pretekst do dyskusji nad zagrożeniem, jakim jest broń nuklearna. Twórcy nie szczędzą środków, zniszczenia są ogromne i nie obejmują tylko jednego miasta. Ofiar śmiertelnych jest całe mnóstwo, granie ludzkim życiem, ludzką desperacją w obliczu śmiertelnego zagrożenia nie przysłania ciągu wydarzeń. Akcja gna naprzód i ogniskuje się wokół budowanego suspensu.

Edwards w jeszcze jednym elemencie przypomina Hondę - drażni widzów wizerunkiem monstrum, nie nadużywa go i stwarza napięcie, które w końcu znajdzie swoje ujście. Bardzo zbliżone wrażenie miałem dzień wcześniej po ponownym obejrzeniu oryginału.

Gojira-04_zps36d34f97.jpg

60 lat później (1954-2014)

Po premierze ?Avatara? obawiano się utraty ludzkiej strony produkcji filmowej kosztem efektów specjalnych, tymczasem ten film zbudowany jest na grze aktorskiej. Dramaturgia skupiona jest początkowo na ludzkich wątkach, co potem świetnie wprowadza i uwalnia siłę Godzilli w pięknej walce z użyciem fenomenalnych zdjęć. Drugi akt powoli wprowadza potwory na pierwszy plan i inicjuje interakcje między nimi a ludźmi. Od początku jest jasne, że starania ludzkości skupiają się na zminimalizowaniu zniszczeń. Ujęcia, efekty i skala dają złudzenie jakby widz znajdował się w środku zdarzeń. Zrobiono wszystko, aby w jak najlepszy sposób dać publiczności poczucie realizmu. Nawet walki między potworami mają swój charakter, gdy Godzilla dobiera się do jednego Muto, drugi atakuje go od tyłu i odwraca jego uwagę.

Wspaniały hołd dla starych ?monster movies? nie jest pozbawiony wad. Gdy postać Bryana Cranstona zostaje ?odstrzelona? aktorstwo trochę siada. Aktor wprowadzał na ekran sporo głębi i scena z uwięzioną Binoche u wrażliwszych osób może wywołać łzy. Po stracie Juliette Binoche i Bryana Cranstona nowa wersja dobrze znanego mitu popkultury wciąż podąża za ludzkimi zmaganiami, które nie mają już takiego aktorskiego sznytu, aż prosi się o wkroczenie na scenę potworów, co dzieje się później niż mogło. W pewnym momencie brakuje na ekranie charyzmy Cranstona, brakuje scen z potworami i jest krótki przestój. Za mało jest Godzilli w tym wydaniu, trochę odrzuca to od filmu. Wszystkie te minusy są, mimo wszystko w cieniu plusów. Edwards wciąga widzów, dobrze rozkłada wątki, na ekranie dużo się dzieje i nie ma czasu, by zbytnio zastanawiać się nad wadami projektu.

Gojira-01_zps0023dbcc.jpg

M.U.T.O., to prehistoryczny pasożyt, skrót z angielskiego brzmi: Massive Unidentified Terrestrial Organism. Nie będę zdradzał szczegółów, ale powiem, że stwory robią wrażenie i są dla króla sporym wyzwaniem. Aspekt ?potworny? tego obrazu jest wymagający dla widza, bo przez sporą część seansu monstra są mało widoczne, ale, gdy się zjawiają wszystko jest na swoim miejscu. Wielu osobom może się nie podobać ?ludzka? strona filmu. Przecież wszelkie starania armii i tak idą na marne i do niczego nie prowadzą. Na korzyść produkcji przemawia fakt, iż reżyser od początku tego nie kryje. Ludzie nie mają szans z takimi kolosami, Gareth w paru scenach sobie z tego żartuje (scena w kasynie w Vegas) i robi to w znacznie lepszym stylu niż Bay w ostatnich Transformersach.

Zdjęcia z pierwszej perspektywy, z perspektywy postaci granej przez Johnsona robią wrażenie. Patrzenie na katastrofę oczyma człowieka i jego reakcja na wielkie potwory wywiera pozytywne wrażenie. Dzięki temu, gdy wreszcie oglądamy starcie gigantów efekt jest jeszcze lepszy. Finał filmu jest dzięki temu bardzo satysfakcjonujący. Na ekranie ma miejsce godne XXI wieku, prawdziwe starcie tytanów. Ken Watanabe dodaje fabule inną perspektywę, różniącą się od filozofii armii. Jako jedyny zauważa znaczenie króla, że tak naprawdę jest po naszej stronie i siły zbrojne powinny dać mu szansę na rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Szefostwo armii nie słucha i idzie w zaparte ? to również można podciągnąć pod wady produkcji.

fJzgs8k.jpg

Godzilla w tym filmie ma charakter, nie jest tylko kroczącym po świecie tworem komputera. Udało się specom od grafiki przemycić na ekran to, co dobre było w facecie chodzącym w kostiumie po makietach. Oczywiście dzisiejsza technologia umożliwiła wzbogacenie jego mimiki, urealnienie jego ruchów itp. Wszystko to razem składa się na nowy wizerunek króla, który w dużej mierze nawiązuje do starych, dobrych czasów.

Reasumując nowy Godzilla długo buduje suspens, od początku do końca trzyma w napięciu i przywraca fanom wiarę w głównego (anty)bohatera. Popracowano nad dramaturgią i realizmem ?monster movie?, poprawiono jego głębie. W paru momentach podziw może zmieszać się ze strachem, bo praca kamer jest naprawdę sugestywna, gra aktorów wzmacnia prawdziwość oglądanych zdarzeń oraz efekty specjalne są pierwszej klasy. Można mieć pretensje do speców od marketingu, że przedstawiali Cranstona w zwiastunach jako główną postać, tymczasem po jakiś 30 minutach nie ma go dłużej w świecie żywych. Poza tym to naprawdę solidne dzieło, prawdziwa rozrywka. Finał projekcji posiada swoje unikalne przesłanie, brzmi ono: Godzilla powrócił!

Ocena: 8/10

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

brakuje scen z potworami i jest krótki przestój. Za mało jest Godzilli w tym filmie, trochę odrzuca to od filmu

Widziałem posty, w których ludzie cisną nową głodzillę właśnie za małą ilość walk, chwaląc przy tym Pacific Rim, które moim zdaniem nic poza walkami do zaoferowania nie miało (nawet nie wytrwałem do końca filmu).

Link do komentarza

Godzilla jest dobry, bo dawkuje emocje, tworzy suspens. Pokazuje tragedię z perpektywy ludzkiej, ale kiedy wreszcie potwory walczą to rozsadzają ekran. Finał jest dzięki temu budowaniu napięcia satysfakcjonujący.

Link do komentarza

Edwards w jeszcze jednym elemencie przypomina Hondę drażni widzów wizerunkiem monstrum, nie nadużywa go i stwarza napięcie, które w końcu znajdzie swoje ujście.

W którym miejscu znajduje ujście? Edwards drażni się z widzami, pokazuje MUTO niszczącego miasto, później kadr przeskakuje na morze, pojawia się fala tsunami zwiastująca nadejście potężnej mocy, w tle przygrywa klasyczny Godzilla theme, pojawiają się przebłyski i urywki w których widać króla przechodzącego przez miasto, ujęcie przesuwa się od stóp do głowy Godzilli, muzyka zamiera i RYK! Człowieka aż wgniata w fotel i gotuje krew na myśl o tym co nas czeka. A nic nas nie czeka, akcja przeskakuje kilka godzin do przodu i oglądamy zgliszcza zniszczonego miasta, nie wiedząc co się stało i dlaczego potwory przestały walczyć. Tak można podsumować całe 20 minut w których pojawia się Godzilla. Nawet w finale reżyser wolał się skupić na amerykańskich żołnierzach niż na kwintesencji filmu, czyli walce potworów, w której ludzie są tylko bezbronnymi obserwatorami. Problem jest właśnie w tym że nie ma ujścia dla emocji które reżyser w mistrzowski sposób rozgotowuje w widzu.

