Zacznijmy od najważniejszej rzeczy. Mianowicie, jeśli ktoś oczekiwał wiernego przeniesienia historii 47 Roninów na ekran ten nie będzie zadowolony. Podejście reżysera jest proste i widoczne od samego początku ? poprzez komercyjny film chciał zapoznać szeroką publikę z tą owianą legendą opowieścią i zachęcić ludzi, by sami po nią sięgnęli. Być może znów narażam się na ostre słowa z strony komentujących, ale będę bronić tej produkcji. Widać już taki musi być mój los. Zresztą na koniec seansu dostajemy informacje, że obraz jest jedynie inspirowany historią samurajów bez swojego pana.
Wyłóżmy karty na stół, co najmniej połowa kinomanów przesiadujących w necie twierdzi, że Keanu Reeves to drewniany aktor o jedynie dwóch obliczach, żeby nie powiedzieć o kamiennej twarzy. Nieważne, że zagrał w wielu rewelacyjnych projektach ( m. in. "Speed", "Matrix", "Constantine", "Na fali" i "Adwokat diabła"), ludzie mają swoje zdanie i święte prawo do niego. Według mnie jest ono tylko od czasu do czasu trafne ? w zależności od filmu, w którym aktor gra. Tutaj zagrał bardzo subtelnie, starając się ukazać swoje silne strony i kryjąc te słabe. Wypadł w moim przekonaniu nader dobrze, zaskakująco dobrze. Reszta obsady również spisała się przyzwoicie. Nie zabrakło słabszych momentów prawdopodobnie głównie z winy początkującego reżysera, ale tak na zdrowy rozsądek role japończyków popadają w przeciętność. Za jednym wyjątkiem kinowej wiedźmy granej przez Rinko Kikuchi ("Pacific Rim") jest ona w tej roli subtelnie i czarująco okrutna. Zło emanuje od niej drobnym zefirem, co jest bardzo zgubne, gdyż za tym subtelnym stylem bycie kryje się prawdziwie potworna maszkara. Chlubą aktorską kinowej historii jest też Hiroyuki Sanada, śledzę jego karierę od czasów ?Ostatniego samuraja?. Tamta produkcja z Tomem Cruisem uczyniła mnie jego fanem: ?W stronę słońca?, ?Wolverine?, ?Godziny szczytu 3?. W produkcji Carla Rinscha nie błyszczy, ale wypada bardzo wiarygodnie.
A man may not live under the same heaven as the murderer of his lord, nor tread the same earth.
Nikomu nie wmówię, że to arcydzieło, bo to nie prawda. Jest to, jednakże naprawdę dobre kino, które wyśmienicie sprawdza się jako film kostiumowy, fantasy i przygodowy. Krótko mówiąc, przyjemnie się go ogląda i wcale nie nuży. Efekty specjalne jak zwykle na wysokim poziomie - tajemnicza bestia z początku seansu to prawdziwa perełka. W pierwszej chwili myślałem, że musi przynależeć do panteonu mitycznych bestii Japonii. Tymczasem po sprawdzeniu okazało się, iż ów stwór to Kirin znany w wielu kulturach azjatyckich. Choć elementy fantasy wielu osobom się nie podobają, bo liczyli na wierną historię i jedynie walki na miecze to ich argument jest całkiem niesłuszny. Od samego początku wiadomo było, że to będzie projekt jedynie inspirowany prawdziwą historią. Składający jej hołd i ją gloryfikujący. Po co narzekać, skoro widziało się zwiastuny i wiadomo było jakie to dzieło będzie. Filmowcy sprostali zadaniu i nie zmieniali głównego trzonu fabuły, wymogi komercyjne zmusiły ich do ocenzurowania w wyraźny sposób scen seppuku. Chwała, im za to , że ich nie wycięli i pozostali wierni opowieści nie zmieniając zbytnio zakończenia.
Zemsta dokonana w 1702 roku przez czterdziestu siedmiu r?ninów na wysoko postawionym japońskim urzędniku ? Yoshinace Kirze sprawcy śmierci młodego pana Ak? ? Naganoriego Asano (w filmie starszy pan) stała się jedną z slawniejszych zdarzeń w historii Japonii. Za swój czyn zostali skazani na seppuku w 1703 roku. W Japonii sprawa ta znana jest jako Incydent w Ak? ery Genroku i została spopularyzowana m.in. dzięki przedstawieniom teatru kabuki.
