Skocz do zawartości

Hobbicia Stopa

  • wpisy
    286
  • komentarzy
    1809
  • wyświetleń
    445606

Kim był Gabriel Belmont? *


otton

1990 wyświetleń

tumblr_m6xaaokJGz1r6gpngo1_1280.jpg

Tekstu nie należy traktować jako recenzji?

Jest to raczej wprowadzenie do Lords of Shadow 2?

28 lutego 2014 roku, w Polsce ukaże się Castlevania Lords of Shadow 2. Zanim jednak rzucimy się do sklepów, by nabyć drugą część, warto napisać kilka słów na temat poprzedniej odsłony. Dlaczego? Z jednej, prostej przyczyny ? to świetny, a zarazem niedoceniany w Polsce tytuł.

Teoretycznie to obok Thiefa jedna z najważniejszych premier lutego, trudno jednak przeoczyć to, że marka nie jest w naszym kraju jakoś specjalnie popularna. Odbiorcy z polski dzielą się zasadniczo na trzy grupy. Pierwsza, a zarazem największa, to grono tych, którzy słysząc nazwę Castlevania robią wielkie oczy. Jest też grupa, która uważa, że tytuł Mercury Steam Games to średniej jakości zrzynka z God of War. Naprzeciw nich stoi grono tych, którzy dali się porwać przygodom Gabriela Belmonta. Castlevania to marka, która doczekała się już ponad trzydziestu tytułów wchodzących w skład uniwersum, te jednak przez długi czas były ledwie platformówkami, nie wszystkie kładą też nacisk na słowo jakość.

Lords of Shadow 2 to natomiast bezpośredni Sequel tytułu z 2010 roku, pierwszej naprawdę wysokobudżetowej części. Co w Lords of Shadow nie zagrało? Przede wszystkim nieruchoma kamera, która ustawiała się w wyznaczonych przez twórców fragmentach lokacji i potrafiła utrudnić zabawę. Zdarzają się też oczywiście etapy słabsze czy mniej przemyślane. Tak jednak jest w każdej grze, na tym więc zamknę opis tego, co się nie udało. Recenzowanie tytułu parę lat po premierze nie ma jak dla mnie sensu. Tekst powstał jako wprowadzenie dla tych, którzy myślą o zakupie Lords of Shadow 2, ale chcieliby się wcześniej dowiedzieć czegoś o pierwszej odsłonie lub przypomnieć ją sobie bez konieczności poświęcania na ten cel ponad 20 godzin.

castlevania-lords-of-shadow-pan.jpg

Pewna bardzo mądra koza.

And yet I fight

Yet I fight

This Battle All Alone

Głównym bohaterem Lords of Shadow jest Gabriel Belmont, jeden z największych mścicieli w historii gier wideo. Rusza na misję, by zgładzić tytułowych skurczybyków, a przy okazji skompletować kawałki pewnej maski. Misja zlecona bohaterowi przez Bractwo Światła ma również drugą, bardziej osobistą, stronę. Gabriel wierzy, że artefakt pomoże mu odzyskać zmarłą ukochaną. Scenariusz wydaje się porządnie prosty, ale to tylko pozory. Gdzieś w tle znajdzie się miejsce na wielkie spiski sięgające nawet mrocznych czeluści piekła. Dość powiedzieć, że jednym z bossów jest sam Szatan ? nie zdradzę dlaczego, przyjemnie jest jednak skopać mu wirtualny kuper.

Obok tego wszystkiego pojawia się też wątek, który ma odegrać główną rolę w sequelu ? przemiana Gabriela Belmonta. Podczas podróży przez mrok, bohater odsyła w objęcia Tanatosa wiele istot i coraz bardziej zatraca się we własnym okrucieństwie. Działa ze szlachetnych pobudek, a jednak robi rzeczy, których usprawiedliwić się nie da. Cały czas zasłania się szlachetnymi ideałami, ale nie potrafi dostrzec ich głębii. Wystarczający na 25-30 godzin scenariusz prowadzi gracza przez krainy żywcem wyciągnięte z literatury fantasy i kończy się uderzeniem, które może sprowadzić siedzących przed monitorami graczy do parteru. Nie jest to co prawda cios tak mocny jak opowieść z Deus Eksa czy finał Bioshocka Infinite. Jak na slasher scenariusz jest jednak bardzo udany i zdecydowanie przyciąga przed ekran. Najbardziej epicki moment? Wtedy, gdy odkrywamy, kto tak naprawdę jest narratorem historii.

castlevania-lords-of-shadow-screenshot-2.jpg?1370526847

Klimatycznych lokacji w Lords of Shadow dostatek.

To jedna z nich, z całą pewnością nie jedyna...

Dangerous The Musicbox is

Jak już wspomniałem, odwiedzane podczas zabawy lokacje to po prostu klasyka gatunku fantasy. Nie mogło tu zabraknąć wielkich zamków, skrywających liczne tajemnice lasów, przełęczy, mrocznych pustyń czy nawet pustki. Przy tym wszystkim w oczy rzuca się bardzo rozsądne dawkowanie atrakcji. Tytuł podzielono na 12 rozdziałów, każdy składa się z mniej więcej czterech poziomów (przy tym są etapy zarówno jedno-, jak i dziewięcioczęściowe). Podczas zabawy nie powtarza się żadna lokacja, a co jakiś czas zestaw klocków, z których zbudowano poziomy wymieniany jest na nowe, unikatowe środowisko. To bardzo ważny dla mnie element, do dziś czuję jeszcze niesmak po absurdalnym pomyśle z DMC 4, gdzie kazano pokonywać te same lokacje po dwa razy tylko w odwrotnej kolejności.

Oczywiście cały czas robimy to samo ? walczymy, wspinamy się, czasami rozwiążemy łamigłówkę. Wszystkie te lokacje to tak naprawdę nowe zestawy tekstur, jednak sposób poprowadzenia scenariusza sprawia, że powtarzalności praktycznie nie odczuwałem. Inna też sprawa, że obecnie większość gier opiera się na ciągłym wykonywaniu identycznego zasobu czynności. Poza klasyką fantasy, ekipa z Mercury Steam wrzuciła do Lords of Shadow również swoje trzy grosze. Trafimy choćby do utrzymanej w klimatach romantyzmu wsi, gdzie spotkamy się z wiedźmą Baba Jagą. Gabriel, by móc wyruszyć w dalszą drogę, musi przynieść jej odmładzający, niebieski kwiat, a następnie odwiedzić wnętrze? pozytywki. Precyzyjna konstrukcja tego etapu to jak dla mnie wizytówka tytułu. Gdyby jeszcze ta kamera się ogarnęła trochę.

Castlevania-Lords-of-Shadow-screenshot-1.jpgKolejny bajer - trumna z nogami.

Aż dziw, że obyło się bez podejrzeń o satanizm...

...a Ty, Książę Zastępów niebieskich mocą Bożą strąć do piekła szatana i inne duchy złe,

które na zgubę dusz krążą po świecie.

Kolejnym, co w Lords of Shadow może się podobać, jest bardzo bogaty bestiariusz. Przeciwnicy, podobnie jak lokacje, zmieniają się co jakiś czas. Gdy znudzi nam się zabijanie wilkołaków, gra zasypie nas stadem wampirów czy nieumartych. Oprócz zwykłych szeregowców, na każdym kroku pojawiają się również bossowie ? rzecz w slasherach nieodłączna. Kreatury zaprojektowano ze sporym rozmachem. Walki zwykle ograniczają się do klasycznego zjechania w dół paska życia, ale pojawia się też parę perełek. Warto wspomnieć choćby o walkach z tytanami, które wymagają bardziej opanowania popisów akrobatycznych, niż miecza. Pojedynki te są nawet lepsze, niż walki

Najlepszy pojedynek z bossem? Smokopodobny tytan imieniem Dracolish zdecydowanie wygrywa w tej kategorii. Powiem tylko, że areną starć jest ogromne cielsko gada pędzące w powietrzu z niesamowitą prędkością. Ogólnie widać, że bestiariusz przygotowano z rozmachem i pomyślunkiem. O tym drugim przekonała mnie szczególnie obecność Chupacabry. Nazwę tą tłumaczy się jako ?wysysacz kóz?, a wzięła się stąd, że kiedyś wierzono, iż istoty te rzeczywiście istnieją i żywią się krwią zwierząt domowych. Miały występować na obszarach ameryki środkowej i południowej, ich istnienia nie udało się jednak nigdy potwierdzić. W Castlevanii istoty te pojawiają się nagle i odbierają herosowi zdolność korzystania z dwóch szkół magii.

castlevania-lords-of-shadow-jpg-9.jpgPróżna kobieta - chce być młoda raz jeszcze.

Gabriel jednak jej nie zabije...

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta

Przy opisie Lords of Shadow nie można też naturalnie pominąć opisu walki. Skoro już nawiązałem do ?szkół magii?, pozwolę sobie rozwinąć tę myśl. Podczas gry bohater może korzystać z dwóch zdolności magicznych. Każdą aktywujemy osobnym przyciskiem. Jedna ze szkół to wspomagacz ataków, wpływa więc na siłę naszych ciosów. Druga spełnia rolę apteczki, po jej aktywowaniu pozyskujemy energię z atakowanych przeciwników. Ataki te są oczywiście ? z jednym wyjątkiem pod koniec kampanii ? limitowane. By z nich skorzystać, należy pokonać klasyczną metodą kilku przeciwników i zebrać pozostawiane przez nich kule energii. Flagowym gadżetem Lords of Shadow jest jednak? krzyż. Urządzenie to z pewnością przypadłoby do gustu świętej inkwizycji. Krucyfiks może posłużyć jako hak przy wspinaczkach, pozwoli też na przyciągnięcie do siebie przeciwnika celem sprzedania mu mocnego kuksańca.

Wreszcie mamy też bogaty zasób broni miotanych. Srebrne gadżety są zdecydowanie najmniej ciekawym elementem ekwipunku. Służą do atakowania pojedynczych przeciwników, podczas gdy rolę ataku obszarowego pełnią buteleczki wody święconej. Taki środek pozwoli w szybki sposób pozbyć się grupy słabszych wrogów. Oprócz tego mamy jeszcze wróżki, które spełniają rolę środka ogłuszającego przeciwników, sam jednak się z tym gadżetem nigdy nie zaprzyjaźniłem. Wisienką na torcie jest zdecydowanie magiczny kryształ. By go użyć musimy zebrać kilka elementów, siłą rzeczy więc zabawkę tą warto oszczędzać. Gdy skorzystamy z kryształu na pole walki przybywa demon, który wyprowadza w imieniu gracza potężny cios obszarowy. Różni się od wody święconej tym, że miażdży całe grupy dopakowanych przeciwników (forma pośrednia pomiędzy hołotą, a bossami).

22534.jpg

Podczas walki z tym bossem uważajcie. Dlaczego?

Lubi podjadać regenerując tym samym swoją energię.

Lords of Shadow 2 już 28 lutego

Lords of Shadow to z pewnością gra niezwykła nie przez swoją rewolucyjność. Nie wnosi zbyt wiele do gatunku slasherów ? jest przyrządzona zgodnie z panującymi w nim zasadami. Jej sukces jest związany z różnorodnością świata przedstawionego oraz interesującą historią. Przy śledzeniu fabuł gier z serii Devil May Cry, bardzo przeszkadzał mi pewien ?japoński? pierwiastek. Nawet pomimo tego, że najnowsza odsłona tamtego cyklu nie była nastawiona na poważną historię i tak trochę się rozjechała. W Lords of Shadow wszystko jest na poważnie i mimo takiej konwencji tytuł broni się. To bardzo dobre, różnorodne fantasy, które potrafi w paru miejscach zaangażować.

Teraz czas na Lords of Shadow 2. Pierwsza odsłona była historią o podróży Gabriela Belmonta w mrok, zatracaniu się w nim. Mówi się, że kontynuacja to opowieść o powrocie w stronę światła. Nowy rozdział tej historii opowie nam o złych stronach nieśmiertelności, a twórcy obiecują wydobyć głębię z postaci Draculi. Interesującym pomysłem wydaje się także sięgnięcie do gatunku science fiction. I co tu więcej powiedzieć? Nie mogę się już doczekać 28 lutego?

53006_CastlevaniaLordsOfShadow-Artwork-02.jpg

* - W pierwotnej wersji tytułu było "Kim jest Gabriel Belmont", po chwili namysłu zdecydowałem jednak zamienić słowo "jest" na "był". Dlaczego? Z tego prostego względu, że Gabriela z jedynki już nie ma. Teraz to Dracula smile_prosty.gif

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia.

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...