Honda musiał dawkować potwora ze względu na braki technologiczne i finansowe, Edwardsa nic nie usprawiedliwia.

tymczasem ten film zbudowany jest na grze aktorskiej.

Grze? Poziom aktorski tego filmu jest tragiczny, nawet Watanabe zagrał słabo. Jedyna postać która wybija się ponad szereg to Cranston, ale on w pojedynkę nie uratuje tego filmu. Stare Godzille nie świeciły przykładem pod względem aktorstwa, ale było go tam na tyle mało że traciło to znaczenie. Tam ludzie mieli przybliżyć sytuacje i sylwetki stworów których batalie oglądaliśmy przez większość filmu. Tutaj ciężar przesunięto na aktorów, a że ci byli słabi to nie za fajnie to wszystko wyszło.

Widziałem posty, w których ludzie cisną nową głodzillę właśnie za małą ilość walk, chwaląc przy tym Pacific Rim, które moim zdaniem nic poza walkami do zaoferowania nie miało

Bo takie filmy z zasady nie mają mieć nic więcej do zaoferowania. Owszem, Godzilla z '54 była jakimś tam przesłaniem antynuklearnym, ale późniejsze mash upy z innymi kaiju Toho to czysta przyjemność z oglądania walk przerośniętych gladiatorów. Tutaj tego zabrakło, a prócz tego film nie oferuje nic więcej.

Znaki naszych czasów:

jak nic nie wybucha od sceny pierwszej do ostatniej, to ludziska wrzeszczą, że film to szmira.

Najciekawsze w tym narzekaniu jest to, że najwięcej narzekają fani starych Godzilli, czyli ludzie przyzwyczajeni do słabych efektów. Ok, era Heisei i Shinsei miały trochę inne założenia niż oryginał, ale koniec końców taka a nie inna pozycja króla potworów została zbudowana przez całokształt, więc nagłe odcinanie się od tego wszystkiego żeby stworzyć dramat ludzi wobec potęgi natury jest trochę dziwny.

Co do samego filmu, to mnie trochę zawiódł. Pisałem dokładnie dlaczego w temacie o Godzilli na forum, więc nie będę drugi raz tego przepisywał. Spodziewałem się czegoś innego, dostałem co innego. Film to bardziej Cloverfield 2 niż Godzilla, niestety.

Link do komentarza
W którym miejscu znajduje ujście?

W fantastycznym finale.

Honda musiał dawkować potwora ze względu na braki technologiczne i finansowe, Edwardsa nic nie usprawiedliwia.

Bo nic nie musi go usprawiedliwać, mógł zrobić z tego drugi Pacific Rim, a zrobił coś lepszego. '54 antynuklearna przestroga, 2014 przestroga przed naturą, dbajmy o planetę.

Co do gry aktorskiej, to bardzo subiektywna rzecz, dla mnie Johnson, Olsen i Watanabe się bardzo dobrze sprawdzili. Wszystkie twoje argumenty przeciw dla mnie są argumetami za, gdzie widzisz wady ja widzę zalety. Jestem fanem oryginału i późniejszych wersji potwora łącznie z tą, wymagała wielkiego charakteru, by powstrzymać się przed powszechnym Bayizmem w filmach - nawalankach i wybuchach. Porównanie do Szczęk Spielberga jest na wyrost, ale podobnie jak tam tak i tu jest narastające napięcie.

Nie czytam forum, nie wiem co pisałeś. Mnie interesuje blogosfera, doświadczeń na forach mam aż nadto. Też nie zamierzam się powtarzać moje, stanowisko najpełniej przedstawiłem w recenzji. Dziękuje za komentarz i mam nadzieję, że będą kolejne, bo o filmach powinno się dyskutować. Niezgoda, spory i odmienne opinie tylko mogą obie strony czegoś nauczyć. Mnie się film ogromnie podobał i tyle.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...