XVII wieczna Japonia była odizolowana od zewnętrznego świata, panowała tam kultura czysto japońska. W kraju panował pokój. Z czasem miejsce walecznego wojownika zastąpił typ szlachcica. Arystokraty, który czcił swoje miecze, ale nigdy ich nie użył. Wojna stała się częścią historii. Samurajowie nie mieli nic do roboty, a z względu na podział kastowy społeczeństwa nie mogli posiadać ziemi. Samuraj, który nie mógł walczyć zaczął studiować i pracować w administracji.
W 1701 roku Japonią rządził sh?gun Tsunayoshi Tokugawa. Raz do roku cesarz wysyłał do sh?guna wizytatora, którego należało ugościć z należytym mu szacunkiem. Tamtego roku wyznaczył dwóch. Jednym z nich był Naganori Asano z Ak?, nie obeznany z dworską etykietą dyplomatyczną. Mistrzem ceremonii był Yoshinaka Kira, który naraził młodego Asano na kompromitację. Ostatecznie książę Naganori złamał zasadę nie dobywania broni na dworze sh?guna i drasnął mieczem Kirę. Za to został skazany na seppuku. W filmie zmuszony czarami próbował Kirę zabić myśląc, że ten gwałci jego córkę.
Po śmierci Asano jego majątek został skonfiskowany. Trzystu jego samurajów zostało r?ninami. Jeden z nich ?ishi zaplanował zemstę ? w filmie jest tak samo. W tym celu bezpańscy samurajowie pozornie wiedli beztroski tryb życia, aby zmylić czujność Kiry (produkcja również dała do zrozumienia widzowi upływ czasu, ale z innego powodu, ?ishi został wtrącony do głębokiego dołu i zamknięty tam na rok). W ukryciu ?ishi wraz z czterdziestoma sześcioma najwierniejszymi r?ninami gromadził broń ? to gromadzenie broni przeradza się jedną z dłuższych części kinowego tworu. Dnia 14 grudnia 1702 roku 47 wdarło się na teren posiadłości Kiry. Przywódca osobiście dokonał zemsty na sprawcy śmierci swego pana (tak też dzieje się w filmie). Głowa Kiry w procesji została zaniesiona na grób Asano do świątyni Sengaku-ji (tu również film podążył śladami historii).
Odpowiedzialność za finansową klapę tego projektu ponoszą osoby, które wyznaczyły datę premiery. W USA film ukazał się w gorącym okresie świątecznym, w którym musiał rywalizować z innymi nowościami jak i dziełami niedawno wprowadzonymi do kina jak, choćby Hobbit 2 i Anchorman 2. Przeklęci dystrybutorzy, zamiast dać filmowi szansę w spokojniejszym czasie (druga połowa stycznia, luty) zostawili go na pożarcie. Nie dali mu szansy, co przy 170 milionowym budżecie będzie ich drogo kosztowało. Na razie obraz nabił ledwie 85, 6 mln zielonych. Żal.pl.
Ciekawostką i miłym smaczkiem jest użycie w obrazie starego japońskiego powiedzenia, które brzmi mniej więcej tak: nie może pod jednym niebem żyć mężczyzna wraz z zabójcą ojca, matki, pana lub starszego brata. Użyłem zresztą tego powiedzenia jako cytatu filmowego pod jednym z załączonych zdjęć. Każdemu gotowemu na niemal 2 godziny beztroskiej rozrywki serdecznie polecam ten film. 47 Roninów sprawdza się dobrze jako kino gatunkowe. Rozumiem punkt widzenia krytyki pracy Carla Rinscha, ale się z nim nie zgadzam. W moim odczuciu to nigdy nie miało być kinowe oskarowe albo wiernie podążające za historią. Kino ma bawić i przenosić widza w ciekawe miejsca. Jest po to, by przeżył i doświadczył czegoś, czego w swoim prawdziwym żywocie nigdy nie spotka. Magia kina w tym wypadku na mnie zadziałała.
Ocena: 7,5/10
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze